Xavras Wroniec, czyli baśnie polskie

Fantastyka pragnie nowych możliwości: syntezy estetyk, idei, próby wyrażenia celowości/bezcelowości dziejów. Gdy polska powieść historyczna zredukowała się do funkcji rozrywkowej, rozrywkowa z natury fantastyka rzuciła się na głębsze wody.

27.10.2009

Czyta się kilka minut

Szczęście historyczne Polski, a zarazem dramat naszej literatury polega na tym, że, po części, wciąż żyjemy w świecie "Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego". Nieustannie nas ktoś dręczy i do krzyża przybija, trwamy w ciągłej konieczności składania ofiar z siebie, choćby i była to ofiara z pokory. Sami zresztą rwiemy się, by ktoś krwi nam utoczył. Nie splamiliśmy się żadną historyczną zbrodnią, nie atakowaliśmy niewinnych, pokojowo nastawionych sąsiadów, nie przeprowadzaliśmy masowych mordów i nie pognaliśmy w pędzie za żadną krwawą rewolucją, przynajmniej nie zbiorowo. Nie mamy też swych skrytobójców ani katolickiego Osamy. Jest to prawdziwy powód do dumy - czy jednak ta dziwna łagodność nie zepchnęła Polski z pozycji mocarstwa na margines, czasem podmiot w rozgrywkach międzynarodowych, czasem przedmiot do rozczłonkowania? Xavras Wyżryn nie czerpie żadnej radości z polskiej łagodności - w jego opinii nasi dziadowie mogliby wyrżnąć w pień miliony luda i dziś nikt by się nie upomniał o pomordowanych - chyba że mordercy ponieśliby klęskę.

Groźne i wielkie

Napisany przed prawie dwoma dekadami "Xavras Wyżryn" wstrząsnął światkiem polskiej fantastyki i teraz, obleczony w twardą oprawę, zyskał - wraz z innymi książkami Jacka Dukaja - szansę wzbudzenia zainteresowania innych czytelników. Sytuacja wyjściowa uderza błyskotliwą prostotą. Przegraliśmy wojnę z Sowietami w 1920 r., jest już koniec wieku, Polski nie ma na mapie, za to wojnę partyzancką z Rosją prowadzi tytułowy Wyżryn (naprawdę - Antoni, swojski Tosiek), facet zdolny wykaraskać się z każdej opresji, dla jednych potwór, dla innych symbol nadziei, dla Amerykanów kolejny bohater popkultury. Z Ameryki właśnie przybywa Ian Smith, chcąc nakręcić, czasem przesłać na żywo materiał o poczynaniach partyzanta. Smith, człowiek pragmatyczny o dość standardowym poczuciu moralności, znajduje się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, nie ma pojęcia, czy Xavras to wariat, geniusz, czy cyniczny watażka śniący o szansie zmienienia świata. Na oczach Smitha watażka dopuszcza się najróżniejszych okropieństw, słucha oszpeconego proroka i planuje wysadzić Moskwę przy pomocy bomby atomowej. Wariat czy geniusz? W drodze do bolesnego rozstrzygnięcia tej kwestii Dukaj serwuje pokaz terrorystycznej metody, usiłując przy okazji dociec, "czy terrorysta może mieć rację?" (podobne pytanie postawił wcześniej Stephen King odnośnie morderców politycznych), i zapraszając do swoistego dialogu idei.

Świeżo wydany "Wroniec" tegoż autora pozornie podejmuje inną tematykę. To nowocześnie zilustrowana bajka dla starszych i młodszych, zrealizowana w myśl zasady, że każdy rozpozna atrakcyjne dla siebie tropy. Stan wojenny odmalowano oczami dziecka, przywołując koszmary: ojca opozycjonistę pewnej nocy porywa straszliwy Wroniec, przypominający, w rzeczy samej, ogromne ptaszysko. Maleńki Adaś, pozbawiony w jednej chwili opieki, wyrusza na wędrówkę: spotyka Wojaków-Wroniaków, wdychających zapach palonego mięsa, kruki rozdziobują Pozycjonistów, Członek pleni się na Plenum, a Milipanowie wcale nie są mili, bowiem lubią "spałować na biało", ludzie zaś szarzeją, co wydaje się być efektem działania specjalnej maszyny. Adaś, jak to w bajkach, musi dojrzeć, a przede wszystkim rozpoznać zdrajcę, dopaść Wrońca i stanąć twarzą w twarz z gorzkim, naprawdę gorzkim zakończeniem.

