Duch na stadionie

Czy wygrana którejś z drużyn może być „sprawą Boga”? Postawienie tego pytania każe być sceptycznym wobec idei „duchowego adoptowania” polskich piłkarzy.

26.06.2018

Czyta się kilka minut

 / ANDRZEJ IWAŃCZUK / REPORTER
/ ANDRZEJ IWAŃCZUK / REPORTER

Inicjatywa Duchowej Adopcji Reprezentanta portalu Deon.pl wzbudzała kontrowersje od początku. Wbrew temu, co pisali sami autorzy pomysłu, zinterpretowano ją w dużej mierze jako zachętę do modlitwy o wygraną polskiej drużyny narodowej na mundialu. Widać z tego – podobnie jak z niepowodzenia późniejszych wyjaśnień i dementi – że w powszechnej świadomości modlitwa musi być zawsze „o coś”, np. „o wygraną”. Przegrana z Senegalem całą sprawę teologicznie skomplikowała, a samą inicjatywę nieco skompromitowała: jak pisano w wielu miejscach, senegalscy szamani okazali się silniejsi od naszej modlitwy, a ich pogańscy bogowie od Boga.

Przegrana Argentyny z Chorwacją wprowadziła do tej teologiczno-sportowej debaty jeszcze jeden element. Klęska południowoamerykańskich piłkarzy to rzekomo klątwa Matki Bożej z Tilcary za niedotrzymanie złożonej w 1986 r. obietnicy przywiezienia jej pucharu zdobytego w trakcie mistrzostw w Meksyku. Mówi się, że na boisku nie grają pieniądze, tylko sportowe umiejętności. A może jednak boisko sportowe to arena walki duchowej? Aż trudno nie zapytać, czy klątwa nie ciąży też na naszej reprezentacji?

Rzecz czcza

Muszę przyznać, że inicjatywa Deonu zraziła mnie przede wszystkim samą nazwą. Termin „duchowa adopcja” zadomowił się w języku kościelnym jako odnoszony do modlitwy w intencji ocalenia i urodzenia dzieci poczętych, których życie jest zagrożone. To ważna i już dobrze ugruntowana inicjatywa modlitewna. Wykorzystanie tego samego terminu wobec piłkarza wydało mi się jednak niestosowne. Trudno na tej samej płaszczyźnie stawiać zagrożone życie i – jakby nie było – zabawę, której odmianą jest sport, choć czasami to zabawa bardzo poważna, bo angażująca całe narody i społeczności. Aż chciałoby się zacytować Ignacego Krasickiego: „Dla was jest to igraszką, nam chodzi o życie”. Piłka nożna to jednak igraszka, choć za wielkie pieniądze i – jak to bywa – o politycznym zabarwieniu, wszak historia zna nawet wojny futbolowe. Wyzwala prawdziwe emocje, bywa piękna, ale jest to jednak „rzecz czcza” i nie wiem, czy należy do niej wzywać Imienia Bożego. To już wolę adoptowanie kardynałów na konklawe.

Deonowi oczywiście trzeba oddać sprawiedliwość: nie chodziło o modlitwę o wygraną, o mistrzostwo, o zwycięstwo polskiej ekipy. Chodziło o sportowców, o ludzi, o wsparcie dla nich. Skoro modlimy się o wsparcie w nauce, w pracy, to dlaczego nie w sporcie? Sami o to wsparcie proszą, wybiegając na murawę i czyniąc znak krzyża. Chodzi tylko o zachowanie proporcji.

Wbrew intencjom pomysłodawców Duchowa Adopcja Reprezentanta (DAR) przekształciła się jednak – w jej medialnym obrazie – w Narodową Modlitwę o Zwycięstwo. Niestety, pierwsze zwycięstwo nie przyszło. Senegal wygrał 2:1 i wtedy pojawiły się komentarze o nieskuteczności modlitwy, ergo słabości Boga, który winien stać za Polakami. W dyskusji pojawiał się argument, że modlitwa o wygraną jednych jest w konsekwencji modlitwą o przegraną drugich.

Czy takich modlitw się nie wznosi? I owszem, np. w czasie wojny. Przedmiotem takiej modlitwy jest jednak obiektywne dobro moralne: życie ludzi, istnienie narodu, ocalenie niepodległości. Nie wydaje mi się, że w tym samym porządku można usytuo- wać wygraną w sporcie.

Bóg po naszej stronie?

