Dobrze mieć problemy

Juan Luis Arsuaga, paleoantropolog: Żeby stworzyć cywilizację, potrzebujesz dłoni, przestrzennego widzenia i życia społecznego. Wszystkie małpy byłyby dobrymi kandydatami na naszych następców.

27.07.2020

Czyta się kilka minut

Profesor Juan Luis Arsuaga (w środku)  i jego zespół prezentują skamieniałości  neandertalczyków znalezione  w Sima de los Huesos, lipiec 2006 r. / JAVIER TRUEBA /A MSF / SCIENCE PHOTO LIBRARY / EAST NEWS
Profesor Juan Luis Arsuaga (w środku) i jego zespół prezentują skamieniałości neandertalczyków znalezione w Sima de los Huesos, lipiec 2006 r. / JAVIER TRUEBA /A MSF / SCIENCE PHOTO LIBRARY / EAST NEWS

WOJCIECH BRZEZIŃSKI: Zacznijmy od czegoś łatwego. Co to znaczy być człowiekiem?

JUAN LUIS ARSUAGA: To znaczy należeć do społeczeństwa. Jesteśmy przede wszystkim gatunkiem społecznym, ze społecznym mózgiem.

Kiedy byłem studentem, wedle powszechnej opinii nasza pozycja dominującego gatunku była efektem tego, że nauczyliśmy się polować, zabijać i jeść mięso. Staliśmy się myśliwymi, a nasze mózgi zaczęły rosnąć, co pomagało rozwijać się naszym talentom łowieckim. Ale w ostatnich dekadach ten paradygmat się zmienił. Dziś mówimy, że rozmiar naszych mózgów, świadomość, wszystkie nasze charakterystyki, nawet fizyczne, są związane z faktem, że jesteśmy gatunkiem hiperspołecznym. Jesteśmy ssakami społecznymi par excellence. Nie ma innych, które by nam dorównywały.

Istnieją inne linie ewolucyjne, które ewoluowały w stronę socjalności, np. delfiny czy słonie. Wypracowały – niezależnie – niektóre cechy, którymi charakteryzują się ludzie. Ale tylko my zaszliśmy w tym procesie tak daleko. Nasze mózgi są wielkie, bo potrzebujemy ich do przetwarzania informacji społecznych. Są maszynami do analizy społecznych sygnałów.

Pierwsze było społeczeństwo czy mózg?

Rozwijały się razem. Ewolucja nie jest procesem linearnym. To seria sprzężeń zwrotnych. Ludzie mają problem ze zrozumieniem jej, bo myślą linearnie. Tymczasem, jak w pytaniu o kurę i jajko, niemożliwe jest stwierdzenie, co było pierwsze. Im większy mózg, tym bardziej złożone staje się społeczeństwo. Ono z kolei tworzy warunki sprzyjające selekcji na korzyść dużych mózgów. A duże mózgi pozwalają na tworzenie jeszcze bardziej złożonych społeczeństw. Kiedy to ewolucyjne koło się rozpędzi, jego obroty mogą być bardzo, bardzo szybkie. Ewolucja potrzebuje czasu, bo początkowo proces biegnie powoli. Ale kiedy nabierze pędu, następuje bardzo szybko. Tak też było z rozwojem złożoności naszego mózgu.

Czy to proces nieunikniony? To, że dziś, jako dwaj członkowie tego społecznego gatunku, rozmawiamy przez internet, jest oczywiste? Czy gdyby sprawy potoczyły się inaczej, to dziś rozmawiałaby tu jakaś istota podobna do mnie i jakaś istota podobna do Pana, ale należące do innego gatunku?

O tym jest moja książka „Życie”. To eksperyment myślowy, spekulacja podparta wiedzą, bo nie potrafimy sprawdzić tego eksperymentalnie. Choć nie, może jakoś potrafimy. Bo eksperyment polegający na tworzeniu złożonego życia społecznego nastąpił w wielu liniach. Możemy więc analizować wspólne elementy. Nasze powstanie było moim zdaniem nieuniknione albo przynajmniej bardzo prawdopodobne, przy założeniu, że ewolucja ma dość czasu. Bo wszystko jest kwestią czasu i stabilności.

