Istnienia poszczególne. Tomasz Dąbrowski gra na trąbce Stańki

Choć nagrałem moją płytę na jego trąbce, słyszę, że brzmi po mojemu. Nie sztuka próbować robić kopie, ale znaleźć swoją ścieżkę i własne miejsce – mówi Tomasz Dąbrowski.

07.03.2022

Czyta się kilka minut

Tomasz Dąbrowski, Warszawa, 2019 r. / FILIP ĆWIK / STUDIO810 / MATERIAŁY PRASOWE
Tomasz Dąbrowski, Warszawa, 2019 r. / FILIP ĆWIK / STUDIO810 / MATERIAŁY PRASOWE

Po śmierci Tomasza Stańki córka trębacza, Anna, poprosiła Tomasza Dąbrowskiego, by pomógł jej zadbać o instrumenty taty. Dąbrowski: trębacz, improwizator, przez magazyn „Downbeat” umieszczony w piętnastce najciekawszych muzyków jazzowych w Europie, tak opowiada o specyfice trąbki: – Gdy kupujesz nową rurę, pierwsze miesiące, pół roku, a czasem rok musisz poświęcić na to, żeby ją rozdmuchać: żeby zaczęła grać tak, jak ty chcesz. Aby otworzyła się góra, jeśli chcesz grać w wysokim rejestrze, musisz grać dużo długich dźwięków. To może nudne rzeczy, ale dzięki temu brzmienie nabiera kształtów.

Spotkali się w mieszkaniu Stańki, na warszawskim Powiślu.

– Brałem do rąk jego monetty: trąbki budowane na zamówienie przez amerykańskiego rzemieślnika Dave’a Monette’a, super instrumenty, jak samochody Tesla: wszystko się w nich zgadza. Ale obok leżała jeszcze jedna trąbka. Wyglądała tak, że gdyby futerał otworzył laik, to najpewniej zaraz by go zamknął: instrument posrebrzany, ale przede wszystkim cały pośniedziały. Biorę tę rurę, nikt na niej nie grał pewnie z dziesięć lat. Od razu zaczęła odsłaniać charakterność: szeroki dół, niskie brzmienia, a przy tym góra taka... po prostu krzyk!

To instrument z lat 90. firmy Schilke, na którym Tomasz Stańko nagrywał płyty „Bosonossa”, „Pożegnanie z Marią” czy „Roberto Zucco”. – Instrument jest świetny, rozdmuchany przez pana Tomasza znakomicie. Zapytałem Anię, czy zgodziłaby się pożyczyć mi go, bym mógł nagrać na nim choćby jeden utwór.

Dąbrowski na trąbce Tomasza Stańki nagrał cały album, zatytułowany „Individual Beings” („Istnienia poszczególne”).

Falafel

Z Tomaszem Dąbrowskim rozmawiam w kawiarni na lotnisku Chopina – ma dwie godziny przesiadki między lotem z Wrocławia a samolotem do Kopenhagi. Właśnie skończył trasę promującą „Individual Beings”. Jego septet zagrał w katowickim NOSPR, a wcześniej w Filharmonii Szczecińskiej, w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu i w studiu Polskiego Radia w Warszawie – można by rzec: wszystkie najważniejsze dziś sale koncertowe w Polsce. Z Kopenhagi czeka go jeszcze półgodzinna podróż przez most Øresund i będzie w domu, w Malmö.

– Najlepszy falafel w tej części świata – rekomenduje trębacz. Po skończeniu nauki w szkole muzycznej na Bednarskiej w Warszawie Dąbrowski wyjechał na studia do duńskiego Odense. Dziś to kierunek wręcz oblegany przez ­polskich adeptów jazzowej sztuki. Wtedy ­Dąbrowski był raptem drugim rocznikiem polskiej „jazzowej emigracji” i jako jeden z nielicznych został w ­Skandynawii.

– Malmö to świetne, wielokulturowe miasto. Tamtejsze władze zrobiły ankietę, by dowiedzieć się, skąd pochodzą ludzie, którzy tu mieszkają. Okazało się, że z całego świata brakowało tylko pięciu narodowości. Samorządowcy rozesłali więc wiadomości do ambasad tych krajów z zaproszeniem: gdyby znaleźli się chętni, władze Malmö zapewnią im mieszkanie i rower. Jest więc różnorodnie, a jedzenie jest świetne.

