Ukraina: Ochotników już nie ma

Coraz więcej Ukraińców szuka sposobów, aby nie trafić na wojnę lub na nią nie wrócić. Jedni uciekają za granicę, inni ukrywają się na terenie kraju.

27.05.2023

Czyta się kilka minut

Ukraińscy wojskowi zmierzają na pozycje w pobliżu miasta Popasna, niedługo po jego zajęciu przez rosyjską armię. 7 maja 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Ukraińscy wojskowi zmierzają na pozycje w pobliżu miasta Popasna, niedługo po jego zajęciu przez rosyjską armię. 7 maja 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

To był początek ciepłego lata, a kraj od czterech miesięcy opierał się zmasowanej inwazji. 24-letni Ołeksandr (imię zmienione) siedział na ławce. Zastanawiał się, czy został zrobiony w konia. Właśnie przekazał pewnemu mężczyźnie półtora tysiąca dolarów. To cena, którą miał zapłacić za pomoc w nielegalnym przekroczeniu ukraińsko-rumuńskiej granicy.

Po przekazaniu gotówki mężczyzna wskazał Ołeksandrowi ławkę, powiedział, że ktoś po niego przyjdzie, i odjechał. To mogło okazać się najdroższe siedzenie na ławce w jego życiu. Już nawet zaczął racjonalizować sobie to w głowie. „Pieniądze zawsze da się zarobić” – myślał. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko czekać.


ZOBACZ TAKŻE:

BITWA O BACHMUT SPEŁNIŁA SWOJĄ ROLĘ. Niezależnie od tego, czy Jewgienij Prigożyn mówi prawdę i jego Grupa Wagnera zajęła cały Bachmut, czy też Ukraińcy bronią nadal jednej lub drugiej ulicy – trwająca od dziewięciu miesięcy bitwa o to niewielkie miasto w obwodzie donieckim spełniła swoją rolę >>>>


Mniej więcej po dwudziestu minutach pojawił się chłopak, mógł mieć z szesnaście lat.

– Chodź za mną, teraz pracujemy – powiedział tylko.

Po krótkim marszu dotarli do niewysokiego ogrodzenia.

– Tutaj przechodzisz, wbiegasz do wody i płyniesz – poinstruował chłopak.

I po tym niezbyt wyczerpującym wyjaśnieniu uciekł spod ogrodzenia.

Ołeksandr patrzył na rwącą rzekę. Czuł strach. Nigdy w życiu nie przekraczał nielegalnie granicy, do tego ryzykując życiem. Przeprawa przez Cisę to popularna droga ucieczki z kraju dla tych, którzy nie chcą trafić do armii. Nie wszystkim się to udaje. Wiadomo o przynajmniej 16 osobach, które utonęły w Cisie od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę z 24 lutego 2022 r. Ciała znajdują pogranicznicy lub wyławiają rybacy.

Ołeksandr zdawał sobie sprawę, że to może być jego jedyna szansa na wydostanie się z Ukrainy. Kilka dni wcześniej otrzymał wezwanie do stawienia się w komisji poborowej i zrozumiał, że to tylko kwestia czasu. Jeśli zostanie w kraju, wreszcie go dopadną i wezmą w kamasze – tak myślał.

Już od wybuchu wojny w Donbasie wiosną 2014 r. Ołeksandr wiedział, że nie chce zakładać munduru. W rozmowie przekonuje, że ceni sobie wolność, że chce sam o sobie decydować, i że armia jest tego zaprzeczeniem, bo jesteś zmuszony do wykonywania rozkazów.

Wskoczył wtedy do rzeki z myślą, że lepiej umrzeć wolnym niż na froncie. Chaotycznie machał rękami i nogami z nadzieją, że mimo prądu dopłynie do rumuńskiego brzegu, gdzie czekała jego upragniona swoboda. Ona kojarzyła mu się już tylko z życiem za granicą.

Złapać rekruta

Ołeksandr uciekł z Ukrainy jeszcze w zeszłym roku. Od początku rosyjskiej inwazji nie brakowało i nie brakuje mężczyzn opuszczających kraj czy chowających się na jego terytorium przed komisjami poborowymi. Długo nie byli jednak widoczni, bo początkowo nie brakowało chętnych – przed „wojenkomatami” ciągnęły się kolejki ochotników.

Im dłużej jednak trwa inwazja, tym mniej jest chętnych, aby iść na front. Ma na to wpływ także brutalność tej wojny. W kwietniu tego roku w internecie pojawiły się dokumenty, które miały być wyciekiem z amerykańskiego wywiadu. Padają tam szacunki, według których do tej pory miało polec od 15,5 tys. do 17,5 tys. ukraińskich żołnierzy, a ponad sto tysięcy miało zostać rannych. Niektórzy uważają, że są to i tak szacunki zaniżone.