Niedawno opublikowano pracę, z której wynika, że mamy ogromne szczęście, ponieważ Słońce jest gwiazdą stabilną, nie przejawia gwałtownych fluktuacji promieniowania. Nie wiedzieliśmy tego wcześniej. W galaktyce jest wiele podobnych gwiazd, które jednak cechują się gwałtownymi skokami promieniowania. Przy takich zaburzeniach ewolucja byłaby niemożliwa. Nie wystarczy więc to, że gwiazda jest położona w odpowiedniej odległości – musi być bardzo stabilna przez miliardy lat. Ale jeśli istnieje planeta we właściwej odległości od gwiazdy o charakterystyce podobnej Słońcu, to wtedy, po powiedzmy czterech miliardach lat i po wielu kolejnych „jeśli”, jest bardzo prawdopodobne, że powstanie więcej niż jedna linia ewolucyjna prowadząca do zwierzęcia o stałej temperaturze ciała, które będzie rozwijać się w stronę złożoności społecznej. Chociaż nawet to jeszcze nie wystarczy, by powstał ktoś taki jak człowiek. Delfiny tworzą złożone społeczności, ale nigdy nie stworzą cywilizacji technologicznej, nie wyprodukują narzędzi.

Nie mają dłoni.

Właśnie. Są bardzo inteligentne, uspołecznione, mogą stworzyć język, ale nie rozpalą ognia. Bez ognia nie ma źródła energii. A bez tego niczego nie stworzysz. Możesz tylko jeść i absorbować energię otoczenia. Podobnie jest ze słoniami. Słonie żyją długo – co też jest ważne dla powstania inteligencji społecznej. Jednak ich trąby nie wystarczą do stworzenia cywilizacji technologicznej. Nie wyobrażam sobie słonia rozpalającego ogień czy piszącego trąbą. Do powstania cywilizacji potrzebna jest linia ewolucyjna istot zdążających w stronę złożonego społeczeństwa, posiadających dłonie.

Ale to nadal nie wszystko. Potrzeba też np. widzenia w trzech wymiarach. Żeby tworzyć przedmioty, musisz umieć oszacować odległości. Żeby uderzyć kamieniem w drugi kamień, musisz widzieć stereoskopowo. Jest więc bardzo dużo „punktów kontrolnych” na drodze do cywilizacji technicznej. Taka cywilizacja jest w punkcie wyjścia bardzo mało prawdopodobna, choć przy właściwych warunkach gdzieś w innej galaktyce mogły pojawić się inne humanoidy. Ale pewnie nigdy się z nimi nie skontaktujemy.

W moich prezentacjach często pokazuję pewien rysunek. Mała dziewczynka pyta wyroczni: czy jesteśmy sami we Wszechświecie? Wyrocznia mówi: oczywiście, że nie. Jest wielu innych. Dziewczynka pyta: więc dlaczego ich nie spotkaliśmy? Wyrocznia odpowiada: bo oni też są sami. Może istnieć wiele cywilizacji, ale obawiam się, że wszystkie są samotne.

Pozostańmy przy samotności. Czy było nieuniknione, że będziemy jedynym pozostałym przy życiu gatunkiem człowieka? Ledwie 40 tys. lat temu były co najmniej trzy.

Od początku badań nad ewolucją człowieka wracamy do tego pytania. Do geometrii ewolucji człowieka. Czy nasza ewolucja przypomina linię czy krzew albo raczej drzewo? Jedna linia ewolucyjna czy jeden gatunek politypowy, czyli posiadający warianty geograficzne, ale bez specjalizacji, fragmentacji, podziału na osobne gatunki? Są różne odpowiedzi.

Nikt do końca nie wie, ile było gatunków Homo. Sto tysięcy lat temu żyły hominidy na wyspie Flores – metrowego wzrostu, podobne do starszego o dwa miliony lat Homo habilis. W tym samym czasie na Jawie mogli wciąż żyć przedstawiciele Homo erectus. W Europie mieliśmy neandertalczyków – ale na Ziemi byli też denisowianie, Homo sapiens, a może także Homo naledi, kolejny gatunek niskiego wzrostu. Dziś też nie jesteśmy sami. Mamy szympansy, bonobo, goryle. Bliskich krewnych, którzy żyją obok nas. Prawie doprowadziliśmy do ich wymarcia. Choć niedawno rzeczywiście mieliśmy krewnych o wiele bliższych.

Jednym z problemów w tych dyskusjach jest definicja gatunku. Czy neandertalczycy i my to różne gatunki? Ta definicja się zmienia. Wiemy, że gatunki należące do tego samego taksonomicznego rodzaju zwykle wymieniają się genami. Na przykład niedźwiedzie brunatne żyjące w Polsce mają około 3 proc. genów niedźwiedzia jaskiniowego.

Podobnie jak my mamy geny neandertalczyków.

3 proc. to dokładnie ten sam odsetek genów, jaki my odziedziczyliśmy po neandertalczykach, dzięki temu, że nasi przodkowie się z nimi krzyżowali. Więc neandertalczycy i my to ten sam gatunek, jeśli uznamy, że niedźwiedzie brunatne i jaskiniowe są jednym gatunkiem.

