W pogoni za Pogonią

Sto lat temu powstała Białoruska Republika Ludowa: raczej idea państwa niż państwo. Ale bez niej nie byłoby Białorusi sowieckiej, a dziś niepodległej. Niewielu jednak wie o jej istnieniu.

26.03.2018

Czyta się kilka minut

„Dzień Wolności”: tradycyjny protest opozycji białoruskiej w rocznicę deklaracji niepodległości. Mińsk, 25 marca 2016 r. / MIKALAI ANISHCHANKA / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES
„Dzień Wolności”: tradycyjny protest opozycji białoruskiej w rocznicę deklaracji niepodległości. Mińsk, 25 marca 2016 r. / MIKALAI ANISHCHANKA / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES

Jakkolwiek zabrzmi to dziwnie, na Białorusi jest kilka świąt niepodległości. Przez pierwszych parę lat po 1991 r. obchodzono ją 27 lipca, na pamiątkę uniezależnienia się od Związku Sowieckiego. Później, po dojściu do władzy Aleksandra Łukaszenki, prezydent – urzędujący do dziś – z życzliwością odniósł się do symboliki sowieckiej i wybrał nową datę: 3 lipca, na pamiątkę odbicia Mińska przez ­Armię Czerwoną z rąk Niemców.

Jest jeszcze białoruska opozycja. Ona za święto niepodległości uznaje 25 marca: dzień proklamowania w 1918 r. Białoruskiej Republiki Ludowej (BRL). Tworu, któremu Białorusini zawdzięczają zapewne dzisiejszą państwowość, ale który został wymazany z ich pamięci.

W przeciągu historii

Rok 1918 był jednym z nielicznych momentów w XX-wiecznej historii Białorusinów, gdy mogli być nie tylko świadkami swej historii, lecz także jej kowalami – choć tylko w symbolicznym zakresie. Rok 1918 to również jedna z licznych kart w dziejach białoruskich ziem, gdy toczyły się na nich ważne wydarzenia. I także podczas I wojny światowej zasłużyły na miano „skrwawionych ziem”: przebiegał przez nie front, wędrowały miliony żołnierzy i uchodźców.

W Rosji po rewolucji lutowej roku 1917, która zmiotła carat, i po październikowym puczu, który położył kres paromiesięcznym rządom republikańskim, po władzę sięgają bolszewicy. Wkrótce przystępują do rozmów pokojowych z cesarstwem niemieckim. Lew Trocki, który staje na czele bolszewickiej delegacji, prosi Niemców, aby do negocjacji nie dopuścili przedstawicieli białoruskiego ruchu narodowego – i tak się dzieje. Bolszewikom wystarczy kłopotów z Ukraińcami, których powstające państwo, Ukraińską Republikę Ludową, Berlin i Wiedeń właśnie uznały.

W tym czasie wojska niemieckie kontrolują białoruskie ziemie. Zachar Szybieka w „Historii Białorusi” pisze: „Zgodnie z pokojem brzeskim [zawartym wtedy z bolszewikami – red.] Niemcy zobowiązali się do nieuznawania żadnych nowych państw, których powstanie ogłoszono po 3 marca 1918 roku, a więc także BRL. Uważano ją za część terytorium Rosji Radzieckiej i traktowano jako swoistego zakładnika w zamian za kontrybucję nałożoną na Rosję, którą rząd Lenina obiecał Niemcom zapłacić”.

Papierowa republika

Ale część białoruskiej inteligencji uważa, że nastał dziejowy moment i że skoro naokoło powstają państwa narodowe, to trzeba budować własną państwowość – w oparciu o Berlin, na którego wstawiennictwo mimo wszystko liczą. Proklamują Białoruską Republikę Ludową. Czynią to 25 marca: w dniu, w którym dekady później opozycjoniści na ulicach Mińska będą organizować manifestacje, by upamiętnić BRL, a łukaszenkowska milicja będzie ich za to pałować i aresztować.

Niemcy nie zamierzają uznawać Białorusi. Ale po jakimś czasie przystają na uznanie Ludowego Sekretariatu Białorusi (organu BRL) jako „przedstawicielstwa narodowego” – dla łatwiejszego zarządzania tymi ziemiami. Przekazują mu pewne, choć nieliczne prerogatywy.

