Notre Dame de Ochota

Nie da się zapłacić topoli, by rosła szybciej. Często nie docenia się tej cierpliwej pracy natury, której nie kupi przecież za całe swoje pieniądze Jeff Bezos.

29.06.2020

Czyta się kilka minut

Topola w parku Wielkopolskim w Warszawie /  / MARTA SAPAŁA
Topola w parku Wielkopolskim w Warszawie / / MARTA SAPAŁA

Na moim podwórku żyje czereśnia. Właściwie dożywa już swoich lat. Na konarach i pniu rozsiadły się grzyby, a jej wnętrze toczą pewnie niewidoczne choroby. Lubię to drzewo. Jest rozłożyste, daje cień i pięknie kwitnie wiosną. Jakby się zapatrzyło na impresjonistów, szczególnie na Pissarra. Co roku w jej konarach zakłada gniazdo sroka. Wiosną ptaki robią się bardziej skryte. Nie budzi mnie już codziennie ich ostrzegawczy terkot jak salwa z karabinu maszynowego. Przemykają bezgłośnie i szybko chowają się w swoim zadaszonym koszu z patyków. Może wysiadują już jajka?

W życiu zwierząt nie ma czasu na urlop, na chwilę oddechu, codzienność wypełniona jest walką o przetrwanie. Codziennie wymykają się śmierci. 8 kwietnia zapanowała żałoba. Rano znalazłem podwórkową srokę potrąconą przez samochód. Drugi ptak czekał. Przez parę dni przesiadywał na parapetach, rozglądał się, niecierpliwie podrzucał długi, lśniący ogon. A potem odleciał. Schodziłem po schodach i przez okno widziałem, że przy porzuconym gnieździe kręci się grzywacz. Czy spróbuje wykorzystać jakoś tę stertę gałęzi? On też mnie zauważył. Patrzył na mnie swoją rozszerzoną, czarną źrenicą i wyciągnął już szyję, gotowy do ucieczki. Jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku.

Nie będę tak stał, zejdę piętro niżej, może się trochę uspokoi, a ja z innej perspektywy popatrzę, co planuje. Ale piętro niżej grzywacza już nie było na drzewie. Bujała się tylko poruszona gałązka. Ostatni ślad naszego spotkania. Ile zwierząt znalazło schronienie w liściach tej czereśni przez kilkadziesiąt lat jej życia? Czas drzew jest inny. Nie mierzy się ludzką miarą. Dla nas ich nieruchome trwanie jest oczywiste. Są jak kamienie, jak rzeki, jak miasta. Trudno nam to pojąć, że choć nieruchome, przecież żyją. Pod korą tkanki pompują wodę, przewodzą cukry, liście łapczywie chłoną z powietrza dwutlenek węgla.

Kilkadziesiąt lat tej czereśni to przecież dosyć niewiele jak na możliwości drzew. A jednak wyobraźmy sobie niewyobrażalne, że za Gierka, a może jeszcze za Gomułki, ktoś posadził tu smukłą tyczkę sadzonki. I drzewko nie miało już wyboru. Ktoś zdecydował o jego losie. O tym, że przez następne lata przyzwyczajać się będzie do słońca o ściśle określonej porze. Wiosną między trzynastą a siedemnastą. Do wąwozu podwórka i słabych podmuchów wiatru. Do podmurówki płotu, która przygniotła połowę korzeni. ­Czereśnia wiedziała jedno – że przecież nie może uciec, że może się tylko przystosować. Jeżeli miejsce jest słabe – trudno. Trzeba walczyć.

Czereśnia jak czereśnia, w mojej okolicy rośnie dużo pięknych drzew. Ale niektóre wyrastają ponad korony innych. Jest w moim parku topola czarna. Wysoka na 20 metrów, góruje nad okolicą. Odwiedzam ją codziennie, codziennie też dotykam jej pnia. W niespokojnych czasach stare drzewo daje kojące poczucie, że pewne rzeczy są niezmienne. Przynajmniej takie się wydają. Na wysokości trzech metrów pień rozwidla się na dwa potężne konary. Jak wieże katedry Notre Dame.

O topolach czarnych, sokorach, dendrolog Włodzimierz Seneta pisał w 1973 r. bez miłości: „pnie zwykle brzydkie”. Widać standardy urody drzew zmieniają się z czasem, tak jak standardy piękna ludzkiego ciała, bo w wydaniu z roku 2012 czytamy już o „malowniczych pniach starych drzew”. Pień topoli jest piękny. Potężny, bruzdowaty jak zaorana „Ziemia” Ferdynanda Ruszczyca. Tak właśnie jak wiosenne, zaorane pole.

