Jeśli padnie Kijów, kolejne będzie Tbilisi

Gruzja dotąd nie nałożyła na Rosję sankcji. Jej władze boją się, że spotkałyby się z ostrą reakcją Kremla. Inicjatywę przejmują więc zwykli Gruzini.

13.06.2022

Czyta się kilka minut

Demonstranci palą kukłę Putina. Tbilisi, Gruzja, 27 marca 2022 r. / ATOPIX / AP / EAST NEWS
Demonstranci palą kukłę Putina. Tbilisi, Gruzja, 27 marca 2022 r. / ATOPIX / AP / EAST NEWS

Tylu unijnych flag nie znajdziemy chyba na ulicach żadnego europejskiego miasta. Gruzja nie jest nawet oficjalnym kandydatem do Unii Europejskiej, ale po wyglądzie jej stolicy widać, że bardzo tego chce.

Świeci słońce, a Tbilisi po jedenastej zaczyna być głośne i tłoczne. Policja kieruje ruchem, bo wiele ulic jest od paru dni pozamykanych – w tym ta główna, prowadząca od stacji metra Rustaweli aż do placu Wolności. Tutaj, w sercu miasta, przy złotej kolumnie świętego Jerzego zabijającego smoka, od wczesnych godzin porannych trwają ćwiczenia do defilady wojskowej na dzień przed Świętem Niepodległości. Dokładnie 26 maja 1918 r. Gruzja odzyskała niepodległość, aby stracić ją trzy lata później po ofensywie Armii Czerwonej zimą 1921 r. Dzisiaj 20 proc. powierzchni tego górzystego kraju, liczącego niespełna 4 mln mieszkańców, znajduje się pod okupacją Rosji.

Dlatego wiele osób sceptycznie podchodzi do świętowania tego dnia. Także Lia, po pięćdziesiątce, która pracuje jako opiekunka dwóch osób niepełnosprawnych i całe życie spędziła w Tbilisi, w niewielkim domu w okolicy placu Wolności. Zaprasza mnie na czaj z konfiturami, ale znając gruzińską gościnność na tym się nie skończy.


Zobacz także: ŁABUSZEWSKA: W MOSKWIE PRAWIE NIE ZAUWAŻA SIĘ WOJNY. W stolicy nie rozmawia się o wojnie, nawet taksówkarze przestali o niej mówić. A lokale pełne są ludzi >>>>


– A co tu świętować? – zaczyna opowiadać. – Jedna piąta Gruzji jest pod rządami Ruskich, a nasi chłopcy walczą teraz w Ukrainie. Wierzymy, że to także nasza wojna. Okupant jest wciąż ten sam.

Ochotnicy do zadań specjalnych

Gruzińskie ministerstwo obrony nie chce ujawniać danych dotyczących żołnierzy-ochotników przebywających w Ukrainie. Szacuje się, że w różnych oddziałach może walczyć nawet 2 tysiące Gruzinów.

Jednym z nich jest Mamuka Mamułaszwili, założyciel ochotniczego Gruzińskiego Legionu Narodowego. Wcześniej stał na czele gruzińskiej federacji mieszanych sztuk walki.

Rozmawiamy przez internet. Ze względów bezpieczeństwa mężczyzna nie może zdradzić swojego położenia. Mówi jedynie, że jego legion (w skład którego wchodzi około tysiąca Gruzinów, ale też żołnierze z innych krajów) bierze udział w operacjach specjalnych na wschodzie Ukrainy. Wszyscy mają doświadczenie bojowe.

Rosyjski Komitet Śledczy wszczął postępowanie przeciw Mamułaszwilemu, oskarżając go o stworzenie nieformalnej formacji wojskowej i wzywanie do nienawiści etnicznej. Wcześniej walczył z Rosjanami w Czeczenii (1994-96), Gruzji (2008), a od 2014 r. w Ukrainie.

– Jeśli padnie Kijów, kolejne będą Tbilisi i Warszawa. Jeśli Rosjanie zaatakują Polskę, to ja z moimi ludźmi będę walczyć i w waszej obronie – mówi mi Mamułaszwili.

Dodaje, że czuje moralny obowiązek walki ramię w ramię z Ukraińcami, bo to oni jako pierwsi przyszli im z pomocą, gdy Rosjanie w latach 90. zaatakowali Abchazję, gruziński region na zachodzie kraju, do dziś okupowany przez Rosję.

