Ukraińska wędrówka przez pustynię

Państwo ukraińskie jest bytem nieodwracalnym: taki wniosek płynie z 25 lat jego niepodległości. Ale Ukrainie niezbędne są kolejne reformy. A największą przeszkodą dla modernizacji są elity rządzące.

04.09.2016

Czyta się kilka minut

Zaporoże, sierpień 2016 r. Jeszcze kilka miesięcy temu w tym miejscu stał największy pomnik Lenina na Ukrainie. / Fot. Wojciech Konończuk
Zaporoże, sierpień 2016 r. Jeszcze kilka miesięcy temu w tym miejscu stał największy pomnik Lenina na Ukrainie. / Fot. Wojciech Konończuk

Mimo deszczowej pogody, w środę 24 sierpnia na Tarasową Górę przyszły tłumy.

Przedmieście niewielkiego, sennego Kaniowa, położonego nieco ponad 100 km na południowy wschód od Kijowa, kryje bowiem narodową relikwię – mogiłę Tarasa Szewczenki. Dla Ukraińców jest on kimś więcej niż tylko XIX-wiecznym poetą-wieszczem. Szewczenko to duchowy ojciec narodu, jeden z jego faktycznych założycieli. Autor „Kobzarza”, czyli swoistej narodowej biblii.
Zmarły w 1861 r., w swym „Testamencie” Szewczenko pisał: „Kiedy umrę, to na wzgórzu wznieście mi mogiłę, pośród stepu szerokiego Ukrainy miłej, aby łany rozłożyste i brzeg Dniepru stromy można było widzieć”.

Tak też się stało. Choć zmarł w Petersburgu, ówczesnej stolicy Rosji, to pochowany został na wysokim kaniowskim wzgórzu, nad najbardziej ukraińską z rzek – Dnieprem. Ukraińcy pielgrzymują do jego grobu od 155 lat.

Choć Szewczenko zmarł młodo, w wieku 47 lat, nikt inny nie zrobił (pośmiertnie) tyle dla budowy ukraińskiej tożsamości, co ten chłopski syn, uwolniony z pańszczyźnianego poddaństwa dopiero w połowie życia. Nic dziwnego, że według niedawnych badań społecznych to Szewczenko uznawany jest za najważniejszego bohatera ukraińskiej historii.

Daleko od oczekiwań

Dokładnie 25 lat wcześniej Ukraińska Socjalistyczna Republika Sowiecka ogłosiła niepodległość. Dziś w Kijowie prezydent Petro Poroszenko przyjmował wielką paradę wojskową, mającą być demonstracją ukraińskiej siły i niezachwianego przekonania o przyszłym zwycięstwie [patrz „TP” nr 36 – red.]. Cieniem na wielką rocznicę kładzie się przecież utrata części terytorium i wojna trwająca na wschodzie kraju.

Przed ćwierćwieczem Ukraińcy dostali niepodległość nieoczekiwanie i za darmo. Od ponad dwóch lat muszą o nią walczyć z Rosją, która – ku zaskoczeniu większości z nich – stała się ich śmiertelnym wrogiem, choć jeszcze niedawno była „bratem”.
Tu, w Kaniowie, w holu wielkiego gmachu-muzeum Tarasa Szewczenki – wzniesionym po sąsiedzku z jego mogiłą-kopcem – ludzie tłoczą się wokół niemłodego już artysty śpiewającego i grającego na kobzie. Słychać m.in. słowa: „za naszą siłę, wolność, za nasze zwycięstwo (…) za Ukrainę, a wróg zginie”.

Żadne szczegóły nie są potrzebne, i tak wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Mężczyzna w koszulce z tryzubem – od 25 lat godłem państwowym – na oko równolatek ukraińskiej niepodległości, wykrzykuje po ostatnich słowach kobzarza: „Chwała Ukrainie!”. Tłum jeszcze głośniej odpowiada: „Chwała bohaterom!”.

Mniej patetyczna atmosfera panuje tego samego dnia w Czerkasach – położonym bardziej na południe mieście, będącym stolicą obwodu (to ukraiński odpowiednik polskiego województwa). Młodzi ludzie, z których większość nie pamięta innej rzeczywistości niż niepodległa Ukraina, bawią się tu w rytm muzyki, piją lwowską kawę – tutejszy synonim jakości – i rozmawiają z uśmiechniętymi funkcjonariuszami nowej policji w stylowych mundurach, którzy na festynie otworzyli własne stoisko.

