Talibowie z afgańskiego Guantanamo

Jeszcze niedawno byli więźniami w Bagramie, dziś przychodzą zwiedzać ten owiany złą sławą areszt. Był on kuźnią afgańskich radykałów.
z Bagramu (Afganistan)

27.09.2021

Czyta się kilka minut

Talibowie zwiedzają jeden z bloków bagramskiego aresztu, 15 września 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Talibowie zwiedzają jeden z bloków bagramskiego aresztu, 15 września 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

W bloku więziennym cele ciągną się jedna za drugą w kilku rzędach. Niektóre mają otwarte na oścież ciężkie metalowe drzwi, a inne nieduże dziury w kratach, jakby rozerwał je filmowy Obcy.

W każdej celi przebywało ponad 30 więźniów. Bloków było kilkanaście. Łącznie w tym areszcie śledczym przetrzymywano ok. 5 tys. ludzi. Znajdował się na terenie bazy lotniczej Bagram, która była centrum dowodzenia podczas dwóch dekad obecności Stanów Zjednoczonych w Afganistanie. Położona jest mniej więcej godzinę jazdy samochodem na północ od stołecznego Kabulu.

Z drugiej strony

Teraz po areszcie chodzi grupa talibów. Ugrupowanie przejęło władzę w kraju w połowie sierpnia. Niektórzy stacjonują na terenie bazy, inni przyszli ją odwiedzić.

42-letni Sultan, który podaje tylko imię, dzwoni do kuzyna. – Jestem w Bagramie! Tak, tu mnie przetrzymywali! A teraz chodzę tędy jako wolny człowiek – mówi.

Sultan opowiada, że w pięciu różnych więzieniach spędził łącznie dziesięć lat. Jak twierdzi, żadne nie mogło równać się z tym, co przeżył w Bagramie, oficjalnie zwanym Aresztem Śledczym w Parwanie, a potocznie afgańskim Guantanamo.

– To dar od Boga, że mogę chodzić tu wolno. Jestem wdzięczny Bogu, że wszystko ze mną w porządku – mówi Sultan, który twierdzi, że w różnych celach w Bagramie przesiedział siedem lat. Że często miał skrępowane nogi i ręce, za to tylko sporadycznie mógł zaczerpnąć świeżego powietrza, bo na spacerniaku wolno mu było przebywać pół godziny w ciągu dnia. Najgorsze były jednak tortury. Przywiązywanie do fotela na kółkach, a następnie rażenie prądem lub bicie. – Okładali mnie tak, że straciłem kilka zębów – mówi Sultan i pokazuje kilka dziur.

Repertuar tortur miał być bogaty: cały czas włączone światło, by zaburzyć sen więźniów, podwieszanie głową do dołu, oblewanie wodą, rozpylanie gazu pieprzowego. Inny z więźniów, 36-letni Hadżimumin Hamza, twierdzi, że wykorzystywano ich też seksualnie. – Z trudem przywołuję te wydarzenia. Stosowali przedmioty, byśmy stali się mniej męscy – twierdzi Hamza. – Wstyd mi mówić o szczegółach.

Choć wspomnienia ich nie opuszczają, niedawni więźniowie cieszą się, że mogą zobaczyć Bagram na własne oczy już z drugiej strony krat.

Mroczna strona demokracji

Na początku lipca, gdy wycofywanie się zagranicznych wojsk z Afganistanu było w zaawansowanej fazie, jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Amerykanie opuścili bazę w Bagramie – symbol ich dwudziestoletniej obecności w Afganistanie.

Wcześniej była ona nie tylko centrum operacyjnym, ale też demonstracją siły. Gigantyczne terytorium ogrodzone betonowym murem, z własnym pasem startowym, licznymi hangarami i barakami. Pokaz myśli operacyjnej i logistycznej najpotężniejszej armii świata. A także symbol bezkarności, brutalności, kłamstw i obecności tu kolejnych zagranicznych państw.

