My, naród

Gdyby rok temu ktoś powiedział, że wkrótce na Ukrainie wybuchnie rewolucja, padnie reżim Janukowycza, Rosja anektuje Krym i wywoła wojnę, a Ukraińcy wybiorą najbardziej proeuropejski parlament w swej historii – zostałby uznany za wariata.

16.11.2014

Czyta się kilka minut

Na kijowskim Majdanie, dwa dni po masakrze protestujących; 22 lutego 2014 r. / Fot. Bulent Kilic / AFP / EAST NEWS
Na kijowskim Majdanie, dwa dni po masakrze protestujących; 22 lutego 2014 r. / Fot. Bulent Kilic / AFP / EAST NEWS

Niedawne wybory parlamentarne przypieczętowały „majdanowy” zwrot na Ukrainie. Ale nie ma wątpliwości, że nowy rząd stanie przed bezprecedensową liczbą wyzwań. Ich stawką jest wręcz przyszłość państwowości, którą w 1991 r. Ukraińcy dostali poniekąd przypadkowo i „za darmo”. Teraz muszą o nią walczyć. Po raz pierwszy żadna poważna siła polityczna nie kwestionuje, że jedynym kierunkiem, w jakim powinna zmierzać Ukraina, jest Europa. Wszystko to pokazuje skalę zmian, jaka dokonała się w czasie krótszym niż rok.

Skalę zmian, które zaczęły się niespodziewanie.

„Idę na Majdan, kto ze mną?”

Rok temu, 21 listopada 2013 r., ukraiński rząd ogłasza, że nie podpisze umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską na szczycie w Wilnie. Większość społeczeństwa uznaje, że aroganckie władze znów chcą ich oszukać, bo przez wiele miesięcy obiecywały zawarcie historycznego porozumienia, a teraz nagle wycofują się bez wiarygodnego wyjaśnienia. Prezydent Wiktor Janukowycz popełnia pierwszy z serii błędów, które doprowadzą do jego upadku.

Tego samego dnia wieczorem Mustafa Najem, znany ukraiński bloger i dziennikarz portalu Ukraińska Prawda, pisze na Facebooku: „Ok, teraz na poważnie. Kto jest dziś gotów wyjść na Majdan?”. Zachęcony odzewem po godzinie dodaje: „Spotykamy się o 22.30 pod pomnikiem Niepodległości. Ubierzcie się ciepło, weźcie parasole, herbatę, kawę, przyjaciół”. Tego wieczoru na Majdan wychodzi około tysiąca osób. Sami są zdziwieni, że jest ich aż tylu.

Po dwóch dniach – ku zaskoczeniu chyba wszystkich – zaczyna się robić jeszcze poważniej. Na główny plac Kijowa wychodzi 80-100 tys. ludzi, plus niemal drugie tyle w innych miastach. Przy tym nie tylko w zachodniej części kraju, ale także w Dniepropietrowsku czy Charkowie. Na Majdanie studenci budują miasteczko namiotowe. Władze udają, że nic się nie dzieje.

29 listopada Janukowycz wraca ze szczytu w Wilnie. Unijnym przywódcom – mimo karkołomnych starań – nie udaje się przekonać go, aby podpisał umowę. Po kilku godzinach, w środku nocy, oddziały specjalne milicji Berkut brutalnie rozpędzają kilkaset osób koczujących na Majdanie. Janukowycz popełnia kolejny błąd.

Protesty, rozpoczęte pod hasłami proeuropejskimi, na początku grudnia przeradzają się w antyrządowe: przeciw temu, że skorumpowana władza nie tylko kłamie, ale jeszcze bije. W kolejnych dniach na Majdan wychodzi kilkaset tysięcy ludzi domagających się dymisji rządu. Zajmują budynki kijowskiego merostwa i związków zawodowych, które stają się ich sztabem.

