Dzień Niepodległości

„Śmierć żołnierza to już żaden news. Tylko nasze matki i żony nie mogą się przyzwyczaić” – słyszę w okopach. Gdy w Kijowie szła defilada, na froncie trwał ostrzał. Jak zwykle.

29.08.2016

Czyta się kilka minut

Kijów, 24 sierpnia 2016 r. / Fot. Monika Andruszewska
Kijów, 24 sierpnia 2016 r. / Fot. Monika Andruszewska

W środę, 24 sierpnia, w 25. rocznicę deklaracji niepodległości Ukrainy, kijowskim Chreszczatykiem maszerowali mundurowi wszystkich rodzajów sił zbrojnych ukraińskiej armii: 4 tys. żołnierzy, którzy wzięli udział w paradzie, dostało na tę okazję nowe buty i mundury. – Żeby nikt nie widział, w jakich szmatach chodzimy na froncie – komentowali sarkastycznie, ale mimo to dumnie pozowali do zdjęć.

Ładnie prezentowali się na zdjęciach. – Jacy piękni ci chłopcy! Wreszcie mamy porządną armię! – cieszyły się starsze panie. – I jakie wielkie rakiety!

Kola, 10-letni syn żołnierza wojsk desantowych, doskonale zna się na broni. Obserwuje pojazdy i pokazuje paluszkiem. – O, taką wyrzutnią mój tata walczy na Donbasie. A taką nie – wskazuje zestaw rakietowy wielkiego kalibru. – Takie na Donbas nie jeżdżą. Takie też nie...

Niektórzy widzowie też zwracają na to uwagę. – Skoro mamy tyle wspaniałej broni, czemu nie używamy jej na wschodzie? – dziwią się. Fakt: większość prezentowanej artylerii nigdy nie trafiła na front ukraińsko-rosyjski. I to nawet przed porozumieniami mińskimi, które nakazały wycofanie ciężkiego sprzętu.

– Ten czołg od dawna nie strzela – zdradza mi konspiracyjnym szeptem Sasza, mechanik wojskowy. – Niedługo znów będzie stał bezczynnie w bazie, jak wcześniej. Dowództwo nakazało jego remont i przemalowanie kilka tygodni temu. Miał być na tyle sprawny, by przejechał paradę. Ale dobrze, że pojechał. Nawet jeśli ta parada to iluzja, trzeba podnosić naród na duchu. Wszystkim nam trzeba pokrzepienia.

Sasza pewnie ma rację. Niektórzy widzowie mieli łzy w oczach. Siła armii napawała ich dumą. Przemawiający prezydent Poroszenko, choć zwykle nie cieszy się dużym poparciem, nagle wydał się lepszym liderem. Nawet jeśli to iluzja, to bardzo potrzebna.

Parada po paradzie

Tuż po oficjalnej części wzdłuż placu Besarabskiego idzie inna parada, Pochód Niepokornych: tu idą wolontariusze, żołnierze ochotniczych batalionów, rodziny poległych – wszyscy ci, których nie zaproszono na defiladę. Zapłakane dziewczyny niosą słoneczniki i fotografie swoich zabitych chłopców, narzeczonych. W deszczu tusz do rzęs miesza się ze łzami. Tłum wznosi okrzyk: „Bohaterowie nie umierają!”.

– Przyszedłem, żeby uczcić kuzyna – mówi młody chłopak z flagą. – Został ranny w głowę. Teraz nie chodzi, prawie nie ma z nim kontaktu. Jedyne, co jest w stanie powiedzieć, to „buu”, gdy coś go boli i „aaa”, gdy chce jeść. Walczył jako ochotnik, więc nie mamy żadnej pomocy finansowej od państwa, kuzyn dostaje najniższą rentę.

– Mam kolegę – włącza się ktoś. – Ma niecałe 40 lat, ale po roku wojny i po tym, jak był ranny, wygląda na 60. Jak go pytają: „Dziadku, a gdzie ręka?”, to mówi: „Pociąg mi odciął, po pijaku wpadłem”. A on dostał z rosyjskiego czołgu na donieckim lotnisku. Wstyd mu przyznać, że tak teraz wygląda. Wie, że nie tak ludzie wyobrażają sobie bohaterów. To jego powinni zaprosić na defiladę! Niech ludzie ich zobaczą, naszych bohaterów!

Wolontariusze nerwowo sprawdzają komórki – wiadomości z frontu. Oleh Tiahnybok, lider nacjonalistycznej organizacji Swoboda, poinformował, że w Dniu Niepodległości zginął już jeden żołnierz. Niebieskooki Oleg spod Kijowa, oficer, osierocił 11-letnią córkę. – Dobrze, że tylko jeden. W ostatnich tygodniach nie ma dnia bez kilku poległych – mówi Tania, wolontariuszka organizująca pomoc dla armii.

– Putin pewnie będzie pod wrażeniem, gdy zobaczy, jak przemalowaliśmy nasze zardzewiałe posowieckie wozy pancerne. Słyszeliście, co ludzie mówili na defiladzie? – denerwuje się dziewczyna. – Że to super czołgi i teraz nikt nas nie zaatakuje! Jasne, nikt nas nie atakuje... Już zapomnieli, że 700 km od Kijowa trwa wojna!

Droga na wschód

Na wojnę można dojechać szybkim pociągiem, na przykład linii Kijów–Krasnoarmijsk. W ciągu ośmiu godzin trafia się do innego świata.