Powstałe w latach 50. XX w., lotnisko miało służyć celom komercyjnym. Niemal 30 lat później Sowieci, którzy najechali Afganistan, uczynili z niego bazę wojskową. Po inwazji w 2001 r. zajęły ją USA. Areszt został utworzony przez tych ostatnich. Początkowo przebywało w nim kilkuset osadzonych, po latach ich liczba sięgnęła ponad 5 tys. Jak twierdzi Hamza, 85 proc. stanowili talibowie, a resztę ludzie powiązani z Państwem Islamskim. Ci drudzy znajdowali się w osobnych blokach, by uniknąć konfliktów między członkami zwaśnionych ugrupowań. – Czasem trafiali tu też niewinni ludzie. Niektórych trzymano przez rok czy dłużej, a następnie wypuszczano, tłumacząc się pomyłką – twierdzi Hamza.

Niezależnie od tego, czy ktoś trafił do tego aresztu jako niezaangażowany sympatyk talibów lub Państwa Islamskiego, czy jako osoba przypadkowa, wychodził jako zatwardziały radykał.

Dziś wielu talibów utożsamia tortury i nielegalne przetrzymywanie w aresztach z demokracją.

Talibowie przejmują władzę

Trafienie do Bagramu oznaczało znalezienie się w strefie wyjętej spod prawa. Uwięzieni nie mogli liczyć na ochronę żadnej konstytucji ani na uczciwe postępowanie, nie mówiąc o kontakcie z prawnikiem. Areszt znajdował się pod jurysdykcją afgańskich straży więziennych, a także amerykańskich żołnierzy.

Choć osadzeni mieli spędzić tu tylko pewien czas, często przebywali latami. Według licznych raportów organizacji broniących praw człowieka, ale też amerykańskich instytucji państwowych, dochodziło tu do tortur. Wobec kilkudziesięciu amerykańskich żołnierzy prowadzono śledztwa w sprawie nadużyć. Jak ustalił dziennik „New York Times”, w 2002 r. przynajmniej dwóch więźniów zostało pobitych ze skutkiem śmiertelnym. Jak przekonywały amerykańskie władze, w 2014 r. areszt został zamknięty. Ciasne izolatki miały pozostawać niewykorzystywane od lat. Wszystko to okazało się nieprawdą – osadzeni pozostawali w areszcie w Bagramie aż do przejęcia władzy przez talibów.

Zanim baza opustoszała, amerykańscy piloci wykonali setki lotów samolotami transportowymi, wywożąc stąd sprzęt wojskowy. Na koniec Amerykanie nie poinformowali swoich afgańskich sojuszników, że opuszczają Bagram. Afgańskie wojska rządowe potrzebowały kilku godzin, by dotrzeć na miejsce. W tym czasie szabrownicy zdążyli wykraść z bazy trochę rzeczy.

Potem przez ponad miesiąc Bagram był pod kontrolą sił rządowych, aż ostatecznie wpadł w ręce talibów jak cała reszta kraju. Gdy bojownicy zbliżali się do bazy, znajdujący się tu afgańscy żołnierze i strażnicy więzienni w większości uciekli.

Na własne oczy

Akurat tego dnia jeden z ponad 30 współwięźniów Hamzy poczuł się źle. Osadzeni mieli wzywać pomocy, ale nikt nie przychodził. Wreszcie zrozumieli, że w ich bloku więziennym nie ma już strażników. – Postanowiliśmy wykorzystać okazję i wydostać się z celi. Wzięliśmy metalowe tacki, na których przynoszono nam jedzenie, i nimi piłowaliśmy kraty – mówi Hamza.

Gdy opuścili celę, uwolnili innych. Zabrali pozostawioną broń. Zatrzymali nieliczne straże, które wciąż znajdowały się na terenie aresztu, ale – tak twierdzi Hamza – puścili ich wolno. Znalazł ładowarkę, podłączył do niej telefon i gdy urządzenie się uruchomiło, zadzwonił do jednego z towarzyszy broni, który następnie zabrał go spod najbliższej bramy.

Teraz Hamza pierwszy raz widzi areszt na własne oczy. Trafił do niego ze spętanymi rękami i workiem na głowie. Kolega z jego celi, 30-letni Mohammad Munir Ahmadi, ciągle chodzi z telefonem i nagrywa: bazę, areszt i dawną własną celę. Nareszcie może oglądać cały ten teren przez nikogo nie niepokojony. Obaj są pod wrażeniem tego, co widzą. Nie wiedzieli, że terytorium jest tak przestronne.

– Wydawało mi się, że z tego miejsca nie da się wydostać – mówi Hamza.

