Judasz zadaje pytanie

W nowej powieści Oza Judasz tak bardzo pragnie nagłego zbawienia świata, że sam namawia Chrystusa na podróż do Jerozolimy i otwartą konfrontację z żydowskimi dostojnikami religijnymi.

02.08.2015

Czyta się kilka minut

Andrea del Castagno, „Ostatnia Wieczerza”, Santa Apollonia, Florencja, 1447 r. / Fot. Domena publiczna
Andrea del Castagno, „Ostatnia Wieczerza”, Santa Apollonia, Florencja, 1447 r. / Fot. Domena publiczna

W połowie XV w. we florenckim kościele św. Apolonii (należącym wówczas do benedyktyńskiego klasztoru, w którym dziś mieści się muzeum) Andrea del Castagno namalował fresk przedstawiający Ostatnią Wieczerzę.

Jezus i jego uczniowie siedzą przy długim stole, którego prostokątny blat wsparty jest na trzech solidnych kolumnach. Jedenastu Apostołów spoczywa na masywnej ławie, która została osadzona na specjalnym podeście. Fizycznie i symbolicznie znajdują się po stronie Mistrza, wywyższeni wraz z nim. Tylko Judasz zajmuje inne miejsce: artysta umieścił go na pierwszym planie. Siedzi bokiem na lichym drewnianym krześle. W prawej dłoni trzyma kawałek chleba – znak, że to on zdradzi Jezusa. Gdy widz pierwszy raz spogląda na fresk, wydaje mu się, że Judasz lewituje nad podłogą. Za pomocą prostych zabiegów kompozycyjnych Castagno wywołał zaskakujący efekt. Przez chwilę mamy wrażenie, że pomiędzy nami a świętym zgromadzeniem znajduje się jakiś przypadkowy obiekt, który zasłania Jezusa i Piotra. Chciałoby się go usunąć, odpędzić jak natrętną muchę.

Mroczne barwy jego szaty, ciemny odcień skóry, gęste włosy i broda – wszystko to kontrastuje ze sposobem, w jaki przedstawione zostały pozostałe postaci. Oni są uosobieniem chrześcijańskiej szlachetności, bojaźliwości i łagodności, wreszcie – apostolskiej wierności. On zaś jest ucieleśnieniem nieczystego zdrajcy. Siedzi przy wspólnym stole, ale jasne jest, że nie należy do tej grupy.

Wiele jest podobnych wizerunków zdobiących kościoły, klasztory, ściany prywatnych mieszkań, katechizmy i modlitewniki. Wyobrażenie to przenosimy na wszystkich Żydów. W chrześcijaństwie Judasz to nie tylko arcyłotr, ale też arcy-Żyd, chciwy kolaborant.

Nieświęta rodzina

Akcja powieści „Judasz” Amosa Oza obejmuje kilka zimowych miesięcy na przełomie 1959 i 1960 r. Główny bohater, Szmuel Asz, to dwudziestopięcioletni student, którego narrator nazywa „socjalistą o słomianym zapale”. W ramach swoich studiów przygotowuje pracę magisterską pt. „Jezus w oczach Żydów”, w której zamierza przedstawić Nazarejczyka nie jako założyciela nowej religii, lecz jako żydowskiego rabina i reformatora judaizmu. Asz sympatyzuje z Kołem Odnowy Socjalistycznej, które prowadzi niekończące się dysputy na temat sytuacji społeczno-politycznej Izraela. Bohater marzy o naprawie świata, o radykalnej zmianie, która uzdrowi całą ludzkość.

Ale ten niecierpliwy i nadwrażliwy ideowiec nie potrafi się zaangażować w rewolucyjne działania. Wygłasza płomienne przemowy na temat problemów politycznych Izraela, ze swoimi kompanami spiera się o kwestie filozoficzne i teologiczne, ale z trudem przychodzi mu słuchanie innych. Lituje się nad losem pokrzywdzonych, roni szczere łzy nad ich zmarniałą egzystencją, ale nie robi nic, by im pomóc.