W końcu powołanie nowej formacji policyjnej to jedna z nielicznych reform dokonanych po rewolucji na Majdanie. Nowi policjanci powszechnie nazywani są „kociakami”. Tacy są dla wszystkich mili.

W Dzień Niepodległości Ukrainy, kiedy nastroje patriotyczne są wyjątkowo rozbudzone, łatwo jest zapomnieć o wielkich problemach i wyzwaniach, jakie przed nią stoją. Największym z nich jest konieczność kompleksowej modernizacji i stworzenia nowoczesnego państwa. Bo jak na razie wielkie oczekiwania, obudzone w społeczeństwie przez ukraińską rewolucję godności z przełomu 2013-14 r., są – delikatnie rzecz ujmując – bardzo dalekie od realizacji.

Zbiorowy grzech elity

Narodowe Muzeum Szewczenki w Kaniowie jest miejscem tak wypielęgnowanym, że aż nierealnym. Wystarczy jednak wyjechać za rogatki tego miasta – czy w ogóle poza ścisłe centra wszystkich innych miejscowości – aby zderzyć się z zupełnie innym światem.

Prawdziwa Ukraina, w jakiej na co dzień mieszka ogromna większość jej mieszkańców, to kraj wymagający kapitalnego remontu.
Większość dróg jest tak dziurawa, że coś podobnego trudno sobie wyobrazić w najbiedniejszych polskich gminach. Zamiast łączyć odległe regiony w kraju niemal dwukrotnie większym od Polski, drogi tworzą tym samym bariery rozwojowe i społeczne. Dalej: rozsypują się budynki publiczne, a także nigdy nieremontowane bloki mieszkalne o kruszących się fasadach. Zwisające kable elektryczne, odkryte rury gazowe, brak chodników... Infrastruktura publiczna, o którą nikt nie dba, ulega stopniowemu rozkładowi.

Dominujące – i przygnębiające – wrażenie z ukraińskiej prowincji to panujący nieład i brzydota stworzona ręką człowieka.

Ukraińskie miasta i wsie wyglądają tak, jakby wiele lat temu ktoś o nich po prostu… zapomniał. Całe regiony i ich mieszkańcy zostały pozostawione same sobie. Państwo, reprezentowane przez władze centralne i lokalne, najzwyczajniej w świecie zrezygnowało z wypełniania swoich najbardziej podstawowych funkcji.

Trudno przyzwyczaić się do takiego widoku Ukrainy. Stopień zaniedbań wydaje się wprost nieprawdopodobny i nieporównywalny chyba z żadnym krajem w Europie. Analogie do kraju z tzw. Trzeciego Świata nasuwają się same.

Przemawiając w Dzień Niepodległości ze sceny ustawionej na kijowskim Majdanie, prezydent Poroszenko rzetelnie opisał przyczynę stanu państwa. „Cała elita polityczna zamiast tego, aby wyznaczać kierunki, była hamulcowym. Długi czas przebywała w niewoli populistycznej gorączki wyborczej i własnych merkantylnych interesów. Horyzont jej planowania sięgał nie dalej niż najbliższa kampania wyborcza”. I skonkludował słowami o „zbiorowym grzechu elity, nagromadzonym przez dwa dziesięciolecia”.

Mocno i prawdziwie. Warto jednak pamiętać, że sam Petro Poroszenko przed objęciem funkcji prezydenta wielokrotnie zajmował wysokie stanowiska państwowe, w tym dwukrotnie był ministrem – zarówno za rządów prezydenta Wiktora Juszczenki, jak też jego następcy Wiktora Janukowycza. A zatem był częścią tej samej elity, którą teraz krytykuje, i od której próbuje się odcinać. Mówiąc mało elegancko: to jakby próbować walczyć z chorobą, będąc jej symptomem.

