Tajemnica wołyńskiego jeziora

Ukraina coraz mocniej odczuwa zmiany klimatu. Przeciwdziałanie im jest trudne, bo brakuje podstawowych danych na temat środowiska naturalnego.
ze Świtazi (obwód wołyński) i Kijowa

02.03.2020

Czyta się kilka minut

 / PAWEŁ PIENIĄŻEK
/ PAWEŁ PIENIĄŻEK

To miejsce cieszy się wśród Ukraińców rosnącą popularnością. Od kiedy w 2014 r. Rosja anektowała czarnomorski Krym, jezioro Świtaź zaczęło przyciągać coraz więcej turystów. Według niepewnych szacunków ostatnio każdego roku przyjeżdża ich tutaj sto tysięcy – w większości podczas wakacyjnego sezonu letniego. To głównie Ukraińcy, ale pojawiają się też goście z zagranicy.

Świtaź, najgłębsze jezioro na Ukrainie, leży w pobliżu granicy z Polską i Białorusią, na terenie Szackiego Parku Narodowego. Ma powierzchnię ok. 27 km kwadratowych (to trochę więcej niż polskie Wigry), jest wyjątkowo czyste i otoczone atrakcyjną przyrodą. Licząca trochę ponad półtora tysiąca mieszkańców wieś Świtaź korzysta z tego zainteresowania turystów – podobnie jak inne okoliczne miejscowości. Lokalne władze widzą ten potencjał, Świtaź staje się kurortem. Są tu zadbane plaże, do których prowadzą drewniane pomosty, ładnie przycięte trawniki, panuje porządek, a drogi są remontowane.

Jednak gdy kończy się lato, wieś zamiera. Ulice stają się puste, wiele sklepów pozostaje zamkniętych, na wietrze łopoczą banery „Pokoje do wynajęcia”. Jedynie wesela organizowane w okolicznych restauracjach i pojedynczy przechodnie przypominają, że poza sezonem ktoś jeszcze mieszka w Świtazi.

Tutejsi mówią, że ostatnia jesień była szczególnie przygnębiająca – nie tylko ze względu na pochmurną pogodę. W 2019 r. w jeziorze zaczął się gwałtownie obniżać poziom wody i jesienią, mimo deszczy, wciąż był bardzo niski. Plaża znacznie się wydłużyła, przy brzegu pojawiły się wysepki. I choć wokół przyczyn tak gwałtownego ubytku wody trwa dyskusja – niektórzy sądzą, że winna może być kopalnia odkrywkowa na sąsiedniej Białorusi lub prowadzone w okolicy prace melioracyjne – to nie ma wątpliwości, że podobny problem dotyka wielu jezior na całej Ukrainie.

Nawet gdyby w tym przypadku w grę wchodził splot kilku czynników, Świtaź jest przykładem tego, że Ukrainy nie ominęły zmiany klimatu – i że już teraz stają się zagrożeniem dla jej gospodarki i mieszkańców.

Łowienie na cienkim lodzie

Z plaży ledwie widać krańce Świtazi.

Jezioro jest głównym źródłem dochodów dla okolicznych mieszkańców. Jedni wynajmują pokoje, inni zajmują się wędkarstwem i rybołówstwem, właściciele sklepów mogą cieszyć się lepszymi utargami. – Wszyscy żyją z jeziora – mówi 40-letni Jurij, który wynajmuje pokoje w swoim domu.

Gdy go spotkałem, niebo było pochmurne i szare, lekko wiało. Jurij szedł po pustej plaży. Miał na sobie zimową czapkę, kurtkę puchową, dres i gumiaki. Mówi, że urodził się tutaj, w Świtazi. I że nie przypomina sobie, by kiedykolwiek było tak mało wody w jeziorze. Twierdzi, że w ciągu kilku miesięcy plaża wydłużyła się od 30 do 50 metrów, a w pobliskiej wiosce Hriada nawet o 90 metrów.

Obawy Jurija podziela Wasyl Matejczyk. Naukowiec, od 34 lat pracuje w Szackim Parku Narodowym. On także twierdzi, że ze Świtazią nigdy nie było tak źle jak w 2019 r.; w październiku poziom wody obniżył się o niemal 53 centymetry.

Nie był to pierwszy raz, gdy w Świtazi obniżył się poziom wody. Kiedy pięć lat temu wiele państw Europy dotknęła susza, na Ukrainie wystąpiły jednocześnie trzy jej rodzaje: susza atmosferyczna, rolnicza i hydrologiczna. Wówczas w rzekach poziom wód spadł do historycznie niskich stanów, małe rzeki powysychały, znacząco obniżyły się wody gruntowe, a studnie były puste. – Od 2015 r. nie ma porządnych opadów ani zim – mówi Matejczyk. – Teraz zima trwa u nas od połowy stycznia do połowy lutego.