Inżynier od bomb

Skazano go na 25 lat. Przeciwko wielu osadzonym przez lata nie wszczęto nawet śledztwa, nie mówiąc o tym, że nie usłyszeli wyroku.

Hamza nie był niewinny i nie ukrywa tego. Do talibów dołączył dwie dekady temu. Był jeszcze nastolatkiem. Dlaczego to zrobił? Bez przekonania twierdzi, że powodem stała się okupacja kraju przez zagraniczne wojska. Jak dodaje, po ich wycofaniu nie ma żadnych problemów z obcokrajowcami.

Hamza opowiada, że pochodzi z prowincji Paktia we wschodnim Afganistanie, z zamożnej i wpływowej rodziny. Jego ojciec i wujek byli przedsiębiorcami w Kuwejcie. Hamza ukończył studia rolnicze na Uniwersytecie Kabulskim. Gdy przystał do talibów, zajął się czymś innym. Talibowie nauczyli go sporządzać ładunki wybuchowe, które następnie jego grupa detonowała w Kabulu. Sześciomilionowa stolica Afganistanu to jedno z najbardziej doświadczanych zamachami miast na świecie. Dokonywali ich talibowie i lokalna filia Państwa Islamskiego. Za większość ataków nikt nie brał jednak odpowiedzialności. Ich ofiarami w ogromnej mierze była ludność cywilna.

Hamza stał na czele jednej z licznych komórek rozsianych po kraju. Ze względu na swój status i pochodzenie nie mógł sobie pozwolić na ścięcie brody i chodzenie w „zachodnich” ubraniach. Pozostali zmieniali wygląd, by nie dało się ich łatwo rozpoznać. Część członków jego komórki została zatrzymana i Hamza podejrzewa, że to właśnie oni wsypali go służbom.

Gdy rozmawialiśmy na terenie bazy w Bagramie, pozostali dwaj byli więźniowie, którzy zgodzili się porozmawiać – Ahmadi i Sultan – wyraźnie pozostawali pod wpływem mężczyzny, który mówił z pakistańskim akcentem. W rozmowie obaj twierdzili, że nie byli zaangażowani w żadne działania zbrojne czy zamachy, lecz tylko wspierali talibów.

Hamza stał daleko od tego mężczyzny, więc nie dostawał od niego żadnych wskazówek. Czy dlatego w rozmowie był tak szczery?

Ponadto Hamza stwierdził, że Ahmadi także konstruował ładunki wybuchowe.

Napisy na ścianach

Hamza pokazuje kolejne pomieszczenia: rejestracja, pokój przesłuchań, prysznice, izolatki, oddział dla chorych. Porusza się po tym terenie swobodnie i z rozeznaniem niczym przewodnik.

Na dłużej zatrzymujemy się w celi, gdzie przez większość czasu przebywał razem z Ahmadim. Na metalowym słupie znajdującym się pośrodku narysowane jest serce, a pod nim dwa numery identyfikacyjne: 907741 przypisany Ahmadiemu i 907736 – Hamzie.

Wyżej słup jest obłożony gąbką, na której więźniowe trenowali ciosy bokserskie. Wokół leżą ciasno ułożone materace, koce i ubrania. Nie mieli gdzie trzymać nielicznych rzeczy, więc kubki i worki ze szczoteczkami wieszali na ścianie. Wypisywali też na niej różne rzeczy: swoje imiona, wyznanie wiary, wiersze i wspomnienia. – Pisaliśmy to, żeby nie zaginął o nas ślad, gdyby zabili nas Amerykanie – mówi Hamza.

Na korytarzu znajdowała się tablica z siedmioma zasadami: „Nie rzucać”, „Nie bić się”, „Nie pluć”, „Nie dotykać”, „Nie niszczyć celi”, „Nie być nieposłusznym”.

Początkowo osadzeni dostawali pomarańczowe uniformy, które znane są ze zdjęć z więzienia w bazie Guantanamo. Niektóre wciąż walają się po celach. Jednak więźniowe się zbuntowali i w rezultacie otrzymali czarne ubrania, a następnie kolejne, bardziej przypominające tradycyjne stroje afgańskie. Koców nie wystarczało dla wszystkich, więc czasami rozcinali jeden na pół, by się podzielić. Jedzenie podawano im przez szparę w kratach. Posiłki dostawali skromne, trochę chleba i warzyw. Woda była w celi. Na półce leżą książki. Głównie egzemplarze Koranu, ale zdarzają się też powieści.