BRL staje się bardziej formą niż treścią, raczej ideą państwa niż państwem. Ale jest też impulsem do rozwoju białoruskości. Pojawiają się zasady białoruskiej gramatyki. Język białoruski można usłyszeć w świątyniach. Jest białoruski alfabet. Przyjmuje się też flagę: biało-czerwono-białą. Różnie później będą mówić: że używano jej już w bitwie pod Grunwaldem, że to nawiązanie do kolorystyki białorusko-litewskiej Pogoni, a może do sztandaru św. Jerzego (patrz: flaga Gruzji). Jest i godło: owa Pogoń właśnie – rycerz na koniu.

W tym okresie cesarz Wilhelm II uznaje niepodległość Litwy, która również powstaje na ziemiach upadłego imperium carskiego. To Królestwo Litwy – istniejąca przez kilka miesięcy i zależna od Berlina monarchia, w której na tronie zasiada hrabia Wirtembergii, przyjmując tytuł Mendoga II. W Białorusinów raz jeszcze wstępuje nadzieja, że również dla nich znajdzie się miejsce w niemieckich planach, i wysyłają telegram do cesarza z prośbą o pomoc w umacnianiu własnej państwowości. Ale pozostaje on bez odpowiedzi.

Zabrakło poparcia mas

Tymczasem białoruska inteligencja powołała wprawdzie do życia Białoruś, lecz poparcie, jakim cieszy się wówczas ten fakt polityczny wśród białoruskich mas, jest znikome. Lud, który od XVIII-wiecznych rozbiorów Pierwszej Rzeczypospolitej żył w cesarstwie rosyjskim, w zdecydowanej większości pozostaje obojętny wobec abstrakcyjnej koncepcji białoruskiej niepodległości. Ogromny odsetek chłopstwa czuje się po prostu „ludźmi tutejszymi” – identyfikują się oni ze swoją wąsko pojętą lokalną ziemią rodzinną albo z wyznaniem.

Budziciele narodowi nie zdążyli tu na czas. Wywalczenie bądź otrzymanie trwałej niepodległości przez Białorusinów w 1918 r. okazuje się niemożliwe. Dziś można spekulować, ile czasu zabrakło elitom, aby przekonać do tego pomysłu przynajmniej część ludu. Kilkunastu, kilkudziesięciu lat?

Białoruskie społeczeństwo jest wtedy w znakomitej większości wiejskie i niepiśmienne (w carskiej Rosji nie było obowiązku szkolnego; na samym początku II Rzeczypospolitej w zamieszkanym głównie przez ludność białoruską województwie poleskim odsetek analfabetów przekraczał 70 proc.). Dla tych chłopów ważniejsza od narodowej jest kwestia agrarna, ale rodzima inteligencja ziemi ofiarować nie może. Poza tym idee na wieś docierają trudniej niż do miast.

Białoruskim masom brakuje też cech, które w ich samoświadomości wyraźnie oddzielałyby ich od sąsiadów: religijnie są katolikami bądź prawosławnymi (Kościół unicki, wcześniej bardzo tu popularny, został zlikwidowany przez cara). Językowo również są „pomiędzy”. Nie sprzyja to budowaniu poczucia tożsamości narodowej.

BRL życie po życiu

Zresztą, co tam chłopi, skoro u progu I wojny światowej nawet białoruska elita nie mówiła o niepodległości, lecz na ogół o autonomii w ramach Rosji. Elita ta wykształcała się w bólach: co zdolniejsi często się polonizowali bądź rusyfikowali, co stanowiło ścieżkę awansu.

Elita białoruska była podzielona, tylko część opowiadała się za sojuszem z Niemcami. BRL nie kontrolowała własnego terytorium, nie miała granic, nie była uznana międzynarodowo. Szybieka zwraca uwagę, że jej władze miały też problem prozaiczny: brak funduszy. „Mogli je dać właściciele ziemscy, ale oni wiązali swoje nadzieje z odrodzeniem Rzeczypospolitej. Mogli ich dostarczyć żydowscy przedsiębiorcy, ale byli oni obojętni wobec ruchu białoruskiego i, podobnie jak białoruscy chłopi, bardziej liczyli na rosyjski bolszewizm”.