Jakkolwiek zaskakujące może się to dziś wydawać, mało kto wierzy wówczas w sukces. Nie ma przywódców ani struktury organizacyjnej. Ale jest jakiś niepojęty entuzjazm. Najem napisze po kilku miesiącach: „Miałem nadzieję, ale tak naprawdę nie wierzyłem, że zaczęliśmy coś wielkiego”. 10 grudnia w Kijowie znany ukraiński dziennikarz i współorganizator protestów mówi mi wręcz, że „niestety wszystko wskazuje, że demonstracje niebawem wygasną” (nie śni mu się wtedy, że po roku zasiądzie w parlamencie). Kilka godzin po tej rozmowie władze znów próbują spacyfikować Majdan. Bezskutecznie. Jeszcze jeden błąd, który dolewa oliwy do tlącego się ognia.

Teraz albo nigdy

W kolejnych tygodniach protesty wprawdzie słabną, ale utrzymuje się mobilizacja społeczna. Motorem sprawczym Majdanu nie są jednak partie opozycji parlamentarnej, którym Ukraińcy ufają tylko nieznacznie bardziej niż rządzącym, lecz organizacje społeczne (obywatelskość i apolityczność będą do końca cechą protestów). Rzesza obywateli, którzy dość mają korupcji i marazmu, szybko rośnie. Plac Niepodległości przypomina ufortyfikowany obóz, broniony przez śnieżne barykady i rosnącą w siłę ochotniczą Samoobronę Majdanu. Powoli staje się jasne, że protesty będą trwać. Choć otwarte jest pytanie, jak długo i czym się skończą.

Władze przyjmują strategię na przeczekanie. Z jednej strony organizują „okrągłe stoły” do rozmów z opozycją, a z drugiej szykują „pałkę” do uderzenia w rosnące w siłę społeczeństwo obywatelskie: w połowie stycznia parlament nagle przyjmuje pakiet ustaw, nazwanych dyktatorskimi. Ich celem jest ograniczenie wolności mediów i organizacji pozarządowych, czyli nałożenie kagańca na społeczeństwo. Władze uporczywie nie chcą zrozumieć własnego narodu. A ten traci cierpliwość.

Wtedy też siły rządowe po raz pierwszy używają broni palnej. 22 stycznia przy ulicy Hruszewskiego od kul Berkutu ginie 21-letni Serhij Nigojan, pierwszy męczennik „Niebiańskiej Sotni”. Dla wielu staje się jasne, że dni reżimu są policzone. W kolejnych tygodniach centrum Kijowa staje się polem boju, a Ukraina – tematem numer jeden światowych mediów. Mało kto ma wątpliwości, że władze dążą do rozbicia protestów, niezależnie od kosztów. Janukowycz ma w pamięci Pomarańczową Rewolucję i jest przekonany, że stracił wówczas władzę, bo nie użył siły. Tym razem wydaje mu się, że jest mądrzejszy. I kolejny raz się myli.

W lutym szeregi „Niebiańskiej Sotni” powiększają się do ponad stu osób. Wśród zabitych są m.in. prawnik Ihor Dmytriw, informatyk Pawło Mazurenko, student architektury Ołeksandr Plechanow. Majdan to rewolucja klasy średniej – czy też ludzi, którzy chcą się nią stać, ale najpierw muszą zmienić system, który im to uniemożliwia. Dobitnie wyjaśnia mi to wówczas kijowski znajomy: opowiada, że po pracy on i większość jego kolegów zdejmują garnitury, zakładają hełmy i kaski, i idą na Majdan.

Ulica Instytucka spływa krwią, a do Kijowa z misją mediacyjną przybywają ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji, by przekonać Janukowycza, że nie może wygrać. 21 lutego zostaje zawarte porozumienie; zakłada m.in. wcześniejsze wybory prezydenckie do końca 2014 r.

Późnym wieczorem tego dnia Witalij Kliczko, w imieniu opozycji parlamentarnej, przedstawia Majdanowi – gdzie jednocześnie żegnani są leżący w trumnach ukraińscy bohaterowie – warunki umowy z reżimem. Po jego pierwszych słowach na scenę wdziera się 26-letni Wołodymyr Parasiuk, przedsiębiorca ze Lwowa i dowódca jednej z sotni (oddziałów) Samoobrony Majdanu, niemal od początku uczestnik protestów. Wyrywa mikrofon mistrzowi świata w boksie wagi ciężkiej i woła do stutysięcznego tłumu: „Nie jesteśmy z żadnej organizacji, jesteśmy zwyczajnymi przedstawicielami narodu, którzy przyjechali tu walczyć o swoje prawa. (...) Mówię do polityków, którzy stoją za moimi plecami. Żaden Janukowycz nie będzie naszym prezydentem przez kolejny rok!”.