Obecnie trudno natrafić na ochotnika – przed „wojenkomatami” od dawna już nie ma kolejek. Stosownie do tego, komisje poborowe zmieniły taktykę. Grupy wojskowych i policjantów czatują teraz w często uczęszczanych przez mieszkańców miejscach: pod supermarketami, w metrze, na przystankach autobusowych i trolejbusowych, w parkach i w popularnych miejscach spotkań czy także na drogowych posterunkach, które zazwyczaj znajdują się na wjazdach i wyjazdach z większych miejscowości.

Ich celem są mężczyźni w wieku poborowym, czyli w przedziale 18-60 lat, którzy od wprowadzenia stanu wojennego nie mogą opuszczać kraju, poza szczególnymi przypadkami.

Nagłe pragnienie studiowania

W komunikatorze Telegram – popularnym na Ukrainie; ma go w telefonie prawie każdy – są kanały, na których ludzie dzielą się informacjami o tym, gdzie widziano „żołnierzy z teczkami”. Mają one od kilkunastu do nawet ponad stu tysięcy obserwujących.

Odkąd zaczęły się takie masowe łapanki do wojska, wielu mężczyzn unika wychodzenia z domu bez potrzeby. A jak już są zmuszeni, ostrożnie podchodzą np. do supermarketów i sprawdzają, czy nie czają się tam mundurowi.

Wymyślają też kolejne sposoby, jak służby uniknąć. A sposobów jest wiele, m.in. załatwienie fałszywych dokumentów o kiepskim stanie zdrowia, kupienie czystych formularzy wezwań, które w razie potrzeby można by okazać „żołnierzom z teczkami” (wówczas co jakiś czas dana osoba wypisuje sobie taki fałszywy dokument i wtedy nie wręczają mu już kolejnego). Ponieważ do tej pory nie powołuje się studentów, sposobem na wymiganie się od poboru jest też nagły głód wiedzy i rozpoczęcie studiów – w ciągu ostatniego roku gwałtownie wzrosła liczba mężczyzn w wieku starszym niż studencka przeciętna, którzy zapisali się na płatne studia.

Mychajło ma plan

Także ci, którzy służyli wcześniej w armii, nie zawsze chcą znowu do niej trafić.

Ołeksandr wspomina, że na dzień przed rosyjską inwazją z 24 lutego 2022 r. spędzał czas w barze w Charkowie. Wśród jego znajomych był 35-letni architekt Mychajło (imię także zmienione). Obaj byli jak ogień i woda.

Jeszcze w trakcie wojny w Donbasie Ołeksandr zapłacił łapówkę – kilkaset dolarów – żeby otrzymać tzw. biały bilet, dzięki któremu wojsko uznawało go za niezdolnego do służby w czasie pokoju (choć w latach 2014-22 w Donbasie trwała wojna, była ograniczona do terenu obwodów donieckiego i ługańskiego). Jego biały bilet utracił jednak swoje znaczenie z chwilą, gdy 24 lutego stan wojenny wprowadzono w całym kraju.

Wcześniej Ołeksandr odrzucał od siebie myśl, że Rosja może rozszerzyć wojnę poza Donbas. Nie robił nic, by się przygotować na taką ewentualność. Inaczej Mychajło: on od dawna był przekonany, że Rosjanie uderzą na całą Ukrainę. Od kilku miesięcy chodził na szkolenia, gdzie uczono go posługiwania się bronią.


ZOBACZ TAKŻE:

ZARZUT: KOLABORACJA. Kolejni Ukraińcy słyszą przed sądem oskarżenie, że działali na rzecz rosyjskich władz okupacyjnych. W wielu przypadkach trudno orzec, czy robili to z własnej woli >>>>


Przygotowywał też, jak mówi, schemat działań. Np. nie pozwalał żonie Alinie sprzedać WAZ-a 2101, popularnie nazywanego żyguli, auta z lat 80. XX w. Powtarzał, że jeszcze ich uratuje. Remontował je, aby było na chodzie, a gdy atmosfera gęstniała, przyniósł do garażu kanistry z 80 litrami benzyny. Priorytetem było dla niego wywiezienie Aliny i 4-letniej córki Olhi w jakieś bezpieczne miejsce; następnie zamierzał zaciągnąć się do armii.

Nowicjusz idzie na front

24 lutego Mychajło wprowadził pierwszą część planu w życie, a 27 lutego zjawił się w komisji poborowej.

