Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 1982 r. Japońska Agencja Leśnictwa wpadła na niecodzienny pomysł. W trosce o dobrostan obywateli zaleciła im shinrin-yoku. W dosłownym tłumaczeniu „kąpiele leśne” – spacery na łonie natury i kontemplowanie jej piękna. Gdy w dwa lata później Edward Wilson wydał książkę „Biofilia”, japoński pomysł zainteresował naukowców.
Wilson do historii nauki przejdzie jako jeden z twórców socjobiologii – nauki poszukującej ewolucyjnych wyjaśnień zachowań społecznych zwierząt (w tym ludzi). Jednak stworzył on również termin „biofilia” i zapoczątkował naukowe podejście do badania wpływu kontaktu z naturą na ludzki dobrostan i zdrowie. Jak pisze we wstępie swojej książki, biofilię można zdefiniować jako wrodzoną tendencję do skupiania się na życiu i jego procesach. W momencie publikacji książki Wilsona wiele z jego intuicji nie miało jeszcze empirycznego potwierdzenia.
Piękne, naturalnie!
W 1975 r., jeszcze przed pionierską pracą Wilsona, brytyjski geograf Jay Appleton zaproponował wyprzedzające swoje czasy podejście do estetyki. W zapomnianej dziś książce „The Experience of Landscape” zauważył, że klucz do zrozumienia poczucia piękna współczesnych Homo sapiens leży w ewolucji. Jego zdaniem estetyka to wyłącznie preferencje, które nabywamy, aby zaspokoić wrodzone pragnienia. Większość psychologów i badaczy z obszarów nauk społecznych nie była jeszcze gotowa, by zaakceptować takie poglądy.
W 1995 r. sytuacja wyglądała już trochę inaczej. Witalij Komar i Alexander Melamid, dwaj rosyjscy artyści i dysydenci na stałe mieszkający w USA, rozpoczęli wówczas projekt o nazwie „Wybór ludzi” (ang. „People’s Choice”) – będący jednym z najciekawszych ujęć zagadnienia biofilii. Zapytali ludzi o mnóstwo preferencji: ulubiony kolor, preferowane kształty, elementy znajdujące się na obrazie, liczbę osób itd. Na podstawie odpowiedzi z całego świata artyści stworzyli serię „najbardziej pożądanych obrazów”. Ludzie wywodzący się z różnych kultur skłaniali się ku podobnemu krajobrazowi – z drzewami, otwartą przestrzenią, wodą, ludźmi i zwierzętami.
To nie jest dobra wiadomość dla zwolenników sztuki nowoczesnej – jej trendy prawdopodobnie nigdy nie zdobędą szerokiego grona zwolenników. Abstrakcyjne, regularne kształty nie są przez nasz umysł zazwyczaj postrzegane jako piękne. Melamid był początkowo zdziwiony wynikami. „Niewiarygodne, prawda? Kenia i Islandia – co może bardziej się różnić w całym tym pieprzonym świecie – i oba te kraje chcą niebieskich krajobrazów” – komentował w jednym z wywiadów. Sam kolor niebieski wybierali jako ulubiony ankietowani we wszystkich państwach poza Rosją. Ściślej, tam też wygrał niebieski – jednak w jaśniejszym odcieniu.
Denis Dutton, autorytet w dziedzinie ewolucyjnej analizy zjawiska sztuki, efekty uzyskane przez Komara i Melamida określił jako oszałamiające. To, że zostały uzyskane niezamierzenie, jego zdaniem nie przekreśla ich doniosłości. Nie było to badanie naukowe, ale trudno interpretować jego wyniki inaczej niż w kategoriach ewolucyjnych. Jak podkreślił Dutton w książce „Instynkt sztuki”: „przenosząc nasz sposób rozumienia ewolucji na sztukę, możemy zwiększyć przyjemność wynikającą z obcowania z nią”.
