Bój o Charkowszczyznę. Korespondencja z Ukrainy

Ukraińska armia odbija miejscowości w okolicach Charkowa. Wkrótce może odzyskać kontrolę nad kolejnymi odcinkami granicy.
z północno-wschodniej Ukrainy

23.05.2022

Czyta się kilka minut

Ukraińscy żołnierze oglądają zniszczone rosyjskie działo samobieżne. Okolice Charkowa, 15 maja 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Ukraińscy żołnierze oglądają zniszczone rosyjskie działo samobieżne. Okolice Charkowa, 15 maja 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Spalone działo samobieżne Akacja stoi pośród drogi przy zniszczonym domu, tuż przy leju po pocisku. Rozerwany kadłub, szczątki wieży z ciężką długą lufą, zerwane gąsienice i sterta łusek walają się po ziemi.

– To robota naszych chłopców – chwali żołnierzy generał Serhij Melnyk, pełniący funkcję dowódcy charkowskiego garnizonu, który odwiedził właśnie walczące na froncie oddziały.

Niedaleko w okopie leżą porzucone pociski kalibru 122 mm. To w nim chroni się część wojskowych, gdy rozlegają się następujące po sobie wystrzały, świsty i wybuchy w pobliżu.

W tej chwili ta okolica jest szarą strefą – do jej opuszczenia zostali zmuszeni Rosjanie, a ukraińskie wojska dopiero miały zająć tam pozycje. Rejon usłany jest lejami po bombach, wiele z pobliskich budynków zostało uszkodzonych. Z trudem można spotkać mieszkańców – przeważająca ich część ewakuowała się w bezpieczniejsze miejsca. Tak wygląda większość miejscowości w okolicach Charkowa, które trafiły pod rosyjską okupację, a teraz zostają wyzwolone.


ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Na północ i wschód od tego miasta, drugiego największego w kraju, ukraińscy żołnierze właśnie przeprowadzają kolejne udane operacje. Szybko zajmują pobliskie miejscowości, dzięki czemu oddalają zagrożenie od Charkowa. Miasto, znajdujące się 40 km od rosyjskiej granicy, przestały dewastować pociski, rakiety i bomby. Wróciła część mieszkańców, a ulice stopniowo odżywają. Na tym odcinku frontu rosyjscy żołnierze zajmują coraz mniejsze skrawki ziem i stopniowo są wypychani za granicę. Po nieudanym ataku m.in. na Charków, Rosjanie przerzucają siły do obwodu ługańskiego, gdzie prowadzą zmasowaną ofensywę.

Ułaskawiony na froncie

Rosyjska ofensywa na tę przygraniczną metropolię rozpoczęła się od razu 24 lutego, czyli wtedy, gdy Kreml ruszył z inwazją na pełną skalę. Tego samego dnia czołgi pojawiły się na charkowskiej obwodnicy, miasto ostrzelano, a miejscowości po drodze zostały zajęte przez rosyjskie wojska. Front usytuował się na północy i wschodzie od tego półtoramilionowego miasta, a dzielnice znajdujące się na obrzeżach stały się linią obrony – oraz ofiarą ostrzałów artyleryjskich.

– Dusza mnie boli. Kocham Charków. To jeden z kluczowych centrów kulturowych, przemysłowych i ekonomicznych, a co niesie mu rosyjski świat? – pyta retorycznie 36-letni Ołeh Szyriajew, dowódca kompanii obrony terytorialnej.

Biorąc pod uwagę jego burzliwą biografię, to dość nieoczekiwane stwierdzenie. Po tym, gdy w 2014 r. wybuchła wojna w Donbasie, Szyriajew walczył w okolicach Mariupola i był powiązany z nacjonalistami z Azowu. Jednak w ostatnich latach popadł w konflikt z azowcami i zbliżył się do Illi Kiwy – polityka cieszącego się złą reputacją, poplecznika Rosji, jeszcze jakiś czas temu deputowanego Rady Najwyższej.

W efekcie Szyriajew na dłuższy czas trafił do aresztu śledczego – oskarżono go o próbę siłowego przejęcia silosu ze zbożem w obwodzie charkowskim, podczas której doszło do strzelaniny i raniono sześć osób. Po 24 lutego prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosił „niełatwą z moralnego punktu widzenia” inicjatywę, by zwolnić z aresztów wszystkich tych, którzy posiadają znaczące bojowe doświadczenie z wojny w Donbasie, aby zadośćuczynili za swoje złe uczynki, broniąc kraju. Dzięki temu także Szyriajew opuścił areszt.

Teraz walczy na froncie i wraz ze swoją kompanią odzyskują tereny zajęte przez Rosjan. Dzień przed tym, jak go spotkałem, wspólnie z jednostką wojsk powietrznodesantowych mieli zniszczyć rosyjski transporter opancerzony.