W listopadzie 1918 r. wiatr historii znów zawieje Białorusinom w twarz: Niemcy zaczynają ewakuację swych wojsk. Oznacza ona też ewakuację władz BRL, które przez jakiś czas będą peregrynować po regionie, aż się rozejdą. Ziemie białoruskie będą areną walk polsko-bolszewickich, zakończonych w 1921 r. pokojem ryskim, i na jego mocy zostaną podzielone między Polskę i Sowiety („część polską” Sowieci zajmą w 1939 r.). Ryga kładzie też kres nadziejom tych Białorusinów, którzy wierzyli w federalistyczne plany Piłsudskiego. Słowa: „Ja was przepraszam Panowie, ja was bardzo przepraszam, tak nie miało być”, które Marszałek powiedział do Ukraińców, mogłyby odnosić się też do Białorusinów. W Rydze Polska uznaje Białoruską Socjalistyczną Republikę Sowiecką.

A jednak... Historyk Eugeniusz Mironowicz twierdzi, że BRL stała się katalizatorem prowadzącym do powstania białoruskiej sowieckiej państwowości (bo formalnie Związek Sowiecki utworzyły trzy państwa-republiki: rosyjska, ukraińska i właśnie białoruska). Oczywiście, bolszewicy nie uczynili tego z sympatii. Mironowicz: „Eksport rewolucji do Europy potrzebował (...) uwiarygodnienia bolszewickich haseł o samostanowieniu narodów”.

Zgadza się z tym dziś białoruski opozycjonista Lawon Barszczeuski: – Przed proklamowaniem BRL zdecydowana większość bolszewików nie uważała Białorusinów za odrębny naród. Dopiero pod koniec 1918 r., reagując na działalność BRL, uznali za konieczne powołanie białoruskiej republiki. Stała się ona potem członkiem ONZ, obok republik rosyjskiej i ukraińskiej. To bardzo nam pomogło w 1991 r. – mówi „Tygodnikowi” Barszczeuski.

W istocie: gdyby nie proklamowano BRL, zapewne nie powstałaby białoruska republika sowiecka, a w grudniu 1991 r. – po rozwiązaniu Związku Sowieckiego przez przywódców trzech republik „założycielskich” – nie powstałaby współczesna Białoruś.

Powrót i wygnanie Pogoni

Sto lat po proklamowaniu BRL idę do biblioteki. Otwieram wydaną w 1979 r. książkę „Historia Białorusi”, aby zobaczyć, jak wówczas w Polsce opisywano BRL. W sekcji „Proniemiecki ruch nacjonalistyczny” czytam: „Na Białorusi, podobnie jak na Litwie i na Ukrainie, z szeregów klas posiadających wychodziły inspiracje nacjonalistyczne o reakcyjnym nastawieniu, inspirowane przez propagandę niemiecką”. BRL przedstawia się tu jako incydent, nazwa pierwszego białoruskiego państwa w XX stuleciu pada bodaj raz (czy takie książki powinny wciąż leżeć w publicznych bibliotekach?).

Także na sowieckiej Białorusi pamięć o BRL była zwalczana. Historyk Uładzimir Arłou wspominał, że gdy studiował w latach 70. XX w., ani on, ani jego koledzy nie mieli pojęcia o wielu momentach z przeszłości Białorusinów, w tym o BRL. Barszczeuski jest nieco innego zdania: uważa, że owszem, pamiętano o BRL, ale mówiono o niej szeptem i wśród inteligencji.

Po 1991 r., gdy Białoruś otrzymała niepodległość, przez kilka lat elity próbowały zmienić pamięć Białorusinów, przyjęto narodową symbolikę, mówiono o BRL. Uznanie biało-czerwono-białej flagi BRL było inicjatywą Białoruskiego Frontu Ludowego, odpowiednika litewskiego Sąjūdisu (choć o mniejszym zasięgu). Barszczeuski wspomina: – Na placu przed Radą Najwyższą zgromadziło się kilka tysięcy aktywistów. To zadecydowało o wyniku głosowania. Na sesji Rady 18 września 1991 r. flagę przyjęła wymagana większość dwóch trzecich posłów – przypomina dawny lider Frontu.

Po rozpadzie Sowietów językiem państwowym uczyniono białoruski, a godłem – białorusko-litewską Pogoń, godło Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Ale prezydentowi Łukaszence, który objął władzę w 1994 r., wystarczyły dwa lata, by zmienić państwową symbolikę, cofając ją do czasów sowieckich. Drugim językiem państwowym uczyniono rosyjski, co skazało białoruski na marginalizację. Pamięć o Wielkim Księstwie i BRL w herbie i fladze (oraz w podręcznikach) została znów zwulgaryzowana, a ich symbole de facto zakazane. Zmieniono też datę święta niepodległości.