Reakcje ludzi nie zostawiają wątpliwości, że Majdan nie akceptuje porozumienia z reżimem, który zabija własnych obywateli. W tym czasie Janukowycz kończy pakować resztę walizek w swej podkijowskiej rezydencji (wkrótce ucieknie do Rosji; jesienią ukraińskie media poinformują, że Putin przyznał mu potajemnie rosyjskie obywatelstwo). Siły rządowe opuszczają okolice Majdanu. Staje się jasne, że Majdan, czyli najwyższy trybunał narodu, zwyciężył. W kolejnych dniach rewolucja trwa nadal już w parlamencie, gdzie formuje się nowa większość: Janukowycz zostaje zdjęty z urzędu. Powstaje nowy rząd, do którego wchodzą również działacze Majdanu.

Rosyjska kontrrewolucja

Euforia trwa krótko. Już po kilku dniach zaczyna się destabilizacja Krymu: regionu uchodzącego za ukraińską „piętę Achillesa”. Niedawna opozycja, zajęta formowaniem nowych władz, początkowo ignoruje sygnały ostrzegawcze płynące z Krymu. Niebawem staje się jasne, że Rosja, dotąd działająca zakulisowo, przystąpiła do operacji odwetowej.

Aby zrozumieć bieg wydarzeń na Krymie, a wkrótce również na wschodniej Ukrainie, trzeba wejść w psychikę Władimira Putina i kremlowskich włodarzy. Dla nich Majdan to bolesna, prestiżowa porażka. Po sukcesie rosyjskim, jakim było zablokowanie umowy stowarzyszeniowej z Unią, mogło się wydawać, że janukowyczowska Ukraina wpadnie w objęcia „wielkiego brata”. Tymczasem Ukraińcy pokrzyżowali te plany. Kreml chce teraz szybkiej zemsty – na Ukrainie i na Zachodzie, jako że uważa, iż za przygotowanie ukraińskiej rewolucji odpowiadają zachodnie służby specjalne (sic!).

Oddanie Krymu bez jednego wystrzału i przejście większości tamtejszej kadry oficerskiej na stronę agresora najdobitniej świadczą o stanie armii ukraińskiej. A kondycja armii zwykle odzwierciedla (nie)porządki w państwie. W niecały miesiąc po zwycięstwie ukraińskiej rewolucji Rosja dokonuje oficjalnie inkorporacji Półwyspu Krymskiego.

Jednak Krym to tylko pierwszy punkt w pochodzie „kontrrewolucji” na Ukrainie. Plan rosyjski przewiduje wywołanie rebelii przeciw nowym władzom na całym południowym wschodzie kraju. Moskwa zakłada, że rosyjskojęzyczna większość mieszkańców tych regionów przyjmie opcję prorosyjską. Ale, ku zaskoczeniu Kremla, tak się nie dzieje. Rosyjscy stratedzy nie przewidzieli, że Majdan nie był fenomenem kijowskim czy zachodnioukraińskim, ani tym bardziej dziełem CIA, lecz że najpóźniej w lutym stał się ogólnonarodowym powstaniem (choć prawda, że z mniejszym poparciem w Zaporożu niż w Tarnopolu).

Rosji nie udaje się więc – mimo prób – zdestabilizować Odessy czy Charkowa. Sukces odnosi jedynie w części Donbasu: najbardziej obok Krymu zsowietyzowanej części Ukrainy. I to tylko w znacznym stopniu dzięki użyciu profesjonalnych, uzbrojonych „separatystów” spod znaku GRU i FSB (warto też zwrócić uwagę, że Donieck i Łuhańsk to jedyne na Ukrainie duże miasta, gdzie etnicznych Rosjan, często imigrantów w pierwszym pokoleniu, jest niemal 50 proc.).

