Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Samim jest właścicielem skromnego sklepu. Są w nim produkty pierwszej potrzeby i przekąski. Znajduje się niedaleko Uniwersytetu Kabulskiego. Jeszcze niedawno była to okolica pełna życia – z kawiarniami, restauracjami, sklepami i księgarniami. Teraz jest pustawo, a większość lokali wita nielicznych przechodniów kratami lub kłódkami. Klientelę sklepu Samima stanowili głównie studenci.
– Wszyscy wyjechali do domów. Teraz praktycznie nikt do nas nie przychodzi z powodu kwarantanny – stwierdza ponuro Samim. – Sprzedaż spadła o jakieś 80 proc.
Nie ma już zajęć na uniwersytecie. W marcu afgańskie władze uznały koronawirusa za zagrożenie. Mimo niewielkiej liczby wykonanych testów, w kraju odnotowano 367 przypadków zachorowań na COVID-19 oraz siedem zgonów. Według prognoz Ministerstwa Zdrowia Publicznego, jeśli nie zostaną podjęte wystarczające środki zapobiegawcze, zachoruje 26 z 33-35 mln obywateli, a ponad 100 tys. umrze. Dlatego pod koniec marca władze ogłosiły zamknięcie Kabulu. Miasto stopniowo zamiera. Od tego czasu Samim, choć pracuje siedem dni w tygodniu, dokłada do czynszu. Jeśli sytuacja się nie poprawi, będzie musiał zamknąć sklep.
Na granicy ubóstwa
Sklepikarz ma 21 lat. Oprócz niego w siedmioosobowej rodzinie pracuje jego ojciec, taksówkarz. Samim i jego bliscy zaliczają się do tych 8 mln ludzi, którzy mogą znaleźć się poniżej granicy ubóstwa. Tak zakłada najbardziej pesymistyczna prognoza najnowszego przeglądu ekonomicznego afgańskiego Instytutu Biruni. Jeśli koronawiurs nie zostanie powstrzymany do końca roku, ok. 80 proc. Afgańczyków będzie uznawanych za ubogich. Poza epidemią kraj od czterech dekad zmaga się też z wojną, a także z impasem politycznym i słabością instytucji państwowych.
– Nawet mały szok gospodarczy wepchnie tych ludzi w biedę – przyznaje kierownik działu badawczego Instytutu Biruni Omar Dżoja, który wcześniej pracował dla Banku Światowego.
W raporcie Instytutu Biruni uwzględnione są dwa scenariusze wpływu SARS-CoV-2 – umiarkowany i pesymistyczny. Jak przyznaje Dżoja, trudno ocenić najbliższą przyszłość, bo wciąż nie ma odpowiedzi, jak będzie się rozwijać pandemia.
Umiarkowany scenariusz zakłada, że koronawirus zostanie powstrzymany do połowy roku, miasta zostaną otwarte w ciągu następnych kilku miesięcy, a gospodarka wróci do normalnej aktywności.
– I tak się skurczy, bo licząc od marca przynajmniej przez dwa, trzy miesiące będzie trwał kompletny zastój gospodarczy – przyznaje Dżoja. – Dlatego nawet umiarkowany scenariusz zakłada, że nie będzie łatwo.
W takim przypadku prognozy Instytutu Biruni zakładają spadek PKB o 3,3 proc., a bezrobocie – które już w 2017 r. znajdowało się na poziomie 40 proc. – wzrośnie o 20 punktów procentowych.
Zgodnie z pesymistycznym scenariuszem kryzys wywołany przez COVID-19 będzie trwał do końca bieżącego roku lub początku następnego. Gospodarka tylko w 2020 r. skurczy się o 9,9 proc.
CZYTAJ TAKŻE
JUNUS WRACA DO DOMU: Dla kraju, w którym od 40 lat trwa wojna, a ponad połowa społeczeństwa żyje w biedzie, COVID-19 jest zagrożeniem, które szybko może wymknąć się spod kontroli >>>
Niezależnie od scenariusza skarb państwa w połowie roku będzie świecił pustkami, jeśli nie zostaną uruchomione dodatkowe środki pomocowe. Chociaż – według szacunków Instytutu Biruni – budżet Afganistanu już teraz w 40–60 proc. zależy od wsparcia zagranicznego. To znaczy, że państwo nie będzie w stanie realizować podstawowych świadczeń, zostaną też wstrzymane wypłaty pracownikom budżetówki.
Bez wsparcia
Samim szacuje, że bez pracy będą w stanie przeżyć nie dłużej niż miesiąc. Później skończą się im pieniądze. Miał wziąć ślub za dwa miesiące, ale z powodu nałożonych obostrzeń i pustych kieszeni przełożył go na następny rok.
Brak pieniędzy, które można byłoby oszczędzić, to problem dotykający większości mieszkańców kraju. Siedzenie w domu, praca zdalna, czytanie książek, Netflix i gry wideo to nie kwarantanna w afgańskim wydaniu.
– Państwo nie wspiera ludzi finansowo, nie daje żywności. Nie ma żadnych mechanizmów, które mogłyby zatrzymać ludzi w domach. Złamią kwarantannę i wyjdą na ulice, bo uznają, że lepiej zarazić się wirusem, niż umrzeć z głodu – mówi dyrektor Instytutu Biruni Nazir Kabiri.
Samim ma nadzieję, że władza przynajmniej umorzy czynsze, by sklepikarze tacy jak on mogli przetrwać ten kryzys. Na razie musi jednak radzić sobie sam, choć jak przyznaje, zarabianie pieniędzy w trakcie kwarantanny jest bardzo trudne.
Współpraca: Aliszer Szachir
CZYTAJ WIĘCEJ: