Zanim się zaczęło

"Mówię ciągle o sobie, a zdaje się jesteśmy w wigilię wojny. Może właśnie dlatego chce się myśleć i mówić o sobie, potem już nie będzie wolno. (…) Myśleć i zginąć na polu walki, czyż to nie wszystko jedno? Zawsze samotny i zawsze nic nierozumiejący człowiek" - zapisze Jarosław Iwaszkiewicz w dzienniku pod datą 23 sierpnia 1939 r.

25.08.2009

Czyta się kilka minut

Tego dnia dyplomaci i politycy żyją czymś innym niż rozmyślaniami o kondycji człowieka. Niemcy i ZSRR ogłaszają podpisanie paktu o nieagresji. Minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski notuje w dzienniku wieść o pakcie już 22 sierpnia: "Sensacja polityczna - pakt o nieagresji Hitler-Sowiety. Informacja gabinetu: podobno urzędowe koła niemieckie tuż przed podaniem oficjalnego komunikatu niemieckiego o pakcie o nieagresji dementowały wszelkie pogłoski na ten temat. Admiralicja Wielkiej Brytanii po nadejściu wiadomości o przygotowaniu paktu niemiecko-sowieckiego miała wydać rozkaz pogotowia wojennego. Według pogłosek ma być w drugiej połowie bieżącego tygodnia przygotowany pucz w Gdańsku (jakoby 25 i 26 bieżącego miesiąca sklepy otrzymały zarządzenie nieotwierania w Gdańsku)".

Oczywiście, nikt w Polsce nie wie o tajnym protokole dołączonym do paktu. Ale mało kto ma jeszcze złudzenia. Wojna jest nieunikniona.

"Wszyscy są dobrej myśli"

Od dawna napięcie panuje na pograniczu, zwłaszcza na Śląsku - i w Wolnym Mieście Gdańsku. Uaktywniają się niemieccy dywersanci. Na Śląsku ludzie wypłacają pieniądze z kas komunalnych. "22 bieżącego miesiąca alarmował wojewoda Grażyński, że kasy śląskie wytrzymają najdłużej do soboty. Należy natychmiast udzielić pomocy" - notuje Kwiatkowski.

Pieniędzy żądają zresztą wszyscy, zwłaszcza wojsko. Dziennik Kwiatkowskiego pełen jest słupków, podsumowań. Jak by jednak liczyć, funduszy nie starcza. A płyną kolejne rachunki, np. 24 sierpnia od wojska za zarekwirowane konie: 20 mln zł. Może wśród nich są i te Jarosława Iwaszkiewicza, który 24 sierpnia pisze: "Rano zabrano mi konie, Basia wróciła, Ralfa wzięli. Szkoda mi, urodził się i wychował na Stawisku, dobry był koń, a teraz poszedł na wojenną poniewierkę".

Stawisko, jak wiele miejsc, oddycha jeszcze wakacjami. Ale gdzie indziej, zwłaszcza w miastach, zdarzenia toczą się coraz szybciej. Ze sklepów znika żywność. "Konsumpcja wewnętrzna jest znaczna - przy czym widoczne jest robienie zapasów w dziedzinie opałowej, cukry itp. Ceny wykazują stabilizację, a ceny zbożowe - spadek, względnie stan bardzo niski (...). Ruch towarowy w Gdyni jest duży. Ruch inwestycyjny trwa" - zapisuje Kwiatkowski.

Ludzie pośpiesznie wracają z urlopów, pociągi są przepełnione. Młody naukowiec Zdzisław Jeziorański - przyjaciel Jontka, syna ministra Kwiatkowskiego - napisze we wspomnieniach: "W końcu sierpnia 1939, w momencie gdy z wezwaniem mobilizacyjnym w kieszeni zamykałem na klucz szufladę, na dnie której spoczywały pierwsze rozdziały pracy doktorskiej »Cykl koniunktury gospodarczej w Polsce 1929-1936« (...) nie przyszło mi w ogóle na myśl, że to na zawsze i że ten rozdział życia zapowiadający się tak obiecująco nie będzie miał w ogóle dalszego ciągu. Owszem, odczuwało się przyjemne podniecenie na myśl o tym, co się zbliża, ale miał to być tylko krótszy albo dłuższy burzliwy epizod, po którym wszystko wróci na dawne tory i przerwany bieg życia będzie można podjąć dalej".

"W pociągu Poznań-Warszawa i w samej stolicy panowało prawie radosne podniecenie - pisał Jeziorański. - Miałem dosyć czasu, by zatrzymać się na jeden dzień w Warszawie, pożegnać się z matką, babką i bratem. Wszyscy byli dobrej myśli, nikt się nie martwił".