I tutaj pojawia się najistotniejszy problem, jakim jest relacja między zmaganiem toczącym się na boisku a jego – że tak powiem – nadprzyrodzoną wersją, która dokonuje się w świecie duchowym. Przyznam, że nie mam na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Wolter powiedział, że „Bóg jest po stronie silniejszych batalionów”. W świeckiej wersji można powtórzyć za Wergiliuszem, że „szczęście sprzyja odważnym” (Audaces fortuna iuvat). Czy to szczęście, czy Bóg – chodzi o wsparcie udzielone tym, którzy są silniejsi, odważniejsi, lepiej przygotowani.

Ale koncepcja „walki duchowej” na stadionie może prowadzić do wniosku, że nie o sportowców tutaj chodzi, ale o jakąś – powiedzmy – walkę bogów. W Starym Testamencie wielokrotnie znajdujemy zapis, że oto „Bóg walczył za Izraela”. Walczył bowiem – jeśli można tak powiedzieć – w swojej sprawie, w sprawie narodu przez siebie wybranego. Czy wygrana którejś z drużyn może być „sprawą Boga”? No chyba że ktoś zechce potencjalną wygraną wpisać w teologię wybraństwa. Tylko że tak konstruowana teologia zaczyna się chwiać w przypadku przegranej, która całe wybraństwo stawia pod znakiem zapytania.

Bliżej mi – gdyby sięgać biblijnego modelu interpretacyjnego – do obrazu proroka Eliasza i proroków Baala (1 Krl 18, 20--40), których było 450, a Eliasz ocalał jako jedyny z proroków Pańskich. Sugerowanie duchowej wyższości senegalskich szamanów to najpierw sugestia, że oto w trakcie meczu Polska–Senegal Bóg walczył z jakimś Baalem, a po wtóre – że ów Baal, a przynajmniej jego prorocy okazali się silniejsi niż wszyscy, którzy podjęli się owej duchowej adopcji. I tak dochodzimy do teologicznego absurdu, do wizji na wskroś manichejskiej albo do sprowadzenia życia ludzkiego – jak to było w mitach greckich – jedynie do ziemskiego odbicia odwiecznych walk, potyczek i igraszek niebiańskich bogów. Trudno się potem dziwić, że w internecie pojawiały się wezwania do intensywniejszej modlitwy przed meczem Polska–Japonia, by nie pokonali nas kapłani shintō. W ten sposób sami stajemy się winni ośmieszenia chrześcijaństwa i samego Boga.

Modlitwa jak negocjacje

Na koniec trzeba postawić pytanie o sens ewentualnej modlitwy o wygraną w meczu. Nie będę zbytnio oryginalny w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie i zacytuję ks. dr. Grzegorza Strzelczyka, który w wywiadzie udzielonym Deonowi mówił: „Skuteczność modlitwy nie polega na tym, że są efekty. Modlitwa nie jest do tego. Modlitwa jest narzędziem zjednoczenia z Bogiem. Nie służy do załatwiania naszych doczesnych interesów. (…) Jeśli przesuwamy modlitwę i czynimy z niej narzędzie do uzyskiwania efektów w życiu doczesnym, ona nas odwraca od Boga. To augustyńska definicja grzechu: aversio a Deum, conversio ad creaturam [odwrócenie od Boga, zwrócenie ku stworzeniu]. Jeżeli my przesuwamy znaczenie modlitwy z bycia środkiem zjednoczenia z Bogiem w stronę bycia środkiem do uzyskiwania pewnych bonusów doczesności, robimy bardzo niebezpieczną rzecz. Strukturalnie odtwarzamy istotę grzechu”. Brzmi poważnie, bo odwraca utrwalony w nas model rozumienia modlitwy, który zbyt często ma charakter handlu.

Czy to unieważnia wszelką modlitwę prośby? Oczywiście, że nie. Jedynie każe ów przedmiot prośby usytuować w porządku zbawienia, a nie w porządku potrzeby doczesnej. Czasami się te porządki nakładają, co interpretujemy jako modlitwę wysłuchaną, ale czasami nie. To właśnie wtedy mówimy o modlitwie niewysłuchanej, co może prowadzić do frustracji, a nawet do odwrócenia się od Boga, którego bierzemy za nieczułego na nasze błagania.

Istotą modlitwy jest ostatecznie rozpoznanie siebie w porządku zbawienia, w Bożym zamyśle zbawczym wobec mnie. Inaczej przekształci się w duchowy szantaż wobec Boga. Modlitwa bez tej zbawczej perspektywy nabiera cech magicznych, gdyż jest próbą panowania nad Bogiem. Przekształca się w wymianę handlową, w której partnerzy używają nadprzyrodzonych argumentów niby w negocjacjach: z jednej strony pielgrzymka, a z drugiej klątwa. W ten sposób tworzy się magiczny krąg zależności, który nie ma nic wspólnego z wiarą w darmo dającego Boga. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2018