Początkowo trafił do jednostki na tyłach i przede wszystkim ochraniał ważne obiekty. Gdy również na zachodnią Ukrainę spadły rosyjskie rakiety, stwierdził – podobnie jak wielu z jego oddziału – że nie chce siedzieć z tyłu i czekać, aż trafi go rakieta. Nie zamierzał ginąć na darmo, więc postanowił przenieść się do oddziału, wraz z którym będzie mógł brać udział w walkach.

Potem wszystko poszło szybko. Gdy tylko trafił do nowej jednostki, jeszcze tego samego dnia powiedziano mu, że jedzie na front. Tyle że on, odkąd zgłosił się do armii, właściwie nie przechodził porządnego szkolenia wojskowego. Nie wystrzelił nawet ani jednej kuli na poligonie. Przechodził tylko podstawowe szkolenia z medycyny taktycznej, uczył się, jak chodzić w szyku, a także jak rozkładać, składać i czyścić broń.

Teraz wszystkiego, co najważniejsze, dowiadywał się od bardziej doświadczonych kolegów, którzy na własną rękę prowadzili szkolenia nowicjuszy.

Mimo wszystko miał poczucie, że nadal jest zupełnie nieprzygotowany, gdy w połowie marca 2022 r. trafił w okolice miasta Popasna w obwodzie ługańskim. Był to wówczas jeden z najgorszych odcinków frontu.

Pierwsza godzina

Po ponad dobie w drodze, nad ranem jego drużyna trafiła na pozycje. Gdy dotarli do celu, żołnierz-przewodnik zaprowadził ich do czerwonego domu. Znajdował się na skraju miejscowości. Dalej był parów, a za parowem Rosjanie. Pięciu żołnierzy miało rozłożyć się w piwnicy, a pięciu w pokoju, którego okna wychodziły w stronę przeciwnika. Przewodnik ostrzegł ich, aby niczym nie świecili, bo zostaną zauważeni.

Pociski spadały raz bliżej, raz dalej.

Jeden z żołnierzy, imieniem Misza, zaczął rozkładać śpiwór w pokoju. Zignorował ostrzeżenie i podświetlał pokój latarką.

Mychajło stał w progu i obmyślał, jak szybko ukryć się w razie czego. Kazał Miszy przestać świecić, ale ten mówił, że musi widzieć, co robi. Wkrótce także inni włączyli swoje latarki.

Chwilę potem rosyjski czołg strzelił prosto w ich okno. Mychajło miał szczęście, że osłaniała go ściana, więc wyszedł z tego cało, tylko w uszach strasznie piszczało. Wczołgał się do piwnicy. Gdy piszczenie trochę ustało, usłyszał ryk Miszy: „Oderwało mi rękę!”.

Mychajło, wściekły na Miszę, próbował mu pomóc. Już w pokoju zobaczył, że jeszcze kolejnych dwóch żołnierzy ucierpiało. Jednemu krew lała się z okolicy oczu. Mychajło myślał, że tamten oślepł. Dał mu bandaż, żeby przewiązał twarz, a sam zajął się Miszą. Zacisnął stazę, opaskę uciskową hamującą krwawienie, na kikucie pozostałym po ramieniu. Czołg nadal strzelał po okolicy, licząc zapewne, że trafi żołnierzy, którzy wybiegli z domu.

Drużynie na szczęście udało się wydostać do miejsca ewakuacji. W ciągu tej pierwszej godziny z dziesięciu żołnierzy raniono trzech.

Gdy opadła adrenalina, Mychajło pomyślał, że wdepnął w niezłe bagno.

Jednorazówki

Następnego dnia on i pozostali wrócili do Popasnej. Tygodnie mijały, a sytuacja była coraz gorsza. Rosyjska artyleria, czołgi i moździerze pracowały jak fabryka, z ogromną intensywnością waliły po całym mieście. Na cele naprowadzały je drony.

W kwietniu rosyjska piechota ruszyła do ataku i wszystkie ukraińskie siły w Popasnej rzucono do obrony. Mychajło trafił do okopu, gdzie każdy dzień dopisywał kolejne makabryczne sceny. Gdy artyleria trafiła prosto w jeden z ich okopów, po jednym z kolegów została tylko ręka, a po drugim tułów. Ktoś ledwie pojawił się w okopie, a po chwili już nie żył. Obok innego tak długo spadały pociski moździerzowe, aż częściowo stracił słuch, choć i tak mógł mówić o szczęściu.

