Burza według Boba Dylana

Kandydat do literackiego Nobla nagrał nową płytę. Jego teksty znów będą cytować adwokaci i papieże.

08.10.2012

Czyta się kilka minut

Bob Dylan, Los Angeles, styczeń 2012 r. / Fot. Chris Pizzello / AP / East News
Bob Dylan, Los Angeles, styczeń 2012 r. / Fot. Chris Pizzello / AP / East News

50 lat temu, 19 marca 1962 r., do sklepów muzycznych w Stanach Zjednoczonych trafiły kartony z wydawnictwa Columbia. Na sprzedawców spoglądał z okładki płyty 21-letni młodzieniec w czarnej czapce i brązowej, podszytej białym futrem, zamszowej kurtce. Chłopak trzymał splecione ręce na gryfie gitary akustycznej. Szatę graficzną albumu dopełniało czerwone liternictwo: Bob Dylan. Mniejszą czcionką podane były tytuły 13 utworów, które znalazły się na jego debiutanckiej płycie długogrającej. Po roku sprzedano jej ledwie 5 tys. egzemplarzy, co w owym czasie było wynikiem dość mizernym.

Dziś 71-letni Dylan jest ikoną, wiecznym kandydatem bukmacherów do literackiej nagrody Nobla, laureatem niezliczonych wyróżnień – muzycznych i państwowych. W styczniu tego roku po raz 35. wszedł do studia nagraniowego, a 11 września 2012 r. sprzedawcy na całym świecie znów rozpakowywali pudła z wydawnictwa Columbia. Ich oczom ukazała się płyta zatytułowana tak samo, jak ostatnia sztuka Szekspira – „Tempest” – „Burza”.


W WATYKANIE


Dylanowi przypisuje się oddzielenie muzyki rockowej od rock’n’rolla. W czasach, gdy dla większego utargu w szafach grających piosenki powinny trwać najwyżej 3 minuty – on wypromował 6-minutowy przebój „Like a Rolling Stone”. Sam wymyślił jeden z najsłynniejszych teledysków w historii: Dylan stoi z prawej strony kadru na środku brudnej ulicy, trzymając w dłoniach stos kartek, na których wypisane są kolejne hasła, o których śpiewa w swojej piosence „Don’t Look Back”.

28 sierpnia 1963 r. Dylan stał na scenie obok pastora Martina Luthera Kinga, gdy ten wygłosił swoje słynne przemówienie „I have a dream”. Chwilę przed tym artysta odśpiewał swój utwór, który dla wielu stał się hymnem całego pokolenia – „Blowin’ in the Wind”.

Przez te wszystkie lata jego utwory grało przeszło pół tysiąca innych wykonawców – od The Beatles i The Rolling Stones po Coldplay i Adele. Słowa jego piosenek weszły na stałe do języka angielskiego. W 2007 r. profesor prawa Uniwersytetu w Tennessee – Alex Long – sprawdził, że Dylana cytowano na amerykańskich salach sądowych aż 186 razy. Na drugich w tym rankingu Beatlesów powoływano się dwa razy rzadziej. Najczęściej powtarzana była fraza z utworu „Subterranean Homesick Blues” – „you don’t need a weathermen to know which way the wind blows” (nie potrzebujesz prezentera pogody, by wiedzieć, skąd wieje wiatr), a także „you can’t always get what you want” (nie możesz zawsze dostawać tego, co chcesz) i „when you got nothing, you got nothing to loose” (gdy nie masz niczego, nie masz nic do stracenia) z utworu „Like A Rolling Stone”.

Do jego twórczości nawiązał też Jan Paweł II, który po krótkim koncercie Dylana podczas Światowego Kongresu Eucharystycznego w Bolonii w 1997 r. w swej homilii wszedł z muzykiem w swoisty, ekumeniczny dialog, nawiązując do utworu „Blowin’ in the Wind”: „Przyjacielu, mówisz, że odpowiedź możemy usłyszeć w wietrze? Masz rację, tak jest w istocie: ale to nie jest wiatr, który zmiata wszystko: on jest jak oddech i życie Ducha Świętego, jak głos, który woła mówiąc »chodź ze mną«”. Chwilę później papież zwrócił się do wiernych, znów „mówiąc Dylanem”: „Pytacie mnie, ile dróg musi w swym życiu przejść człowiek, zanim stanie się człowiekiem? Odpowiadam Wam: jest tylko jedna droga dla człowieka: droga Jezusa Chrystusa, który powiedział »Jam jest Drogą i Życiem«”.