Poznajemy go w przełomowym momencie. Asz postanawia rzucić rodzinę i studia (powodów jest kilka, ale najważniejsze to zawód miłosny i bankructwo firmy jego ojca). Nie po to jednak, by pchnąć swe życie na inne tory, by pokierować nim w bardziej odpowiedzialny sposób, lecz po to, by skryć się przed światem, by znaleźć spokojne miejsce, w którym będzie mógł zapaść w sen zimowy.

Szczęśliwie znajduje pracę w podu- padłym domu Gerszoma Walda, emerytowanego historyka, kaleki, który mieszka z synową, Atalią. Gospodarz, wiodący samotną egzystencję, potrzebuje partnera do rozmowy, człowieka, który dotrzymałby mu towarzystwa. Oto wymarzona kryjówka na zimę: miejsce, do którego już nikt nie zagląda, zamieszkane przez ludzi, o których niemal nikt nie pamięta.

Wald i Atalia pogrążeni są – każde na swój sposób – w żalu po utracie bliskich. Szealtiel Abrabanel, ojciec Atalii, umarł kilka lat wcześniej. Był działaczem syjonistycznym, człowiekiem o wielkiej charyzmie, który przez całe życie przekonywał, że między Żydami a Arabami możliwe jest pokojowe współistnienie w jednym miejscu, nawet jeśli obydwie strony roszczą sobie prawo do jego wyłącznego posiadania. Że konflikt militarny nie jest nieuchronny, wystarczy zmienić sposób działania: żądania zastąpić pytaniami, zamiast kłótni zaproponować rozmowę, cierpliwie tłumaczyć swoje racje i równie cierpliwie wsłuchiwać się w stanowisko innych.

Za swoje przekonania zapłacił wysoką cenę. Został zmuszony do rezygnacji ze wszystkich funkcji publicznych, pozbawiono go wpływów i skazano na izolację. Uznano za zdrajcę, który albo nie rozumie potrzeb swojego ludu, albo rozumiejąc je, celowo utrudnia ich realizację. Rozgoryczony Szealtiel, nie mając się gdzie podziać, przeniósł się do domu Gerszoma. Było to trudne, bo Wald od samego początku krytykował jego poglądy, uważając je za naiwne, nazbyt idealistyczne, całkowicie nieadekwatne wobec sytuacji, w której znaleźli się Żydzi. Jego relacja z córką również nie układała się dobrze. Atalia nie potrafiła mu wybaczyć, że w przeszłości więcej czasu poświęcał sprawom wspólnoty niż jej młodzieńczym problemom.

Ale Szealtiel Abrabanel to nie jedyny zmarły, którego opłakuje się w tym domu. Micha, syn Walda, mąż Atalii, zginął w walkach z Palestyńczykami, zabity w upokarzający sposób. Gerszoma niweczy poczucie winy. Uważa, że to on wydał syna na śmierć, przekonując go, że o ziemię i własne państwo trzeba nieustępliwie walczyć. Atalia, która poznała kulisy śmierci męża z notatek innego żołnierza, nosi w sobie głęboką ranę, której nie próbuje nawet zaleczyć. Jest przekonana, że w świecie, w którym możliwe jest takie okrucieństwo, miłość to szkodliwa aberracja – daje nadzieję na szczęście, które nigdy nie stanie się ludzkim udziałem.

Właśnie tak wygląda życie w zaułku Rabina Elbaza pod numerem 17, w dzielnicy Szaarej Chesed. Szmuela wprowadzono do tej nieświętej rodziny, by dotrzymał towarzystwa staremu Gerszomowi, ale zarazem zobowiązano go do zachowania tajemnicy (nie może nikomu opowiedzieć o tym, co usłyszy). Wymarzona sytuacja. Asz nie chce bowiem utrzymywać kontaktów ze światem, nie chce tłumaczyć matce, ojcu i studiującej we Włoszech siostrze, dlaczego postanowił wypisać się z życia i porzucić wszystkie zobowiązania. Wydaje mu się, że raz na zawsze rozstrzygnął dylemat szekspirowskiego księcia – walka czy sen? – wybierając jedyną drogę, którą może podążyć człowiek niezdecydowany.

Nie, nie drogę, bo Szmuel do niczego nie dąży. On – jak ranne zwierzę – wybiera jamę, wygodną kryjówkę.

