Letimela

LEE BERGER, paleoantropolog: Najpierw trzeba pokonać sto metrów jaskini, potem wspiąć się na skałę znaną jako „grzbiet smoka”, a następnie zejść w dół 12-metrowym pionowym szybem. W środku nie ma prawie nic – poza szczątkami Homo naledi.

22.11.2021

Czyta się kilka minut

Czaszka dziecka Homo naledi, nazwanego Letimela, znaleziona przez zespół prof. Lee Bergera w jaskini Rising Star koło Joannesburga, 4 listopada 2021 r.  /  / Wits University / Cover Images / Forum
Czaszka dziecka Homo naledi, nazwanego Letimela, znaleziona przez zespół prof. Lee Bergera w jaskini Rising Star koło Joannesburga, 4 listopada 2021 r. / / Wits University / Cover Images / Forum

WOJCIECH BRZEZIŃSKI: To chłopiec czy dziewczynka?

PROF. LEE BERGER: W przypadku skamieniałości dzieci ustalenie płci często jest trudne. Na razie mówimy o niej jako o dziewczynce. Ma dość drobne zęby jak na przedstawicieli jej gatunku. Ale myślę, że niedługo ustalimy płeć ostatecznie.

Co wiemy na pewno?

Mamy 28 fragmentów czaszki i sześć zębów. Już samo to jest niezwykłe, bo prawie nigdy nie odnajdujemy dziecięcych czaszek. Na każdych sto szczątków dorosłych znajdujemy może jedno dziecko i zazwyczaj są to tylko pojedyncze zęby. To konkretne dziecko miało od czterech do sześciu lat. Po analizach w synchrotronie będziemy w stanie określić wiek z dokładnością do kilku dni.

Dzięki Letimeli będziemy próbowali zrekonstruować cykl rozwojowy w jej gatunku. Np. jak długo trwało dzieciństwo. Czy Homo naledi byli pod tym względem podobni do współczesnych ludzi, czy może bardziej do dzisiejszych małp człekokształtnych.

Co ciekawe, dziecięce szczątki odkryliśmy w miejscu odległym od komory Dinaledi, gdzie znaleźliśmy pierwsze skamieniałości tego gatunku. Jeśli widziałeś zdjęcia z naszych badań, to wiesz, jak trudno było się dostać do pierwszej komory.

Zdjęcia i nagrania z Waszych wypraw sprawiają, że można poczuć dyskomfort.

Najpierw trzeba pokonać 80-120 metrów jaskini, potem wspiąć się na skałę znaną jako „grzbiet smoka”, a następnie zejść w dół 12-metrowym pionowym szybem. W środku nie ma prawie nic poza szczątkami Homo naledi, co oznacza, że inne zwierzęta miały ogromny problem z dostaniem się do tej komory. A to dopiero początek. W 2017 r. zaczęliśmy prowadzić badania głębiej. Znajduje się tam zawalona komora i pajęczyna korytarzy, niekiedy tak wąskich, że badacze musieli ściągać kaski, by się przez nie przecisnąć.

Właśnie w jednym z takich korytarzy, o głębokości może 80 cm, znaleźliśmy skalną półkę, na której leżały pozostałości czaszki dziecka. Nie było tam nic innego. Zadaliśmy sobie pytanie: jak tam trafiła? Niektórzy archeolodzy twierdzą, że Homo naledi po prostu wchodzili do tej jaskini i umierali. Jeśli tak, to jak tam trafiła sama głowa? Trudno uciec od przekonania, że ta czaszka została tam celowo umieszczona, a jedynym, kto mógł ją tam umieścić, jest inny Homo naledi. Jeśli tak jest, to w tym systemie jaskiń doszło do czegoś niezwykłego.

Pochówku.

Kiedy po raz pierwszy opisaliśmy Homo naledi, ważne było nie tylko to, że poznaliśmy interesujący, prymitywny gatunek hominida, który wygląda trochę tak, jak gatunki żyjące 2 mln lat wcześniej. Ma niezwykłe połączenie cech spotykanych u najbardziej prymitywnych gatunków, takich jak Homo erectus, Homo habilis, nawet australopiteki. Ma też pewne bardzo zaskakujące cechy wspólne z człowiekiem współczesnym. Np. ten kształt tyłu czaszki jest spotykany wyłącznie w naszych dwóch gatunkach.

