I nic nie trzeba tłumaczyć

Zespół Hańba!: Śpiewamy o polskich planach kolonialnych i statkach z uchodźcami, korzystamy z punk-rocka Brzechwy oraz profetyzmu Ginczanki i Szlengla, o których oni sami nie wiedzieli.

06.05.2019

Czyta się kilka minut

 / KATARZYNA SKRZYPEK / MATERIAŁY PRASOWE
/ KATARZYNA SKRZYPEK / MATERIAŁY PRASOWE

JAN BŁASZCZAK: Hańba! koncertuje od 2013 r. i konsekwentnie wyśpiewuje historie z dwudziestolecia międzywojennego, posiłkując się utworami z epoki. Skąd w ogóle pomysł, by osadzić repertuar w tamtych realiach?

ANDRZEJ ZAGAJEWSKI: Pochodzimy z małych miast, ale kiedy wylądowaliśmy na studiach w Krakowie, zorientowaliśmy się, że świat stoi przed nami otworem. Mieliśmy tę słynną ciepłą wodę w kranie i zero powodów do buntu. Dlatego zaczęliśmy szukać dla naszej muzyki kontekstu historycznego. Nie interesował nas przy tym poetycko-sentymentalny klimat Piwnicy pod Baranami. Hańba! od początku miała być zespołem punkowym, więc kiedy barabanista Mateusz Nowicki zaproponował, byśmy sięgnęli do burzliwych czasów II RP, uznaliśmy, że to dobry pomysł.

JAKUB LEWICKI: Nie mogliśmy się jednak wtedy spodziewać, co to międzywojnie z nami zrobi. Sądziliśmy, że wiemy sporo o historii Polski, ale z perspektywy sześciu lat widzimy, że nie wiedzieliśmy prawie nic.

Przekopaliście się przez ogromną liczbę utworów literackich, wydarzeń historycznych i legend. Co Was najbardziej zaskoczyło podczas tej kwerendy?

AZ: Największe wrażenie wywarła na mnie punkowość tekstów z tamtej epoki. Początkowo nasz zamysł był taki, że sami będziemy pisali teksty. Kiedy jednak Jakub i Mateusz rozpoczęli poszukiwania tekstów źródłowych i zobaczyłem tekst „Żydokomuna” Jana Brzechwy, złapałem się za głowę. Przecież to ma taką moc! Czysty punk! I to jeszcze Brzechwa, którego kojarzy się głównie z „Panem Kleksem”.

JL: Ogromnie pomogła nam antologia wierszy satyrycznych zebranych przez Leona Pasternaka i Zbigniewa Mitznera. To była kopalnia, z której czerpaliśmy garściami. Ale dla mnie uderzeniem był wiersz Władysława Szlengla z przełomu lat 1938/1939 „Płyną okręty”. Rozłożył mnie na łopatki. Nie tylko tematyką i jakością literacką, ale też rytmicznością, punkowością właśnie i ostrym komentarzem.

Szlengel napisał wiersz o statkach z uchodźcami, których nikt nie chce przyjąć. Zdajecie sobie oczywiście sprawę, że będzie on uwspółcześniany przez słuchaczy? A jeśli tak, to jak się na to zapatrujecie?

AZ: To nigdy nie jest naszym celem, ale to się rzeczywiście dzieje. Ostatnio wiele osób przypominało nasz utwór „Narutowicz” w kontekście zabójstwa prezydenta Gdańska. My tę piosenkę napisaliśmy lata temu.

Odnoszę wrażenie, że w ten sposób włącza się Waszą twórczość do aktualnych publicystyczno-politycznych rozgrywek.

JL: Owszem, wybierając piosenki na płytę, myślimy o tym, jak zostaną odczytane – tego chyba nie sposób uniknąć. Natomiast wszystkie te antynacjonalistyczne teksty wybraliśmy wiele lat temu. Nie szukaliśmy ich na szczególną okazję czy pod wpływem aktualnych wydarzeń. Tak samo jest z piosenką „Płyną okręty”. Ona pojawia się teraz, ponieważ została opublikowana w styczniu 1939 r., a my konsekwentnie trzymamy się chronologii hańbowego świata przedstawionego, który od współczesności zawsze dzieli dokładnie 80 lat. Najważniejsza jest więc wierność fabule, pewnej fikcji literackiej i jej sztywnym ramom, którą sobie narzuciliśmy.

Wbrew Waszym intencjom Hańbę! uwspółcześniają obie strony politycznego sporu. Kilka Waszych koncertów zostało odwołanych przez instytucje publiczne ze względu na teksty Tadeusza Hollendra czy Juliana Tuwima. Ciekawe...