Sam pomysł przedstawienia stanu wojennego w baśniowych realiach powinien wywoływać kontrowersje. Złagodzenie wydarzeń historycznych dokonuje się na poziomie estetycznym. Skala okropności u Dukaja wzrasta w porównaniu z rzeczywistością: ptaszyska rozszarpują tych, którzy nie zachowali godziny policyjnej, w brzuchu ogromnego GAZ-u kołaczą się duchy przechodniów. Opresyjność PRL-u w wersji baśniowej okazuje się totalna. Otrzymujemy obraz widziany oczami dziecka, gdzie wszystko, co groźne, jest zarazem ogromne, półśrodków jeszcze nie dowieźli, zarazem - i dlatego to bajka - dziecko ma tutaj rację.

Światy "Wrońca" i "Xavrasa" są totalne w tym sensie, że uniemożliwiają wycofanie. Teraz, pod szczęśliwym słoneczkiem rodzącego się państwa dobrobytu, mogę pozwolić sobie na taki luksus, wznieść mur pomiędzy mną a społeczeństwem i wartościami, które w nim kotłują. Z łatwością odrzucam większość kontaktów społecznych, wypinam się na rodzinę, przyjaciół oraz bliskich, odmawiam pracy, żebrząc, dilując, handlując na Allegro, słowem: wykonując jedną z tych tajemniczych czynności, za sprawą których mało kto nad Wisłą kona z głodu; dalej: zamieszkałbym w jakiejś norce i jadł byle co, nie oglądając nikogo, pokazując w wolnych chwilach środkowy palec wszelkiej barwy aksjologiom. Da się, naprawdę, przeżyć tak długie lata. We "Wrońcu" i "Xavrasie" jest to niemożliwe.

Bajka o okrucieństwie

Polska ludowa kreowała w narodzie sztukę przemykania się między oficjalną ideologią a zdrowym rozsądkiem, wyrażanym najczęściej przez prywatny układ. To znaczy: należało się do partii i piło z opozycją. Łaska stanu wojennego doprowadziła do chwilowej konkretyzacji postaw, a Dukaj w swej baśniowej fikcji jeszcze to podkręca: albo poddam się Szarości, albo będę przed nią umykał i próbował walczyć - wówczas jest szansa, że sam Wroniec wpadnie do mnie z wizytą. Mógłbym oczywiście funkcjonować jak sąsiad Adasia, czyli człowiek podwójny, wypowiadający każde słowo razy dwa, tego jednak szybko tracimy z oczu, wchodząc w świat Pozycjonistów, Miłychpanów oraz Bubeków; ewentualnie przyjąć płaszcz zdrajcy - ten jednak od początku gra po jednej stronie.

"Wroniec" to jednak obłąkana bajka o okrucieństwie i zaraz wiemy, kto tu jest czarownicą, a kto ma być zjedzony. W tym sensie książka ta nie posiada niespodzianek. W "Xavrasie" jest mocniej: Ian, towarzyszący Xavrasowi i jego chłopakom, ma trudności w połapaniu się, co jest dobre, a co złe, by zaraz potem pojąć, że trafił do piekiełka wybierania między złym a najgorszym. Próbuje, jako Amerykanin z pochodzenia i Polak z krwi dziadów (krew ta, jak przytomnie zauważa, "ciąży nad nim jak przekleństwo"), zachować neutralność i szybko pojmuje bezsens tych wysiłków. Ci od Xavrasa biorą go za swojego, Rosjanie rozwaliliby go bez mrugnięcia okiem, a i sam Ian dokonał wyboru wcześniej, niż myślał, mianowicie w chwili przyjęcia wojennej misji. Przecież samego Xavrasa stworzyli po części Amerykanie (jak w prawdziwym życiu Osamę i Saddama), oni właśnie sypali mu ciężkim dolarem, uczynili zeń gwiazdę popkultury, zaś Hollywood sprokurowało film wysokobudżetowy. Media z funkcji informującej przeszły w inicjującą i nakręcającą określone wydarzenia, co zresztą dzieje się poza książką i na naszych oczach - szczęściem, nie chodzi jeszcze o wojnę atomową.