– Wtedy 30 Ukraińców zginęło w naszej obronie. Czuję wobec nich moralne zobowiązanie. Nasz rząd jest prorosyjski, ale wszyscy pozostali, których ambicją jest wolność, muszą opowiedzieć się po stronie Ukrainy – podkreśla w rozmowie.

Po 24 lutego prezydent Wołodymyr Zełenski odznaczył już kilkoro Gruzinów za odwagę i poświęcenie w obronie Ukrainy. Wśród nagrodzonych jest m.in. małżeństwo Gela Beglarishvili i Rusudan Ivanishvili.

Z obawy przed Rosją

Zupełnie inaczej na obecność Gruzinów w Ukrainie reagują władze Gruzji.

Gdy na lotnisko w Tbilisi docierały trumny gruzińskich żołnierzy, którzy tam zginęli, wśród tłumów witających je na lotnisku na próżno było szukać przedstawicieli władz. Rząd na początku rosyjskiej inwazji blokował nawet loty czarterowe, aby utrudnić ochotnikom dotarcie do Ukrainy.

– Jeśli ktoś wraca z frontu do domu, musi się liczyć z problemami. Policja szuka pretekstów, aby go aresztować – mówi Mamuka Mamułaszwili.

Potwierdza to aktywista Nodar Rukhadze z organizacji Shame Movement: – Mój kolega walczący w Ukrainie po powrocie do kraju był przez 18 godzin przesłuchiwany na lotnisku. To jakiś absurd.


Zobacz także: IZRAEL: JAK POMÓC UKRAINIE I SIĘ NIE NARAZIĆ. Izrael, który na co dzień większość energii poświęca kwestiom bezpieczeństwa, od początku rosyjskiej inwazji przechodzi test własnych wartości >>>>


Z kolei Giorgi Khelashvili z partii rządzącej Gruzińskie Marzenie przekonuje w rozmowie z „Tygodnikiem”, że władze nie utrudniają wyjazdu ochotnikom, lecz że Gruzja nie może ich oficjalnie wspierać, podobnie inne państwa. Mówi także, że wyjazd na wojnę jest moralnym wyborem każdego człowieka.

Bez sankcji

Choć od początku rosyjskiej inwazji minęły ponad trzy miesiące, gruziński rząd wciąż nie nałożył na Rosję żadnych sankcji.

Zależność Gruzji od rosyjskich surowców i produktów spożywczych jest faktem. Oficjalnie kraj importuje najwięcej z Turcji i Unii Europejskiej, ale wystarczy wejść do dowolnego sklepu, aby zobaczyć, że większość produktów pochodzi z Rosji. W niektórych nawet gruzińskie produkty „zdobi” rosyjska naklejka z napisem „cena”.

15 marca rosyjska Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego zniosła wcześniejszy zakaz importu produktów mlecznych z Gruzji. Zdaniem Gruzińskiej Narodowej Federacji Żywności jest to efekt dwuletnich negocjacji, ale według opozycji to reakcja Kremla na zachodnie sankcje.

– To poniżające, że pomimo tych wszystkich okrucieństw wojennych dokonanych przez Rosjan nasz rząd chce z nimi prowadzić interesy – mówi aktywista Nodar Rukhadze.

Gruziński rząd wysłał do Ukrainy 140 ton pomocy humanitarnej, ale o sankcjach wciąż nie ma mowy.

– Gruzja jest dziś być może w jednym z najtrudniejszych geopolitycznych miejsc na świecie – przekonuje Giorgi Khelashvili z Gruzińskiego Marzenia. I porównuje jej sytuację do życia obok wulkanu, który może wybuchnąć w każdym momencie i w każdym kierunku.

– Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Poparliśmy wszystkie międzynarodowe rezolucje potępiające Rosję. Jednak nałożenie sankcji miałoby dużo poważniejsze skutki dla samej Gruzji – mówi polityk. Uzasadnia to kilkoma czynnikami. Po pierwsze, oddziały rosyjskie okupują tereny położone zaledwie 30 km od Tbilisi. Po drugie, kraj ma blisko 300 tys. uchodźców wewnętrznych. No i nie może liczyć na wsparcie NATO.

Jednak według marcowego sondażu Caucasus Research Resource Centers, 61 proc. Gruzinów domaga się od rządu silniejszej reakcji na rosyjską agresję przeciw Ukrainie.