Psycholodzy badają drzewa
Zjawiskiem zainteresowali się przedstawiciele raczkującej wówczas dyscypliny – psychologii ewolucyjnej. Judith Heerwagen i Gordon Orians wykazali np., że preferencje estetyczne wobec kształtu drzew mają charakter uniwersalny. Nie tylko obecność drzew zwiększa atrakcyjność krajobrazu. Ich zdaniem chodzi o szczególny kształt – umiarkowaną koronę rozwidlającą się blisko ziemi. Skrajności – drzewa zbyt skąpe lub rozłożyste – były oceniane jako o wiele mniej atrakcyjne. Analogiczne wnioski wysnuła dwójka psychologów z Uniwersytetu w Michigan – Stephen i Rachel Kaplan. Ich zdaniem kluczem jest stopień złożoności krajobrazu. Lubimy krajobrazy, które umożliwiają orientację w terenie i zachęcają do jego eksploracji.
W 2010 r. drzewom przyjrzeli się także John Falk i John Balling. Gdy badanym z różnych grup wiekowych pokazywali rozmaite krajobrazy – od pustyni, przez lasy liściaste i iglaste, po typową dla Afryki Wschodniej sawannę – zauważono, że już najmłodsza grupa uczestników badania (ośmiolatki) za najbardziej atrakcyjny teren uznawała sawannę. A to właśnie wśród takiego krajobrazu, w ciągu setek tysięcy lat ewolucji, rósł i kształtował się ludzki mózg. Oczywiście do takich danych należy podchodzić z dystansem. Łatwo popaść w naiwną wykładnię ewolucji jako czynnika warunkującego każdy ludzki wybór i decyzję, co byłoby poważną nadinterpretacją. Jednak szereg takich wyników skłania do dalszego zgłębiania tematu.
Zwłaszcza że efekt działa na wielu poziomach. W badaniach Jacka Nasara i Minhui Li uczestnicy oceniali atrakcyjność refleksów na wodzie. W przypadku tych najbardziej naturalnych oceny były najwyższe (w pozostałych warunkach eksperymentalnych w tafli wody nie odbijały się np. pobliskie drzewa).
Ale jeszcze istotniejsze jest to, że biofilia nie dotyczy wyłącznie estetyki.
Jak wybrać salę w szpitalu
„Więcej światła” – tak miała brzmieć ostatnia prośba Johanna Wolfganga Goethego na łożu śmierci. Mimo że w jego wieku i stanie zdrowia (zmarł na zapalenie płuc mając 83 lata) światło niewiele mogło już pomóc, to ekspozycja na światło naturalnego pochodzenia wiąże się z szeregiem korzyści. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez zespół Jeffreya Walcha, pacjenci, którzy dochodzili do zdrowia po operacji w uniwersyteckim szpitalu w Pittsburghu w nasłonecznionych salach, odczuwali mniejszy stres i mniej bólu oraz przyjmowali o 22 proc. mniej leków przeciwbólowych niż osoby z drugiej grupy – pacjenci zajmujący mniej nasłonecznione sale. W jednym i drugim przypadku pomieszczenia były identycznych rozmiarów, podobnie jak ich wyposażenie – jedyną różnicą była ilość słonecznego światła. Gdy w szpitalu uniwersyteckim w Uppsali pacjentom przed operacją serca pokazywano sceny naturalne (drzewa, wodę, las), raportowali mniejszy poziom stresu przed zabiegiem niż pacjenci, którym prezentowano obrazy abstrakcyjne.
Efekt biofilii działa oczywiście nie tylko w szpitalach. W 2005 r. Chen-Yen Chang i jego współpracownicy sprawdzili wpływ widoku z okna i roślin znajdujących się w biurze na niepokój pracowników. Badano m.in. aktywność mózgu, przepływ krwi i napięcie mięśniowe pracowników. I tym razem okazało się, że widok z okna na zieleń czy rośliny w pomieszczeniach łagodzą codzienny stres.
Z kolei gdy Roger Ulrich wyświetlał uczestnikom eksperymentu nieprzyjemny w odbiorze film, poziom stresu spadał u nich znacznie szybciej, gdy badani oglądali zaraz potem sceny naturalne. Gdy po awersyjnym filmie wyświetlano im scenerię miejską, poziom stresu utrzymywał się dłużej.
Zdrowo mieć psa
Rozróżnienie na świat ożywiony i nieożywiony jest fundamentalną właściwością umysłu Homo sapiens – i pojawia się wcześnie w rozwoju. Zdaniem psycholog z Uniwersytetu Yale Valerie Kuhlmeier już pięciomiesięczne niemowlaki odróżniają ludzi od przedmiotów. Wiele badań wykazało także, że niemowlęta, niezależnie od kultury, z której się wywodzą, wolą oglądać twarze niż przedmioty – chyba że twarz pozostaje nieruchoma. Taka wywołuje u najmłodszych dzieci frustrację.