Dziś Dąbrowski wykłada na wydziale jazzu Duńskiej Narodowej Akademii Muzycznej, prowadzi własne zespoły i regularnie partneruje innym leaderom w Skandynawii i w Polsce.

Sax & Bluish

– Moja pierwsza płyta jazzowa wcale nie była jazzowa. To był album „Sax & Sex” Roberta Chojnackiego – wydany w 1995 r., promowany przebojowymi singlami „Budzikom śmierć” czy „Prawie do nieba”.

– To i tak był wielki krok do przodu od mojego poprzedniego ulubionego zespołu: The Kelly Family – Dąbrowski wspomina, jakby sam nie dowierzając. A wychowywał się we wsi Rożental niedaleko Iławy. – W Iławie był od zawsze festiwal jazzu tradycyjnego Złota Tarka i myśmy na ten festiwal jeździli, nie dlatego, że jazz, tylko dlatego, że w ogóle był. Do tego ten „Sax & Sex”. Postanowiłem, że będę grał na saksofonie.

W szkole muzycznej w Iławie Tomka skierowano do pokoju Bogdana Olkowskiego. – On po prostu dobierał kandydatom instrumenty, w zależności od potrzeb swojej Młodzieżowej Orkiestry Dętej. Saksofonów miał już dość; dał mi trąbkę. Na próbach i koncertach coś tam improwizowałem, choć świadomość tego, co robię, miałem zerową, w dodatku trąbka uciekała mi ze środka do kącika ust. Mimo to, choć sam kapelmistrz nie grał jazzu, to podobało mu się takie granie. To on znajdywał zawsze te osiem taktów i: „Tomek, Tomek!”, zachęcał, bym grał.

Z czasem w pokoju Dąbrowskiego w Rożentalu nad łóżkiem zawisł plakat Tomasza Stańki, a po „Sax & Sex” przyszedł czas na „Bluish”.

Tomasz i Tomek

Do pierwszego spotkania Tomaszów doszło w Danii. Stańko przyjechał tu poprowadzić warsztaty.

– Usiadł obok mnie, zaczął się rozgrzewać, zagrał parę nut: dla mnie to był jakiś kosmos. Graliśmy cały dzień w dziewięć osób. Następnego dnia witam mistrza: „Dzień dobry, jak się pan dziś czuje?”. „Jak pan ma na imię?” – zapytał Stańko. „Tomek Dąbrowski”. „A... to pan” – odpowiedział, czyli gdzieś tam w głowie i w uszach mu to mignęło, a ja dostałem od razu skrzydeł. Zaproponował, byśmy przeszli na „ty”. Pokazał mi swoją trąbkę, dał dmuchnąć. Podczas tych warsztatów wytłumaczył mi wiele, nie tyle mówiąc, co grając. Słyszałem, jak grał standardy, czego na swoich koncertach nie robił prawie nigdy. Towarzyszyli mu perkusista z zespołu Wyntona Marsalisa i Danilo Pérez z kwartetu Wayne’a Shortera.

– „Stańczak” po prostu płynął tą swoją frazą! – wspomina Dąbrowski. – My, studenci, chcieliśmy grać z nim jego kompozycje, „Balladynę” czy „So nice”. W ogóle nie był tym zainteresowany. „Przynieście wasze rzeczy, ja chcę wasze numery pograć” – mówił. Przez tydzień zagraliśmy około czterdzieści różnych utworów. Prowadził zespół praktycznie bez słowa. Brał instrument, grał i wszystko było jasne. Wcześniej chciałem być jak kameleon, umieć się odnaleźć w każdej muzycznej sytuacji. Stańko nauczył mnie, by dalej szukać, zbierać, zmieniać, ale w taki sposób, by wzmacniać to, co jest w muzyce naprawdę moje.

