Apokalipsa Małej

Na zlecenie państwowej spółki Wody Polskie zdewastowano podwarszawską rzekę, a zamiast wsi osuszono las.

09.11.2020

Czyta się kilka minut

Jedna z trzech tam bobrowych na rzece Małej w okolicy Solca, październik 2020 r. / DANIEL PETRYKIEWICZ
Jedna z trzech tam bobrowych na rzece Małej w okolicy Solca, październik 2020 r. / DANIEL PETRYKIEWICZ

Rzeka jest niepozorna i dla wielu mieszkańców okolic podwarszawskiego Konstancina-Jeziornej anonimowa. O takich ciekach często mówi się „Smródka”. Mała – bo tak naprawdę nazywa się wspomniana rzeczka i jest to nazwa adekwatna do jej rozmiarów – na wielu odcinkach przypomina rów melioracyjny, który w Parku Zdrojowym wpada do Jeziorki, a potem wraz z nią kończy w Wiśle. Ale wcześniej, na progu Chojnowskiego Parku Krajobrazowego, zupełnie zmienia charakter. Korzysta z przestrzeni, rozlewa się na boki, tworzy stawy. Jej brzegi są podmokłe i zarośnięte, nie sposób dojść do niej suchą stopą, potrzeba kaloszy lub woderów. To zasługa gospodarzących na rzece bobrów.

– Mieszkam w Konstancinie od 13 lat, ale to uroczysko odkryłem dopiero w marcu, w czasie związanego z pandemią zamknięcia kraju, kiedy zacząłem więcej łazić po lesie – mówi fotograf Daniel Petryczkiewicz. – Schowane w rzadko odwiedzanej części tego lasu, tajemnicze, przy wysokiej wodzie po prostu niedostępne. Mała trzymała się dzielnie nawet w czasie wiosennej suszy i latem. Dopiero w połowie września, po serii tygodni bez deszczu w całej Polsce, rozlewisko wyschło. Były tylko kałuże.

Petryczkiewicz chodził po dawnym rozlewisku i oglądał odsłonięte nory bobrowe. Wyglądało na to, że rzeczka wyschła aż do oddalonego kilkanaście kilometrów od Konstancina źródła. Ale zaraz przyszły ulewy, a koryto znów wypełniło się wodą. – W kilka dni wyrosły trzy tamy, fantastycznie spiętrzając wodę i tworząc na powrót niesamowite rozlewisko. Woda popłynęła rowami melioracyjnymi nawet do oddalonego o kilkaset metrów stawu, który od zawsze był suchy. Część lasu została odcięta od świata wodą. Natura oszalała – zachwyca się fotograf.

Potem zawiesza głos. Bo kilka tygodni później Małej, jaką poznał, już nie ma.

Krajobraz po bitwie

– W sobotę, 24 października, zobaczyłem zaparkowanego w lesie busika i brygadę ukraińskich robotników z kosami spalinowymi i ręcznymi – relacjonuje Roman Głodowski ze Stowarzyszenia Nasz Bóbr. – Kosili wszystko, jak leci, w pasie od półtora do ośmiu metrów od brzegu, po obu stronach rzeki. Rozwalali tamy i żeremia, usuwali małe i średnie drzewa.

Po interwencji Głodowskiego robotnicy początkowo przerwali prace. Przekonywali, że wykonują je na zlecenie Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. Kilka dni później wrócili, i to z koparką. – Rzeka została zdewastowana prawie kilometr w głąb lasu. Żeremia i norożeremia zniszczone, tamy zlikwidowane, brzegi utwardzone, zasypane ziemią i ogołocone z roślinności.

Na filmie, który Stowarzyszenie Nasz Bóbr opublikowało na Facebooku, Głodowski łamiącym się głosem opowiada, że zwierzęta prawdopodobnie ginęły zasypane we własnych korytarzach. Przy okazji zniszczona została stara, zdrowa wierzba, która rosła przy żeremiu. W wyniku prac znacznie obniżył się poziom Małej. Widziana z drona rzeka zamieniła się w kanał, jej okolice przypominają plac budowy pełen kolein. Nurt przyspieszył, woda zniknęła z przecinającego las rowu melioracyjnego. W lesie i na łące zrobiło się sucho.

