Jan Paweł II stał się kolejnym polskim chochołem

Papież, który był postacią wyjątkową i złożoną, działającą w skomplikowanych warunkach historycznych, został sprowadzony do wymiarów płaskiego obrazu, mocno trzymanego w rękach przez polityków, także kościelnych.

25.03.2023

Czyta się kilka minut

Pomnik Jana Pawła II przed kościołem  św. Jadwigi w Pszczynie, 20 marca 2023 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Pomnik Jana Pawła II przed kościołem św. Jadwigi w Pszczynie, 20 marca 2023 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Przypomnę: sześć lat temu, 18 lutego 2017 r. w Teatrze Powszechnym w Warszawie odbyła się premiera „Klątwy” według dramatu Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Olivera Frljicia. Przedstawienie wywołało gwałtowne protesty i stało się jednym z najgłośniejszych polskich skandali teatralnych ostatnich dekad, głównie za sprawą jednej z początkowych sekwencji, w której na scenie pojawiła się teatralna kopia standardowego do banału pomnika Jana Pawła II. Najpierw była adorowana aż do najdosłowniejszej realizacji trywialnej formy uwielbienia – jedna z aktorek markowała fellatio na doczepionym do figury sztucznym penisie. Potem na posągu zawieszano tabliczkę z napisem „Obrońca pedofili” i tak napiętnowany wieszano na szubienicy. Adoracja przechodziła w całkowite odrzucenie.

Pamiętam, że oglądając tę scenę poczułem fizyczne drżenie. Był to symptom wskazujący, że zaatakowane zostało coś, co dla mnie jest ważne, wartościowe, cenne. Teatr jest miejscem i narzędziem takich wzburzeń, sprawdzających, co jeszcze drży w nas, gdy zostanie zaatakowane, a więc – co w nas jeszcze żywe.


PROF. KAROL TARNOWSKI: ŚWIĘTOŚĆ NIE CHRONI PRZED ŚLEPOTĄ. TO MOIM ZDANIEM PRZYTRAFIŁO SIĘ KAROLOWI WOJTYLE >>>>


Dziś tamta scena sprzed sześciu lat streszcza to, co właśnie się dzieje w tak zwanej rzeczywistości (zaraz dodać trzeba podważający jej realność przymiotnik) medialnej. Doprowadzona do karykatury adoracja przechodzi w napiętnowanie, a w tych, dla których Jan Paweł II nie jest tylko figurą, znów albo drżą filary, albo wzmaga się utożsamienie z nim.

Dramat i ikona

Nie wiemy, jakie będą skutki obecnego dramatu papieskiego, ale już widać, że jego poszczególne ogniwa zmieniają swoje znaczenia, a nawet sposoby istnienia w zależności od tego, jakie reakcje wywołują. Dotyczy to przede wszystkim dokumentu Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3”, który po emisji na antenie TVN na początku marca wywołał tak gwałtowną i spektakularną reakcję antagonistów medialnych i politycznych, że w jej efekcie zamienił się z sensacyjnego filmu śledczego stawiającego pytania w „atak na świętość wielkiego papieża Jana Pawła II”, a po chwili w brutalną i inspirowaną przez „obcych” napaść na fundamenty narodowej tożsamości i Polskę jako taką.

Wszystko to stało się praktycznie w ciągu jednego dnia, 9 marca, gdy – jednak dość niespodziewanie – głos postanowił oficjalnie zabrać Sejm. Dzięki poparciu większości parlamentarnej przyjęta została specjalna uchwała, potępiająca „medialną nagonkę” i przeciwstawiająca się próbom zniszczenia „wizerunku człowieka, którego cały wolny świat uznaje za filar zwycięstwa nad imperium zła”. Głosowaniu towarzyszyła szczególna spektakularna akcja – popierający uchwałę posłanki i posłowie prawicy stali, trzymając w dłoniach ikoniczne wizerunki świętego.