AZ: Podczas plenerowego koncertu w Warszawie śpiewaliśmy piosenkę „Żyda bić” na podstawie wierszy Juliana Tuwima. Jej refren brzmi: „Będą bić! / Trzeba bić! / Żyda bić!”. I nagle kątem oka dostrzegam panią w pierwszym rzędzie, która wymachuje rękami w moją stronę. I słyszę, jak krzyczy: „Narodowcy! Narodowcy!”. I zupełnie, ale to zupełnie nie przychodzi mi do głowy, że ona może tej przewrotności Tuwima nie zrozumieć. Kończę więc śpiewać i odpowiadam jej w najlepszej wierze: „»Narodowcy«? »Narodowców« już przecież graliśmy!”.

JL: A „Narodowcy” to nasza piosenka do wiersza Hollendra.

Właśnie ukazuje się Wasza płyta „1939”. Nie ma na niej jednak tekstów wojennych – skupiacie się na pierwszych miesiącach tamtego roku. W powszechnej świadomości dość przezroczystych.

JL: Mam wrażenie, że dla polskiej kultury wrzesień 1939 roku zamazuje cały obraz tego, co poprzedzało bezpośrednio wybuch wojny. Dlatego chciałbym, aby „Płyną okręty” czy „Łowy” Zuzanny Ginczanki (o poszukiwaniu żydowskich korzeni w polskim społeczeństwie) czytano z perspektywy lat 30. Nawet jeśli te utwory okazały się profetyczne.

Współcześnie jednak pamięć wojny determinuje odbiór zarówno Ginczanki, jak i Szlengla. Równie ciekawe jest jednak spoglądanie na nie z perspektywy czasu sprzed wojny. O to nam właśnie chodziło na tej płycie. Chcieliśmy przypomnieć, że rok 1939 nie zaczął się w Polsce 1 września. W styczniu Szlengel opublikował „Płyną okręty” i nie miał pojęcia, że za chwilę trafi do getta.

Ginczanka, Szlengel, Hollender – niemal wszyscy autorzy tekstów zebranych na „1939” zginęli w czasie wojny.

JL: Ginczanka w obozie w Płaszowie, Szlengel w getcie warszawskim, a Hollender rozstrzelany przez gestapo jako żołnierz AK. Spośród autorów, po których sięgamy na „1939”, przeżył tylko Wittlin, któremu udało się uciec przez Portugalię do Stanów Zjednoczonych.

AZ: Cholera, jaki to był potencjał!

Polska kultura wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie Holokaust i okupacja?

JL: Złapałem się na tym po raz pierwszy, kiedy przyglądałem się kwestiom prawno-autorskim towarzyszącym naszej muzyce. Chcieliśmy zarejestrować część utworów w ZAiKS-ie i nagle dotarło do mnie, że nie będzie z tym żadnego problemu. Minęło już przecież 70 lat od końca wojny, czyli też od śmierci większości autorów. Mimo że większość z nich dopiero się literacko rozpędzała.


Czytaj także: Taka magia : rozmowa z Marcinem Maseckim


Warto w tym miejscu wspomnieć o inicjatywach, które tę zaginioną czy zapomnianą na skutek wojny i Zagłady twórczość przywracają. Jestem więc bardzo wdzięczny Jazz Bandowi Młynarskiego i Maseckiego za książeczkę, którą dołączyli do swojej płyty, przybliżając w niej żydowskie korzenie naszej przedwojennej piosenki. Warty polecenia jest również cykl artykułów w serwisie ­ Culture.pl.

Trzeba jednak dodać, że pochodzenie czy losy autorów nie determinują naszych wyborów – szukamy po prostu dobrych tekstów.

Na „1939” pojawia się nie tylko coraz bardziej namacalna groza. Jest tu również utwór, który mimowolnie wywołuje uśmiech. Mam na myśli „Polskie kolonie” Hollendra.

AZ: Z dzisiejszej perspektywy ten pomysł wydaje się zabawny, kuriozalny. Plany zakupu Madagaskaru od Francuzów oraz zagospodarowania Liberii? Przecież to dziś brzmi nieprawdopodobnie, a wtedy temat podejmowano całkiem serio.

JL: Ludzie wpłacali na to konkretne pieniądze. Liga Morska i Kolonialna była bardzo poważną instytucją. A zarazem malowała statystom twarze pastą do butów, ubierała w mundury wojsk kolonialnych i kazała defilować. Jak widać, rok 1939 to nie jest tylko heroiczna obrona Warszawy czy Westerplatte, ale również masa absurdów składających się na rzeczywistość ówczesnej Polski.

