Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak podaje Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNiG), od 21 maja do 20 lipca w 15 z 16 województw utrzymywała się tzw. susza rolnicza, czyli brak warunków do prawidłowej wegetacji roślin. Nie zaobserwowano jej tylko w Małopolsce, gdzie o tej porze roku zazwyczaj mocno pada na terenach górskich. W innych rejonach Polski wielkość opadów zaczyna jednak zrównywać się nierzadko z notowanymi na obszarach stepowych. Efekty? W kwietniu – jak wynika z danych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej – miesięczna suma opadów w całym kraju spadła poniżej 60 mm, czyli do niespełna 60 proc. miesięcznej normy oszacowanej na bazie pomiarów z wcześniejszych lat. W pierwszych pięciu miesiącach tego roku jedynie styczeń i marzec przyniosły opady ponad normę. A jeśli dodać do tego suchą jesień i zimę (jeszcze w listopadzie ubiegłego roku mieliśmy niskie stany wód większości rzek) oraz wiosenno-letnie upały, przepis na suszę po polsku jest gotowy.
Kraj pustynnieje – piszą czasem z emfazą publicyści, irytując takim przerysowaniem krytyków hipotezy o antropogenezie obserwowanego ocieplenia klimatu. Jeszcze w latach 1951-81 susze występowały w Polsce średnio co pięć lat. Od połowy lat 90. ubiegłego wieku przytrafiają się statystycznie już co dwa lata. Mieliśmy suszę w zeszłym roku. W tym – jak wynika z cytowanego raportu IUNiG – zagraża uprawom zbóż jarych i ozimych, krzewów owocowych, roślin strączkowych, kukurydzy, drzew owocowych, warzyw gruntowych, tytoniu, buraka cukrowego, ziemniaka oraz chmielu. Słowem – całemu rolnictwu.
A przecież brak opadów w połączeniu z upałami stanowi wyzwanie także dla energetyki, która wody potrzebuje do chłodzenia. W Polsce, jak zauważa ekspert Politechniki Łódzkiej prof. Władysław Mielczarski, w szczególnie trudnej sytuacji znajdują się elektrownie Kozienice oraz Połaniec, obie wykorzystujące wodę z Wisły, której stan w niektórych miejscach środkowego biegu spadł poniżej 50 cm. Oba zakłady będą pewnie musiały ograniczyć produkcję.
KRYZYS KLIMATYCZNY – CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>
Nie mniej upały obciążają ludzi – a stąd już blisko do konkluzji, że gorące i suche wiosny oraz lata będą także znacznym obciążeniem dla niedofinansowanego polskiego systemu opieki zdrowotnej. EASAC, rada doradztwa naukowego tworzona przez akademie nauk z krajów Unii Europejskiej, w czerwcowym raporcie wskazuje nie tylko na rosnące ryzyko chorób układu krążenia, ale także na prawdopodobne rozszerzenie strefy występowania tropikalnych chorób zakaźnych oraz schorzeń układu pokarmowego. „Promowanie zdrowszej, bardziej zrównoważonej diety przy zwiększonym spożyciu owoców, warzyw i roślin strączkowych oraz zmniejszeniu spożycia czerwonego mięsa zmniejszy obciążenie chorobami niezakaźnymi” – konkludują badacze, wskazując przy okazji kierunek zmian, przed którymi nie uciekną również polscy producenci żywności.
Wnioski wydają się oczywiste – tak już będzie i trzeba nauczyć się z tym żyć. Rzecz jasna, nikomu nie można zabronić trwania w przekonaniu, że tzw. katastrofa klimatyczna to narzędzie lobbystów w cynicznej grze gospodarczych i politycznych interesów. Nawet zajadli krytycy tezy o wpływie człowieka na ocieplenie klimatu powinni jednak zadać sobie pytanie, czy dla własnego bezpieczeństwa nie lepiej przystać na klimatyczną wersję zakładu Pascala.
Jeszcze nie jest za późno. ©℗
CZYTAJ TAKŻE
I TAK POPŁYNIEMY: Polska nie jest drugim Egiptem i w najbliższych latach raczej nie braknie nam wody pitnej. Co jednak nie oznacza, że tym, co mamy, gospodarujemy z rozwagą i susze w ogóle nam niestraszne.