Warszawski wrzesień ’39

Dla mieszkańców stolicy ten miesiąc będzie próbą wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Emocje dyktuje rytm – nieznanej wcześniej – wojny na wyniszczenie, w której celem dla bomb są także cywile.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Po kapitulacji Warszawy żołnierze niemieccy wkraczają do miasta, 1939 r. / ULLSTEIN BILD DTL / GETTY IMAGES
Po kapitulacji Warszawy żołnierze niemieccy wkraczają do miasta, 1939 r. / ULLSTEIN BILD DTL / GETTY IMAGES

Pierwszy dzień II wojny światowej mija w Warszawie względnie spokojnie. Niektórzy przyjmują konflikt wręcz z niedowierzaniem: pierwszy nalot i walki powietrzne nad miastem uważają za manewry, a alarm za sprawdzian obrony przeciwlotniczej.

Wśród warszawiaków dominuje patriotyzm i wiara w zwycięstwo, nastroje są bojowe. Wojna nie osłabia tętna metropolii, która w sierpniu 1939 r. liczy blisko 1,3 mln mieszkańców, z czego 360 tys. to obywatele RP narodowości żydowskiej.

Spokojnie, to tylko wojna

Nawet niemiecki nalot z 2 września, który przynosi śmierć wielu cywilów i zniszczenia zabudowy, nie wywołuje paniki. Pracownik Polskiego Radia Józef Małgorzewski notuje tego dnia: „Nastrój w mieście dość dobry. Nie widać lęku ani grozy, raczej zaciętość, wolę oporu, odwetu”. Linia frontu jest daleko. Warszawiacy żyją w przekonaniu, że Polska tę wojnę wygra.

Lecz sytuacja szybko się zmienia. Już 2 września w stolicy zjawiają się pierwsi uchodźcy, a wraz z nimi wiadomości, które zmieniają nastroje. Ludzie stają się nerwowi. Niektórzy myślą, jak ratować swój dobytek. Mało kto zdaje sobie sprawę z charakteru konfliktu, który właśnie się zaczął. Pracowniczka Ministerstwa Przemysłu i Handlu Teodora Żukowska (później w kontrwywiadzie ZWZ/AK) zapamięta, że wszyscy myśleli kategoriami I wojny światowej: „o długich walkach pozycyjnych w okopach na dalekim froncie”.

Miasto przygotowuje się do obrony. O rozkazach w tej sprawie mieszkańcy nie wiedzą, bo sytuacji o zagrożeniu stolicy nie podano do publicznej wiadomości. Trzy dni po wybuchu wojny hiobowe wieści mogą wywołać panikę, która z punktu widzenia władz jest niepożądana.

Chwilowa euforia

W przekonaniu, że konflikt szybko się skończy, a Wojsko Polskie będzie defilowało w Berlinie, utrzymuje warszawiaków Wielka Brytania. Wykonując zobowiązania sojusznicze, ogłasza 3 września przystąpienie do wojny z Niemcami. Stolicę ogarnia szał radości.

Serce miasta bije tego dnia pod ambasadą brytyjską na Nowym Świecie, gdzie zbiera się wielotysięczna rzesza. Słychać okrzyki: „Niech żyje Anglia”, „Niech żyje król angielski”, „Precz z Hitlerem”. Ludzie się ściskają i rzucają sobie na szyję. Potem idą pod ambasadę Francji w alei Frascati (Paryż zadeklarował przystąpienie do wojny po upływie terminu ultimatum postawionego III Rzeszy, 3 września o godzinie 17). Anonimowa autorka notuje: „Ludzie czują się pewniej. Otucha wstępuje w serca. Takie potęgi mamy za sobą. Wojna odpowiedni weźmie obrót. Radość powszechna”.

Ale entuzjazm manifestowany 3 września kontrastuje z pogarszającą się sytuacją na froncie. Żukowska tak opisuje ten dzień: „To były nasze ostatnie radosne chwile. W ciągu następnych dni nasza euforia stopniowo stygła”.

Panika ewakuacyjna

4 września zapada decyzja o częściowej ewakuacji urzędów centralnych do Lublina. Rośnie zaniepokojenie, potęgowane przez zamęt informacyjny. „Coraz bardziej rozwijający się chaos ogólny, nieświadomość sytuacji, w jakiej byliśmy, najfantastyczniejsze i wzajemnie zbijające się wieści, korzystne i tragiczne, w bardzo dużej mierze przyczyniały się do potęgowania nastroju pełnego depresji” – Władysław Pasek, pracownik ratusza.

