Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Później, po latach, w podobnych okolicznościach, mogłam przyznać, że nie boję się stać pod zawieszoną w powietrzu - na jednym głazie wspartą - betonową kurtyną. Bo wiem, że na pewno ma właściwy ciężar i skład.
***
Sporo wcześniej - który to mógł być rok? - zawiozłam redakcyjnych gości z zagranicy do Nowej Huty, do Bieńczyc, gdzie wbrew politycznemu prawdopodobieństwu i strategii partyjnej powstawała nowa robotnicza parafia i kościół. Sama - wstyd przyznać - jeszcze tam nie byłam. Oglądanie budowy prowadzi do dłuższej rozmowy z Księdzem Budowniczym w kanciapce obok drewnianej kapliczki (wszystko to jest oficjalnie jej “rozbudową").
Że to spotkanie tak pamiętam? Bo rozpoczęło dla mnie nowy rozdział życia - aż po “Solidarność", strajk przeciw stanowi wojennemu i protestacyjne parady okadzane gazem łzawiącym.
Ksiądz Proboszcz przewiercił mnie niebieskimi oczami nawykłymi do kontrolowania wsadu, w wyniku czego zrekrutował mnie dla Huty. Wkrótce prowadziłam na terenie budowy rekolekcje dla rodziców dzieci pierwszokomunijnych. Z tych spotkań wywodził się “zespół studyjny", który miał się stać jednym z aktywnych zespołów świeckich Synodu Krakowskiego. Ks. Gorzelany rozumiał i cenił to kilkudziesięcioosobowe grono, złożone z rodzin hutniczych. Zespół istniał i pracował tak długo, że jego pierwsi członkowie zdążyli się zestarzeć, poniekąd razem z Proboszczem, choć zachowywał on niespożytą, zdawałoby się, kwotę sił i entuzjazmów. Był wyjątkowy: naprawdę uważnie słuchał rozważań i wniosków. Szanował doświadczenie i religijne intuicje ludzi, w których razem dostrzegaliśmy niezwykłość, głębię, przebywaną duchową drogę. Lubił młodzież (wszyscy ją niby lubią, ale on naprawdę), lubił też, co dziwniejsze, starych ludzi, lubił cierpliwie i skutecznie (umiał pomagać z wdziękiem i rozmachem).
Jedna inicjatywa Zespołu, która trwa do dziś, a przetrwała trudny start dzięki wkładowi entuzjazmu ks. Gorzelanego: Hospicjum obok Kościoła-Arki, projektowane i w końcu wybudowane z Jego udziałem.
***
Tak, ks. Józef “Gor-ze-lani" był na swój sposób “światowy" - niech mu dziś grobowiec lekki będzie... - zależało mu na efektach, na “PR", jak to się dziś zowie. Do dziś trwa efekt-skutek: Arka. I cenniejsze nawet od niej wspomnienia ludzi o czymś, co im ukazał.
Jedno z nich. Ksiądz Józef przychodzi na spotkanie Zespołu zgnębiony i zagniewany. Przerywa naszą pracę oświadczeniem: “Właśnie się dowiedziałem rzeczy strasznej: jeden z naszych księży-wikarych nie jest chrześcijaninem. Jest wyświęcony na kapłana, ale nie jest chrześcijaninem! Właśnie odmówił pójścia do chorego - pewnie umierającego... - bo ta rodzina go nie przyjęła, gdy przyszedł po kolędzie. Ten młody człowiek w ogóle nie wie, co to jest chrześcijaństwo".
Dziś wiem lepiej, jak rzadko ta wiedza w nas przenika. Za tamtą lekcję i za podobne, za stosunek do Żydów, za praktyczne pojednanie polsko-niemieckie na budowie Arki, za miejsce w niej dla ekumenizmu i dla “Solidarności" - piszę tu słowa wdzięczności.
Pragnę jeszcze powtórzyć, co napisałam w liście na 50. rocznicę święceń Księdza Gorzelanego w 1990 roku: “Dziś, gdy otaczamy Arkę, już nie śledzą nas oczy wilków, nie grozi tamto niebezpieczeństwo, które tak długo odpychałeś wzrokiem i głosem. Ale dalej grozi błądzenie. Dalej módl się z nami, byśmy nie zmienili Arki w Wieżę Babel, zapominając, co na Sądzie Pan w nas jako swoje rozpozna".
HALINA BORTNOWSKA była bliską współpracowniczką ks. Gorzelanego w trakcie budowy kościoła “Arka Pana" w Nowej Hucie-Bieńczycach (1967-77) i nowohuckiego Hospicjum Św. Łazarza.
Pogrzeb ks. Józefa Gorzelanego odbył się 9 listopada w Krakowie. Msza pod przewodnictwem abp. Stanisława Dziwisza została odprawiona w kościele “Arka Pana" pw. Matki Bożej Królowej Polski; Zmarłego złożono w grobowcu rodzinnym na Cmentarzu Rakowickim.