Skradziona pamięć

Białoruska pamięć pełna jest mitów. Zniekształcono narrację nie tylko o BRL, ale też o Księstwie Połockim (jego stolicą był leżący na dzisiejszej Białorusi Połock – obok Kijowa i Nowogrodu jedno z centrów u zarania dziejów wschodnich Słowian), o Wielkim Księstwie Litewskim (umniejszając w nim rolę Białorusinów). Wmawiano Białorusinom, że zawsze byli prawosławni, a przez to bliscy Rosji.

Przykłady można mnożyć, a wszystkie pokazują jedno: narracje sowiecka i dziś łukaszenkowska przedstawiają Białorusinów jako wariant Rosjan (i to wariant gorszy), a ich dzieje malują jak polowanie ujęte z perspektywy zwierzęcia. W narracji Łukaszenki dzieje białoruskiej państwowości skracano o wiele stuleci, za ich początek uważając rok 1919 i powstanie sowieckiej republiki.

Białorusinów okradziono więc z pamięci i ze świadomości cech, które mogłyby odróżniać ich od sąsiadów, głównie Rosjan. To utrudniało umocnienie się własnej tożsamości i ułatwiało Łukaszence kontrolę obywateli. Naród podzielił się – by sięgnąć po opis Alaksandra Ryhorawicza – na posługującą się narodową symboliką opozycję, dziś już marginalną, oraz na „normalnych” Białorusinów. Pogoń i flaga BRL padły ofiarą walki reżimu z opozycją – ta ostatnia wzięła narodową symbolikę na sztandary. Formalnie symbole te nie są dziś zakazane, ale w praktyce od lat nie można się nimi posługiwać.

Członkowie Ludowego Sekretariatu (rządu) niepodległej Białorusi pod przewodnictwem Jazepa Waronki, premiera od lutego do lipca 1918 r. Siedzą od lewej: Alaksandr Burbis, Iwan Sierada, Jazep Waronka, Wasil Zacharka. Stoją od lewej: Arkadź Smolicz, Piotr Kraczeuski, Kanstancin Jezawitau, Antoni Owsianik i Leanard Zajac. Część z tych polityków wybrała emigrację. Z tych, którzy znaleźli się w Związku Sowieckim, prawie wszyscy zostali zamordowani przez NKWD.

A czy naród wie dziś, czym była BRL? – Wiedzą o tym wtajemniczeni. Dla większości ten skrót nic nie znaczy – mówi Max Rust, ekspert ds. Białorusi.

Łukaszenka pozostawił niewiele narodowych symboli, choć chętnie przy nich majstruje. W Baranowiczach dostałem album pt. „Białoruś – nasza ojczyzna. Podarunek prezydenta Białorusi A.G. Łukaszenki dla pierwszoklasisty”. Kartkując, trafiłem na portret Franciszka Skaryny, który w XVI w. przełożył Biblię na białoruski. Twarz tłumacza dziwnie przypomina lico Łukaszenki...

Projekt Łukaszenki

Prezydent, z wykształcenia zresztą historyk (co nie przeszkadza mu popełniać liczne gafy, np. twierdzić, że jego ojciec zginął na froncie II wojny światowej, choć on sam przyszedł na świat w 1954 r.), przeinaczając białoruskie dzieje, często jest koniunkturalny. Ale jego pragnienie, aby Białorusini mówili po rosyjsku i czerpali z kultury rosyjskiej, ma też głębsze znaczenie.

Łukaszenka pochodzi ze wsi, z pokolenia, które masowo migrowało do zrusyfikowanych miast, starając się wyzbyć swojej „wiejskości”, kojarzonej z językiem białoruskim i miejscową pamięcią. Jest przekonany, że białoruskość jest czymś niższym od rosyjskości, a ze swoich obywateli chce uczynić kulturalnych ludzi.

W istocie tworzy on projekt tożsamościowy, projekt stworzenia nowego człowieka, choć może o tym nie wie. Bo jest to człowiek o kompetencjach dyrektora sowchozu „Haradziec” w rejonie szkłowskim, którym był trzy dekady temu. W ten sposób nie tylko język białoruski, ale także pamięć o BRL padają ofiarą łukaszenkowskich kompleksów (i cwaniactwa).

