Grygorij Mikołajewicz spłaca dług

Osobiście zebrał półtora miliona hrywien. Na Donbas z „humanitarką” jeździł już ponad 80 razy. On, 70-latek na wózku inwalidzkim.

05.09.2017

Czyta się kilka minut

Grygorij Mikołajewicz przed wejściem do supermarketu w Chersoniu, sierpień 2017 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA
Grygorij Mikołajewicz przed wejściem do supermarketu w Chersoniu, sierpień 2017 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA

Do roboty, jak sam to nazywa, Grygorij Mikołajewicz stawia się codziennie: pod Fabrykę. Fabryka to największy supermarket w Chersoniu, 300-tysięcznej stolicy obwodu na wschodniej Ukrainie. Obwód chersoński sąsiaduje już z okupowanym Krymem.

Grygorij Mikołajewicz zbiera pieniądze przed głównym wejściem. Wózek inwalidzki parkuje pod daszkiem – daszek chroni przed słońcem i deszczem. Kikutami palców poprawia przymocowane do oparcia wózka flagi wojsk powietrznodesantowych.

Niektórzy przechodnie udają, że go nie widzą. Odwracają wzrok. Inni pozdrawiają skinieniem głowy, najwyraźniej przyzwyczajeni do widoku tego 70-latka – w niebieskim berecie i z nogami amputowanymi poniżej bioder.

Podbiega kilkuletnia dziewczynka. – Dziadziu, to ode mnie – uśmiecha się, wrzuca niebieski banknot do pudełka z mottem ukraińskich spadochroniarzy: „Nikt oprócz nas”. Choć pięć hrywien to równowartość zaledwie 80 groszy, pomarszczona twarz mężczyzny się rozpromienia.

Grygorij Mikołajewicz nie jest żebrakiem. Nie zbiera dla siebie, ale dla ukraińskiej armii. Dlatego używa słowa „robota”: – Trwa wojna, a ja jestem żołnierzem. Może stary i bez nóg, ale żołnierz. Nie wezmę już karabinu, ale pomagam, jak mogę. Nie będę tkwić bezczynnie w domu, gdy młodzi giną. A tak: czy siedzę w domu, czy przed supermarketem, co za różnica?

Półtora miliona

Grygorij Mikołajewicz nie tylko zbiera pieniądze, ale także dostarcza pomoc osobiście.

Na Donbasie jest postacią znaną – staruszek na wózku. Pierwszy raz na front pojechał w czerwcu 2014 r. Odtąd odbył ponad 80 podróży z pomocą humanitarną. Za każdym razem pokonuje ok. 1500 km. Jedzie jako pasażer, obok kierowcy, a jego wózek – w bagażniku.

Szacują, że dla armii zebrał dotąd 1,5 mln hrywien (równowartość 215 tys. zł).

Naszą rozmowę przerywamy co kilka minut – gdy ktoś podchodzi i wrzuca datek do jego pudełka. Jedni kilka hrywien, inni kilkaset. Łatwo zauważyć, że ci, którzy zatrzymują się przy Grygoriju, raczej nie żyją w dostatku. A ci, którzy parkują drogie auta, zwykle mijają go obojętnie.

– Dopiero wróciłem z frontu, za tydzień znów jadę. Każda hrywna się liczy – mówi. – Chłopcom zawiozę ciasta, owoce, płyn do mycia naczyń... Wyciąga obtłuczony aparat cyfrowy i pokazuje zdjęcia oddziału, u którego był ostatnio. Żołnierze w znoszonych mundurach pozują z pudełkami wypieków.

– Chłopaki się cieszą. Wiadomo, jedzenie domowe. A Wielkanoc, co to była za radość! Przywiozłem chłopcom 1800 babek wielkanocnych i 2500 pisanek. Z tego 800 malowały żona z synową – wylicza. – Wczoraj dzwonili do mnie z frontu pod Mariupolem i pytali, kiedy przyjadę.

– Tu nie chodzi tylko o pomoc – dodaje Grygorij. – Dla nich liczy się to, że ktoś o nich pamięta. Dobrze ich rozumiem. Znam to uczucie osamotnienia, gdy człowiek w okopie ma wrażenie, że świat się od niego odwrócił.