Co znamienne, w uchwale najwięcej miejsca poświęca się powtarzaniu twierdzeń, że Jan Paweł II „zajmuje szczególne miejsce w historii Polski i Europy”, „jest wielkim autorytetem dla Polaków oraz społeczeństw całego świata”, „był niestrudzonym orędownikiem praw człowieka i obrońcą ubogich we wszystkich zakątkach świata”, zaś „myśli zawarte w Jego nauczaniu pozostają ważnymi wskazówkami w zakresie kształtowania życia społecznego”. Te natrętne powtórzenia wielkich słów podniesione do rangi sejmowej uchwały o szczególnej oprawie, przyjętej jako odpowiedź na zarzuty dotyczące czegoś zupełnie innego, mogłoby rodzić podejrzliwość: skoro trzeba przypominać niekwestionowane dotąd zasługi Jana Pawła II, to może jednak w świetle oskarżeń o pobłażliwość wobec księży-pedofilów one też tracą swoją moc?

Tego samego dnia wieczorem marszałek Sejmu Elżbieta Witek wygłosiła w TVP orędzie, które pod względem monstrualizacji przeciwnika i zaklinania rzeczywistości wielokrotnie przebijało uchwałę sejmową. Szczerze mówiąc nie wierzyłem własnym uszom, gdy słyszałem, że „Jan Paweł II jest dla nas, dla Polaków tym, co nas jednoczy i spaja”, a jego portret to jedno z czterech „wspólnych insygniów tożsamości” niezależnych od wyznawanej wiary i poglądów. Według Witek te cztery insygnia to „nasz orzeł biały, biało-czerwona flaga, obraz Matki Bożej Częstochowskiej i portret Jana Pawła II. W najtrudniejszych czasach to właśnie te symbole trzymały nas przy życiu, trzymały nas razem, dawały nadzieję na wolną, niepodległą Polskę”. Nie spodziewam się wiele po polityce tożsamościowej Zjednoczonej Prawicy, ale stwierdzenie, że kto nie czci Jana Pawła II jak godła i flagi narodowej (nie mówiąc już o Matce Boskiej, przeciwko zrównaniu z którą protestowałby zapewne sam tak niefortunnie broniony), ten nie należy do grona „nas, Polaków”, jednak mnie zaszokowało. I teologicznie, i historycznie, i racjonalnie jest to absurd, jeśli nie herezja. Nie słychać jednak, by strona kościelna lub intelektualiści prawicowi oponowali.

Jak się bowiem po raz kolejny okazało – irracjonalne szarże prawicy działają. Wygląda na to, że jako element doraźnej polityki uchwała Sejmu i orędzie ­marszałek Witek są skuteczne. Większość społeczeństwa nie chce słyszeć o jakiejkolwiek krytyce osoby, w której kult i autorytet inwestuje od lat. Najnowsze badania opinii społecznej wykonane przez IBRiS pokazują, że procent Polaków, dla których Jan Paweł II jest autorytetem, w grudniu 2022 r. wynoszący 58 proc., po publikacji filmu Gutowskiego wzrósł do 65 proc., a następnie do 72 proc. Wygląda więc na to, że zamiast krytycznego myślenia wywołującego niepokój, większość rodaków woli poczucie stabilizacji i zakorzenienia. Rzecz w dzisiejszym świecie wcale nie dziwna, ale jednak wciąż zastanawiająca.

Pałuba

Obecna „wojna papieska” stanowi jaskrawy dowód, że Karol Wojtyła – Jan Paweł II, który był postacią wyjątkową i – jak wszystkie takie postacie – złożoną, działającą na dodatek w wyjątkowo skomplikowanych warunkach historycznych, został sprowadzony do wymiarów płaskiego obrazu, mocno trzymanego w rękach przez polityków (także kościelnych). Po uchwale Sejmu, wystąpieniu marszałek Witek i kolejnych manifestacjach staje się jasne, że walka nie toczy się o historyczną prawdę na temat człowieka, myśliciela, kapłana, męża stanu, duchownego i polityka. Walka dotyczy wizerunku, który dawno już został opróżniony z zawartości, a nawet oczyszczony z cech charakterystycznych i jest jak teatralny posąg z „Klątwy” – wykonany z gutaperki i pusty w środku. To nie pomnik i nawet nie figura, ale pałuba, chochoł o kształcie przypominającym kiedyś żyjącego człowieka.