– Jestem dumny, że mamy takich ludzi jak chłopaki z mojego oddziału, których wychowuję i z którymi idę do walki – mówi Szyriajew. – Choć oczywiście rozumiem, że wojna będzie trwała jeszcze jakiś czas, a obok radości pojawi się też smutek.

Określenie „wychowuje” wydaje się na miejscu: Szyriajew wyjaśnia, że wielu członków obrony terytorialnej nie ma doświadczenia wojskowego. Jeszcze niedawno byli ślusarzami, kierowcami czy taksówkarzami. Właśnie te oddziały stanowią – obok regularnych wojsk – istotną siłę uderzeniową, która skutecznie wypycha rosyjską armię z okolic Charkowa.

Rewolucja w rekonesansie

46-letni Ołeh, dowódca dywizjonu artylerii samobieżnej, podkreśla, że to na barkach piechoty spoczywa odpowiedzialność za wyzwalanie terytoriów. – ­Pozycja czy miejscowość nie zostaje zajęta, dopóki nie stanie tam noga żołnierza piechoty – twierdzi.

To jednak artyleria, w tym jego ­dywizjon, umożliwiają ofensywę piechoty.

Ołeh wraz z kilkoma żołnierzami prowadzą właśnie powietrzny rekonesans przy użyciu bezzałogowych statków powietrznych, które powstały z myślą o działaniach komercyjnych. ­Wyposażeni w kontrolery, do których mają podpięte telefony lub tablety, żołnierze co chwilę wysyłają kolejne bzyczące maszyny. Ze skupieniem wypatrują na ekranach pozycji przeciwnika. W innych okolicznościach można by pomyśleć, że grają w grę wideo.

– O, znalazłem czołg! – wykrzykuje jeden z żołnierzy. Na ekranie tabletu ukazuje się potężna maszyna. Ołeh z żołnierzem określają koordynaty, przekazują je do jednego z plutonów artylerii samobieżnej. Ci po otrzymaniu rozkazu ostrzeliwują cel, który tylko co ukazał się na ekranie.

Stosując drony, ukraińscy żołnierze niwelują te trudności na różnych odcinkach frontu. Ołeh zaznacza, że bezzałogowe statki powietrzne, które wyprodukowano dla innych celów niż wojskowe, mają poważne ograniczenia. To przede wszystkim bardzo krótki czas lotu, wynoszący do 30 minut. Dla porównania: drony wojskowe mogą znajdować się w powietrzu przez ponad dobę. Ponadto maszyny przeznaczone do celów cywilnych dużo łatwiej zakłócić czy wręcz przechwycić, co Rosjanie nagminnie próbują robić. Wreszcie, cywilne z założenia drony nie są w stanie unosić się wysoko w powietrzu, więc łatwo mogą zostać dosięgnięte z ziemi.

Ołeh, żołnierz z dużym doświadczeniem (na wojnie od roku 2014), podkreśla, że drony zrewolucjonizowały rekonesans, dzięki czemu znacząco wzrosła skuteczność artylerii. – Z powodu ukształtowania terenu i dużych odległości nie możemy prowadzić zwiadu optycznego – mówi.

Mimo to ukraińska armia od lat rozwija użycie dronów komercyjnych i nie tylko do celów zwiadowczych, ale także bojowych – do maszyn doczepiane są ­granaty, które następnie są zrzucane na cel.

Już nikt się nie uśmiecha

Podobnie jak w latach 2014-15, także po 24 lutego wojnę z Rosją charakteryzują liczne pojedynki artyleryjskie. W tej odsłonie konfliktu toczą się one z jeszcze większą intensywnością. Haubice samobieżne 2S1 Goździk pod dowództwem Ołeha rażą cele w odległości 15 km.

– Prowadzimy ogień po przeciwniku, który znajduje się w okolicznych ­miejscowościach. W ten sposób zapewniamy wsparcie chłopcom z naszych batalionów zmechanizowanych – wyjaśnia Ołeh.

Dowodzone przez niego plutony haubic mają mnóstwo roboty. Jak zapewnia 37-letni Witalij, dowódca jednej z załóg haubicy samobieżnej, bywa, że dziennie wystrzeliwują ponad 150 pocisków. – Nie zawsze nas informują o rezultacie, ale zazwyczaj trafiamy. Niszczymy czołgi, moździerze czy cysterny – mówi Witalij.

Najpierw odbył służbę poborową, a potem podpisał kontrakt z armią. W maju tego roku miał się on skończyć, ale Witalij nawet nie rozważa, czy będzie go przedłużał. W obecnej sytuacji nikt nie pozwoli mu wrócić do cywila. Od samego początku trafił do załogi artylerii samobieżnej.