Wasyl Matejczyk jest amatorem wędkarstwa. Szczególnie zimą, gdy trzeba kuć przerębel i cierpliwie czekać na mrozie, aż coś złapie się na haczyk. Patrzy na mnie, pyta o wiek i stwierdza, że na pewno nie pamiętam prawdziwych zim. – Chyba w 1986 r. było aż 80 centymetrów lodu, a teraz nie można nawet porządnie zmarznąć. Co to za łowienie ryb? – pyta retorycznie. – Obecnie jak lód ma 25 centymetrów, to już jest bardzo dobrze. Ale zwykle ma kilkanaście centymetrów i jest nietrwały.

Mimo to, gdy jezioro choć trochę zamarznie, Matejczyk wchodzi na nie i zarzuca wędkę.

Pogodowe anomalie

Zmiany w Szackim Parku Narodowym Wasyl Matejczyk wiąże ze zmianami klimatu. Z powodu średniego wzrostu temperatury więcej wody wyparowuje, niż spada podczas opadów deszczu i śniegu. Matejczyk podkreśla, że w całym obwodzie wołyńskim obniża się poziom wód w zbiornikach i wysychają rzeki.

Podobnie uważa Tetiana Adamenko, kierowniczka departamentu agrome- teorologii w Ukraińskim Centrum Hydrometeorologii w Kijowie. Przyznaje, że z danych, które zbiera jej instytucja, jasno wynika, iż klimat na Ukrainie się ociepla. O ile średnia roczna temperatura w kraju z lat 1961-90 wynosiła 7,8 stopni Celsjusza, o tyle w 2018 r. było to 9,5 stopnia, a w 2019 r. już 10,5 stopnia Celsjusza – najwięcej, odkąd prowadzi się pomiary.


Czytaj także: Marek Rabij: W strefie stanów alarmowych


Co chwila notowane są kolejne rekordy pogodowe. Zgodnie z danymi Centralnego Obserwatorium Geofizycznego, w Kijowie w 2019 r. dzień 18 grudnia był najcieplejszy od początku prowadzenia pomiarów (czyli od 139 lat). Maksymalna temperatura sięgnęła wówczas 15,8 stopni, czyli o 3,7 stopni więcej od ostatniego rekordu sprzed 30 lat.

– Od 1989 r. na Ukrainie trwa niemal nieustanny okres ocieplenia – twierdzi Tetiana Adamenko. Choć więc wielkość opadów na szczęście nie zmniejszyła się, to wobec ocieplenia jest ona teraz niewystarczająca.

Zmienia się też charakter opadów. Coraz częściej deszcze mają postać gwałtownych ulew. Adamenko podaje przykład obwodu zaporoskiego w 2018 r.: w pobliżu stacji meteorologicznej Hulajpole deszcz nie padał przez trzy miesiące, zniszczone zostały niemal wszystkie uprawy. Wreszcie jednego dnia spadło tyle deszczu, ile zwykle spada w ciągu czterech miesięcy. Takie opady są szkodliwe, bo woda nie wchłania się w glebę, lecz spływa szybko po powierzchni, niszczy uprawy, prowadzi do erozji gleby i strat materialnych.

Wizja ukraińskiej pustyni

Jeśli przy tak dużym podwyższeniu temperatury – jak zakładały niektóre prognozy – zmniejszyłaby się liczba opadów, Ukraina zmagałaby się z chronicznymi suszami. Zresztą już teraz są one poważnym problemem. Od 1991 r. susze regularnie dotykają kraj. O ile do 2000 r. temperatura rosła zimą, to od tego momentu podwyższa się przede wszystkim latem. – To najbardziej niesprzyjający przejaw zmiany klimatu, bo zagraża krajom takim jak nasz częstszym występowaniem susz – mówi Tetiana Adamenko.

Problemy będą się pogłębiać wraz z dalszym wzrostem temperatury. Najbardziej narażona na wyschnięcie czy nawet pustynnienie jest południowa część kraju. Obecnie w obwodzie chersońskim – sąsiaduje on z Półwyspem Krymskim i jest owocowo-warzywnym „zagłębiem” kraju – susze występują przez siedem lat w ciągu dekady. Jeśli nic się nie zmieni (tj. temperatura będzie dalej rosła, a zarządzanie zasobami wodnymi będzie pozostawiało wiele do życzenia), susze staną się tam zjawiskiem corocznym.

Są problemem także w centrum kraju. Np. w żaszkiwskim rejonie (powiecie) obwodu czerkaskiego od kwietnia do października 2019 r. odnotowano tylko jedną piątą opadów w porównaniu z minionymi latami. – Doszło tam do największej suszy od 30 lat – mówi Adamenko.

Problemy pojawiają się nawet w zachodniej części kraju, co wcześniej było niespotykane.

Ile traci się na suszy?