Nie ukrywam – jestem wyczulony na zbiegi okoliczności: pierwsze notatki do tego tekstu zacząłem pisać 16 marca, w dniu rocznicy prapremiery „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego – dramatu narodowego, który ukazuje Polskę jako kraj we władzy chocholej klątwy. Przez lata rozważano, co też weselny Chochoł ma symbolizować. Ludzie pełni wiary i nadziei twierdzili, że okrywa on różę, a jego władza jest czasowa. Po 122 latach od pierwszego odprawienia dramatycznej wiwisekcji narodowej trudno jednak mieć wątpliwości – Chochoł niczego nie okrywa, jest pusty w środku, zaś jego władza i taniec napędzane są naszymi złudzeniami na temat nas samych.

Z kolei osiemnaście lat po śmierci Jana Pawła II i wielkich, rzeczywiście wspólnotowych rytuałach żałoby, które wywołała, nie sposób nie zauważyć, że papież Polak stał się kolejnym polskim chochołem – „malowanym obrazkiem”, który trzyma się kurczowo w lęku przed tym, co mogłoby się ukazać i czym trzeba by zająć ręce, gdyby go z nich wypuścić. Oficjalny kult kościelny i państwowy, wzmocniony siłą rytualnego katolicyzmu i ceremonialnego patriotyzmu, na różne sposoby przyczynił się do tego, że postać Jana Pawła II została wypróżniona z istotnych treści jego nauczania i elementów postawy, którą przedstawiał i ustanawiał swoimi licznymi wystąpieniami.

Dziś postać papieża Polaka jest gotowa na przyjęcie wszystkiego, co w danym momencie jego czciciele i obrońcy zechcą wpisać w tak ogólne pojęcia jak Polska, Kościół, demokracja. I musi za to zapłacić.

Skrót klawiaturowy

Wrogów też to dotyczy, bo Jan Paweł II jest także pustą pałubą dla tych, którzy po rozpętaniu wojny o jego wizerunek przyjęli postawy obrazoburcze. To wizerunku dotyczy domaganie się przez posłanki lewicy „odjaniepawlenia” ulic i instytucji publicznych czy przeciwstawiająca ikonie bluźnierczy obraz okładka tygodnika „Nie”, nie mówiąc już o setkach, jeśli nie tysiącach internetowych memów. I to właśnie memizacja debaty publicznej jest współodpowiedzialna za spotęgowanie procesu wytwarzania pałuby i poddawania zbiorowości jej władzy. Memy działają na zasadzie krótkotrwałego efektu wywołanego przez zestawienie obrazu i słowa. Są współczesną wersją dawnych emblematów, ale o przeciwnym wektorze – emblematy były narzędziami umacniania dominujących wyobrażeń i schematów wiedzy, podczas gdy najpopularniejsze memy służą ich kwestionowaniu lub braniu w nawias. Tak jak emblematy sprowadzały złożoną wiedzę do łatwo przyswajalnych kompozycji obrazowo-tekstowych, tak memy sprowadzają debatę społeczną do wymiany puent.


CO WOJTYŁA WIEDZIAŁ NAPRAWDĘ. Wyidealizowana i odklejona od rzeczywistości etyka norm, której Karol Wojtyła był krzewicielem, zmieniła jego spojrzenie. Sprawiła, że krzywda ofiar zeszła na drugi plan >>>>


Przy wszystkich różnicach, oficjalny kult świętego i internetowe szyderstwa wspierają ten sam proces – wydrążania postaci Jana Pawła II i przekształcania jej w pustą skorupę, ambiwalentny totem plemiennych walk, który po usunięciu pierwotnych znaczeń każda ze stron interpretuje według własnych potrzeb, wkładając weń to, co dla niej najważniejsze. W ten sposób oderwana od historycznej postaci pałuba nabiera szczególnej wartości – choć pusta, jest tak cenna, że jej obrona wydaje się bezwzględnie konieczna.