W cieniu rosyjskiej agresji

Aneksja Krymu i wojna w Donbasie przeraziły Łukaszenkę. Białoruś zaczęła być wymieniana jako miejsce, po które Rosja może sięgnąć w następnej kolejności. Prezydent widział, jak rosyjskie wpływy na Krymie i w Donbasie ułatwiły oderwanie ich od Ukrainy. Tymczasem przez 20 lat on sam wpychał Białoruś do „ruskiego świata”. Miesiąc po aneksji Krymu ośrodek NISEPI zapytał Białorusinów, czy poparliby „zjednoczenie z Rosją” (co w praktyce również oznaczałoby aneksję): niemal 30 proc. byłoby na tak, przeciw tylko 48 proc. Łukaszenka zareagował, sprzeciwiając się aneksji Krymu, zaczął też podkreślać, że „Białoruś to nie Rosja”, i ustawił się w roli pośrednika – rozmowy na temat konfliktu rosyjsko-ukraińskiego toczą się w Mińsku.

Wprawdzie lekkie ocieplenie nastawienia reżimu do narodowych symboli i języka nastąpiło już wcześniej, lecz Krym nasilił ten proces. Nie doszło do zasadniczej zmiany, była ona raczej fasadowa. – Zmiana retoryki to „produkt” na teraz, to demonstracyjne dystansowanie się od Moskwy – mówi Rust. – Jeśli chodzi o BRL, nie przedstawia się już jej negatywnie, za wspominanie o niej nie ma kar. Łukaszenka kilka razy dał do zrozumienia, że białoruska historia to także okres przed powstaniem sowieckiej Białorusi, ale nie powiedział wprost o BRL.

Głos na ten temat zabrały za to państwowe media. W reżimowej gazecie „Bielarus Siegodnia” ukazały się artykuły, w których twierdzono, że bez BRL nie narodziłaby się białoruska republika sowiecka. To nowość.

Jednak to nie język czy historia są głównymi elementami tożsamości wielu Białorusinów. Być może swoisty geniusz Łukaszenki polega na tym, że takim czynnikiem narodowotwórczym jest dziś sam fakt istnienia Republiki Białoruś. Po niemal ćwierćwieczu jego rządów można nazwać ją Białorusią łukaszenkowską. Już drugie pokolenie wzrasta tu w poczuciu, że Łukaszenka jest endemiczny niczym żubry: wielu młodych nie pamięta innej rzeczywistości.

Łukaszenka umocnił tożsamość białoruską przez sam fakt utrzymania białoruskiej niepodległości. Ale nieustannie stąpa po cienkim lodzie. A wszelkie dane i obserwacje pokazują, że Białorusini w swej masie raczej nie byliby skłonni walczyć o Białoruś w czarnej godzinie.

Sto lat później

Także w tym roku, 25 marca, opozycja świętuje swój dzień niepodległości, wspominając proklamację sprzed stu lat. A Łukaszenka po raz kolejny rozegrał adwersarzy. Zezwolił na wiec i koncert – po czym opozycjoniści zaczęli się spierać (już tradycyjnie). Ci, którzy przystali na wiecowo-koncertową ofertę władz, usłyszeli, że są oportunistami. Inni postanowili zorganizować nielegalną demonstrację. Co jest lepsze: zrobić bezpieczny koncert, na który przyjdą tysiące mieszkańców Mińska, i w ten sposób wyjść poza wąski świat środowiska dysydenckiego, czy też etosowo ryzykować spałowanie na nielegalnym marszu? To pytanie bez tezy.

Białoruski ruch narodowy jest dziś podzielony, a białoruskie masy odnoszą się do niego zazwyczaj obojętnie. Bardzo przypomina to sytuację sprzed stu lat. ©

Korzystałem z: E. Mironowicz „Białoruś” (1999), Z. Szybieka „Historia Białorusi” (2002), A. Brzeziecki, M. Nocuń „Ograbiony naród” (2007), P. Rudkouski „Miękka białorutenizacja” (2017).

Autor jest sekretarzem redakcji dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia” i współpracownikiem „TP”. 28 marca w wydawnictwie Czarne ukazuje się jego książka „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2018