„Nigdy nie będziemy braćmi”

W efekcie utrata Krymu i okupacja Donbasu konsolidują większą część społeczeństwa i przyspieszają proces budowy nowej ukraińskiej tożsamości politycznej. Jej wyznacznikiem nie jest już język ukraiński, ale poczucie przynależności do wspólnoty obywatelskiej, zdecydowanie różnej niż rosyjska.

Dobrze to widać choćby w graniczącym z Donbasem Dniepropietrowsku, który po Majdanie i Krymie czuje się dziś, po raz pierwszy w historii, miastem ukraińskim. W lipcu tłumaczy mi to na swoim przykładzie miejscowy taksówkarz, Rosjanin urodzony na Dalekim Wschodzie i wychowany na Ukrainie: „Moskale zajęli nasz [tj. ukraiński] Krym. Moskale uważają, że Ukraina nie jest państwem, mają się za starszych braci. Głupcy, nic nie rozumieją”.

Działania Rosji wywołują też bezprecedensowy wzrost nastrojów antyrosyjskich na Ukrainie.

Pierwszym tego symbolem może być powstały – jeszcze w marcu – głośny wiersz młodej poetki z Czernihowa Anastasiji Dmytruk, o wiele mówiącym tytule: „Nigdy nie będziemy braćmi”. Choć nie pada tu słowo „Rosja”, wszyscy i tak rozumieją. Utwór staje się ukraińskim manifestem.

Tymczasem skuteczna destabilizacja Donbasu raz jeszcze brutalnie demonstruje, że Ukraina nie ma armii zdolnej do obrony jej terytorium. Przynajmniej częściowo armię zastępują więc bataliony ochotnicze, które zaczęły powstawać jeszcze w kwietniu. Wstępuje do nich wielu członków Samoobrony Majdanu, w tym Wołodymyr Parasiuk, który – choć pochodzi spod Lwowa – zgłasza się, wraz z częścią swojej sotni, do dniepropietrowskiego batalionu Dniper-1 (wraz z nim na wojnę idzie jego ojciec). W szeregach tego batalionu Parasiukowie biorą udział w walkach. Syn także pod Iłowajskiem, gdzie pod koniec sierpnia siły ukraińskie ścierają się z regularną armią rosyjską i doznają największych strat podczas tej wojny. Wołodymyr Parasiuk zostaje ranny i trafia do niewoli; zostaje uwolniony w ramach wymiany jeńców.

Wstępne szacunki mówią, że wojna z Rosją i „separatystami” kosztowała dotąd Ukrainę ponad 6 tys. zabitych, rannych i zaginionych żołnierzy (liczba może wzrosnąć, armia kiepsko radzi sobie także z ogarnięciem strat); kilkuset żołnierzy pozostaje w niewoli. Ofiary cywilne szacuje się, także wstępnie, na 10 tys. zabitych i rannych – plus kilkaset tysięcy tzw. uchodźców wewnętrznych.

Statystycznie straty militarne rozkładają się dość równomiernie po całym kraju (choć największe poniósł Dniepropietrowsk). Wszędzie w kraju odbywały się więc pogrzeby: zarówno 18-letnich ochotników, jak też starszych rezerwistów. Nagrania (masowo publikowane w internecie) z tych pożegnań pokazują, że słowa „nigdy już nie będziemy braćmi” nie są artystyczną przesadą. W wyniku działań Kremla między oboma narodami powstaje przepaść, może na pokolenia.

Reformy albo śmierć

Wcześniej, pod koniec maja, mimo walk w Donbasie i niesłabnącej presji Rosji, Ukrainie udaje się zorganizować wybory prezydenckie. Wygrywa je w pierwszej turze Petro Poroszenko, któremu jeszcze niedawno nikt nie dawał szans. Poroszenko jest silny nie tylko swoją charyzmą, ale i słabością konkurentów. To pierwszy krok w stronę stabilizacji sytuacji wewnątrzpolitycznej.