Proces pałubizacji Jana Pawła II nie zaczął się z początkiem marca 2023 r. Toczył się jeszcze za jego życia, z czego sam Karol Wojtyła zdawał sobie chyba sprawę. Można znaleźć całkiem sporo jego (czasem ekscentrycznych) działań, które da się w tym kontekście interpretować jako próby oporu. Zdał się on niestety na nic – dziś, tak dla obrońców wizerunku papieża Polaka, jak i dla jego obrazoburców to, czego Karol Wojtyła – Jan Paweł II nauczał, co rzeczywiście robił – nie ma znaczenia. Straciła je przede wszystkim wiara w konieczność i moc ciągłej osobistej i społecznej pracy nad przemianą, współdziałania z duchem, który może odmienić oblicze ziemi.

Powtarzając słynne słowa z czerwca 1979 r. (otwierają one także sejmową uchwałę), czyni się z nich zaklęcie magiczne, jakiś duchowy skrót klawiaturowy, który ma działać sam przez się. Tymczasem było to wezwanie do nieustannego wysiłku codziennego nawracania, którego podstawowym warunkiem jest uczciwe mierzenie się z sobą. Tak rozumiana etyka i performatyka przemiany została w Polsce zastąpiona polityką podtrzymywania konfliktu i ceremonialnych aktów „obrony wartości”. Pozorują one wierność chrześcijańskiej i romantycznej tradycji transformacji, ale w rzeczywistości stanowią ich zaprzeczenie i służą ich usunięciu z życia indywidualnego i zbiorowego.

Bez przebaczenia

Gdyby można całą „wojnę o papieża” sprowadzić do typowej dla współczesności walki na obrazy i ceremonie, sytuacja tych, dla których on sam wciąż jest ważny, byłaby całkiem prosta. Wystarczałoby, jak dotąd, dystansować się od sprowadzania Jana Pawła II do ikony/ /memu i próbować działać na rzecz kontynuacji i wprowadzania w życie tych elementów programu ewangelicznie pojmowanej solidarności, które uważa się za aktualne. Taka postawa pozwalałaby pozostać w opozycji do współczesnych strategii i taktyk politycznych, w praktyce zaprzeczających takim wartościom jak empatia, a przede wszystkim szacunek dla każdej osoby ludzkiej w jej konkretnym indywidualnym istnieniu.

Żyjemy w kraju (i świecie) rządzonym procesami zombizacji przeciwnika, którego czyni się potworem niepotrafiącym się komunikować, co najwyżej przypominającym człowieka, więc przeznaczonym do bezkarnej likwidacji. W wierności papieskiemu personalizmowi można by znaleźć i punkt oporu wobec tego procesu, i płaszczyznę możliwego odnowienia debaty, której warunkiem jest wysłuchanie, a nie zagłuszanie osób inaczej myślących i wykluczanie ich z grona „my”. Opierając się na nauce świętego papieża, można by więc występować przeciwko jego rzekomym wyznawcom, takim jak obecna marszałek Sejmu.


CO WOJTYŁA WIEDZIAŁ NAPRAWDĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Problem polega jednak na tym, że podstawowy warunek zachowania takiej postawy stanowi niezgoda na sprowadzanie Jana Pawła II do ikony, a to z kolei oznacza konieczność innego, nieceremonialno-wizerunkowego zmierzenia się z wynikami dziennikarskiego śledztwa inicjującego obecny dramat.

Maciej Gutowski i Ekke Overbeek, wyciągając dokumenty i świadectwa mające dowieść tezy, że „Jan Paweł II wiedział”, podważają jednolity, świetlisty i apoteozowany wizerunek-pałubę papieża jako osoby nieomylnej i zawsze kierującej się najwyższymi zasadami etycznymi. Wbrew późniejszym spotęgowaniom medialnym i memicznym nie czynią przy tym z Jana Pawła II jakiegoś potwora czy amoralnego członka przestępczej organizacji, ale ukazują go jako człowieka, który w określonej sytuacji ze złożonych i niekoniecznie jasnych powodów podejmował działania dziś jednoznacznie potępiane jako „obrona pedofili”, a więc stojące w jaskrawej sprzeczności z tym, co głosił.