Jezus i Judasz

Rozmowa odgrywa w tej powieści bardzo ważną rolę: pozwala trwać w świecie naznaczonym bólem i zwątpieniem. Angażując się w dyskusję, bohaterowie Oza – przynajmniej na początku – przypominają rozbitków, którzy resztkami sił przyciągają do siebie deskę oderwaną od tonącego statku. Czynią to bez nadziei na ratunek, ale ze świadomością, że jeśli mają przeżyć następną minutę, godzinę, kolejny dzień, to rozmowa jest im niezbędna. Niczego nie zmienia, nie ma terapeutycznego charakteru, nie pomaga w przepracowaniu traumy, ale jest ważna, bo podtrzymuje ledwo tlącą się iskrę życia i pozwala upamiętnić zmarłych.

Oz zastosował prosty chwyt. Wiele razy powracają te same wątki, które opowiadane są w niemal identyczny sposób. Czytelnik nie ma wątpliwości, że repetycje są częścią rytuału: gdy Gerszom Wald kolejny raz mówi o Misze lub o Abrabanelu, to inscenizuje doświadczenie utraty, które uczyniło zeń więźnia żałoby. Szmuel nie jest pierwszym „opiekunem”, nie on pierwszy wciela się w rolę świadka. Przed nim byli inni, którzy zapewne również słuchali tych samych historii, by następnie zniknąć bez śladu. Przypadkowa, acz nieodzowna publiczność.

Stawka jest zatem bardzo wysoka: chodzi o powrót do rzeczywistości. Zarówno Szmuel, jak i mieszkańcy posępnego domostwa mogą albo ostatecznie pogrążyć się w rozpaczy, albo wspólnie znaleźć furtkę, przez którą wydostaną się z żałobnej krypty.

Początkowo tematem rozmów są przede wszystkim bieżące sprawy polityczne: konflikt żydowsko-arabski, napięcia między Izraelem a Egiptem, rządy Dawida Ben Guriona, z którym w przeszłości współpracował Abrabanel. Asz i Wald powracają do genezy izraelskiego państwa, zastanawiają się, czy historia mogła się potoczyć inaczej (co by było, gdyby tacy ludzie jak Szealtiel podbili sumienia żydowskiego narodu?). Z czasem ich relacja staje się coraz bardziej intymna. Gerszom wprowadza Szmuela w arkana swojej żałoby. Zaczynamy rozumieć, że starzec próbuje „zagadać” męczące poczucie winy związane ze śmiercią syna.

Ale Asz również ma coś do opowiedzenia. To prawda, że zrezygnował ze studiów i porzucił swą pracę badawczą, ale wieczorami czytuje artykuły i książki poświęcone Jezusowi. Prowadzi też niezborne notatki, w których rozwija swą wizję. I właśnie tymi przemyśleniami dzieli się z historykiem. Asz i Wald są ateistami i być może dlatego ich rozmowy o religii są tak otwarte. Szmuel przekonuje swojego gospodarza, że Żydzi popełniają błąd, odrzucając Jezusa jako cudotwórcę i koncentrując się na wykazywaniu sprzeczności w chrześcijańskich przekazach na jego temat. Jezus, który go interesuje, którego kocha, nie jest Bogiem, lecz człowiekiem, a przede wszystkim Żydem. I właśnie jako Żyd próbował zreformować wspólnotę, do której należał. Nie chciał zniszczyć starej religii, lecz ją zmienić, rozszczelnić jej granice i wpuścić nową energię. Według Asza koncepcja powszechnej miłości, która ma połączyć wszystkich ludzi, niezależnie od pochodzenia czy poglądów, wciąż jest aktualna. To lekcja, której Żydzi nigdy nie odrobili, trwając przy swojej tradycji.