Świadomość nieuchronności

Jednak o ile w Warszawie może panować optymizm, na pograniczu napięcie jest coraz większe. Kwiatkowski pisze, że Polacy z Małopolski Wschodniej boją się powstania ukraińskiego: "Również Ukraińcy chcieliby przy okazji coś zarobić i próbują, czy stanowisko rządu polskiego jest mocne. Premier wysłał tam silne oddziały policyjne i w okręgach notorycznie nielojalnych - Brzeżany - polecił ostre wystąpienie. Zajścia graniczne na granicy polsko-niemieckiej są codzienne. Ambasada niemiecka demonstracyjnie nocami ewakuuje się".

24 sierpnia bojówka niemiecka napada na urząd celny w śląskich Makoszowach; uprowadza rannego Polaka. 28 sierpnia na dworcu w Tarnowie wybucha bomba, ginie 20 osób. Ujęty natychmiast dywersant okazuje się obywatelem RP: Antoni Guzy z Bielska zeznaje, że "czynu przystępnego jakiego dokonałem dopuściłem się dlatego, że czuje się niemcem" [pisownia oryginalna - red.]. Historycy do dziś zastanawiają się, jaki był cel zamachu w Tarnowie; najbardziej prawdopodobna jest interpretacja, że Abwehra (wywiad niemiecki) chciała doprowadzić do starć między Polakami a mniejszością niemiecką. Do incydentów dochodzi też na granicy polsko-słowackiej, gdzie obok armii słowackiej rozlokował się Wehr­macht (prezydent ks. Tiso podpisał z Rzeszą układ obronny).

Nocą z 25 na 26 sierpnia niemiecki oddział (nieuprzedzony, że datę inwazji odłożono) próbuje bezskutecznie zająć tunel kolejowy pod przełęczą Jabłonkowską. Coraz gorzej traktowane są polskie instytucje w Gdańsku: zablokowano należności dla Polski, unieruchomiono polskie banki, zatrzymano polskie wpływy celne i należące do Polski towary. Polscy inspektorzy celni są szykanowani, aresztowani. Warszawa odpowiada blokadą kont gdańskich w Polsce i wstrzymaniem ruchu drogowego do Gdańska.

Ale w cieniu tego, co ma nadejść, toczy się zwykłe życie. Ministerstwo skarbu zajmuje się też kredytami dla powiatu brasławskiego na Wileńszczyźnie, gdzie zbiory zniszczył grad.

Zbliża się rok szkolny. W Płocku przygotowuje się do niego Ładysław Żelazowski, nauczyciel i harcmistrz. "Nade wszystkiem ciągła świadomość prawie nieuchronnej wojny. Przygotowania w postaci umocnień, zasieków, szczelin przeciwlotniczych trwały od tygodni, a w pobliżu domów budowano bunkry - napisze potem. - Normalnie w końcu sierpnia odbywały się posiedzenia Rady Pedagogicznej dla omówienia rozkładu zajęć, przydziału godzin. W tym roku było inaczej. 24 sierpnia wezwał mnie dyrektor Ludwik Nałęcz do szkoły. Poinformował, że na podstawie zarządzenia władz szkolnych początek roku szkolnego został przeniesiony na 4 września. (...) Jednocześnie przekazał mi, że na polecenie władz szkolnych i wojskowych szkoła wysłała wezwanie do uczniów drugich klas licealnych i tych, którzy zgłosili się do pierwszej licealnej o przybycie do szkoły w celu wzięcia - jako junacy P.W. [Przysposobienia Wojskowego] - udziału w działalności pomocniczej w garnizonie płockim".

Godziny ostatnie

31 sierpnia to pierwszy dzień powszechnej mobilizacji.

Minister Kwiatkowski spędza ten dzień na kolejnych naradach. Iwaszkiewicz wiezie ze Stawiska do Warszawy cenne obrazy; tam chyba będą bezpieczniejsze (wkrótce jego warszawskie mieszkanie spłonie, razem z obrazami). Za to Władek, szofer Iwaszkiewicza, przywozi do Stawiska 15 bochenków chleba i dokupuje konia, na miejsce zarekwirowanego; wojna wojną, ale orać trzeba.