Szokiem dla wielu badaczy były ogłoszone przez nas dwa lata później wyniki datowania – okazało się, że Homo naledi żyli zaledwie 250 tys. lat temu. Wcześniej badacze przekonali samych siebie, że kiedy pojawili się Homo sapiens, wszystko stanęło, a inne gatunki człowieka, takie jak neandertalczycy czy Homo erectus, zaczęły znikać. Hobbici, czyli Homo floresiensis, odkryci w Indonezji i żyjący jeszcze ok. 50 tys. lat temu, trochę zmienili ten obraz, ale z Afryki nie znaliśmy niemal żadnych skamielin człowieka młodszych niż milion lat. Ktoś powiedział, że można zebrać wszystkie znane skamieniałości z ostatniego miliona lat w Afryce, wsadzić je do pudełka na buty i ciągle mieć w nim dość miejsca na parę butów.

Najważniejsze jest jednak to, że trudno było nam wytłumaczyć, jak Homo naledi znaleźli się w tej jaskini. Ich szczątki trafiały tam w różnym czasie, wykluczyliśmy możliwość przeniesienia ich przez drapieżniki czy wodę. Jedyna hipoteza, jaka nam przychodziła do głowy, głosi, że to był zrytualizowany sposób na pozbywanie się ciał. Wtedy celowo nie używaliśmy słowa „pochówek”.

Dlaczego?

W ostatnich dziesięcioleciach straciliśmy mnóstwo cech, które miały czynić nas, ludzi rozumnych, wyjątkowymi – od używania narzędzi po stosowanie ozdób. Okazało się, że to zachowania, które pojawiają się nawet u ptaków. Mimo to panowało przekonanie, że w ciągu ostatnich 100 tys. lat wydarzyło się coś wyjątkowego, jak boski dotyk ze sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej, co sprawiło, że ludzie zaczęli zachowywać się inaczej niż inne człekokształtne. Jednym z tego przejawów miała być właśnie koncepcja naszej śmiertelności, prawdopodobnie powiązana z językiem, i wynikające z niej uniwersalne rytuały towarzyszące śmierci. To coś, co rzeczywiście odróżnia nas od zwierząt. To i wykorzystanie środków psychodelicznych. Więc kiedy mówiliśmy o rytuałach towarzyszących śmierci u Homo naledi, wiedzieliśmy, jakie poruszenie to wywoła. Ale pięć lat później nikt wciąż nie obalił naszej hipotezy. To zaskakujące, bo nauka jest oparta na bezlitosnej rywalizacji. Gdybyśmy bardzo się pomylili, wygłaszając tak dramatyczne stwierdzenia, zostalibyśmy pożarci.

Niedawno rozmawiałem na Twitterze z paleontologiem, który pytał, skąd wiemy, że szczątków w jaskini nie umieścili Homo sapiens. Tymczasem nie ma śladów na to, że nasz gatunek miał rytuały pogrzebowe wcześniej niż 100 tys., a raczej bliżej 50 tys. lat temu. Musielibyśmy więc założyć, że Homo sapiens rytualnie składali szczątki innego gatunku 200 tys. lat przed tym, jak zaczęli to robić ze swoimi zmarłymi. W zasadzie nie mamy nawet solidnych dowodów na to, że wówczas w ogóle byli w tej okolicy Homo sapiens. Mamy tylko wskazówki archeologiczne, ale archeolodzy zakładają, że pozostawione ślady są dziełem Homo sapiens. My zaś dowodzimy, że tu był inny gatunek człowieka, który na długo przed nami wykazywał niezwykłe poziomy złożoności zachowań.

Czy teraz, mając wiedzę o zachowaniach Homo naledi albo o rytuałach i sztuce neandertalczyków, możemy mówić o duchowości w przypadku tych gatunków?

Jest bardzo prawdopodobne, że w najbliższej przyszłości będziemy w stanie potwierdzić, czy Homo naledi prowadzili rytualne pochówki. Nie jestem więc pesymistą, bo mam wiedzę o naszych bieżących badaniach.

Paleoantropolodzy w ostatnich 60 latach byli winni dehumanizacji pokrewnych nam gatunków. Gdybyśmy byli bardziej otwarci na możliwość tego, że neandertalczycy mieli złożoną kulturę, dawno dokonalibyśmy wielu odkryć. Mówię to wprost. Naukowcy często zamykają swoje umysły na możliwość istnienia takiej złożoności i nie dostrzegają jej nawet wtedy, gdy mają ją przed oczami. Mam bardzo dobry przykład, do czego to może prowadzić. Opublikowaliśmy niedawno w „Nature” badania dotyczące osadu na zębach Australopithecus sediba. Paleoantropolodzy spędzili 40 lat, próbując lepiej zrozumieć dietę wczesnych hominidów. Badali mikroskopijne ślady ścierania na ich zębach i próbowali na ich podstawie zinterpretować ich dietę. W tym celu czyścili te zęby i robili ich odlewy, by przeanalizować ślady pod mikroskopem skaningowym. Dopiero nasz zespół przeanalizował sam kamień na zębach, pobrał jego próbki. Okazało się, że zawiera resztki jedzenia. Niszczyliśmy ślady przeszłości, które mieliśmy przed oczami, bo nikt nie wierzył, że mogły przetrwać.