Urszula Tomoń, rzeczniczka prasowa warszawskiego oddziału Wód Polskich, w przesłanym „Tygodnikowi” mailu nazywa roboty na Małej „pracami utrzymaniowymi”. „Likwidacja części tam bobrowych była konieczna. Tylko w ten sposób można było usunąć wodę z przyległego terenu, osuszyć go i przeprowadzić zaplanowane prace. Udrażniając rzekę na tym odcinku polepszono także warunki dla odpływu wód w górze rzeki, gdzie Mała przepływa przez tereny zabudowane. Nie likwidujemy tam, które podpiętrzając wodę nie stanowią zagrożenia np. dla terenów zabudowanych. Okres, w którym były prowadzone prace, nie był okresem zagrożenia dla warunków bytowych bobrów” – pisze. Dodaje też, że spółka posiada wydaną przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Warszawie zgodę na płoszenie zwierząt i wielokrotne niszczenie tam.

Z kolei Agata Antonowicz z RDOŚ początkowo temu zaprzecza, potem jednak znajduje wydaną w maju 2019 r. na wniosek Wód Polskich zgodę. Obejmuje ona kilka okolicznych cieków wodnych, w tym Małą, i obowiązuje do końca 2021 r.

Domy na bagnie

– Bobry? Za dużo ich tu mamy, zdecydowanie za dużo – mówi Urszula Malisiak, sołtyska niedalekiej wsi Solec. To właśnie prośbami jej mieszkańców Wody Polskie tłumaczą prace na Małej. – Zalewa mi łąkę, krowy wpadają w zapadliska. Pomijając kwestie rolnicze, to również duży problem dla właścicieli nieruchomości. Wszędzie jest mokro, robi się błoto, a uprawiać da się tylko rośliny wodne, z których w gospodarstwie nie ma pożytku – przekonuje Malisiak.

Zdaje się wcale nie dziwić faktem, że bobry tak upodobały sobie sąsiedztwo jej wsi. – Mamy je tu od sześciu, siedmiu lat, również w kanale melioracyjnym, który idzie przez wieś, wcześniej zbierając wodę z całej gminy Góra Kalwaria. Przyszły, zastały zaniedbane, zachaszczone rowy i mnóstwo pożywienia. One tu mają raj, idealne warunki, żeby się mnożyć – zauważa sołtyska. Jednocześnie wskazuje na problem z grodzeniem przez właścicieli prywatnych posesji dostępu do wody. Jak przepust się zatyka, to nie ma jak go udrożnić, bo jest za płotem.


Stanisław Łubieński: Dwieście sześćdziesiąt dwa stare drzewa wycięto, by poszerzyć drogę średnio o pół metra.


 

Jednak, jak zauważa Głodowski, zabudowania Solca znajdują się dwa kilometry w górę rzeki od odcinka, który Wody Polskie ogołociły z bobrowej infrastruktury. Przekonuje, że zalewisko miało wpływ na stosunki wodne w lesie, ale na pewno nie w położonej o wiele dalej wsi. I że wieś graniczy od zachodu z Łąkami Soleckimi, obszarem chronionym programem Natura 2000. – Jak ktoś się buduje koło bagna, to nie powinien się dziwić, że ma wilgoć w glebie. To tak, jakby dziwić się, że w Pompejach nagle pojawiła się lawa.

Wskazuje również na potencjalny problem z zastawkami na wspomnianym bagnie. Skoro wieś skarży się na wodę, to znaczy, że prawdopodobnie nie działają jak należy, albo wcale ich nie ma, przekonuje. Dodaje też, że wbrew słowom rzeczniczki państwowej spółki na leśnym odcinku Małej zniszczono wszystkie tamy, jak leci, a nie tylko wybrane.

Urzędniczy hurt

Sprawę prac na Małej Stowarzyszenie Nasz Bóbr zamierza skierować do prokuratury. Nie sam fakt ich wykonania, ale sposób, w jaki je przeprowadzono. Chodzi o dewastację roślinności przybrzeżnej oraz o zasypywanie zwierząt w ich norach i korytarzach. Wydana przez RDOŚ zgoda jest warunkowa, a jednym z obostrzeń jest konieczność płoszenia bobrów przed przystąpieniem do prac rozbiórkowych. Nora nie może być przez bobra użytkowana, a te zniszczone były – jak przekonuje Głodowski – zamieszkane. – Ludzie, którzy wjechali tam ciężkim sprzętem, nie mieli zresztą kompetencji, by to stwierdzić – tłumaczy i dodaje, że wydawali się zaskoczeni faktem, iż pracują w siedlisku bobra.

Głodowski zwraca uwagę, że przypadek Małej jest ilustracją ogólnopolskiego problemu. Wody Polskie składają do RDOŚ wnioski obejmujące swoim zasięgiem całe cieki wodne wraz z dopływami. W tym przypadku chodzi o Małą, Zieloną, Głoskówkę, Tarczynkę oraz trzy okoliczne kanały, na całych ich długościach.