Pasażerowie kursujący między tymi światami to np. 40-letnia Olga, brunetka z jaskrawym makijażem.

Cieszy się z szybkich pociągów, bo dzięki nim udaje jej się sprawnie przejechać ze stolicy Ukrainy do stolicy tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. W Kijowie była u córki, która, jak mówi Olga, „wspiera duchowo” idee separatystycznych republik, ale chce żyć jak najdalej od wojny.

Jak dokładnie Olga przejeżdża przez linię frontu, przez ukraińskie posterunki, a potem przez ziemię niczyją między wrogimi stronami? Tego zdradzić nie chce.

– Zawsze da się coś załatwić – rzuca konspiracyjny uśmiech. – A wiesz, oni wszyscy są tacy sami – zagaja po rosyjsku. – Byłam w Doniecku w maju, na Dzień Zwycięstwa. Teraz zobaczyłam Kijów w ten Dzień Niepodległości. U nas też była wielka parada z oficjalną pompą. A obok w barze pili donieccy chłopcy, nasze żołnierzyki, którym miny urwały ręce. Oni nikogo nie obchodzą. Nie widzę różnicy. Tylko kolor flag jest inny.

Krasnoarmijsk – miasto już w obwodzie donieckim, ale w jego części kontrolowanej przez Ukrainę – to etap pośredni. Ale stąd jest już niedaleko. Aby podjechać do pierwszej linii frontu rozklekotanym wojskowym dżipem, potrzeba tylko 40 minut.

– W naszej kompanii powinno być ponad stu ludzi, a jest czterdziestu – denerwuje się Wania, żołnierz jednego ze stacjonujących tu batalionów. – Pozostali są w domu, bo ich służba się skończyła i zostali zdemobilizowani albo zginęli, albo zostali ranni. Nie mam kogo postawić na nocną wartę. A dodatkowo oni zabierają nam jeszcze dziesięciu na paradę! Przyszedł rozkaz ze sztabu: dziesięciu najwyższych wzrostem na trzymiesięczne maszerowanie pod Kijowem, przygotowanie do Dnia Niepodległości! Chłopaki protestowali, ale co zrobisz.

Amfa, żeby nie zasnąć

Wania różni się od tych żołnierzy, którzy brali udział w defiladzie. Ma znoszony mundur, podkrążone oczy.
Przed wojną był prawnikiem. Gdy się zaczęło, od razu podpisał kontrakt w armii. – Można było podpisać na trzy lata, a ja wybrałem taki „do zakończenia operacji antyterrorystycznej”. Śmieją się teraz ze mnie, że głupi byłem, bo być może podpisałem na 30 lat. I racja. Myślałem, że szybko pójdzie i od razu odbijemy terytoria zajęte przez separów. A tu przyszły porozumienia mińskie i wszystko ciągnie się już ponad dwa lata...

– Teraz front nie przesuwa się nawet o milimetr – mówi Wania. – Mój oddział nazywany jest szturmowym. Nigdy niczego sami nie zaatakowaliśmy. Jedyne, co szturmujemy, to market położony najbliżej na tyłach, gdy przychodzi do nas wypłata – śmieje się.

– Niektórzy mają nawet nadzieję, że Rosja zaatakuje, i mówią to wprost – dodaje mój rozmówca. – Są gotowi na straty, byle coś się tylko ruszyło, a potem skończyło. I racja, jedyna nadzieja w Rosji. Bo my nigdy nawet nie spróbujemy odzyskać tych terytoriów. Nasza władza za bardzo boi się krytyki z Europy.

Szybkim ruchem wciąga do nosa zawartość srebrnego papierka po gumie do żucia. – Bierzemy amfetaminę, żeby nie zasnąć. Trzymam pozycję, na której było wcześniej ośmiu ludzi. Teraz zostaliśmy we dwóch.

Dzisiejsza noc jest tu wyjątkowo cicha. Tylko co jakiś czas z oddali dobiegają eksplozje. Artyleria? Ale to nie u nas, to pewnie w Awdijiwce.

Wania i jego kolega nasłuchują tych odgłosów w napięciu. Od kilku tygodni ukraińskie media informują o zbliżającej się rosyjskiej ofensywnie.

Po doświadczeniach z 2014 r., gdy rosyjskie wojska wkroczyły do Iłowajska akurat w Dniu Niepodległości Ukrainy, ta data zawsze budzi niepokój.

– Eee tam, rosyjska ofensywa... – Wania macha ręką. – Nawet jak zaatakują małym oddziałem, i tak będzie po nas. Czasem specjalnie zmieniamy kurtki od munduru, jak chodzimy wokół okopu, żeby separatystom wydawało się, że jest nas więcej.

– My tu mamy Dzień Niepodległości codziennie. – Były prawnik pokazuje mi krzyżyk, który nosi na szyi.

Jest on pomalowany na żółto-niebiesko, w ukraińskie barwy narodowe.

Następnego dnia, jak zwykle około południa, ukraiński sztab „operacji antyterrorystycznej” wyda codzienny komunikat o ofiarach. Zaczyna się on zawsze tak samo: „W ciągu minionej doby...”. Potem są liczby...

– Zawsze przed wyjściem na pozycję całuję różaniec – powie mi Wania. – Jedyna nadzieja, że Bóg o nas pamięta. Bo ludzie chyba zapomnieli. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2016