Żyjemy w epoce największych odkryć w całej historii archeologii i paleoantropologii. Coś przełomowego pojawia się w zasadzie co tydzień. W ciągu ostatnich 10 lat liczba znanych szczątków hominidów wzrosła niemal dwukrotnie w porównaniu z poprzednimi 120 latami badań. Większość z nich znaleźliśmy w ciągu ostatnich 6 lat.

Co się zmieniło? Technologia, dostęp do nowych stanowisk, podejście?

Kwestia podejścia jest kluczowa w nauce. Dogmat był taki, że pozostałości hominidów to najrzadsze skamieniałości na planecie i nie odkryjemy już żadnych nowych. Panowało także przekonanie, że wiemy już, jak przebiegała ewolucja człowieka. Tim White, być może najbardziej wpływowy paleoantropolog przełomu wieków, w tekście opublikowanym w „Roczniku Antropologii Fizycznej” w 2001 r. stwierdził, że rozumiemy już ewolucję człowieka, że nie będzie żadnych nowych wielkich odkryć i że powinniśmy przestać uczyć młodych paleo- antropologów, bo znajdziemy się w sytuacji, w której będziemy mieli więcej naukowców niż obiektów badań. To dla nas brzmiało jak zapowiedź końca świata.

Kiedy przyszła zmiana?

Około 2006 czy 2007 r., częściowo wskutek rozwoju technologii. Internet nagle stał się czymś bardzo użytecznym, zaczął dawać nam narzędzia, takie jak Google Earth. Komputery osobiste rozwinęły się tak, że nawet przeciętny naukowiec jak ja mógł mieć na biurku urządzenie zdolne do przetwarzania ogromnych ilości danych. Nasze pokolenie wychowało się też z zupełnie innymi wartościami. Nie byliśmy pokoleniem IBM, wychowanym w świecie kultu własności intelektualnej. Byliśmy pokoleniem Google’a. Byliśmy święcie przekonani o tym, że tworzymy nową wartość, udostępniając informacje, nawet jeśli oddajemy je za darmo. Częścią tego podejścia było też przekonanie, że nie wiemy wszystkiego. Kiedy zaczęliśmy zajmować wpływowe stanowiska w świecie akademickim, to wszystko stało się ważnym elementem naszej pracy.

Sam spędziłem w RPA 17 lat, niczego nie znajdując. A dzisiaj nie ma stanowiska, na którym nie znaleźlibyśmy dziesiątków szczątków. Nie potrafię powiedzieć, w jaki sposób udawało nam się je wcześniej przeoczyć, ale to samo zjawisko zachodzi wszędzie. W Europie, w Indonezji, w innych miejscach, w które docierają badacze. Odkryliśmy, że neandertalczycy budowali w jaskiniach struktury, a my całymi latami wdrapywaliśmy się na nie nieświadomie, bo szukaliśmy neandertalczyków.

Gdyby 10 lat temu ktoś mi powiedział, że odkryjemy nowy gatunek hominida, że znajdziemy 2,5 tys. jego szczątków, a kolejnych kilka tysięcy pozostawimy w jaskini, uznałbym go za szaleńca. W tanzańskim wąwozie Olduvai, gdzie Mary i Louis Leakeyowie odkryli m.in. Homo habilis, znaleziono jakieś 80 fragmentów kości. Najbogatsze stanowisko świata miało 650 fragmentów. Podczas pandemii znaleźliśmy 90 pozostałości na położonym o 150 metrów od Jaskini Wschodzącej Gwiazdy „stanowisku 105”, a nawet nie zaczęliśmy tam poważnych badań. To zupełnie inny świat.

Dokąd nas to prowadzi?