Wald odnosi się do tych argumentów sceptycznie. Za przykład podaje Abrabanela, który – podobnie jak Jezus – chciał budować mosty między różnymi narodami i marzył o świecie bez konfliktów. „Człowiek – mówi z przekąsem Gerszom – jest zdolny kochać pięć osób, może dziesięć, czasami nawet piętnaście. A i to bardzo rzadko. Ale jeżeli przychodzi do mnie ktoś i mówi, że kocha cały trzeci świat albo Amerykę Łacińską, albo płeć piękną, to to nie jest miłość, tylko piękne słówka. Frazes. Slogan. Nie urodziliśmy się do tego, by kochać więcej niż garstkę ludzi”. Ojciec Atalii to fikcyjna postać, ale jego imię i nazwisko są znaczące. „Szealtiel” oznacza „wyproszone u Boga” (chodzi o nowo narodzone dziecko). „Abrabanel”, miano, które według tradycji nosili potomkowie króla Dawida, zawiera w sobie aż trzy słowa: „Ab” (ojciec), „Rabban” (w ten sposób określano najwyższego rangą dostojnika Sanhedrynu) oraz „El” (Bóg). Bohater Oza jest naznaczony szlachectwem ducha, przynależy do arystokratycznej dynastii. Ale Szealtielowi – jak Jezusowi – nie wystarcza tradycja. Chce zatrzeć granice oddzielające ludzi przynależących do różnych plemion. Z punktu widzenia strażników tradycji, którzy dbają o jej czystość i jednorodność, jawi się jako zdrajca. Jego degradacja jest całkowita: karą za miłość do obcych jest nie tylko utrata funkcji publicznych, ale też znaczeń, które kryją się za jego mianami. „Szealtiel” i „Abrabanel” to od tej pory znaki zdrady.

Nie licząc tytułu, imię Judasza pojawia się w powieści Oza dopiero na setnej stronie. W którymś momencie Szmuel dociera do punktu, w którym konieczna okazuje się rewizja znaczenia tej postaci. Zadanie to arcytrudne, wszak właśnie Judasz stał się figurą kolaboranta, która następnie została rozciągnięta na cały naród żydowski. Chrześcijańskim naśladowcom Jezusa, jego późniejszym uczniom, kapłanom i teologom, postać Judasza służyła do podsycania konfliktu między wyznawcami obu religii. Właśnie tu biją źródła antysemityzmu, nienawiści, która żywi się fantazmatem zdradliwego Żyda, występującego przeciwko Chrystusowi i wszystkim tym, którzy w niego wierzą.

Asz prezentuje alternatywną historię. W jego mniemaniu Judasz nie jest zdrajcą, lecz pierwszym i zarazem ostatnim prawdziwym chrześcijaninem, który jako jedyny był w pełni przekonany o boskości swego Mistrza. Tak bardzo pragnął nagłego zbawienia świata, że namówił Jezusa na podróż do Jerozolimy i otwartą konfrontację z żydowskimi dostojnikami religijnymi. Był nie tylko częścią planu zbawienia – jak uważają chrześcijanie – ale wręcz inspiratorem i reżyserem Ukrzyżowania. Gdy okazało się, że mimo ofiary Jezusa (nie Boga, lecz człowieka) świat nie dostąpił zbawienia, zawiedziony i zrozpaczony Judasz popełnił samobójstwo.

W stronę pustyni

Blasfemia? Prowokacja? Z pewnością przez wielu – i żydów, i chrześcijan – powieść Oza zostanie odebrana jako atak na fundamenty ich wiary, gdyż przedstawia rozważania, które daleko wykraczają poza granice religijnych doktryn. Ale czy prowokacją nie jest fragment Katechizmu Kościoła Katolickiego, w którym mowa o tym, że zatwardziałość Żydów, odrzucających Chrystusa, jest przeszkodą na drodze do powszechnego zbawienia? Czy – w innym kontekście – prowokacją nie są roszczenia żydowskich osadników, którzy uzasadniają swe prawo do ziemi należącej do Palestyńczyków, powołując się na biblijne zapisy? Oz skłania nas do postawienia pytań o te przekonania, które wydają się uniwersalne, a które stanowią źródło nienawiści i konfliktu.