W robocie nie jem

Miał 19 lat, gdy dostał powołanie do armii. Nie chce mówić, jak stracił nogi i palce. Wiadomo, że w ostrzale, i że nie jest to dla niego powód do chluby. Związek Sowiecki wysyłał swoich chłopców na różne fronty.

– Po co wspominać? Mogę tylko powiedzieć, że było mi przykro, gdy w 2014 r. media podały, że na naszym ukraińskim terytorium znaleźli się rosyjscy żołnierze z Pskowskiej Dywizji Desantowej. Służyłem w niej za Związku Sowieckiego. Tak się świat zmienił! Człowiek kiedyś był młody, nie myślał, że nie służy ukochanej Ukrainie, tylko jakimś tam Sowietom. Teraz naprawiam swój błąd, płacę dług.

Jeśli to faktycznie dług, to spłaca go chyba z nadwyżką: codziennie, od godziny 10 do 17.

– Siedziałbym do zamknięcia supermarketu, ale po południu robię się już bardzo głodny. Tutaj ciężko mi korzystać z toalety, ubrać się, wejść potem na wózek, dlatego w ogóle nie jem. Rano tylko kromka chleba i kawa. Pierwszy porządny posiłek dopiero wieczorem, w domu. Trudno byłoby dłużej siedzieć o suchym pysku – przerywa, bo starsza kobieta zatrzymuje się, ściska go. Szepcze: „Wszystko dla naszych obrońców”. Wrzuca 100 hrywien.

– Mnie tu znają – powie potem. – Widzą, jak biednie z żoną żyjemy. Wiedzą, że nie biorę sobie nawet kopiejki z tego, co zbieram. Zaufanie to wielka siła.

Nie podoba mu się obecna władza. Ani pomysł świętowania Dnia Niepodległości przez paradę wojskową, która odbędzie się nazajutrz.

– To wszystko iluzja – denerwuje się. – Prawda, nasza armia rozwinęła się przez ostatnie lata. Ale straciliśmy tysiące ludzi, a wojna trwa. Jeszcze nie czas na świętowanie! Ile pieniędzy traci się na ten bezsensowny pokaz siły, ile czołgów można by za to kupić – uderza dłonią bez palców o kikut nogi. – Kijowianie będą podziwiać paradę, nie wiedząc, że większość sprzętu, który obejrzą, nie trafi na front. Trzymają go na poligonach wokół Kijowa na wypadek inwazji na wielką skalę, albo na ostatnich liniach obrony. Czemu? Bo szkoda nowego sprzętu na front. A ludzi to nie szkoda.

Karawana idzie dalej

Dzień po naszym spotkaniu Ukraina świętuje 26. rocznicę niepodległości.

„Rosyjska agresja połączyła nas w jeden naród, jedną patriotyczną rodzinę, która była w stanie obronić swój dom. (...) Jestem pewien, że wystarczy nam rozumu i sił, by spory polityczne wewnątrz kraju utrzymały nas w ramach europejskich standardów relacji władzy i opozycji, aby wróg nie mógł rozbić nas od wewnątrz. Jest takie powiedzenie: »Psy szczekają, wiatr wieje, ukraińska karawana jedzie dalej«” – przemawiał z patosem prezydent Petro Poroszenko.

Komentarze w tłumie są mniej optymistyczne.

– Karawana? Chyba karawana trumien – mówi stojący obok starszy pan. – On gada tak, jakbyśmy wojnę już wygrali. Czekoladowy król, cudze dzieci śle w ogień. Czemu jego synowie nie walczą?

Za to ci, którzy walczą, budzą powszechną euforię. Tłum wiwatuje na widok frontowych oddziałów. Widzowie nie dają się zwieść pięknym mundurom. Brawa dostają tylko te jednostki, które walczyły na pierwszej linii.