Możemy zacząć szukać odpowiedzi na pytania, które niedawno wydawały się zupełnie szalone. Badamy korzystanie ze środków psychodelicznych w prehistorii. Coś, co kiedyś było zupełnie marginalnym zajęciem naukowców-hippisów, dziś jest twardą nauką, bo mamy spektrometry masowe i możemy dokładnie zmierzyć to, co przyjmowali ci ludzie. Nagle okazuje się, że wszyscy korzystali z substancji psychoaktywnych, że to uniwersalne zachowanie. Badamy, jak daleko w przeszłość sięga to zjawisko i jak jest spokrewnione z duchowością. Cokolwiek znaczy ten termin, bo dziś nie mamy nawet definicji tego, co to znaczy być człowiekiem. Sam upierałem się, że nie powinniśmy nazywać Homo naledi ludźmi, dopóki nie będziemy mieli takiej definicji. Bo jeśli nazwiemy ich ludźmi, to definicja zrobi się tak szeroka, że musimy zacząć w ten sam sposób rozmawiać o szympansach.

Jeśli idzie o duchowość, sądzę, że zaczynamy rozważać te kwestie w o wiele bardziej otwarty, naukowy sposób. Gdybyś spytał mnie o to 10 lat temu, odpowiedziałbym pewnie: „to nie pytanie naukowe”, „to nie dla mnie” albo „spytaj księdza”. Dzisiaj możemy zacząć naukowo odpowiadać na to pytanie.

Jeśli nasza hipoteza, że Homo naledi mieli rytuały związane ze śmiercią, jest poprawna, to należy przyjąć kilka założeń. M.in., że rozumieli śmierć, w przeciwieństwie do innych zwierząt. Niektóre osobniki należące do innych gatunków przejawiają zachowania, które ludzie interpretują jako żałobę, ale to nie jest zachowanie uniwersalne.

Mamy choćby przykłady orek, które noszą swoje zmarłe dzieci.

Tak, jedna matka-orka może nosić zwłoki swojego dziecka, ale nie robią tego wszystkie matki-orki. Słoń może zatrzymać się przy czaszce i jej dotknąć, bo to był kochany członek jego rodziny, ale nie wszystkie słonie to robią. Bardzo trudno jest odróżnić zachowanie polegające na badaniu czaszki pod kątem dostępności łatwo przyswajalnego wapnia od zachowania, które polega na wspominaniu zmarłej babci. Zachowania wyglądające jak żałoba przejawiają też niektóre szympansy i inne naczelne, ale nie wszystkie.

Jeśli przyjmiemy, że Homo naledi rozumieli śmierć, to nadal możemy zapytać, czy rozumieli własną śmiertelność. Nie potrafię na nie dziś odpowiedzieć. Sam fakt, że celowo przenosili zmarłych do niedostępnych miejsc, sugeruje jednak, że rozumieli, iż śmierć jest permanentna. A to niesamowicie złożone zachowanie i wymagająca zdolność umysłowa.

Pytania, które jeszcze dekadę temu nie byłyby naukowe, dziś muszą być stawiane naukowcom.

Jakie największe zagadki pozostały?

Dekadę temu wiedzieliśmy niemal wszystko. Teraz wiemy, że nie wiemy prawie nic. Dzięki biologii molekularnej wiemy, że istniały gatunki, o których nie mamy pojęcia. W Afryce żył tzw. gatunek X, który krzyżował się z ludźmi i żył mniej więcej 200 tys. lat temu. Czy był nim Homo naledi? Czy gatunek, którego nie znamy? Jeszcze 3 lata temu nie znaliśmy gatunku X, 12 lat temu nie znaliśmy denisowian, a 11 lat temu nie wiedzieliśmy, że krzyżowali się z nami neandertalczycy.

Istnienie Homo naledi mówi nam, że musi istnieć mnóstwo innych gatunków. Absurdalną naiwnością jest myślenie, że Homo naledi byli ostatni. A skoro tak, to skąd wiemy, że całe nasze rozumienie kultury i technologii nie jest mylne? Opiera się ono na założeniu, że potrafimy powiązać istniejący w danym czasie gatunek ze śladami pojawiającej się równolegle technologii. Zapytaj Google’a: „kto stworzył kulturę aszelską”, a odpowie ci: „Homo erectus”. Tymczasem dziś wiemy, że w Afryce prawie nie ma szczątków Homo erectus, istnieje zaś przynajmniej jeden, a prawdopodobnie trzy inne gatunki, które żyły tu w tym samym okresie. To uderza w fundamenty archeologii, bo ona opiera się na tym, że wiemy, kto był twórcą artefaktów. Interpretuje ona sposoby produkcji czy wykorzystania narzędzi, opierając się na znanym umyśle. A co jeśli ten umysł nie jest znany, nie jest ludzki? Co jeśli Homo naledi nie myśleli tak jak my? Co jeśli pytanie o duchowość w ich przypadku nie może mieć odpowiedzi, dopóki patrzymy na to z ludzkiej perspektywy? Co jeśli mimo małej objętości ich mózg był bardzo złożony, tak jak jest u ptaków?