Kolację Iwaszkiewicz zje z przyjaciółmi w Warszawie, w restauracji "Simon i Stecki" na Krakowskim Przedmieściu. Zapisze: "Była próba ataku [tj. próbny alarm - red.] i pogaszono światła w restauracji; miasto piękne i przyciemnione. (…) W nocy miałem sen, śnił mi się Józio Mroczko, jeden z moich nieżyjących kolegów z gimnazjum, powiedział mi, że 10 października przyjdzie mama. Czy to oznacza śmierć? Już 10 października? Możliwe. To prawie sześć tygodni jeszcze, jaki kawał życia. Ciekaw jestem, co będzie 10 października? Noce teraz niezmiernie zadziwiająco piękne. Ostatnie noce pokoju".

Gdy Iwaszkiewicz siedzi u "Simona", do niemieckiej radiostacji w Gliwicach wdzierają się esesmani w cywilnych ubraniach. Akcja jest tajna, działają na polecenie Hitlera: terroryzują niemiecką załogę i po polsku nadają komunikat: "Uwaga! Tu Gliwice. Rozgłośnia znajduje się w rękach polskich". Tzw. prowokacja gliwicka ma być jednym z pretekstów do ataku.

Dzień pierwszy

O 4.34 rano sztukasy atakują okolicę mostów w Tczewie, by wesprzeć próbę ich opanowania; akcja się nie udaje, polscy saperzy wysadzają strategiczne mosty. Informację o ataku na Tczew minister Kwiatkowski odnotuje o 6.55; piętnaście minut później wie już, że Niemcy zaatakowali na całej linii. O 9.00 w Warszawie wyją syreny; pierwszy nalot. Kwiatkowski zapisze: "Przebijam się samochodem (...) do Rady Ministrów i docieram 9.10".

W Płocku harcmistrz Żelazowski budzi się ok. 5.30; słyszy warkot samolotów i strzały: "Zakląłem, co za dureń tam strzela, ujrzałem przez okno na wysokości 100-150 metrów we mgle duże dwa samoloty, trochę przypominające bombowce polskie (...). Zaniepokojony włączyłem radioaparat i za chwilę usłyszałem głos jak z podziemia o wkroczeniu wojsk niemieckich na teren Polski. Alarmowo ubrałem się, a przejeżdżając ul. Dobrzyńską, widziałem przed domami stojące grupki mężczyzn i kobiet wyraźnie poddenerwowanych".

Plutonowy podchorąży Jeziorański stacjonuje w Dubnie: "Gdy w piątek 1 września 1939 jak zawsze wyszedłem wczesnym rankiem na śniadanie do kasyna - ujrzałem biegnącego naprzeciw pchor. Moczulskiego. Już z dala wymachując rękoma, wołał do mnie radośnie: zaczęło się... wojna... zaczęło się o piątej rano!".

Żelazowski zapamięta, że tego dnia ludzie są zdenerwowani, ale dobrej myśli. Wkrótce pierwsi uczniowie wracają ze służby: "Najbardziej zdenerwowani byli junacy, którzy pełnili służbę przeciwlotniczą na wieży katedry, w obserwatorium na dachu liceum i innych posterunkach, które miały zadanie wykrywać nadlatujące nieprzyjacielskie samoloty. Byli pod wrażeniem, że to ich w pierwszym rzędzie będą atakowały".

Iwaszkiewicz, z powrotem w Stawisku, przeżywa chwile grozy, gdy trwa nalot, a córki są w lesie na grzybach. Notuje: "Obok strachu o siebie i o nie, uczucie potwornej ohydy, rozpaczy i rozczarowania. Ta zwierzęcość naszych nieprzyjaciół i ta ruina kraju, który dopiero zaczął się odbudowywać. (...) O Boże!".

To, co najgorsze, ma dopiero nadejść.

***

Oni przeżyli. Jeziorański nie został ekonomistą, lecz żołnierzem AK, a po wojnie dziennikarzem i działaczem politycznym. Iwaszkiewicz przeżył wojnę w Stawisku, działał w strukturach państwa podziemnego, pomagał Żydom. Żelazowski został komendantem tajnego harcerstwa w Płocku; w 1943 r. uciekł przed gestapo do Warszawy; tu działał w AK, brał udział w powstaniu. Minister Kwiatkowski z rządem został internowany w Rumunii. Tam dotarła do niego wieść o śmierci ukochanego syna: Jontek zginął w kampanii wrześniowej.

Korzystałam z: Eugeniusz Kwiatkowski "Dziennik lipiec 1939 - sierpień 1940"; Jarosław Iwaszkiewicz "Dzienniki 1911-1955", Jan Nowak "Kurier z Warszawy". Wspomnienia harcmistrza Żelazowskiego nie zostały jeszcze opublikowane, za udostępnienie rękopisu dziękuję Benedyktowi Sandomierskiemu z hufca w Płocku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Polska wrześniowa (35/2009)