Karierę Dylana podsumował krótko prezydent USA Barack Obama, wręczając mu najwyższe cywilne odznaczenie państwowe – Prezydencki Medal Wolności: „Nie ma większego giganta w historii muzyki amerykańskiej”.

Mimo tak niezwykłej pozycji w kulturze popularnej, Dylan zawsze dystansował się od zgiełku sławy i aury własnej świetności. Gdy po powrocie z europejskiej trasy koncertowej do Stanów, w 1966 r., był na szczycie, a kolejni agenci podtykali mu pod nos intratne kontrakty, on – jak sugerują jego biografowie – celowo uległ wypadkowi na motocyklu, by uciec od własnej popularności. Do regularnych koncertów powrócił dopiero po 7 latach i – jak mówią – w niekończącej się trasie jest do dziś.


SŁODKI BRUTAL


Po pierwszych dźwiękach jego najnowszej płyty – „Tempest” – wydaje się, że to zbiór najprostszych piosenek na świecie. 10 bluesowych ballad na gitary, bas i perkusję, z domieszką folkowych skrzypiec, akordeonu i harmonijki ustnej. Najważniejszy jest jednak głos Boba Dylana – jeszcze bardziej chropowaty i charczący niż kiedykolwiek. Wystarczą niespełna 4 minuty utworu „Long and Wasted Years”, by przekonać się, na czym polega jego nieprawdopodobny kunszt – tak autora tekstów i kompozytora, jak i wokalisty. Piosenka to monolog skierowany do kobiety, z którą łączyło narratora płomienne uczucie, lecz wypaliło się do cna, przemieniając w toksyczną pułapkę. Historię tę wyśpiewuje Dylan bogatą paletą barw, z których każda przepełniona jest do szpiku gorzką ironią i sarkazmem. Tak jak każdy uwierzył w prawdziwość intencji Raya Charlesa, gdy ten w piosence Eltona Johna śpiewał „Sorry seems to be the hardest word” (przepraszam wydaje się być najtrudniejszym ze słów), tak nie można niedosłyszeć cynizmu Dylana, gdy deklaruje „if I hurt your feelings, I apologize” (jeśli zraniłem twoje uczucia, to przepraszam).

To specyficzne, ironiczne i bardzo brutalne poczucie humoru nie opuszcza go przez prawie cały album. W „Pay in Blood”, deklaruje, że kara spotka tak oprawców, jak ich ofiary, polityków i żebraków – za wszystkie występki zapłacić przyjdzie krwią, ale tej z pewnością nie upuści z własnych żył.

Podobnie odgraża się w utworze „Early Roman Kings”: „Nie boję się kochać / z dziwką albo ciotą / jeśli zobaczysz, że nadchodzę / a ty będziesz tu stać / pomachaj tylko chusteczką / jeszcze nie umarłem / mój dzwon mi jeszcze bije / a ja wzniosę w górę kciuk / tak jak dawni władcy Rzymu”. Wszystko to włożone jest w muzyczne ramy najprostszego 12-taktowego bluesa.

W tytułowej, przeszło 13-minutowej balladzie „Tempest” Dylan, na melodię barowej biesiady, wyśpiewuje historię katastrofy Titanica. Nawiązuje tym samym do korzeni współczesnej muzyki rozrywkowej z początków XX wieku, gdy uliczni bluesmeni swoimi piosenkami komentowali bieżącą rzeczywistość, od doniosłych wydarzeń po kronikę policyjną. W „Tempest” fakty mieszają się z wymyśloną opowieścią autora, postacie historyczne z bohaterami popkultury – na pokładzie parowca płynie tu nie Jack Dawson, ale Leo – Leonardo DiCaprio, gwiazda megaprodukcji Jamesa Camerona.