W tamten czwartek, 24 lutego, Witalij był skołowany. Pierwszego dnia inwazji panował chaos. Wysłano ich na pozycje w obwodzie charkowskim, ale nie mieli rozkazu, aby otworzyć ogień do ewentualnych celów. Po drodze minęła ich rosyjska kolumna. Żołnierze wrogiej armii uśmiechali się i machali do Witalija, spokojnie kontynuując drogę po wytyczonej trasie, jakby nie rozumieli, że trafili na wojnę do obcego kraju. Do dzisiaj ­Witalij zachodzi w głowę nad tym, co tego dnia zobaczył.

– Teraz już nikt się nie uśmiecha. Czeka ich wyłącznie porażka – jest przekonany.

Niedługo po tamtym wydarzeniu Witalij trafił pod pierwszy zmasowany ostrzał. Wciąż nie mieli rozkazu, żeby strzelać, tymczasem niebo jaśniało, jakby noc przedwcześnie się kończyła, a ziemia trzęsła się tak, że niemal 16-tonowy Goździk wydawał się nic nie ważyć. Przez pół nocy Witalij wraz z resztą załogi czekał na pozwolenie na otwarcie ognia, mając wrażenie, że zanim to się stanie, coś wreszcie w nich trafi.

Teraz już o rozkazy się nie martwi. Celowniczy namierza cel, ładowniczy umieszcza pocisk w zamku, dowódca nakazuje strzelać, rozlega się huk, pocisk tnie powietrze i leci gdzieś daleko, wznosi się dym, a kawałki ziemi rozbryzgują się dookoła. I tak raz za razem, dopóki załoga nie musi zmienić pozycji, żeby nie dosięgnął ich wrogi ostrzał. Przeciwnik stara się namierzyć ukraińskie działa i dosięgnąć je swoją artylerią. Dlatego Goździki pozostają w ciągłym ruchu.

Zwłoki w okopach

Niektóre z okupowanych miejscowości, które w ostatnich dniach trafiły najpierw pod ostrzał nacierających Ukraińców, a potem wycofujących się Rosjan, zostały zniszczone. W oczy rzucają się rozbite budynki i drogi usłane wrakami sprzętu wojskowego. Z kolei pola poryte są okopami i pozostałościami po nieproszonych wojskach. Tak wygląda na przykład Mała Rohań tuż za Charkowem. Wieś została wyzwolona przez ukraińską armię w ostatnich dniach marca, jednak wielu mieszkańców wciąż nie wróciło do domów.

W okopach nadal znajdują się zwłoki rosyjskich wojskowych, niektóre przysypane ziemią. Wtedy ich obecność zdradza tylko słodkomdły odór rozkładającego się ludzkiego ciała.

Ukraiński żołnierz wraz z grupą ochotników i grabarzy z pobliskiego cmentarza zabrali się za ich wyciąganie. Jedno z ciał musiało należeć do rosłego człowieka, z trudem wyciągają je z okopu. Obwiązują zwłoki liną holowniczą i ciągną. Potem kładą na trawie i pakują do worka. Tego dnia znaleźli jeszcze kolejne cztery. Oprócz tego w wagonie chłodniczym, znajdującym się w Charkowie, znajdowało się ich 63. Ponad trzy czwarte to Rosjanie, a reszta – jak słyszę – to obywatele Ukrainy walczący po stronie Kremla (być może chodzi o prorosyjskich separatystów, członków tzw. milicji ludowych z Doniecka i Ługańska).

– Wszystkich znaleźliśmy w wyzwolonych wsiach. Ciała zostały opisane, pobrano im DNA, zarejestrowano w bazie danych. Jeśli ktoś kiedyś by ich szukał, są gotowe do wysłania. Będziemy wymieniać je na naszych żywych chłopców albo za naszych poległych – wyjaśnia kapitan Sił Zbrojnych Ukrainy Anton Iwannikow, który zajmuje się zbieraniem zwłok rosyjskich żołnierzy.

I powraca życie

Jak do tej pory Iwannikow działał tylko w kilku miejscowościach. Do wielu wciąż nie ma dostępu, bo toczą się tam działania zbrojne. O ciałach dowiaduje się albo bezpośrednio od wojskowych, którzy znajdują je na pozycjach, albo zgłaszają się do niego mieszkańcy wyzwolonych miejscowości. Większości nie da się zidentyfikować – są zbyt popalone, czasami nie mają głów.

Tymczasem kilkaset metrów dalej, niedaleko wraku czołgu, elektrycy naprawiają już linię wysokiego napięcia. Mieszkańcy przyjeżdżają oglądać, co zostało z ich domów, a ci, którzy nie wyjeżdżali, cieszą się, że w okolicy znowu zapanowuje pokój.

Życie wraca tam, gdzie wciąż są świeże ślady wojny.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Bój o Charkowszczyznę