Walka starego z nowym

Można więc uznać, że w wyglądzie ukraińskich miejscowości odbijają się wszystkie problemy i bolączki państwa. Nie ma pieniędzy na infrastrukturę, bo rządzący za dużo kradną. Nie rozwijają się małe i średnie firmy, bo zbyt silne są bariery rozwojowe i preferencje dla tych wielkich, których właściciele dysponują odpowiednią siłą politycznego nacisku. Mimo upływu ponad dwóch lat od rewolucji na Majdanie, korupcja kwitnie we wszystkich jej przejawach – potwierdzają to wszyscy bez wyjątku spotkani rozmówcy. I tak dalej...

Jeden z najlepszych dziennikarzy śledczych z Dnipra, wielkiej metropolii we wschodniej części kraju (miasto do niedawna nazywało się Dniepropietrowsk, ale jego nazwa została „zdekomunizowana”), wskazuje, że po rewolucji doszło do pojawienia się nowych sposobów pozyskiwania poparcia w ukraińskiej polityce.

Otóż dawni zdyskredytowani i skorumpowani politycy w ogromnej większości przetrwali na swoich stanowiskach, bo na fali patriotycznej mobilizacji czasu wojny z Rosją okryli się niebiesko-żółtymi barwami i ubrali się w wyszywanki, czyli ludowe haftowane koszule. Pozwoliło im to uzyskać swoistą nową legitymizację – i utrzymać nielegalne schematy funkcjonowania, pozwalające na rozkradanie pieniędzy publicznych.

Niewątpliwie sprzyjającą okolicznością było zaabsorbowanie wielu uczestników Majdanu i aktywistów społecznych wojną w Donbasie – poprzez tworzenie batalionów ochotniczych i masowy wolontariat, polegający na udzielaniu pomocy armii i uchodźcom. Zamiast zmieniać państwo, ich energia i czas skupiły się na walce z rosyjską agresją. W efekcie starych elit nikt nie rozliczył, a nowe nadal są zbyt słabe, aby wymusić zmiany.

NABU kontra prokuratura

Rezultatem tego są także niewielkie postępy na drodze reformowania państwa, zdecydowanie nieodpowiadające na ogromne zapotrzebowanie społeczne rozbudzone po rewolucji.

Oczywiście nie jest tak, że zupełnie nic się nie zmieniło. Sęk w tym, że rozpoczęte w niektórych sferach reformy ledwie ruszyły z miejsca, a doprowadzenie ich do końca wymaga woli politycznej. Tymczasem jest z tym problem – i nawet pozytywne zmiany blokowane są przez wpływowe grupy interesu, którym zagrażają.

Znamiennym przykładem jest walka z korupcją – rakiem od lat trawiącym państwo ukraińskie. Instytucje zachodnie w gruncie rzeczy wymusiły na władzach w Kijowie decyzję o powołaniu Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU). Ta działająca dopiero od kilku miesięcy – oraz, co ważne, autentycznie niezależna – struktura specjalna (w jakimś stopniu wzorowana także na polskim CBA) już okazała się śmiertelnym zagrożeniem dla części elit rządzących.

Efektem tego jest rozwijający się właśnie konflikt między NABU a Prokuraturą Generalną, uznawaną powszechnie za ostoję korupcji i strażnika starego systemu. Tymczasem kontrolę nad tą starą i zdyskredytowaną instytucją sprawuje sam prezydent Poroszenko.

NABU czeka niezwykle trudne zadanie. Nie można jednak zbudować nowej Ukrainy bez wygrania walki z korupcją. Niedojrzałe i skorumpowane elity są nawet większym zagrożeniem dla przyszłości państwa ukraińskiego niż Rosja.
Jak na razie, ponad połowa ankietowanych Ukraińców uznaje, że problem korupcji jest większy niż przed rewolucją...

Polska jako alternatywa

Systemowa korupcja, lata zaniedbań i wojna z Rosją przyniosły wielką pauperyzację społeczną. Ukraina jest dziś najbiedniejszym – obok Mołdawii – państwem w Europie. Zubożenie Ukraińców jest bardzo widoczne. Wybiórcze i niekonsekwentne reformy postmajdanowych władz nie przyniosły tu na razie poprawy. Nic więc dziwnego, że dominującym nastrojem wśród wielu obywateli jest rozczarowanie.