Jeszcze wcześniej, zaraz po ucieczce Janukowycza, wiele organizacji społecznych współtworzących Majdan powołuje inicjatywę Reanimacyjny Pakiet Reform. Jej celem jest zaproponowanie kompleksowego programu reform – od prokuratury i sądów zaczynając, a na administracji i konstytucji kończąc. Tworzą go głównie trzydziestokilkulatkowie: pokolenie ukształtowane już w niepodległej Ukrainie, które doskonale rozumie, że rewolucja to tylko pierwszy krok. O tym, jaka będzie ich wyśniona „nowa Ukraina”, zdecyduje zaś jakość ustawodawstwa i powodzenie modernizacji państwa.

Także dlatego część środowisk „majdanowych” i obywatelskich uznaje, że nie mogą już kryć się za szyldem swych organizacji, doradzających rządzącym (którzy zwykle z tych rad nie korzystają). I że aby coś zmienić, trzeba samemu stać się rządzącym. W tej diagnozie należy szukać decyzji Mustafy Najema, Wołodymyra Parasiuka czy Hanny Hopko (jednej z inicjatorów Pakietu Reform), aby wystartować w wyborach parlamentarnych.

Majdan nie stworzył partii politycznej, bo ludzie Majdanu często mieli odmienne wizje. Za to przed wyborami parlamentarnymi „majdanowcy” zasilają Blok Poroszenki (Najem), Front Ludowy (dziennikarka i aktywistka Tetjana Czornowoł; jej mąż zginął w Donbasie), partię Samopomoc (nr 1 na liście dla Hopko) albo decydują się na samodzielny start w okręgach jednomandatowych. W okręgu podlwowskim wygrywa Parasiuk: zdobywa 69 tys. głosów (56 proc. oddanych), co jest najwyższym wynikiem w kraju. O jego programie wyborczym, o objętości półtorej strony maszynopisu, wszystko mówi pierwsze zdanie: „Majdan pokazał, że naród ukraiński może sprostać każdemu problemowi”.

Presja oczekiwań

Co dalej? Dziś, w rocznicę wybuchu protestów na Majdanie, w sprawach ukraińskich jest więcej pytań niż odpowiedzi. Główne brzmi: czy Ukraińcom uda się naprawić państwo? Bo warunki, w jakich przyjdzie działać nowemu rządowi, są bardziej niż trudne. Nową koalicję tworzyć będą co najmniej trzy partie (Blok Poroszenki, Front Ludowy premiera Arsenija Jaceniuka i Samopomoc mera Lwowa Andrija Sadowego), z których żadna nie jest klasyczną partią, ale zlepkiem różnych środowisk. Każe to pytać nie tylko o stabilność koalicji, ale też spoistość każdego z tych ugrupowań. Przedłużające się rozmowy koalicyjne to zapowiedź sporów o kształt reform i projekt nowej konstytucji. Pozostaje nadzieja, że wszyscy mają w pamięci destrukcyjny konflikt Juszczenko–Tymoszenko, który zaprzepaścił szanse postpomarańczowej Ukrainy.

To, że reformy będą, nie ulega wątpliwości. Oczekiwanie zmian i presja społeczna są ogromne – i politycy o tym wiedzą, a w nowym parlamencie jest wielu wprawdzie nowicjuszy, ale rekrutujących się ze środowisk zdeterminowanych, by zmienić system. Pozostaje jednak kwestia jakości nowych ustaw i niebezpieczeństwo imitacji reform. Ilustracją tego są tzw. ustawy antykorupcyjne, przyjęte przez (stary jeszcze) parlament tuż przed wyborami: ich analiza pokazuje, że częściowo są niewykonalne i będą wymagać nowelizacji. Ukraina zaś potrzebuje reform, które realnie zmienią model postsowiecki, zderegulują gospodarkę, ograniczą wpływy grup oligarchicznych i stworzą warunki dla rozwoju małego i średniego biznesu.

Już dziś widać rosnące zniecierpliwienie części społeczeństwa, które oczekuje nie tylko szybkich zmian, ale ich pozytywnego efektu. Ludzie Poroszenki w prywatnych rozmowach mówią, że problemem są zawyżone oczekiwania Ukraińców. Ale czy może być inaczej po traumie ostatniego roku? Sam prezydent zdaje sobie sprawę, że w społeczeństwie nie ma do niego wielkiej miłości, i że jeśli sprawy pójdą w złą stronę, to Ukraińcy przypomną sobie, że jest oligarchą, który ma być skutecznym menadżerem wynajętym czasowo przez naród.