Wszystkie postaci, które pojawiają się w „Judaszu”, są ukazane w ambiwalentny sposób. Każdą z nich – Atalię, Szmuela, Gerszoma, Jezusa i Judasza – Oz darzy sympatią, każdej z nich udziela głosu, pozwala wypowiedzieć swoje racje. Ale nie przyjmuje ich słów na wiarę, spiera się z nimi, wytyka im błędy (polityczne, ideologiczne i egzystencjalne). Nie oskarża ich, co nie znaczy, że ich nie ocenia. Fanatyzm jest jednowymiarowy, wyklucza rację drugiej strony, tłumi głos sprzeciwu, ignoruje postulaty tych, którzy myślą, wierzą i działają inaczej. Izraelski pisarz zaś prezentuje nam sytuację, w której różnice nie muszą prowadzić do waśni. W jednym z wywiadów powiedział, że zstępując na ziemię, mesjasz powinien nas nauczyć przede wszystkim dwóch rzeczy: śmiać się z samych siebie i zaakceptować ambiwalencję otaczającego nas świata.

Niektórzy recenzenci sugerowali, że Ozowi chodzi o usprawiedliwienie zdrady, przede wszystkim dlatego, że sam wielokrotnie był za zdrajcę uznawany. Nic bardziej mylnego. „Zdrajca”, który interesuje autora „Judasza”, to ktoś, kto daremnie próbował zmienić wspólnotę, ale przegrał z konserwatywnymi siłami, a potem – ze strategicznych pobudek – został uznany za odszczepieńca i wichrzyciela. To prawda, że Oz mierzył się z podobnymi zarzutami przede wszystkim za powtarzaną od lat 70. opinię, że w Palestynie powinny istnieć dwa państwa. Jego wuj, Josef Klausner, autor dwóch rozpraw o Jezusie, w których Nazarejczyk prezentowany jest jako żydowski moralista i reformowany rabin, również został napiętnowany (w 1921 r., gdy ukazała się pierwsza ze wspomnianych książek, zarzucono mu kolaborację z Brytyjczykami i chrześcijanami). Ale izraelski prozaik nie szuka usprawiedliwienia, nie obnaża sumienia przed swoim ludem (ani tym bardziej przed nami). Przeciwnie – on afirmuje kondycję tak rozumianego „zdrajcy”, czyli przewodnika, który pragnie zmienić zabetonowany tradycją świat.

W „Judaszu” nie znajdziemy zatem żadnego impulsu heretyckiego. Oz – podobnie jak Thomas De Quincey, autor płomiennej obrony Judasza z połowy XIX w. – ożywia postać, która w ciągu dwóch tysięcy lat, za sprawą teologicznych interwencji, została zmieniona w pustą figurę, myślowy skrót, w symbol nikczemnej nienawiści.

W tekście poświęconym sakralnej sztuce quattrocenta Yves Bonnefoy pisze, że wszystkie postaci przedstawione na fresku Andrei del Castagno zostały pozbawione wyrazu. Nie ma tu pasji, żalu, strachu, poruszenia czy zwątpienia. Jedynie puste znaki, wpasowane w teologiczne ramy. I tym właśnie zostaną – mógłby powiedzieć Amos Oz – jeśli nie postawimy im dziś, z perspektywy naszego czasu i naszych problemów, nowych pytań, jeśli nie zakwestionujemy formuł, za pomocą których pogłębiamy przepaść oddzielającą ludzi należących do różnych wspólnot, narodów i kultur.
Powieść kończy się właśnie pytaniem. Szmuel Asz opuszcza zimową kryjówkę. Między nim a Gerszomem i Atalią narodziło się silne, choć niewysłowione uczucie. Nie wiadomo, czy to wystarczy, by jego gospodarze opuścili swą żałobną kryptę. Nie wiadomo też, co stanie się później z naszym bohaterem. Żegnamy go w chwili, gdy dociera na pustynię, gdzie powstaje nowe osiedle żydowskie: „Zdjął worek z ramienia. Zestawił go na zakurzony asfalt. Na worku ułożył ostrożnie kurtkę, a także laskę i czapkę. I stojąc tak, zadawał sobie pytanie”. ©℗

Przeczytaj także: 

Syn i ojciec Judasza: rozmowa z Amosem Ozem

Edytorial księdza Adama Bonieckiego: Judasz i judasze

Piotr Sikora: A co, jeśliby Judasz w ogóle się nie narodził?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2015