Liczba rannych i zabitych rosła szybko. Mychajło wraz z trzema kolegami próbowali wyciągać rannych. Biegł obok Iwana. W którymś momencie odwrócili się i zobaczyli, że została ich dwójka. Widzieli Jurę, chcieli go odciągnąć w bezpieczne miejsce, ale pod ostrzałem ciężko było to zrobić. Gdy Mychajło go podniósł, kawałek mózgu spadł na ziemię.

Wrócili do okopu. Rosjanie się zbliżali. Mychajło po raz pierwszy musiał strzelać do ludzi. Wspomina, że najpierw nie chciał tego robić, ale z czasem zaczęło przynosić mu to pewną radość.

Pewnego dnia Mychajło i Iwan przyszpilili grupę Rosjan. Ci nie mogli się ruszyć, ale wezwali wsparcie ogniowe – nad ich głowami leciały pociski z granatnika i moździerzy. Mychajło namawiał Iwana, by się wycofali. Iwan przekonywał, że lepiej zostać. Nagle coś zaczęło syczeć. Mychajło nie jest pewien, ale chce wierzyć, że krzyknął „Na ziemię!”. Iwan coś odpowiedział, ale Mychajło nie słyszał, co. Fala uderzeniowa była straszna, w oczach mu pobielało. Nie wiedział, czy jeszcze jest wśród żywych. Spojrzał przed siebie, a tam leżał podziurawiony hełm. Myślał, że to jego, zerwany z głowy, ale dotknął i jego hełm był na miejscu. Iwan leżał obok z dziurą w potylicy.

Do dzisiaj gryzie się z myślami, czy mógł coś zrobić, by go uratować.

To w tym czasie stwierdził, że tacy jak on byli – jak dziś mówi – „jednorazówkami”.

Prawny opiekun

Mychajło został wtedy lekko ranny: odłamek trafił go w ramię. Powiedział żołnierzom z sąsiedniej pozycji, że musi się wycofać. Został ewakuowany. Wówczas historia z frontem się dla niego zakończyła. – Uważam, że swoje zrobiłem. Zapłaciłem krwią własną i wroga – stwierdza.


ZOBACZ TAKŻE:
ZACZYNA SIĘ NOWY ETAP WOJNY. ROSJA JEST SŁABSZA, NIŻ SIĘ WYDAJE. Kolejne ukraińskie ataki na cele w Rosji są częścią przygotowań do kontrofensywy. Jej wynik zadecyduje co najmniej o przebiegu tej fazy wojny >>>>


Po powrocie do Lwowa porozmawiał z żoną, która wówczas z córką znajdowała się na Litwie. Alina od lat cierpiała na depresję. Teraz wojna pogorszyła jej stan zdrowia. Mówiła, że już nie wytrzymuje. Kiedy z córką wróciły do Lwowa, zostawiła ją pod opieką matki Mychajła, a sama udała się na leczenie do szpitala. Wówczas Mychajło rozpoczął starania o prawne uznanie, że mała mieszka z ojcem. Mówi, że nie chciał dawać łapówek urzędnikom, że jedyne, na co wydał pieniądze, to konsultacje z adwokatem.

Pod koniec lipca otrzymał pozytywną decyzję i dzięki temu zwolnił się z armii.

Mówi, że nie chciał jechać za granicę. Nie chciał też jednak, by Olha rosła w ciągłym strachu i zagrożeniu. Ponadto potrzebował pieniędzy, a na Ukrainie sytuacja na rynku pracy nie napawała optymizmem. Gdy otrzymał propozycję pracy w biurze architektonicznym od znajomych w Niemczech, przyjął ją.

Pod koniec sierpnia starym żyguli wyjechali we troje do Niemiec, gdzie są do dzisiaj.

Czasami Mychajło zastanawia się, czy nie wrócić i nie wstąpić na nowo do armii. Bo skoro raz udało mu się z niej wyjść cało…

I tak bym wyjechał

Ołeksandr z Rumunii trafił do Holandii, gdzie dostał pracę w firmie informatycznej. Po pół roku pojechał dalej, do Kanady, bo – jak twierdzi – tam ma większe szanse na otrzymanie karty pobytu czy nawet obywatelstwo. – Nie mam wyrzutów, że wyjechałem, bo zrobili to niemal wszyscy moi znajomi – mówi. Dodaje, że wojna ułatwiła mu decyzję o emigracji, o której myślał od dawna.

W Kanadzie najbardziej doskwiera mu samotność, bo całe dotychczasowe życie zostawił za sobą. Wątpi, by kiedyś wrócił na stałe do Ukrainy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ochotników już nie ma