W zachodniej prasie coraz częściej można spotkać nagłówki mediów: „Putin przegrywa w Ukrainie, ale wygrywa w Gruzji”.

Flagi na domach

Tam, gdzie zawodzą działania władz państwowych, górę biorą społeczne inicjatywy wspierające Ukrainę.

W jednej z restauracji w Kutaisi – drugim pod względem wielkości mieście Gruzji – słyszę, jak grupa kobiet domaga się menu w języku rosyjskim. Obsługujący je kelner protestuje i, mimo że zna rosyjski, chce, aby zamówienie złożyły po gruzińsku lub angielsku.


Zobacz także: JAROSŁAW HRYCAK, ukraiński historyk: Swoimi rakietami Putin niszczy także prorosyjską orientację na Ukrainie. Ona kojarzy się dziś z wojną i jej skutkami >>>>


– Po wybuchu wojny w Ukrainie do Gruzji przyjechało ponad 100 tys. Rosjan. To dużo jak na rozmiary naszego kraju. Wiem, że część z nich uciekła przed prześladowaniami w swoim kraju, ale jakoś tak trudno zacząć mi z nimi rozmowę po rosyjsku – mówi Nodar Rukhadze.

Podobnie uważa wielu Gruzinów, którzy choć znają rosyjski, to coraz częściej nie chcą go używać.

Wiele pomników w kraju zdobi teraz niebiesko-żółta flaga. Nie spotkamy ich natomiast na budynkach państwowych – kolejny przejaw polityki „nieprowokowania Rosji”. Flag ukraińskich jest za to mnóstwo gdzie indziej – namalowanych na domach, wywieszonych na balkonach czy na drzwiach prywatnych firm. Pojawiają się także naklejki na samochodach, ulicznych lampach i słupach oraz napisy po ukraińsku na murach „Sława Ukraini!”.

Akcja edukacja…

Wystarczy przejść się po Tbilisi w poszukiwaniu wi-fi, aby przekonać się, że trwa tam prawdziwa akcja edukacyjna wobec Rosjan.

Właściciele wielu kawiarni czy restauracji wymagają od swoich gości, pragnących skorzystać z darmowego dostępu do internetu, aby wpisywali takie hasła jak: „Wojna w Ukrainie”, „Slava Ukraini”, a także słynnego „Putin idi nachuj”.

Na tych, którzy mają jeszcze wątpliwości, kto jest w tej wojnie agresorem, czeka jedna z tbiliskich restauracji, która przed wejściem wymaga od gości podpisania następujących wniosków: „Rosja rozpoczęła wojnę w Ukrainie” i „Rosja okupuje 20 proc. Gruzji”. To obowiązkowe, aby móc tam zjeść.

W wielu miejscach stolicy można też spotkać rosyjskojęzyczne napisy „Najlepsze chinkali w Tbilisi”, wraz z kodem QR. Gdy przybysz z Rosji będzie chciał dowiedzieć się, gdzie może skosztować tej tradycyjnej gruzińskiej potrawy i zeskanuje kod, wyświetlą mu się informacje o wojnie w Ukrainie.

...i marsze solidarności

Po rosyjskiej inwazji Gruzini kilkanaście razy wychodzili na ulice stolicy, a także mniejszych miast, by wyrazić solidarność z Ukrainą. 7 marca protestujący przeszli główną aleją Rustawelego, by przed parlamentem rozwinąć ogromną flagę Ukrainy. Domagali się reakcji rządu i dymisji premiera Irakliego Garibaszwilego. Niektórzy rzucali w stronę budynków rządowych papierem toaletowym i mąką. Policja aresztowała 15 aktywistów, w tym Nodara Rukhadzego z grupy Shame Move- ment.

– Chcieli rozproszyć marsz, to oczywiste. Policja dostała rozkaz, aby zatrzymać kilka osób, a że nasze twarze są im dobrze znane z innych protestów, poszło im to szybko. Jednego z naszych kolegów złapali, gdy wsiadał do samochodu – mówi Rukhadze.

Teraz aktywiści mają do zapłacenia grzywny o równowartości ponad 11 tys. dolarów – to ponad 27 średnich pensji.

Gruzińskie aspiracje

Od 10 lat krajem rządzi partia Gruzińskie Marzenie, założona przez biznesmena Bidzinę Iwaniszwilego, który dorobił się w Rosji. Kiedy Iwaniszwili wchodził do polityki, wartość jego majątku była szacowana na połowę wartości gruzińskiego PKB. Na stronie internetowej partii czytamy, że jej celem jest „spełnienie europejskich i euro-azjatyckich aspiracji Gruzinów”.