Dla tych, którzy stracili już nadzieję – lub zwyczajnie szukają lepszej pracy i warunków życia – pozostaje wyjazd za granicę. A Polska jest jednym z najbardziej atrakcyjnych kierunków. Właściwie w niemal każdym większym mieście ukraińskim widać uliczne ogłoszenia reklamujące legalną pracę w Polsce. Podróżując przez Ukrainę Zadnieprzańską, wielokrotnie słyszę też historie o członkach rodziny lub znajomych, którzy przenieśli się do Wrocławia, Gdańska czy Warszawy. Ciekawe, że w oczy rzucają się reklamy wyjazdów właśnie do Polski, a nie do Niemiec lub Czech. Nawet wspomniany dziennikarz śledczy z Dnipra mówi, że gdyby miał możliwość, to chętnie przeniósłby się gdzieś do Europy...

Emigrować za to nie zamierza Serhij, aktywista jednej z nacjonalistycznych organizacji ukraińskich z naddnieprzańskiego Krzemieńczuka – przemysłowego zagłębia kraju. Choć miasto jest siedzibą wielu dużych firm, to dziwnym trafem namacalnego efektu wpływów podatkowych niemal nie widać.

Serhij nie ma złudzeń, ale jeszcze nie stracił nadziei. Wprawdzie nazywa wszystkie bolączki Ukrainy, ale z niezachwianą wiarą w głosie podkreśla, że podołanie im to kwestia czasu. Być może tacy jak on mają w pamięci słowa wielkiego Tarasa Szewczenki, który w swoim „Testamencie” pisał też o „porwanych kajdanach” oraz „kraju wolnym i nowym”.

Siostra Serhija musi być mniej optymistyczna: od lat mieszka w Krakowie, gdzie obcokrajowców uczy... języka polskiego.

Nadzieja w nowym pokoleniu

Pytanie o to, czy Ukraina ma szanse na modernizację, jest też pytaniem o to, na ile (i kiedy) możliwa jest modernizacja również innych państw, które tak długo tkwiły w systemie sowieckim. Bo jeśli nie liczyć krajów bałtyckich, to żadnemu państwu postsowieckiemu nie udało się odnieść sukcesu w transformacji systemowej.

Na razie nie wiadomo, jak reformować model, w którym duża część polityki pozostaje ukryta za kulisami, w którym dominują wpływy grup nieformalnych (oligarchów) i gdzie korupcja jest organiczną częścią systemu, a wszystkie władze – włącznie z sądowniczą – są nią przeżarte.

Być może słowem kluczem jest tutaj czas. Tak przynajmniej uważa (na szczęście dla Ukrainy) duża część aktywistów społecznych, którzy walczą o nowe państwo i nie tracą nadziei, że jego budowa to właśnie kwestia czasu. A widać ich w niemal każdej większej ukraińskiej miejscowości.

Przekornie pytam jednego z nich, co będzie, jeśli się im nie uda wymusić zmiany. – Wtedy wszyscy przyjedziemy do Polski – odpowiada ze śmiechem, popijając lemoniadę w kawiarni w centrum handlowym w Dniprze; centrum należy do jednego z najpotężniejszych ukraińskich oligarchów.

Śladem Mojżesza

Aktywiści społeczni są nowym pokoleniem, wychowanym i wyedukowanym już w niepodległym państwie ukraińskim. Świadome życie zaczęli po 1991 r., nie pamiętają czasów sowieckich, nie znają innej rzeczywistości.

Znaczenie zmiany pokoleniowej jako nadziei na realne zmiany świetnie ujął pewien ukraiński intelektualista przy okazji jednego ze spotkań rocznicowych: „Mam dla państwa dobrą wiadomość. Niezależna Ukraina ma już 25 lat. Musimy poczekać jeszcze 15”.
Sądząc po reakcjach, nie wszyscy zrozumieli metaforę. A przecież lud Izraela po ucieczce z niewoli egipskiej wędrował po pustyni przez 40 lat, gdyż Mojżesz chciał, aby zmieniło się pokolenie.

Jak długo będzie musiała wędrować Ukraina, aby wyjść z mentalnej niewoli sowieckiej? Pytanie jest otwarte. Wygląda jednak na to, że Ukraińcy mają jeszcze długą i bardzo wyboistą drogę do przebycia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2016