Telefon w szczelinie

W więzieniu afgańscy strażnicy dorabiali, sprzedając stare telefony komórkowe i karty sim. Za każde naładowanie baterii osadzeni musieli im zapłacić. Oficjalnie posiadanie telefonu było oczywiście zakazane. Hamza pokazuje szczeliny między cegłami, przykryte materacami, gdzie je chowali. W drugiej celi, w której przebywał, udaje mu się wygrzebać telefon ukryty przy muszli klozetowej.

– Miałem ten telefon przez dwa lata. Dzięki niemu, gdy udało się złapać zasięg, kontaktowałem się z rodziną – mówi. Na dowód pokazuje starą nokię. – Straciłem ich kilka, ale za każdym razem udawało mi się dostać nowy – dodaje.

Więźniowie komunikowali się też między celami. Ponoć np. łapali mysz, przywiązywali kartkę do ogona i wrzucali ją do kanału wentylacyjnego.

Sultan natomiast znajduje swój zeszyt, w którym prowadził m.in. kalendarz, by nie stracić całkiem poczucia czasu.

Mówi, że pochodzi z Zabulu, południowej prowincji Afganistanu sąsiadującej z pakistańską granicą. Zanim trafił do Bagramu, przez trzy lata przenoszono go z więzienia do więzienia w różnych częściach kraju. Rodzina nie wiedziała, co się z nim dzieje. Zobaczył ją dopiero po pięciu latach. Spoglądali na siebie przez szybę, na rozmowę mieli 20 minut.

Gdy Hamza wyszedł na wolność, świat wydawał mu się obcy. Ma czwórkę dzieci, najmłodsze urodziło się, gdy był już zatrzymany.

– Z trudem poznawałem własne dzieci. Spędziliśmy dużo czasu wyłącznie z dorosłymi, nie widzieliśmy rodzin. Niezależnie, czy byli to ludzie czy samochody, wszystko wydawało się obce. Trzymałem w ręku smartfona i nie wiedziałem, jak on działa – mówi Hamza.

Koniec Bagramu?

Dziś z Aresztu Śledczego w Parwanie zostały wspomnienia i ślady dawnego porządku. Talibowie wciąż nie przeszukali całego terytorium, bo wiele solidnych drzwi jest zamkniętych. Pewnie niejeden z nich odnajdzie tam swoje straszne wspomnienia.

Zbierają się wokół krzeseł, do których przywiązywano ich pasami, i mówią, jak działały. Sultan jednak podchodzi do nich z dystansem. Sam siada na jednym z nich, a inny talib go wozi. Obaj się z tego śmieją. Po ziemi walają się opaski uściskowe, opakowania po paralizatorach. W ciasnych izolatkach wciąż unosi się zapach odchodów. W celach panuje bałagan – porozrzucane ubrania, materace, rzeczy osobiste, o których nikt nie myślał, gdy nadarzyła się szansa, by uciec.

W pobliskich barakach zamieszkują teraz talibowie. Niektórzy to byli więźniowie.

Jaka przyszłość czeka Bagram? Nuruddin Turabi odpowiada za więziennictwo w talibskim Afganistanie. Pełnił tę funkcję także ponad 20 lat temu, gdy ugrupowanie przez pięć lat rządziło krajem. Turabi, jednooki mułła z wyraźnym pakistańskim akcentem, twierdzi, że Areszt Śledczy w Parwanie zostanie zamknięty. – To nie było afgańskie więzienie, tylko amerykańskie. Nie opierało się na żadnych zasadach – mówi.

Przekonuje, że to koniec bezprawia i od teraz więźniowie będą traktowani humanitarnie. Jak na razie trudno zweryfikować te deklaracje. Więzienia nie wznowiły jeszcze oficjalnie działalności, a osadzonych w nich jest niewielu. Jednak na komisariatach i w aresztach Afgańczycy, którzy podpadli nowym władzom, trafiają pod pręgież, wychodząc z siniakami i trwałymi uszczerbkami na zdrowiu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2021