Stanisław Łubieński: Walka o zachowanie sędziwych drzew w mieście to nie jest postulat ekologiczny. Drzewa są świadkami historii, także naszej, ludzkiej. Są pamiątką po starym krajobrazie, po historii miejsca.


 

– I to wszystko na jednym wniosku! To nagminna praktyka. Na podstawie Biuletynów Informacji Publicznej oszacowaliśmy, że na terenie całej Polski obowiązuje dziś około 1700 zezwoleń na niszczenie bobrowych stanowisk, a beneficjentem dwóch trzecich jest spółka Wody Polskie. Która we wnioskach wpisuje cieki z dopływami. Koło Siedlec jednym wnioskiem objęty został teren całej gminy! Wszystkie rzeki, kanały, rowy na jej obszarze. Hurtem. Tamy można więc niszczyć uznaniowo, jak komu pasuje, i to regularnie. Dlaczego Regionalne Dyrekcje wydają takie decyzje? Czy ktoś te wnioski w ogóle weryfikuje? Gdyby tak było, być może by się zorientował, że Mała przepływa przez Naturę 2000, więc zgadza się na niszczenie stanowisk na obszarze chronionym!

Choć tam prac w ostatnim czasie nie prowadzono, to jednak – na papierze – byłoby to możliwe.

Retencja za darmo

Nikt nie wie, ile bobrów żyje dziś w Polsce. Po prawie całkowitym wytępieniu tego gatunku na przestrzeni paru stuleci populacja odbudowała się i dziś ma się dobrze. Ostatnie konkretne dane pochodzą z początku obecnego wieku. Późniejsze są tylko szacunkami. Główny Urząd Statystyczny od paru lat ocenia liczbę bobrów na 120 tys. osobników, ale naukowcy przekonują, że to zgadywanie, i może być ich o połowę mniej lub dwa razy więcej.

Przykład Małej pokazuje, jak chaotycz­na jest polityka państwa wobec gatunku, który w obliczu kryzysu klimatycznego i coraz częstszych susz powinien być dla człowieka sojusznikiem. Skutkiem ubocznym ekologii bobra – tego, w jaki sposób jego potrzeby życiowe zmieniają środowisko – jest naturalna retencja, zatrzymywanie wody w krajobrazie. I to darmowa, bez państwowych ani europejskich dotacji. Andrzej Czech, związany dawniej z Uniwersytetem Jagiellońskim ekspert od bobrów, szacuje – choć nie ma badań, które mogłyby to jednoznacznie potwierdzić – że gryzonie retencjonują dziś więcej wody niż wszystkie państwowe programy razem wzięte. Usankcjonowana prawem walka z bobrami nie tylko nie poprawia więc sytuacji wodnej, ale ją pogarsza. Przyspiesza stepowienie krajobrazu.

Lista korzyści, jakie płyną z obecności bobra w środowisku, jest zresztą o wiele dłuższa. Tamy obniżają spływ używanych w rolnictwie azotu i fosforu do morza o jedną piątą, zabobrzone rzeki wylewają rzadziej, a utworzone przez te gryzonie zalewiska są skupiskami lokalnej bioróżnorodności. Kwitnie w nich życie m.in. ryb, płazów i wodnych ptaków. Kiedy znikają tamy, woda prędko znika z krajobrazu.

Idzie zima

Kilka dni po wyczyszczeniu Małej przez koparkę bobry zbudowały tamę na stawie po drugiej stronie lasu, na granicy z Konstancinem, tuż przy zabudowanej domami jednorodzinnymi ulicy Grzybowej. Być może te, które przeżyły, przeniosły się do starych nor w brzegach zbiornika. Przy prowadzącej do lasu ścieżce pojawiły się już pierwsze zgryzienia. Listopad to czas, w którym zwierzęta zaczynają budować magazyny pożywienia na zimę. Sęk w tym, że po zniszczeniu tam na Małej i zniknięciu wody z lasu również staw przy Grzybowej wkrótce może wyschnąć.

Nie jest to dla ekspertów zaskoczenie. – Jak się niszczy siedliska w tak niedostępnych i odludnych miejscach, jak uroczysko Małej, to nie ma się co dziwić, że bobry idą bliżej ludzi, na pola, do rowów melioracyjnych. Osiedlają im się na progu i sprawiają więcej kłopotów – mówi Głodowski. – To samo dotyczy drzew. Jeśli wycinamy osikowe i wierzbowe zarośla, które bobry mają pod nosem i które są dla nich najlepszym pokarmem, to zabierają się za większe drzewa. W poszukiwaniu jedzenia kręcą się coraz dalej od wody.

Na razie jednak drzewa pod Konstancinem zniszczyły nie bobry, tylko człowiek w koparce. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2020