Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdyby pogoda w Londynie nie była tak fatalna, frekwencja byłaby lepsza i wynik referendum inny niż ten, który mamy. Ale wynik jest taki, jaki jest. Czyli: klamka zapadła i odwrotu nie ma.
Jednak nie wszyscy są o tym przekonani. Natychmiast po ogłoszeniu wyniku referendum powstał ruch zmierzający do przeprowadzenia nowego głosowania na ten sam temat. Prawo bowiem dopuszcza powtórzenie referendum, jeśli uczestniczyło w nim mniej niż 75 proc. upoważnionych, jeśli dystans między „za” i „przeciw” jest mniejszy niż 4 punkty procentowe, a przewaga opcji wygranej jest niższa niż 60 proc. głosów. W przypadku obecnego referendum wszystkie te warunki są spełnione. Petycję o powtórzenie podpisało (do soboty) ponad 2 miliony osób – znacznie więcej, niż wymaga prawo. Teraz Izba Gmin musi rozpatrzyć petycję, jednak nie ma obowiązku uczynić jej zadość. Gdyby doszło do powtórnego referendum, mogłoby to nastąpić nie wcześniej niż za dwa lata.
Teraz każdy polityk zabierający głos w sprawie Brexitu z namaszczeniem powtarza formułę o uszanowaniu „woli narodu” wyrażonej w referendum, choć wiadomo, że mamy do czynienia z wolą większości uczestników, a więc tylko z wolą części narodu. Tak to jest w głosowaniach z rozstrzygającą większością. W tym systemie przyjmuje się milczące założenie, że większość ma rację, że większość lepiej wie, co jest dobre, a mniejszość tego nie wie. Mówienie jednak o „woli narodu” przy tak niewielkiej różnicy liczby głosów „za” i „przeciw” jest pewną przesadą.
To przypomina, że w tego rodzaju operacjach równą wagę ma głos najbardziej zorientowanego eksperta oraz obywatela, który całą swą wiedzę o sprawie buduje na medialnej propagandzie i własnym, często dość wąskim, doświadczeniu.
„Brexit jest spełnieniem katastroficznego scenariusza, który sprawia, że dezintegracja Unii Europejskiej staje się praktycznie nieodwracalna” – napisał znany amerykański finansista George Soros w artykule opublikowanym w sobotę przez portal Project Syndicate. Pod streszczeniem artykułu w internecie znalazłem około 200 komentarzy, w większości tego rodzaju: „Europo, czas się obudzić, bo zrobią z nas niewolników: tak, tak, zaszkodzi to żydowskiemu projektowi multi kulti. Zaszkodzi to prowadzonymi od dekad machinacjami w celu wprowadzenia NWO, Zaszkodzi to również TTIPowi. Soros i jego mocodawca Rotszyld zmartwili się bo ich misternie utkany plan zaczął się sypać, pomimo wszechobecnej cenzurze, poprawności politycznej i manipulacji społeczeństw. Wielki szacun dla Anglików, jako społeczeństwo pierwsi przejrzeli na oczy” (pisownia oryginalna).
Także Paweł Kukiz cieszy się z wyniku referendum. Mówi o „eurokołchozie” i korzysta z okazji, by przyłożyć Tuskowi. Takie to teraz toczą się „debaty”, cała nadzieja w tym, że nie tylko takie.
Unia Europejska powstała 1 listopada 1993 r. Jej powstanie było novum w historii Europy. Jest młoda i nic dziwnego, że ten gigantyczny projekt daleki jest od doskonałości. Wciąż się w niej ścierają wzgląd na wspólne dobro Europy z narodowymi egoizmami. Stąd też uzasadniona krytyka. Należy jednak pamiętać o dyskredytowaniu i próbach osłabiania – podzielenia Unii przez tych, którzy się jej po prostu boją. Im Unia słabsza, tym oni są silniejsi.
Mam nadzieję, że Unia Europejska zdoła zapobiec „efektowi domina” – że nie powstanie kolejka do wyjścia. Mam nadzieję, że kraje członkowskie, które, tak jak Polska, zawdzięczają Unii wydobycie z zapaści postkomunistycznej, staną w obronie jedności i solidarności silnej Wspólnoty. Polska jak mało kto doświadczyła dobrodziejstw członkostwa w UE. Można sobie wyobrazić, jak byśmy wyglądali bez unijnych pieniędzy, bez Schengen, bez niezliczonych unijnych inicjatyw oraz programów w rodzaju Erasmusa – ale także i bez instytucji dbających o zachowanie standardów praworządności w krajach Unii Europejskiej. Wciąż mam nadzieję, że ponura wizja George’a Sorosa wieszczącego rozpad się nie spełni. ©℗
CZYTAJ TAKŻE:
MARCIN ŻYŁA Z LONDYNU: Trochę śmiechu, ale więcej strachu: emocje dominowały na Wyspach przed i po referendum. A najbardziej zaskoczeni decyzją, którą podjęli Brytyjczycy, byli… oni sami.
NORMAN DAVIES, historyk: Brexit to katastrofalny błąd, jego koszt będzie ogromny.
W Wielkiej Brytanii jest około miliona Polaków. Od 23 czerwca nie wiedzą, jak będzie wyglądać ich przyszłość.
Z punktu widzenia Polski najważniejsze jest dziś pytanie: jak być uczestnikiem, a nie tylko obserwatorem wydarzeń, które mogą przebudować zarówno Unię, jak też sojusze polityczne w Europie. Tekst Olafa Osicy.