Moim zdaniem jednak niewielka wymiana genetyczna nie sprawia, że możemy mówić o jednym gatunku. To jak z językami. Mogę powiedzieć „sushi” i „sashimi”, ale to jeszcze nie znaczy, że mówię po japońsku, pożyczyłem tylko parę słów. Tak samo jest z gatunkami. Według mnie neandertalczycy byli oddzielnym gatunkiem, mimo że mamy od nich geny. Wymarli, a my prawdopodobnie przyczyniliśmy się do tego.

Dla wielu ludzi obecna pandemia COVID-19 wydaje się apokaliptycznym momentem przemiany świata. Ale czy to ważny moment w naszej ewolucji?

Zupełnie w to nie wierzę, choć wielu ludzi bawi się w proroków apokalipsy. Mówią o apokalipsie, a robią plany na przyszłość. To absurdalne. To wirus. Potrzebujemy szczepionki, a nie proroków.

Wirusy otaczały nas zawsze. Były ważnym elementem ewolucji, bo transportowały geny w ramach tzw. horyzontalnego transferu genów – czyli między gatunkami.

Prawdą jest, że ta pandemia to choroba XXI w. Przynależy do tego okresu historii, bo żyjemy w wielkich miastach ściśle powiązanych ze sobą. Ten problem będzie o wiele powszechniejszy. To element naszej cywilizacji, z którym będziemy musieli sobie poradzić, tak jak radziliśmy sobie w przeszłości z wieloma innymi. Pamiętam, co się działo, kiedy terroryści zaczęli wysadzać samoloty. Nikt nie powiedział: nie będziemy latać przez bomby. Latamy tysiąc razy częściej niż wtedy. Poradzimy sobie i z pandemią. Dostosujemy się. Zawsze powtarzam, że najlepszą definicją życia jest rozwiązywanie problemów. Tylko żywe istoty mają problemy. Dobrze mieć problemy. Martwi nie mają żadnych.

Czy ewolucja ukształtowała nas tak, że mamy stronę duchową? Richard Dawkins pisał, że przez to, że sami tworzymy narzędzia, szukamy we wszechświecie ręki Stwórcy, celowości.

To możliwe. Nasz sposób myślenia opiera się na przypisywaniu duszy i celowości wszystkiemu wokół. Najlepszym przykładem jest ta pandemia. Ludzie mówią: „wirus chce”, „wirus dąży do”. Personalizujemy wirusa, staramy się zrozumieć jego cele, plany. Personalizujemy wszystko, bo w ten sposób najłatwiej jest nam przewidzieć zachowanie świata.

Noblista, biochemik Jacques Monod, autor słynnej książki „Przypadek i konieczność”, powiedział mi kiedyś: „W chemii, kiedy chcę coś przewidzieć, myślę: co zrobiłbym, gdybym był elektronem?”. Tak rozumiemy świat. Przypisujemy ludzkie atrybuty wszechświatowi. Wypełniamy go duchami. Bierze się to stąd, że to najlepszy sposób przewidzenia zachowania innych ludzi. Wchodzisz w ich głowę. Stawiasz się w ich butach. „Co zrobiłbym, gdybym był moim przyjacielem, synem, ojcem?”. Potem rozszerzamy ten sposób myślenia na wszystko. Przypisujesz ludzkie cechy wszystkiemu, co żyje, albo rzece, chmurze, burzy, górze, gwiazdom. W prymitywnym, magicznym myśleniu dusze są wszędzie. A myślenie animistyczne, magiczne, to pierwszy krok do religii.

Monoteistyczni bogowie przyszli o wiele później. W ubiegłym roku opublikowano w „Nature” pracę, w której badacze wykazywali, że kiedy społeczeństwo dociera do pewnego poziomu skomplikowania, który możemy mierzyć poprzez wielkość populacji, poziom złożoności instytucji rządowych czy systemów pocztowych, cywilizacja „wytwarza” boga monoteistycznego. Nazwali go „bogiem prospołecznym”, bogiem, którego interesuje ludzkie zachowanie.

Prymitywne bóstwa nie interesują się zachowaniem ludzi. Nie interesuje ich, kto z kim sypia, tylko to, jak odnosisz się do nich. W prymitywnych religiach, nawet na początku Biblii, liczą się jedynie twoje obowiązki w stosunku do boga. Możesz być wierny żonie albo niewierny, to nie robi różnicy tak długo, jak długo składasz ofiary. Ale na pewnym poziomie skomplikowania bóg zaczyna martwić się twoim zachowaniem nie w odniesieniu do niego, tylko do innych ludzi. Pojawiają się przykazania – co wolno im robić, a czego nie. To właśnie bóg prospołeczny, zainteresowany społecznym porządkiem.