Tomasz i Tomek spotykali się jeszcze parokrotnie. Oprócz imienia i instrumentu połączyła ich słabość do dobrych butów i ekstrawaganckich nakryć głowy. Ostatni raz widzieli się w Warszawie. Stańko wpadł na koncert tria Hunger Pangs (Marek Kądziela – gitara, Tomasz Dąbrowski – trąbka, Kasper Tom Christiansen – perkusja). Przyszedł na drugi set, nie mógł spać, świeżo po powrocie zza oceanu w marcu 2018 r. Miesiąc później zdiagnozowano u niego zaawansowane stadium raka płuc. 29 lipca najwybitniejszy polski trębacz jazzowy zmarł. Po dwóch latach łódzki festiwal Letnia Akademia Jazzu poprosił Tomasza Dąbrowskiego o muzyczny hołd dla mistrza.

W dziesiątkę

– Ja mam problem z takimi „tribute’ami”. Staram się od nich uciekać, bo uważam, że to jest nie fair, dla obu stron. Muzyka Tomasza Stańki stanowi przebogatą, skończoną całość i nie potrzebuje niczyich uzupełnień, a tym bardziej kopii czy imitacji – mówi Dąbrowski.

Na płycie „Individual Beings” nie ma więc ani jednego utworu Stańki. Trębacz zaprosił do studia septet złożony z osobowości, które są w stanie unieść miano istnienia poszczególnego – terminu, którym, za Witkacym, określał się sam Stańko. Za zestawem perkusyjnym – stworzonym z akustycznych, jazzowych bębnów, połączonych z elektryczną perkusją produkcji radzieckiej – zasiadł Jan Emil Młynarski, wykonawca i promotor polskiej muzyki międzywojennej, ale także poszukujący w tradycyjnych rytmach dalekiego i bliskiego folkloru, energetyczny bębniarz improwizator. Przy drugiej perkusji – Norweg Knut Finsrud. Polsko-duński jest też duet saksofonowy: Irek Wojtczak (sopran, tenor, elektronika) i Fredrik Lundin (tenor). Skład dopełniają kontrabasista Max Mucha oraz, na fortepianie, klawiszach i innych instrumentach elektronicznych, Grzegorz Tarwid.

„Individual Beings” to dziesiąta autorska płyta w dyskografii Dąbrowskiego, komponowana w towarzystwie nowo narodzonego synka (to właśnie jemu zadedykowany jest otwierający całość utwór „JR”). To istotne cezury w życiu artysty na scenie i poza nią. Dotąd muzyka Dąbrowskiego kojarzona była z wolną improwizacją i eksperymentem, jak choćby ten, którym w 2014 r. uczcił swoje 30. urodziny: grając 30 solowych improwizowanych recitali w 30 różnych miastach (zapis 10 obrazków z tej podróży trafił na płytę „Solo” wydaną przez ­Barefoot ­Records).

Płytowe wydanie „Individual Beings” to przede wszystkim melodie i zwartość wspólnego grania, mogąca przywodzić skojarzenia z kultowymi nagraniami serii Polish Jazz. Z drugiej strony brzmienie instrumentów akustycznych dopełnia umiejętnie elektronika: – Masz ludzi, którzy są bardzo kolorowi sami w sobie, ale ta ich odrębność staje się tu siłą i spoiwem. Moim zadaniem było stworzyć muzyczną formę, ramę, z którą oni zrobią to, co im się żywnie podoba.

Właśnie tego nauczył Dąbrowskiego Stańko. – Żeby nie było „czekanda”: przestojów, w których czekamy, aż uda nam się wyimprowizować jakąś strukturę. Dlatego stworzyłem zarys: motywy, duety, tria, jak on to mówił: „preteksty” dla muzyki, która może się wydarzyć.

Podczas premierowej trasy koncertowej muzycy septetu mogli na dobre rozgościć się w kompozycjach Dąbrowskiego. Zapis koncertu z Polskiego ­Radia dostępny jest na YouTubie w cyklu Jazz.PL. Sam trębacz deklaruje zaś, co w pandemicznej rzeczywistości wydaje się szczególnie odważne, że zespół ten to nie jednorazowy projekt, ale jego nowy working band. Individual Beings planują kolejne koncerty w Danii (m.in. na prestiżowym Copenhagen Jazz Festival) i w ­Polsce. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Istnienia poszczególne