Xavras świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jaki ambaras go współtworzył: torturując rosyjskiego generała, odgrywa show na potrzeby telewizji, niemal bawiąc się przed kamerą, godzi się też na potrzebną ze względów propagandowych rolę na pół wampira, na pół Supermana - w gruncie rzeczy ucieleśnia sen o nieuchwytnym bohaterze, o Batmanie i Zorro, wrzuconym z bajki w prawdę koszmaru. "W rzeczywistości - myśli sobie Smith - Xavras Wyżryn był dokładnie taki, jak malowała go telewizja".

Mamy do czynienia z samonapędzającą się maszyną i doprawdy trudno stwierdzić, kto ma rację. Czy Smith, który nie umie zbijać Xavrasowych argumentów, ale upiera się, że przemoc tylko rodzi przemoc, czy może jednak Wyżryn: zabij wielu, uratujesz jeszcze więcej, zarżnij milion, a miliardy będą ci dziękować. Trzecia możliwość oznacza wzmacnianie koszmaru wojny w głowach tej dwójki. Wygenerowano paranoję wymuszającą radykalność stanowisk. To jest wojna, mówi Xavras. To tylko ty, odpowiada Smith.

Piłsudski z Dmowskim

Fantaści wydają się wolni od trudności, z którymi borykają się inni pisarze próbujący mówić o historii: "Wroniec" próbuje zsyntetyzować estetykę pierwszej połowy lat 80., unaocznić przejmującą grozę stanu wojennego i wyłonić stan ducha tamtych czasów - kroplę, w której one się skupiają. "Xavras" odrzuca realia historyczne, oferując w zamian fikcję, w ramach której rozegra polską historiozofię, najmocniej osadzone w nas myślenie o własnej historii - jeszcze romantyczne, mickiewiczowskie, pielgrzymowe. Ujawnia, że wcale być tak nie musi.

"Zwyczajna" książka opowiadająca o historii wikła się w trudności. Pal sześć, że Xavras, jeśli się nam zdarzył, został prędko zastrzelony. Istnieje rodzaj pokory względem własnej historii, a jeśli rodzi chęć buntu, to podbudowaną gniewem wściekłego chłopczyka: bardzo chcemy poobrażać. Z drugiej strony, rzetelność grozi zagubieniem się w faktach, to one dyktują kolejne ruchy ludziom i ideom. Fantastyka odrzuca to wszystko, w tych dwóch przypadkach nie z lenistwa, lecz z tęsknoty ku nowym możliwościom: syntezie estetyki, idei, próbie wyrażenia celowości/bezcelowości dziejów. Trzeba też dopowiedzieć, że w momencie, gdy polska powieść historyczna zredukowała się do funkcji rozrywkowej (być może to jej jedyna funkcja wyznaczona jeszcze przez Sienkiewicza), rozrywkowa z natury fantastyka rzuciła się na funkcje głębsze.

Trop trzeci - ten rodzaj wysiłku musi być komentowany z pewnego dystansu. Sowa Minerwy wyfruwa w końcu o zmierzchu i żadna siła nie zmusi jej, by opuściła dziuplę wcześniej. Polskie potoczne rozumienie historii polega w skrócie na tym, że nieustannie w niej trwamy, jak trwa Xavras: w dzisiejszych wydarzeniach politycznych wciąż brzmi Piłsudski z Dmowskim, przedmiotem debaty są wydarzenia sprzed półwiecza lub dawniej - być może pokolenie dzisiejszych 20-latków jest od tego wolne. Amerykanie zaczynają mieć historię, Niemcy zaś mają w niej nielichą dziurę, skutek wojennej traumy. Tam poczucie ciągłości jest mniejsze niż tu, nad Wisłą. Przyjęcie fantastycznych założeń, czy to, jak we "Wrońcu", baśniowego zniekształcenia świata, czy rzeczywistości alternatywnej, jak to podziało się w "Xawrasie", daje niezbędny dystans, niemożliwy w innej sytuacji: fantasta, pisząc o historii, staje poza nią.

Jacek Dukaj, "Xavras Wyżryn i inne fikcje narodowe", "Wroniec", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

Łukasz Orbitowski (ur. 1977) jest pisarzem fantasy, autorem wielu książek; ostatnio opublikował powieść "Święty Wrocław". Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, stały współpracownik "Nowej Fantastyki". Strona autorska: www.orbitowski.pl .

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2009