Wieczorem 5 września stolicę opuszcza prezydent RP Ignacy Mościcki. Gdy wiadomość o ewakuacji urzędów dociera do mieszkańców, sieje panikę i rozgoryczenie. Pogłębiają się chaos i dezorientacja. Przez mosty na Wiśle ciągną na wschód rzesze uciekinierów.

Nie tylko cywile, także żołnierze są przytłoczeni ewakuacją. Gen. Stanisław Kopański, szef Oddziału Operacyjnego Sztabu Naczelnego Wodza, zapamiętał emocje, jakie towarzyszyły mu późnym wieczorem 5 września: „Opuszczenie Warszawy w warunkach niepewności co do dalszych losów stolicy budziło uczucie ciężkie i ponure. Potęgował je widok uchodźców na ciemnych, brudnych i zatłoczonych ulicach, wiodących ku mostowi Poniatowskiego”.

Nocą z 6 na 7 września szef propagandy ppłk Roman Umiastowski wzywa przez radio ludność do budowy umocnień i apeluje do mężczyzn zdolnych do noszenia broni, a niepowołanych do wojska, by opuścili Warszawę i ruszyli na wschód, gdzie zostaną zmobilizowani.

W nocy 7 września rząd wyjeżdża do Łucka, a Naczelny Wódz Edward Rydz-Śmigły do Brześcia. Natłok złych wieści i tsunami uchodźców wywołują wstrząs i doprowadzają do tego, że 7 września panika ewakuacyjna obejmuje ogół mieszkańców. Cywilne i wojskowe władze stolicy robią wszystko, by nad nią zapanować. Pod koniec dnia sytuacja się „normuje”. Ogłoszenie wiadomości, że Warszawa będzie broniona, krzepi nastroje. „Lęk, osamotnienie ustępuje dziwnie zwartej i zdecydowanej woli oporu” – notuje warszawianka.

W pokonywaniu defetyzmu pomaga odpowiednie zajęcie. Prezydent miasta Stefan Starzyński wzywa przez radio: „Stańcie wszyscy do pracy. W pracy odnajdziecie siebie, spokój i drogi do zwycięstwa”. Jego wystąpienia na falach eteru, w których walczy z paniką i wpaja wiarę w zwycięstwo, będą mieć olbrzymi wpływ na kształtowanie pozytywnych nastrojów w całym okresie walk o miasto. Ważną rolę w podtrzymaniu morale odegra też płk Wacław Lipiński, który zastępuje na stanowisku Umiastowskiego. Obok radia także prasa wpływa na emocje warszawiaków, walcząc ze zniechęceniem i apatią, goryczą i rozczarowaniem.

Mała stabilizacja

Emocje się stabilizują, ale panuje nerwowość. Komendant Straży Obywatelskiej Janusz Regulski apeluje, by na ulicach zachować ciszę, bo „wszelkie krzyki powodują podniecenie mieszkańców. Stwierdziłem, że w szczególności przy zauważeniu niedostatecznego zaciemnienia okien podnoszą się niejednokrotnie zbiorowe krzyki”.

Docierające jednostki wojskowe wzmacniają obronę stolicy. Ale są wśród nich żołnierze z rozbitych oddziałów, którzy wnoszą pesymizm do życia miasta. Bywa, że emocje górują nad racjonalnym myśleniem: pogłębia się szpiegomania i strach przed niemiecką dywersją. Nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie, na co wpływają plotki np. o brytyjskim desancie w Gdańsku albo ucieczce Starzyńskiego samolotem alianckim. „Różne brednie krążyły ku coraz większej udręce ludzkiej” – zapamięta dziennikarka ­Jadwiga Krawczyńska.

Każda wzmianka o korzystnej zmianie na froncie (zwykle propagandowa) wywołuje nowe emocje. 10 września „Kurier Warszawski” donosi o kontrataku na Bydgoszcz i Grudziądz: „Co za radość wybuchła na ulicach! Kobiety całowały się z żołnierzami, głośne okrzyki wypełniły powietrze. Entuzjazm zapanował niesłychany”. W istocie do takiego kontrataku nie doszło.

W oblężeniu

W połowie września, po klęsce polskich armii „Poznań” i „Pomorze” w bitwie nad Bzurą, Wehrmacht zamyka pierścień okrążenia wokół Warszawy.