Ta sprzeczność ma w przypadku Jana Pawła II szczególne znaczenie, ponieważ należał on do tradycji, która za jeden ze swych fundamentów uznawała zgodność słowa i czynu. „W słowie chęć tylko widzim, w działaniu potęgę...” – pisał jej prawodawca, a słowa te pozostają w mocy i sprawiają, że choćby ślad podejrzenia o działania tak bardzo niezgodne ze słowem, jak tuszowanie krzywdy dzieci, rzuca głęboki cień na wszelkie słowa, zwłaszcza te najważniejsze.

I tu – jak sądzę i czuję – przed tymi, dla których osoba, myśl i postawa Jana Pawła II były i są ważne, otwiera się najgłębsza i najciemniejsza szczelina. Stanowi ona radykalne przeciwieństwo „wojny o wizerunek”, bo nie o wizerunek chodzi, ale o pewien model życia, o doświadczenie mierzenia się z jego realnością, której częścią nieusuwalną są błąd i grzech.

To prawda niby oczywista, ale obie strony obecnego konfliktu zdają się o niej zapominać (może to zapomnienie jest owego konfliktu prawdziwą stawką?): nawet największy człowiek nie jest doskonały i musi nieustannie uważać, by w chwili, której się nie spodziewa, utrata czujności, fałszywe rozpoznanie, poddanie cudzym wpływom lub „ogólnym uwarunkowaniom” nie doprowadziło do nieodwracalnego błędu, po którym żadne przeprosiny nie będą już wystarczające.

Tymczasem w kraju deklaratywnie chrześcijańskim, wszystkie strony wszystkich konfliktów żywią ten sam bezwzględny dogmatyzm etyczny, niedopuszczający żadnego wybaczenia, żadnego zrozumienia dla cudzych słabości. Ten sam dogmatyzm, który jest siłą napędową mediów społecznościowych.

Zamiast etycznej pracy nad sobą, polską wspólnotą rządzi niepodzielnie mściwa praca nad innymi – nad wytworzeniem, podtrzymaniem i wykorzystaniem figury przeciwnika jako nie-osoby godnej jedynie potępienia i to potępienia całościowego. Jeśli czegoś naprawdę nie ma w praktyce życia publicznego, to szansy na zrozumienie i wybaczenie. Możliwe jest tylko wyparcie i zaparcie się siebie, skutkujące projektowaniem na innych własnych błędów i przewin. Ten fundamentalny brak oznacza praktyczną eliminację z życia zbiorowego chrześcijaństwa jako religii przebaczenia. To on skazuje nas na tkwienie w fikcji etycznej nieskazitelności pod sankcją odmowy wszelkich praw. To on wypróżnia nas z nas samych, zamieniając w wizerunkowe pałuby, ikony i memy.

Jeśli w obecnej wojnie papieskiej można znaleźć choćby cień nadziei, to wiązałbym ją z nikłą, ale jednak istniejącą szansą na przypomnienie podstawowej prawdy chrześcijaństwa, a przede wszystkim jego podstawowej nadziei – na wybaczenie zrozumianych win. By szansy tej nie zmarnować, niepotrzebne są sejmowe uchwały, orędzia, deklaracje na konferencjach prasowych i marsze, które i tak nie zagłuszą już wypowiedzianych wątpliwości.

Potrzebne jest coś dokładnie odwrotnego – otwarcie archiwów, wyświetlenie wszystkich przypadków, wysłuchanie pokrzywdzonych, wyznanie wszystkich błędów – praca ogromnie trudna, ale konieczna. Bo dopiero po jej wykonaniu będzie można wypowiedzieć w imieniu Jana Pawła II najbardziej ludzką prośbę możliwą do sformułowania tylko wtedy, gdy wszystkie role zostaną odegrane i zdemaskowane: „Jak sami chcecie grzechów odpuszczenia,/ Tak mi przebaczcie moje przewinienia”. I dopiero wtedy można będzie zapytać, czy świętym się jest ze względu na społecznie pożądaną i projektowaną nieskazitelność, czy też się nim staje, podnosząc się z upadku.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor w Katedrze Performatyki na UJ w Krakowie. Autor książki „Teatra polskie. Historie”, za którą otrzymał w 2011 r. Nagrodę Znaku i Hestii im. Józefa Tischnera oraz Naukową Nagrodę im. J. Giedroycia.Kontakt z autorem: dariusz.kosinski@uj.edu.pl

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wojna Papieska