– To tylko slogan. Od dekady łamane są demokratyczne wartości. Dziś w ich rękach jest nie tylko parlament, lecz także większość instytucji, w tym sądy i prokuratura – mówi Mariam Dolidze, aktywistka z Shame Movement.

Ogromnym echem odbiła się w ostatnim czasie sprawa szefa opozycyjnej stacji telewizyjnej: Nika Gvaramia trafił na 3,5 roku do więzienia za rzekome nadużycia swojej pozycji i szkodzenie interesom firmy. Według Amnesty International to działanie motywowane politycznie, które ma zdusić wolność słowa.

Tymczasem przewodniczący parlamentu Irakli Kobakhidze zapewnia, że „Gruzja jest przed Ukrainą i Mołdawią, jeśli chodzi o parametry do osiągnięcia oficjalnego statusu kandydata do Unii Europejskiej”. Z sondażu prowadzonego przez amerykański ośrodek International Republican Institute wynika, że tego właśnie chce 88 proc. Gruzinów.

Strach przed kolejną wojną

Kiedy rozmawiamy w biurze Shame ­Movement w centrum Tbilisi, słyszymy nagle, jak nad budynkiem przelatuje wojskowy samolot. Widzę dezorientację na twarzach rozmówców. Po chwili ciszy mówią, że to tylko ćwiczenia przed Dniem Niepodległości.

Gruzini boją się wojny. Wciąż mają w pamięci sierpień 2008 r. i trwający pięć dni konflikt z Rosją. Odcisnął na nich piętno.


Zobacz także: Wojciech Jagielski w cyklu Strona Świata: POSPIESZNY DO BRUKSELI. GRUZJA I MOŁDAWIA UBIEGAJĄ SIĘ O PRZYJĘCIE DO UE >>>>


– Rządzącym łatwo jest uprawiać propagandę i straszyć ludzi, że dla ich polityki nie ma alternatywy, bo rządy opozycji oznaczałyby wojnę z Rosją. Mówią, że konflikt z 2008 r. był sprowokowany przez naszego prezydenta Micheila Saakaszwilego – mówi Nodar Rukhadze (Saakaszwili, który po wielu latach pobytu na emigracji wrócił do kraju, trafił do więzienia i przebywa tam do dziś).

Tatia Muchauri miała 8 lat, gdy – będąc na placu zabaw – zobaczyła, jak gruziński czołg staje w płomieniach. Słyszała krzyk żołnierza. To było w Cchinwali, w ogniu wojny. Tatia pamięta też, jak wielokrotnie musiała uciekać do schronu z obawy przed Rosjanami. Mówiło się, że słyną z brutalności i gwałcą dziewczyny. Nie było wtedy łączności telefonicznej, a Tatia bała się o życie ojca, z którym straciła kontakt. Dziś ma 22 lata i mieszka w Tbilisi. Do teraz czasem trzęsą się jej ramiona, gdy nagle słyszy nieznany hałas.

Z kolei Julia Kharashvili w 1992 r. musiała uciec ze swojego domu w Abchazji. Wówczas straciła nie tylko dom, lecz także przyjaciół, sąsiadów i rodzinę. W kolejnych latach trudno było jej pozbyć się koszmaru nocnego, w którym znajduje się na podwórzu swojego domu, ale nie może wejść do środka.

Wspólnota losu

Takich ludzi jak Tatia i Julia jest w Gruzji mnóstwo. Trudno dziwić się, że strach przed wojną jest tutaj wciąż wszechobecny – zwłaszcza u tych kilkuset tysięcy uchodźców wewnętrznych, którzy musieli opuścić region Abchazji oraz Południowej Osetii, do dziś okupowane przez Rosjan.

– Większość świata nie dostrzegała naszych wojen – mówi Julia Kharashvili, należąca do stowarzyszenia IDP Women Association „Consent”. – Wielu naszych uchodźców wewnętrznych wciąż żyje w zbiorowych centrach: w hostelach, budynkach publicznych i przedszkolach. Dla nich nie ma powrotu do domu. Borykają się z problemami natury psychologicznej, podobnie jak dziś miliony Ukraińców. Także dlatego utożsamiamy się z Ukraińcami i chcemy im pomagać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2022