17 września miasto dotyka najcięższy z dotychczasowych ostrzałów artyleryjskich. Giną ludzie, szaleją pożary; płonie m.in. Zamek Królewski. Przemęczenie i napięcie nerwowe osłabiają kondycję psychofizyczną. Anonimowa warszawianka zapamięta: „Rozpaczliwe wezwanie prezydenta Starzyńskiego [17 września apeluje on do aliantów o pomoc – red.] i tak straszne przeżycia ostatniej niedzieli pogrążają nas w depresję. Czy warto tak uparcie trwać przy obronie Warszawy, kiedy gmach po gmachu sypie się w gruzy, kiedy liczba ofiar wzrasta fantastycznie?”.

Wiadomość o „ciosie w plecy” zadanym 17 września przez Sowietów, którzy na mocy paktu Hitlera ze Stalinem atakują Polskę, jest wstrząsem dla warszawiaków. Staje się jasne, że to wojna z dwoma wrogami, bez szans na zwycięstwo. Jedna z mieszkanek notuje, że informacja o agresji sowieckiej wywiera wstrząsające wrażenie: „Czy zmęczone wojsko zdoła walczyć na dwóch frontach? Dotychczasowe nasze osiągnięcia mogą pójść na marne. Ten ohydny czyn budzi obrzydzenie i lęk. Co będzie z nami? Już w głowie się wszystko miesza”. Nastroje pogłębia informacja, że nocą z 17 na 18 września prezydent i rząd przekroczyli granicę rumuńską. „Było to dla nas przeżycie nie mniejsze od wejścia Rosjan – poczuliśmy się opuszczeni przez wszystkich” – zapamiętała Żukowska.

Cicha zaciętość

Mimo to nastroje krzepną. 18 września Starzyński mówi w radiu: „Na stanowiskach trwają wszyscy, i to z wielkim wysiłkiem, toteż wszędzie panuje nastrój jak najlepszy, taki, jaki być powinien, aby utrwalać w nas wiarę, że Warszawa się broni”.

Dwa dni później „Kurier Warszawski” publikuje wywiad z amerykańskim foto­reporterem Julienem Bryanem, który mówi, że pracownicy ambasady USA są pełni podziwu dla wytrzymałości i „cichego bohaterstwa” cywilów: „Imponuje nam wasz spokój, wasz humor, wasza zaciętość. Zdawałoby się, że pod wpływem nieustannego bombardowania niemieckiego duch ten załamie się, że zrodzi się myśl poddania stolicy, jednakże nie tylko nie zdarzyło mi się spotkać z takim zdaniem nawet u najbardziej skrzywdzonych przez wojnę ludzi, lecz przeciwnie, im więcej nęka was wróg, tym mocniejsza jest wasza postawa”.

W trzecim tygodniu trudno jest o panikę; Warszawa obawia się nie tyle walk, co poddania. „Natomiast słowo: kapitulacja, jak dotąd, było bardzo niepopularne. Przyczyniało ono więcej strachu niż możliwość silniejszego bombardowania z powietrza i artylerii” – zapamięta Pasek.

Ale Niemcy nie powiedzieli jeszcze wszystkiego. 23-24 września trwa ostrzał artyleryjski. To oraz naloty doprowadzają ludzi do granic wytrzymałości. Wieczorem 24 września Żukowska słyszy krzyki i tupot: „To biegli w powiewających chałatach, trzymając się z głośnym lamentem za głowę, oszaleli ze strachu Żydzi, jakby ich te fale ognia goniły i dopadały. W życiu nie widziałam takiej paniki. Biegli na oślep przed siebie i znikli za rogiem ul. Wielkiej. Jeszcze dzisiaj mam w uszach ten krzyk”.

Doświadczenia graniczne

Tąpnięcie w nastrojach następuje 25 września, podczas najcięższych od początku wojny nalotów z udziałem kilkuset samolotów. W ów „straszny poniedziałek” Niemcy niszczą głównie centralne dzielnice. Życie miasta jest sparaliżowane. Szacuje się, że tylko tego dnia ginie ok. 10 tys. ludzi, a 35 tys. zostaje rannych.

„Cała moja werwa znikła zupełnie. Załamałem się psychicznie pod ciężarem tragedii osobistej” – notuje Pasek, którego żona zostaje śmiertelnie ranna. Taką scenę z 25 września zapamięta Władysław Gomułka (przyszły przywódca PRL): „Piwnice domu były (…) zapchane ludźmi do granic możliwości. (…) Płakały dzieci na rękach matek, powszechnie słyszało się wyrzekanie kobiet, jak długo jeszcze będzie trwało to piekło, dlaczego nie oddają Niemcom miasta, jaki sens ma przedłużanie jego obrony”.