Album wieńczy hołd dla Johna Lennona – „Roll on John”. Dylan wyśpiewuje tu wspomnienie eks-Beatlesa od doków Liverpoolu po ulicę czerwonych latarni w Hamburgu – od koncertów dla wielotysięcznej publiczności największych aren po te dla fanów, których stać było tylko na najtańsze bilety. W powolnej balladzie przewijają się cytaty z hitów Lennona i McCartneya „A Day in the Life” czy „Come Together”, jednak w finale mistrzowsko wpisuje swe słowa Dylan w słynnego „Tygrysa” Williama Blake’a: „Tyger, Tyger, burning bright / I pray the Lord my soul to keep in the forest of the night / Cover him over and let him sleep / Shine your light, move it on, you burn do bright, roll on John”. Stanisława Barańczaka należałoby spytać, czy da się oddać tę literacką zręczność polskim przekładem.

Choć nie słynie z bycia szczególnym admiratorem nowoczesnej technologii, premierze jego nowej płyty towarzyszy aplikacja mobilna o nazwie „Sound Graffiti”, która uruchamia się, gdy użytkownik znajduje się w miejscu ważnym dla twórczości i biografii Dylana i odtwarza wybrany utwór z nowego krążka artysty. Znakomity jest także teledysk promujący singiel „Duquesne Whistle” – utwór otwierający płytę. Równolegle prowadzone są w nim dwie narracje: młody amant, obdarzony na swoje nieszczęście charakterem bohatera filmów Charliego Chaplina, próbuje zdobyć serce pięknej dziewczyny – niestety popada przez to tylko w coraz gorsze tarapaty. Z drugiej strony te same ulice przemierza, ze swoją wyjątkowo srogo wyglądającą obstawą, Bob Dylan. W finale drogi obu mężczyzn krzyżują się, jednak zamiast happy endu, czeka nas ironiczna pointa doskonale wpisująca się w charakter całej płyty.

Sam Dylan wydaje się nie do końca zadowolony ze swojego najnowszego wydawnictwa. „Chciałem stworzyć coś bardziej religijnego – powiedział w wywiadzie dla magazynu „Rolling Stone”. – Jednak stworzenie 10 elementów podporządkowanych jednej idei wymaga dużo większej koncentracji niż album, który ostatecznie nagrałem, gdzie pozostaje tylko mieć nadzieję, że łączy się to jakoś w całość”.


KTO NAM ZAŚPIEWA?


Słuchając płyty „Tempest”, trudno oprzeć się pytaniu: co się stało z piosenką jako formą sztuki? Kiedy ostatnio trafiliśmy na tak autorską, erudycyjną zarówno pod względem muzycznym, jak i literackim, a przy tym przystępną i bezpretensjonalną płytę, skierowaną do masowej publiczności? Dziś nawet samo słowo „piosenka” brzmi niepoważnie. Na myśl przychodzą wersy Grzegorza Ciechowskiego: „Napisałem dziś piosenkę / już jest nieźle, już jest pięknie / ale chcę by było to wyłącznie dla mamony”. Muzycy piszą dziś „utwory”. Na „Tempest” mamy 10 PIOSENEK, z których każda nadaje się do wnikliwego studiowania, ale też jest doskonałym w swej prostocie, głęboko osadzonym w swej tradycji, w folku, bluesie, rock’n’rollu, country przykładem oryginalnego amerykańskiego brzmienia. Wisienką na torcie jest tu groteskowo prosta „Soon After Midnight” z rymami pokroju: „A girl named Honey / she took my money”. Konia z rzędem temu, kto przy jej dźwiękach nie poczuje się lepiej i lżej na duchu.

„Nikt nie śpiewa Dylana tak jak Dylan” – głosił slogan promujący artystę w stacji telewizyjnej CBS pod koniec lat 60. Hasło to do dziś pozostaje w mocy. I być może nie jest to powód do radości.  


Bob Dylan „Tempest”, Columbia 2012

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2012