„Polskie kolonie” to najbardziej sarkastyczna piosenka na tej płycie, ale pojawiają się w niej groźne wątki. W oryginalnym tekście Hollender pisał, że polskimi koloniami będą Mokotów i Brygidki, czyli duże więzienia polityczne; Polesie – czyli najbardziej zaniedbany rejon kraju; Sosnowiec i Łódź –przeludnione, robotnicze miasta. Jest tu więc drwina, ale też wychwycenie niemiłych aspektów rzeczywistości II RP.

Na „1939” nie pojawia się żaden tekst Waszego autorstwa. Czy to oznacza, że odchodzicie od pisania na własną rękę?

AZ: Początkowe założenie było takie, że robimy to sami. Szukaliśmy wydarzeń, o których warto byłoby napisać. Pierwszym z nich było zabójstwo prezydenta Narutowicza. Później Mateusz znalazł historię o honorowym strzale w serce, po którą to ostateczność mieli sięgać urzędnicy czy politycy, którzy podjęli złe decyzje. Tak powstały „Narutowicz” i „Prosto w serce”. Jednak im więcej wierszy odnajdywaliśmy, tym mocniej rosło w nas przekonanie, że musimy się skupić na tekstach z epoki.

JL: Andrzej i Mateusz naprawdę ambitnie zaczęli, ale w końcu zdali sobie sprawę, że nie napiszą lepiej od Tuwima. Co nie zmienia faktu, że na poprzednich płytach zawsze pojawiał się jakiś numer naszego autorstwa. Musimy też wyraźnie podkreślić, że ingerowaliśmy w każdy ze śpiewanych przez nas tekstów. Uznawaliśmy np., że wiersz jest świetny, ale niestety ma dwadzieścia zwrotek, a my potrzebujemy pięć. Innym razem musieliśmy wyciąć jakiś wers albo połączyć dwie strofy w jedną, bo to są jednak punkowe numery. Nawet tekst napisany przez Ziemowita Szczerka się nie ostał – też poszedł pod nóż.

Jeździcie z Hańbą! po całym świecie. Czy staracie się wyjaśniać zagranicznej publiczności, o czym śpiewacie, jaka jest historia tych utworów?

JL: Wiele zależy od miejsca. W Europie Środkowej istnieje pewna wspólnota losów. Tutaj nie musimy zbyt wiele tłumaczyć. Samo rzucenie kilku dat, naszkicowanie okoliczności sprawia, że publiczność doskonale wie, o co nam chodzi. W krajach anglosaskich jest o tyle dobrze, że językowo łatwo się nam dogadać. A nam zależy na tym, by odpowiednio pokierować publicznością i – w dalszej perspektywie – zachęcić ją do czytania oryginalnych tekstów. Ponadto im więcej gramy, tym częściej widzę, że język polski wcale nie jest barierą. Może jest nawet lepem, bo ludzie podchodzą coraz bliżej, zastanawiając się, o co nam chodzi. Dlaczego tak się drzemy. Potem często tych wierszy szukają.

AZ: W drodze na festiwal w Austin poznaliśmy Teksańczyka meksykańskiego pochodzenia. Dzięki Hańbie! zaczął czytać tłumaczenia Tuwima i bardzo się z nim utożsamił. Jako Amerykanin o meksykańskich korzeniach regularnie słyszy, że zaraz go wyrzucą z kraju. Okazało się, że właśnie to poczucie niesprawiedliwości, obcości odnalazł w poezji Tuwima. W Polsce często teksty naszych piosenek są czytane jako komentarze do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej w kraju. Wystarczy jednak wyjechać za granicę, by uświadomić sobie, jak bardzo są one uniwersalne.

Jeśli pozostaniecie wierni kalendarium wykonawczemu, we wrześniu, 80 lat po wybuchu II wojny światowej, powinniście zakończyć swoją przygodę z muzyką międzywojnia. I co wtedy?

AZ: Cóż... Nie spodziewaliśmy się, że ten pomysł tak wypali. To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Nie sądziliśmy, że Hańba! stanie się naszym życiem. Mamy pomysł, jak rozwiązać problem, nie chcemy go jednak jeszcze zdradzać. ©

SKŁAD ZESPOŁU HAŃBA! Andrzej Zamenhof (naprawdę: Andrzej Zagajewski) – banjo, śpiew; Wiesław Król (naprawdę Michał Radmacher) – akordeon, klarnet; Adam Sobolewski (naprawdę: Mateusz Nowicki) – bęben, grzebień, śpiew; Ignacy Woland (naprawdę: Jakub Lewicki) – tuba, śpiew. W 2018 roku zespół został laureatem Paszportów „Polityki” w kategorii „Muzyka popularna”. Właśnie ukazała się płyta „1939”. Jako zespół Czereśnie wykonują też muzykę dla dzieci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2019