Po nalocie Niemcy podejmują próbę szturmu na miasto, lecz zostają odparci. Ludzie przechodzą doświadczenia graniczne. Pewna sanitariuszka próbuje odnaleźć w Śródmieściu bliskich: „Idę szukać tego, co po nich zostało. Jeśli nie żyją, niech przestanę żyć i ja. Jakże będę żyła bez nich? Jestem bliska obłędu”.

W obliczu całkowitego zniszczenia miasta Dowództwo Obrony Warszawy podejmuje decyzję o podjęciu rozmów kapitulacyjnych. Umowa w tej sprawie zostaje podpisana 28 września w fabryce Škody na Rakowcu. 1 października Wehr­macht wkracza do miasta.

Złowróżbna cisza

Paradoksalnie zaprzestanie walk wpływa negatywnie na nastroje. „Kto nie przeżywał takiego szoku nerwowego, jak nagła, złowróżbna cisza podczas działań wojennych, (…) nie może mieć pojęcia, jaka wtedy rozpacz ogarnia ludzi” – pisze Mieczysław Dębski, dyrektor departamentu w Najwyższej Izbie Kontroli. Ciszę, jaka zapanowała, świadkowie określają mianem „potwornej”. Ktoś zapamięta: „Ta cisza wykoleja zupełnie, deprymuje, demoralizuje”.

Nieznana z nazwiska 14-latka tak opisuje swoje emocje: „Kapitulacja… Wszystko stracone, całe złote nadzieje i sny o zwycięstwie rozwiały się jak tęczowe blaski w tej ciszy. Z ostatnim echem armaty zamarło serce Polski, a z nim i nasze serca. Z ostatnim echem armaty wszystko się skończyło… A cisza trwała wciąż straszna i dźwięcząca, wznosiła się ponad czarne kikuty domów, ponad dymy pogorzeli, stając się otwartym grobem dla wolnych serc i wolnych dusz. Siedziałam cicho nie mogąc wymówić słowa. Przesuwały się przede mną szeregiem dni niedawnej przeszłości, krwawe pasmo dni męki, nadziei, zwątpienia…”.

Zanim do mieszkańców dotrą zarządzenia kapitulacyjne, panuje dezorientacja. Napięcie sięga zenitu wśród tych, którzy chcą dalej walczyć. Ale są i tacy, którzy mają dość. Pasek notuje, że dla niektórych pracowników ratusza słowo „kapitulacja” jest jak „najboleśniejszy policzek, a dla innych jak najmilsza nowina”.

Pierwszy deszcz

W ciągu tych czterech tygodni w Warszawie ginie kilka tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego i kilkanaście tysięcy cywilów; kolejnych kilkadziesiąt tysięcy odnosi rany. Świadek notuje: „Na rogu N[owego] Światu i Świętokrzyskiej dobiega mnie niesamowity głos. Na rumowiskach jednego z doszczętnie zwalonych domów siedzi postać kobieca okryta strzępami ubrania. Wiek trudno określić, bo twarz i włosy pokryte grubą warstwą pyłu. Wyciąga ręce i przeraźliwym głosem wyje monotonnie. Ktoś z boku objaśnia: – Straciła w tych gruzach całą rodzinę. Obłąkana”.

28 września po raz pierwszy w tym pogodnym miesiącu spada w Warszawie deszcz. Pogłębia poczucie przygnębienia. Kapitulacja stolicy oznacza koniec gehenny związanej z jej obroną. Ale śmierć i trwoga nie opuszczają miasta: zaczyna się niemiecka okupacja.

Także 28 września „Kurier Warszawski” napisze: „Nie trać nadziei Warszawo, nawet gdybyś musiała jeszcze przeżyć dnie bardzo ciężkie i bardzo bolesne”. ©

BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest historykiem, pracuje w Oddziale IPN w Warszawie. Autor książek o dziejach Polski w XX w., m.in. „Etos gniewu” (o antykomunistycznych organizacjach młodzieżowych w Warszawie) i „Pół wieku Milenium” (redaktor tomu). Przygotowuje do druku książkę o historii jezuitów w Warszawie w latach 1945–1956.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Polski wrzesień 1939