Założenie, że rozmiar mózgu jest bezpośrednio powiązany z inteligencją, może być błędne?

Jest błędne, Homo naledi tego dowodzi. Koncepcja, że nasza ewolucja to nieuchronny marsz w stronę większych mózgów, zapisana we wszystkich podręcznikach i leżąca u podstaw wszystkich odkryć archeologicznych, okazuje się błędna. Skąd to wiemy? Bo Homo naledi, z mózgiem o objętości ok. 450-600 cm3, czyli niewiele większym od mózgu szympansa, żył jeszcze 250 tys. lat temu, a nikt szczególnie nie zdziwiłby się odkryciem pozostałości naledi sprzed 5 czy 10 tys. lat. Trwa rewolucja w nauce. I wracamy tu do definicji tego, kim jest człowiek. Co się stanie, gdy po badaniach DNA przekonamy się, że geny Homo naledi przetrwały w niektórych populacjach ludzi? Czy to czyni ich ludźmi?

Co zatem te odkrycia mówią nam o nas – Homo sapiens?

To jeden z najbardziej ekscytujących, ale i zmuszających do pokory momentów dla naszego pola badawczego. Powinien też skłaniać do pokory ludzkość. Niemal każda święta krowa, którą stworzyliśmy, badając historię ludzkości, została zabita. Od tego, dlaczego i jak powstały cywilizacje, po percepcję wyjątkowości człowieka i źródła współczesności. 12 lat temu mówiliśmy o Homo sapiens jako czystym gatunku, który wyszedł z Afryki i podbił świat, co miało być nieuchronną konsekwencją wielkiego mózgu i wykorzystywania narzędzi. Teraz wyglądamy jak kundle, które zebrały DNA od wszystkich, na których wpadały.

Pan sam nigdy nie wszedł do komory Dinaledi, zamiast tego stworzył Pan ekipę „podziemnych astronautów”, którzy byli w stanie do niej wejść bez naruszania jej struktury i prowadzili w niej badania. Jakie to uczucie nie móc zobaczyć ich świata?

To była jedna z najważniejszych naukowych decyzji w moim życiu. Postanowiłem nie dopieszczać swojego ego, nie otwierać tej jaskini, zamiast tego polegać na technologii i ludziach, którzy mogli ją zbadać, nie niszcząc. Ludzie zazwyczaj sięgają po najprostsze i najbardziej destrukcyjne rozwiązanie każdego problemu. Jeśli jakieś drzewo zasłania mi widok, co jest pierwszym odruchem?

Ściąć je.

Są lepsze sposoby. Potrafimy być kreatywni. Potrafimy tworzyć, szukać nieoczywistych rozwiązań. Dziś tworzymy precyzyjne wizualizacje tej groty w wirtualnej rzeczywistości, mamy sieć WiFi w jaskini. Bardzo chciałbym tam stanąć, ale nigdy nie żałowałem swojej decyzji, choć początkowo było mi z jej powodu smutno. Teraz wierzę, że decyzja o tym, by nie wchodzić do tej komory, była jednym z moich największych osiągnięć.©

***

KIEDY PROF. LEE BERGER (ur. 1965), amerykański paleoantropolog od lat pracujący w RPA, podnosi swoje najnowsze odkrycie, znalezisko jest tak małe, że niemal mógłby je ukryć w zaciśniętej dłoni. Ale może ono doprowadzić do przełomu w rozumieniu ewolucji naszego gatunku. A nawet w rozumieniu tego, co znaczy „bycie człowiekiem”.

Znaleziskiem jest czaszka dziecka. Zespół prasowy Uniwersytetu Witwatersrand w Johannesburgu nazwał je „dzieckiem ciemności”. Badacze nadali jej imię Letimela – „zagubiona”. Odnaleziono ją w wąskim korytarzu rozgałęzionego systemu grot znanych jako Jaskinia Wschodzącej Gwiazdy w RPA.

Letimela nie należy do naszego gatunku. Jest Homo naledi – reprezentantem zagadkowej grupy niewielkich hominidów, których pozostałości Berger i jego zespół odkryli w 2013 r.

Homo naledi zdumieli naukowców nie tylko dlatego, że ich anatomia przypominała prymitywne gatunki człowieka, wymarłe miliony lat temu, podczas gdy oni sami mogli być świadkami pojawienia się naszego własnego gatunku. Równie frapujący był fakt, że miejsce, w którym znaleziono ich szczątki, może sugerować, że zostały tam złożone celowo. © WB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2021