Czy nasza kultura i technologia zmieniły sposób, w jaki wpływa na nas ewolucja? W wielu kwestiach możemy teraz ominąć czynniki, które w innym przypadku wymagałyby od nas rozwiązań biologicznych.

Opracowaliśmy technologię edytowania genów, możemy więc zrobić wszystko, ale uważam, że nie zmieni się nic. Nie istnieje coś takiego jak ideał osoby. Gdyby zapytano mnie, zanim miałem dzieci, jakiego syna czy córkę chcę, nie miałbym odpowiedzi, bo nie miałem w głowie żadnego ideału córki. Chcę po prostu, żeby moje dzieci były szczęśliwe, nie obchodzi mnie, czy są wysokie czy niskie, czy są blondynami czy brunetami.

Tylko szaleńcy mają w głowie ideał człowieka. Dla większości ludzi genetyczna loteria jest dobra. Każdy z nas ma jakieś dary. Każdy ma swój, nikt nie ma wszystkich. Uważam, że w tej dziedzinie niewiele się zmieni. Nie wierzę w żadnego „człowieka przyszłości”. Jestem czasem pytany np. o to, czy nie byłoby fajnie, gdyby ludzie mogli latać. Tyle że przecież ja potrafię latać. Robię to bez przerwy, samolotami. Mam też idealną pamięć. Nazywa się Wikipedia. Moglibyśmy może opracować lepsze zęby czy coś podobnego. Ale nie ma przed nami żadnych wielkich celów do spełnienia, jedynie drobiazgi.

Ale czy jako gatunek zmienimy się? Będziemy ewoluować?

Nie. Gatunek zmienia się, bo podlega selekcji naturalnej. A ona polega na tym, że przeżywają nieliczni. Nie chcę świata, w którym umierają moje dzieci, więc jestem przeciwnikiem selekcji naturalnej. Nie chcę jej.

Jesteśmy najlepszym z gatunków właśnie dlatego, że nie przestrzegamy praw natury. Ludzie mówią: powinniśmy przestrzegać praw naturalnych. Nie! Nie powinniśmy! Ich przestrzeganie oznaczałoby, że większość dzieci nie dożyłaby wieku reprodukcyjnego. Musimy wyeliminować selekcję naturalną. W obecnej pandemii umierają głównie starsi ludzie. Ale nikt nie mówi: „nie martwcie się, to tylko starzy ludzie, zresztą w złym stanie zdrowia”. Nikt tak nie mówi, bo nie polegamy na selekcji naturalnej.

Sam zresztą zawsze powtarzam, że nie chcę być żadnym cyborgiem. Chcę żyć w ciele, które jest wspomnieniem Afryki. Nie chcę zmian.

A czy jesteśmy zagrożeni? Mówi się, że zaczęło się szóste wymieranie.

To prawdziwy problem. Najpoważniejszy. Nie koronawirus. Każde pokolenie zużywa trzykrotnie więcej energii niż poprzednie. Musimy się pohamować. Nie możemy wciąż zużywać więcej energii, bo zasoby naturalne są ograniczone. Ale problemem nie jest sama natura, tylko to, że zaczniemy walczyć między sobą, gdy zabraknie zasobów, choćby wody. Większość wojen w historii była wojnami o zasoby, o wodę. Wirus jest problemem krótkoterminowym. Ale to, co dzieje się w środowisku, zmiany klimatyczne, to prawdziwy, długoterminowy problem. W Hiszpanii większość kraju w ciągu jednego pokolenia znalazła się w niebezpieczeństwie klimatycznym.

Jeśli jednak doprowadzimy do swojej zagłady, to ewolucja nas zastąpi?

Możliwe. Jak wspominałem, potrzebujesz czegoś podobnego do ssaka, o stałej temperaturze ciała, bo jeśli musisz hibernować przez zimę, to nie masz czasu na rozwijanie technologii. Potrzebujesz dłoni, widzenia trójwymiarowego, życia społecznego, więc wszystkie małpy byłyby dobrymi kandydatami na naszych następców. Naczelne mają wszystkie niezbędne predyspozycje do tego, by kiedyś ewoluować w stronę złożonych społeczeństw. Nic nie jest pewne, ale miałyby szansę. To byłaby prawdziwa planeta małp. ©

JUAN LUIS ARSUAGA jest paleoantropologiem zatrudnionym na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Od 40 lat tropi ślady naszych najstarszych przodków, m.in. wczesnych Homo sapiens i neandertalczyków. Do polskich księgarń trafiła niedawno jego książka „Życie” (wydana przez Znak), w której stara się opowiedzieć całą ewolucyjną historię powstania naszego gatunku. Oraz odpowiedzieć na pytania, dlaczego jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, i czy nasze powstanie w toku ewolucji było przypadkiem czy koniecznością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2020