Darius Kalvaitis i Rebecca Monhardt poprosili grupę 68 dzieci o opisanie więzi, jaka łączy je z naturą, i dokonali jakościowej analizy tekstów. Stosunek dzieci do natury był bardzo pozytywny. Autorzy używają nawet sformułowania „miłość”. Być może to właśnie międzykulturowa uniwersalność i fakt, że biofilia ujawnia się wcześnie w toku rozwoju, skłoniły włoskich naukowców, Giuseppego Barbiera i Chiarę Marconato, do traktowania biofilii jako emocji. Jak piszą w artykule z 2016 r.: „Sposoby przejawiania się biofilii silnie sugerują, że najlepiej byłoby opisać ją jako emocję, zamierzoną jako natychmiastową i konsekwentną reakcję na naturalne bodźce, która może być pozytywna (biofilia) lub negatywna (biofobia)”. Biofobię u dzieci skutecznie niweluje kontakt z naturą.
Jest on także korzystny dla ich zdrowia. Zespół pod kierownictwem George’a T. O’Connora wykazał np., że posiadanie zwierząt domowych w okresie niemowlęcym wiązało się z mniejszą zachorowalnością na alergie w wieku siedmiu lat. Badacze wykryli, że w domu dzieci, które nie cierpiały na astmę, kurz miał inny skład – było w nim więcej szczepów bakterii. Jedno z drugim może się zresztą łączyć. Według Roba Dunna, biologa z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej, psy odpowiadają za ok. 40 proc. zróżnicowania bakterii w domu. Jego zdaniem oferta antyalergiczna psów to m.in. bakterie jelitowe, które dzieci mogą pozyskać podczas zabaw z czworonogiem.
Rozłąka z łąką
Sposób życia dzisiejszych mieszkańców Zachodu jest sprzeczny z warunkami, w jakich nasz gatunek spędził olbrzymią większość swojej historii. Nie tylko ogranicza bezpośrednie kontakty międzyludzkie, ale również utrudnia kontakt z naturą. Wielu badaczy próbuje łączyć ten fakt z rozmaitymi chorobami – cywilizacyjnymi i psychicznymi, które trapią coraz większy odsetek społeczeństwa. Zdaniem m.in. psycholog Eleonor Gullone mamy jednak obecnie do czynienia dopiero z początkiem negatywnego wpływu postępu cywilizacyjnego na ludzką psychikę.
Pozytywny wpływ natury na nasze zdrowie jest bezsprzeczny, ale urbanizacji nie da się powstrzymać. Według ONZ za 10 lat po raz pierwszy w historii przeszło połowa ludzkości będzie mieszkać w miastach. Do refleksji skłaniają zwłaszcza analizy Toshiakiego Takano z Chiba University. W 2002 r. wraz ze współpracownikami przyjrzał się ponad trzem tysiącom Japończyków urodzonych w 1903, 1908, 1913 oraz 1918 r. Z jego analiz wynika, że mieszkanie na terenach z zielenią, na których można spacerować, pozytywnie wpłynęło na długość życia zamieszkujących miasta japońskich seniorów, niezależnie od roku urodzenia, płci, stanu cywilnego czy statusu socjoekonomicznego.
Analizując pozytywne skutki biofilii, nie należy jednak popadać w radykalizm. W ostatnich latach na sile zyskują różnego rodzaju ruchy powrotu do korzeni. Specjaliści od marketingu zachęcają do paleodiet, niektórzy gloryfikują społeczności łowiecko-zbierackie, inni negują dorobek współczesnej medycyny. Najsensowniejszym postępowaniem wydaje się po prostu stopniowa zmiana świadomości mieszkańców miast – oraz sposobów projektowania przestrzeni miejskiej.
Na szczęście i takie zmiany stopniowo już zachodzą. Architekci i projektanci wnętrz powołują się na badania psychologów – coraz popularniejszym nurtem w tych dziedzinach jest tzw. biophilic design. A w miastach coraz łatwiej można znaleźć łąkę. ©