Drzewo można czytać. Po sylwetce powiemy, że sokora rosła samotnie, osobno, że miała przestrzeń, by się rozwinąć. Na ciemnej skórze ma wypisane ślady historii. Zardzewiały, wbity po główkę gwóźdź, nasmarowany kiedyś farbą znaczek anarchii, a nawet bliznę po jakimś drucie, który pochłonęła kora. Zagłębiam się w galaktykę kory na wysokości oczu. Dzieje się tu więcej niż dostrzeże moje słabe, ludzkie oko. W spękanym wąwozie widzę nieduże owadzie gniazdo z gliny, które w tej skali ma wielkość potężnego gmaszyska. Parę centymetrów dalej schował się przed światem zeszłoroczny kwiatostan dębu.

Okrążam drzewo. Z zacienionej strony żyje sobie spokojnie jakiś niepozorny, zielony glon, którego ciało jest tak drobne, jakby ktoś oprószył korę zielonym proszkiem. Obok małe skupisko pustułki pęcherzykowatej. Pulchne, jakby napompowane ciało porostu ma kształt rozetkowaty. I kolor akwamaryny. A może seledynu. To, że tu żyje, podpowiada, że powietrze w okolicy jest średniozanieczyszczone. Krążę. W miejscu, gdzie pień odpowiada pustym dudnieniem, spacerują spokojnie zajęte swoimi sprawami trzenie. Mają nie więcej niż pół centymetra i długi ryjek z poruszającymi się niemrawo czułkami.

Topola jest pomnikiem przyrody. Drzewo jest potężne, ma przeszło pięć metrów obwodu. Stoi osobno, na honorowym miejscu. Inne drzewa jak żołnierze – symetrycznie, na baczność, w szpalerach – w końcu park projektowano w 1938 r. Modernizm nie bardzo ufał naturze. Ale już wtedy nikt nie śmiał tknąć topoli. To ona wieńczyła jedną z osi, bo już przed wojną była dojrzałym drzewem. Stoi więc jak oficer w czasie przeglądu. Bo i wiek miała już wtedy oficerski, jej koronę widać wyraźnie na zdjęciach lotniczych z 1935 r. Później znajduję ją na rodzinnych zdjęciach znalezionych w ­internecie. Dziewczynka siedzi na ławce, trzyma w dłoniach piłkę. Jest początek lat 50. Rosnące do dziś potężne topole Simona są wątłymi szczapkami. Gdzieś tam w tle majaczy rozłożysta korona naszej sokory.

Pomnik przyrody jest zawsze pomnikiem historii. Świadkiem historii. No to kiedy wyrosła topola? Na pewno jeszcze za cara. A więc pamięta Polskę rozebraną, pewnie początki panowania Mikołaja II, a więc koniec XIX w. Zapewne pamięta też karczmę Ochota, od której wzięła się nazwa dzielnicy. Topola jest starsza niż dzielnica. Pamięta czasy, kiedy to miejsce nazywało się Kolonia Staszyce i minąć miało jeszcze wiele lat, zanim przyszło tu miasto. Dopiero w międzywojniu, a raczej w drugiej jego połowie, rozsiadły się w okolicy eleganckie domy i kamienice. Topola stała, nieporuszona, przywykając do tego sąsiedztwa. Przeżyła bombardowania, nie zdmuchnęła jej rosyjska bomba, która spadła na pobliski budynek we wrześniu 1942 r. Przeżyła powstanie, w którym ginęli mieszkańcy sąsiednich ulic. Przystosowała się do nowego ustroju, do budowy socjalizmu, potem do transformacji i do planu Balcerowicza. Żyje i dziś. Jest w niezłej formie.

Walka o zachowanie sędziwych drzew w mieście to nie jest postulat ekologiczny. Drzewa są świadkami historii, także naszej, ludzkiej. Są pamiątką po starym krajobrazie, po historii miejsca. Często najstarszym zabytkiem okolicy. Dlaczego często nie docenia się tej cierpliwej pracy natury, której nie kupi przecież za całe swoje pieniądze Jeff Bezos? Nie da się zapłacić topoli, by rosła szybciej. Nie da się przyśpieszyć lat kwitnienia, owocowania, zimowego spoczynku. Nie da się zapłacić za lata deszczu, mglistych poranków ani za promienie słońca. Nie można kupić cierpliwego, powolnego przyrostu pnia. Wartość starego drzewa jest właściwie niemierzalna. Sentymentalna i ekologiczna. Nie da się go zastąpić dziesiątkami, a nawet setkami młodych nasadzeń. To się nigdy nie zmieni: by drzewo miało sto lat, musi rosnąć sto lat. ©

PS. W tym roku będziemy raczej siedzieć w kraju. Kto będzie w Warszawie, niech odwiedzi Notre Dame de Ochota. Wystarczy wklepać w telefon 52º 13’ 4.232” N 20º 59’ 43.698” E.

Dziękuję za cenne uwagi Mateuszowi Korbikowi z Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2020