Wcześniej, na początku parady – minuta ciszy dla poległych na wojnie z Rosją. Znów płynie pieśń „Pływe kacza po Tysini”. Tym żałobnym hymnem Majdan opłakiwał swoich zabitych. Od wiosny 2014 r. towarzyszy on pogrzebom poległych w Donbasie.

Potem, po części oficjalnej, ulicami Kijowa idzie Marsz Niezłomnych. Oddziały ochotnicze, inwalidzi wojenni, wolontariusze, rodziny poległych. Niosą zdjęcia.

Prezydent nadaje najwyższe ukraińskie oznaczenie: medal „Bohater Ukrainy”. Kapitan Jewhen Łoskot zostaje uhonorowany pośmiertnie. Medal odbiera jego siedmioletni syn. Mówią, że zamiast iść do niewoli, kapitan wysadził się własnym granatem.

Za to, żeście z nami

– Jacy oni piękni! – dziewczyny w wyszywankach komentują widok amerykańskich żołnierzy przechadzających się po centrum Kijowa. Na stołeczną paradę przyjechało 230 żołnierzy z innych krajów: NATO-wskich, a także np. Gruzji.

Starsza pani podbiega, ściska jednego z nich.

– Dziękujemy, że z nami jesteście! To taki zaszczyt dla nas. Chwała NATO! Chwała Ukrainie! – krzyczy (po rosyjsku). Żołnierze chyba nie rozumieją, ale uśmiechają się serdecznie.

Demonstracja partnerstwa z NATO budzi wśród Ukraińców ogromne emocje. Wielu daje nadzieję, że Rosja nie odważy się przeprowadzić kolejnej inwazji. Sceptycy zauważają, że choć szef Pentagonu James Mattis zapewnia w Kijowie, że Stany wspierają Ukrainę, to w ślad za słowami nie idą dostawy (czy sprzedaż) broni. Mattis obiecuje jedynie, że „wróci do Waszyngtonu z konkretnymi rekomendacjami”. „Popieramy was w walce o zachowanie suwerenności i integralności terytorialnej. Nie uznajemy i nie uznamy aneksji Krymu i łamania przez Rosję prawa międzynarodowego” – dodaje z trybuny.

Udział wojsk NATO w paradzie komentuje też polski minister obrony Antoni Macierewicz, także obecny tego dnia w Kijowie. „Na Ukrainę spada dzisiaj główny ciężar obrony Europy przed barbarzyństwem, które grozi całej Europie, ale przede wszystkim flance wschodniej. Europa bez Ukrainy nie będzie pełnowartościowa ani w sensie politycznym, ani gospodarczym, ani wojskowym – przemawia. – Polska jest i pozostanie razem z Ukrainą, ponieważ wasz kraj broni Europy”.

Szkolny rozejm

W Kijowie będzie ruszać parada, a Grygorij Mikołajewicz, jak co dzień, będzie pokonywać drogę do swojego supermarketu.

– I raz, i dwa, i trzy – będzie liczyć stopień po stopniu, schodząc na rękach z trzeciego piętra. Na kikuty nóg założy zapewne, jak zawsze, reklamówkę, aby nie ubrudzić spodni. Reklamówkę zdejmie dopiero, gdy żona zniesie wózek. Przed nim 2,5 kilometra jazdy do supermarketu. Siedem godzin zbierania pieniędzy.

– Dziś święto, może uda się zebrać nawet 1000 hrywien – mówi mi przez telefon. – 1000 hrywien to porządne buty. Niedługo zaczną się deszcze. Jeden chłopak więcej nie będzie marzł.

Tymczasem na Donbasie ogłoszono tzw. szkolny rozejm, to znaczy kolejne już zawieszenie broni (kto je zliczy?). Ma umożliwić dzieciom z terenów przyfrontowych spokojne rozpoczęcie roku szkolnego.

– Chłopcy często pytają, jak długo będę jeszcze jeździł na front. Odpowiadam im: dopóki będziecie stać w okopach. A skoro znów ogłasza się rozejm, to znaczy, że jeszcze długo postoją.

Kilka dni później sztab armii poda, że w pierwszy dzień szkolnego rozejmu rannych zostało kilku żołnierzy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2017