W rolników najbardziej uderzyły susze w latach 2003 i 2007. Jak duże były wtedy straty? Nie ma oficjalnych danych. Zresztą brak wiążących danych to w ogóle poważny problem na Ukrainie. Statystyki są przestarzałe, monitoringi niedokładne, a procesy nie są rejestrowane. Nie wiadomo, ile wody zużywają przemysł, rolnictwo i użytkownicy indywidulani, ani jak bardzo ją zanieczyszczają.

Mychajło Jaciuk z Narodowej Akademii Nauk Rolniczych Ukrainy dodaje, że nie jest znana nawet rzeczywista liczba rzek. – Naukowcy policzyli, że mamy 63 tys. rzek, ale gdy patrzymy na zdjęcia z kosmosu, to widzimy, że niektórych po prostu nie ma – przyznaje Jaciuk. – Powinniśmy ustalić, czy te rzeki wciąż istnieją. A jeśli w ciekach zanikł przepływ powierzchniowy, został zaś tylko podpowierzchniowy, to co się wydarzyło, czy wody podziemne zasilające rzekę lub jej źródło już się wyczerpały.

Tetiana Adamenko na własną rękę próbowała kiedyś policzyć, jakie straty finansowe mogła przynieść rolnictwu susza z 2007 r. Zaznacza, że były to prymitywne szacunki, ale rządowe instytucje nie interesowały się, by przeprowadzić je dokładniej. – Wyszły mi ogromne pieniądze. Aż sama się przestraszyłam... – śmieje się meteorolożka.

Choć w gruncie rzeczy nie jest jej do śmiechu: z jej szacunku wynikło, że susza z 2007 r. mogła spowodować w sektorze rolniczym straty sięgające trzech miliardów euro.

Woda blisko

W 2018 r. organizacja Centrum Inicjatyw Ekologicznych Ekodija opublikowała raport pt. „Woda blisko”. Przedstawia on możliwe skutki podniesienia się poziomu mórz na skutek ocieplenia klimatu do 2100 r.: zgodnie z prognozami może wzrosnąć nawet o 82 centymetry.

Podobnie jak Tetiana Adamenko, także Jewhenija Zasiadko – koordynatorka projektu do spraw zmian klimatu w Ekodiji – podkreśla, że raport może nie być dokładny, bo dostępne dane są szczątkowe. Jednak jego celem było zwrócenie uwagi na zagrożenie, a także na brak monitoringu i prognozowania. – Władze nie podejmują żadnych działań profilaktycznych ani nie próbują zminimalizować ryzyka podtopienia, a tym trzeba zajmować się już teraz, bo sytuacja będzie się tylko pogarszać – mówi Zasiadko.

Jeśli szacunki z tego raportu miałyby się sprawdzić, jest się czego obawiać. Zatopione może zostać 650 tys. hektarów ukraińskiej ziemi. To znaczy, że całkowicie zatopionych zostanie sześć miast i osiedli typu miejskiego, a także 62 wsie. Z kolei 34 miasta (jak Odessa, Chersoń, Mikołajów, Mariupol, Berdiańsk, Melitopol i Kercz) mogą zostać podtopione. Łącznie 590 miejscowości jest zagrożonych przez częściowe lub całkowite znalezienie się pod wodą. To by oznaczało, że 75 tys. osób będzie musiało zostać przesiedlonych.

Południowa Ukraina jest więc zagrożona zatopieniem części terenów przybrzeżnych, a jednocześnie procesem pustynnienia. Może to prowadzić do kolejnych migracji wewnątrz kraju i wywołać braki w dostawach żywności.

Modliszki na Wołyniu

Ostatnio w jeziorze Świtaź przybyło wody, choć pod koniec stycznia jej poziom był wciąż nieznacznie poniżej normy.

Co spowodowało wcześniejsze – i tak gwałtowne – obniżenie się poziomu jeziora? Pracownicy Szackiego Parku Narodowego wraz z badaczami i przedstawicielami instytucji państwowych próbują wiążąco ustalić przyczyny. Na razie nie doszli do konkluzji. Bez wątpienia wpływ ma zmiana klimatu, ale nie jest jasne, jaką rolę odegrała także kopalnia odkrywkowa tuż za białoruską granicą i prace melioracyjne w okolicy jeziora.

Wasyl Matejczyk podkreśla, że – porównując sytuację z tą sprzed kilku dekad – zmiany klimatu widać gołym okiem. W latach 60. XX w. nikt nie wpadłby na to, że w Szackim Parku Narodowym pojawią się modliszki, które są gatunkiem południowym, nietypowym dla Wołynia. Dawniej w okolicy uprawiano ziemniaki, len czy żyto. Obecnie dojrzewają tu nawet brzoskwinie i arbuzy, czyli uprawy ciepłolubne, typowe raczej dla Chersonia.

W każdym razie mieszkańcy Świtazi uważnie przyglądają się poziomowi wody w jeziorze. Od tego zależy los ich miejscowości. ©

 

Tekst powstał przy wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2020