Tymczasem trudno o gorsze warunki dla reformowania państwa. Gospodarka pogrąża się w kryzysie, a pozytywnych sygnałów nie widać. W Donbasie od ponad dwóch miesięcy formalnie trwa zawieszenie broni, ale faktycznie w wielu miejscach trwają walki; w tym czasie zginęło ponad stu żołnierzy ukraińskich. Ryzyko ponownej eskalacji walk pozostaje wysokie. A w dającej się przewidzieć przyszłości nie ma co liczyć na powrót samozwańczych „republik” donieckiej i łuhańskiej w przestrzeń prawną Ukrainy.

Wreszcie, oczywistym czynnikiem, który cały czas wpływa i będzie wpływać na sytuację na Ukrainie, jest Rosja. Kreml nadal ma wiele instrumentów negatywnego oddziaływania. I liczy, że Kijów nie poradzi sobie z problemami, a ich skala doprowadzi w końcu do ciężkiego kryzysu, chaosu wewnętrznego, wystąpień społecznych, co skutecznie wykolei pomajdanową Ukrainę. Nowe władze ukraińskie mogą więc – słusznie – narzekać na niezwykle ciężkie warunki dla modernizacji państwa. Ale nie mogą nie rozumieć, że lepszych szybko nie będzie.

Doświadczenie ostatniego roku pokazuje, jak trudno snuć prognozy rozwoju sytuacji na Ukrainie. Dziś chyba nikt nie podejmie się przewidywać, jaka będzie Ukraina za kolejny rok.


Tekst ukończono w piątek 14 listopada


WOJCIECH KONOŃCZUK jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie.


JAK POMÓC UKRAIŃSKIM ŻOŁNIERZOM?

Pomoc dla ukraińskich żołnierzy i ochotników, którzy – mimo oficjalnego rozejmu – nadal walczą z rosyjską agresją, organizuje np. Stowarzyszenie Pokolenie: ogólnopolska organizacja skupiająca ludzi z różnych środowisk, którzy w czasach PRL działali w opozycji. Na jej stronie internetowej czytamy: „Przygotowujemy transport na Ukrainę. Nie jesteśmy w stanie przebić Putina z jego 280 ciężarówkami – to mogłaby zrobić bez trudu UE. Ale stawiamy sobie konkretny cel. Załadujmy jedną ciężarówkę tym, co najpotrzebniejsze. Zawieźmy pomoc dla Gwardii Narodowej i innych jednostek walczących na wschodzie, dla ludności cywilnej, pomóżmy w odbudowie zniszczonej szkoły w Słowiańsku. W tym momencie potrzebujemy pieniędzy, ale też kontaktów na hurtownie spożywcze, farmaceutyczne i tani transport. Ukraińcy na wschodzie walczą o swój kraj, ale pośrednio walczą też za nas”.
Przelew krajowy:
Stowarzyszenie Pokolenie, ul. Drzymały 9/4, 40-059 Katowice
Numer konta: ING Bank Śląski 89 1050 1214 1000 0023 1985 3707
Więcej informacji: pokolenie.org.pl


JAK POMÓC UKRAIŃSKIM UCHODŹCOM?

Pomoc materialną dla Ukraińców, którzy z ogarniętego wojną Donbasu musieli uciekać na tereny Ukrainy zachodniej i środkowej – jest ich ok. 450 tysięcy – organizuje Caritas Polska (we współpracy z Caritas Spes Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie). Caritas pomaga uchodźcom finansowo, przekazuje im też odzież, żywność i artykuły grzewcze, które mają ułatwić przetrwanie zimy, a także udziela wsparcia psychologicznego i zawodowego.
Konto (dla darowizn w złotych):
PL 77 1160 2202 0000 0000 3436 4384 Bank Millennium S.A. SWIFT: BIGBPLPW
Więcej informacji: caritas.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2014