Swojskie Boże Narodzenie

Jeśli chcesz wiedzieć, jak się mógł narodzić Bóg z Dziewicy, idź do teologa. Ale jeśli chcesz się dowiedzieć, jak kochać Narodzonego, posłuchaj kolęd i zapatrz się w szopkę.

13.12.2015

Czyta się kilka minut

Szopka krakowska i jej autorka Rozalia Malik z córką Anielką, grudzień 2015 r. / Fot. Cecylia Malik
Szopka krakowska i jej autorka Rozalia Malik z córką Anielką, grudzień 2015 r. / Fot. Cecylia Malik

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze cieszyłem się łaską wiary. Nigdy nie miałem problemu z wiarą w dogmaty, które wydają się dla niektórych nie do uwierzenia: na przykład w narodzenie Jezusa z Dziewicy czy też Zmartwychwstanie Pańskie. Nie intryguje mnie ani fizjologia dziewiczego narodzenia Jezusa, ani nie kręci mnie fizyka Zmartwychwstania. Bardziej od pytań o sposób, w który dokonały się te cudowne wydarzenia, interesują mnie pytania o ich przesłanie, sens i znaczenie. Na te pytania wiara Kościoła od początku odpowiada sięgając po symbole, znaki, metafory. Właśnie dlatego wierzę w wołu i osła w szopce, w łańcuchy na choince, w to, że „Panna na ten czas psałterz czytała”, gdy przyszedł do niej Gabriel – bo jak mogło być inaczej? – i że las cierniowy zakwitł różami, gdy Maryja z Jezusem w łonie szła do Elżbiety – jak podpowiada pewien chorał adwentowy. Wszystko to bowiem pozwala mi wkroczyć w świat Bożego Narodzenia.
 

Ogrzać Dzieciątko
Przez całe wieki lud Boży opowiadał, malował, wyśpiewywał prawdę Bożego Narodzenia, głosząc ją w sposób symboliczny. I robił to zgodnie z zasadą: clerus litteraliter, populus vulgaliter (Kler w sposób dosłowny, lud – w sposób bardziej popularny). To, co teologia opisywała często w trudny do pojęcia sposób, uciekając się do takich terminów jak inkarnacja czy kenoza, lud „otwierał” za pomocą popularnej opowieści. To właśnie zrobił św. Franciszek budując szopkę – zainscenizował misterium Bożego Narodzenia, otworzył do niego furtkę. I może dlatego jako najpiękniejsze „kazanie” bożonarodzeniowe wspominam historię opowiedzianą przez ks. Stanisława Pasierba w jego „Czasie otwartym”. Odprawiał pasterkę gdzieś we włoskiej części Szwajcarii. Pod kościołem płonęło ognisko. Spytał stojących, czy tak się zawsze robi w noc Bożego Narodzenia. „Tak, ojcze” – usłyszał. „A dlaczego?” – pytał dalej. A wtedy – jak pisze – odpowiedź była najpiękniejsza z możliwych: „Żeby ogrzać Dzieciątko”. Bo Betlejem wciąż się dzieje. A Maryja wciąż idzie przez cierniowy las, który od siedmiu lat nie wydawał liści. A po jej przejściu rozkwita różami. Las cierniowy jest oczywistym symbolem śmierci i beznadziei, w której pogrążona jest ludzkość, ale po przejściu Maryi z Boskim Dzieciątkiem natychmiast rozkwita, co staje się znakiem życia i nadziei.

Ktoś powie, że to ludowa teologia, daleka od akademickiej. Ale kiedy Kołakowski pisze w swoim eseju „Jezus ośmieszony”, że „wiara może obejść się bez teologii”, to ja się z nim zgadzam. Wiara nie może się jednak obejść bez kulturowego wyrażania się, bez względu na to, czy to będzie tradycyjny folklor wiejski, nowa religijność miejska, czy tzw. kultura wysoka. Pod jednym wszak warunkiem: że wszystkie te formy wyrastają z osobistego doświadczenia wiary. Przekonuje mnie papież Franciszek, gdy mówi, że pobożność ludowa jest niezmiernie cenna. Może właśnie dlatego, że zachowała w sobie pierwotność religijnej tradycji, która każe nieustannie opowiadać swoją wiarę, a przez to zapraszać do jej wnętrza. W jednej ze swoich porannych homilii papież powiedział: „Wiara Ludu Bożego jest wiarą prostą, wiarą być może bez wielkiej podbudowy teologicznej, ale zawiera w sobie pewien rodzaj teologii, która nie błądzi, bo działa w niej Duch Święty”. Aby zilustrować to sformułowanie teologiczne, dodał: „Jeśli chcesz wiedzieć, kim jest Maryja, idź do teologa i dokładnie ci wyjaśni, kim jest Maryja.

Ale jeśli chcesz wiedzieć, jak kochać Maryję, idź do Ludu Bożego, który nauczy ciebie najlepiej”. Myślę, że podobnie jest z Bożym Narodzeniem. Jeśli chcesz wiedzieć, jak się mógł narodzić Bóg z Dziewicy, idź do teologa (może ci wyjaśni). Ale jeśli chcesz się dowiedzieć, jak kochać Narodzonego, posłuchaj kolęd i zapatrz się w szopkę.
 

Adwent aktywny
Trzeba jednak zauważyć, że ten symboliczny świat Bożego Narodzenia ulega ostatnio różnym przeobrażeniom. Z jednej strony pojawiają się głosy, by od niego uciec, bo zbyt kiczowaty i teologicznie wątpliwy: trzeba zdemitologizować szopkę, wyrzucić z niej zwierzęta i zostawić w niej tylko to, co ewangelicznie poprawne. Z drugiej zaś – wciąż zauważalna jest ekspansja Adwentu i Bożego Narodzenia z całą obrzędową nadbudową we współczesnej kulturze, której to zupełnie – jak widać – zlaicyzować się nie da. Jest w tym wszystkim pewne niebezpieczeństwo, którego nie można zignorować. To odrywanie się obrzędowości od jej teologicznego źródła. Widać to choćby w przesunięciu punktu ciężkości z okresu Bożego Narodzenia na Adwent. I nie chodzi już tylko o śpiewanie kolęd i tzw. Christmas songs w centrach handlowych. Także sama choinka stała się bardziej drzewkiem adwentowym niż bożonarodzeniowym. A wielokrotne „łamanie się opłatkiem” przyśpiesza świętowanie Bożego Narodzenia czasami o kilkanaście dni.

Inny przykład to popularne kalendarze adwentowe, które dzisiaj mają najróżniejsze wersje, nawet pornograficzne. Pojawiają się również nowoczesne jego formy, jak choćby „Lebendiger Adventskalender”, czyli cykl spotkań, które jednoczą ludzi w czasie oczekiwania na Boże Narodzenie. W pierwotnym zamyśle miały to być krótkie 20-, 30-minutowe sąsiedzkie spotkania przed specjalnie udekorowanymi drzwiami, oknami czy nawet bramą garażową, aby razem słuchać adwentowych opowieści, śpiewać, modlić się. Podczas takich spotkań nie obywa się oczywiście bez grzanego wina i ciastek. Dzisiaj coraz częściej nie chodzi już o kalendarz „żywy” – jak podpowiada niemiecka etymologia, ale „aktywny” – jak to znalazłem w pewnej polskiej wersji tej inicjatywy. Z pierwotnej idei wspólnego przygotowania się przez modlitwę i sąsiedzkie spotkanie czasami nie zostaje wiele.

Pojawiają się takie propozycje, jak wspólne „publiczne karmienie danieli, kóz, owiec i innych zwierząt” w miejskim zoo albo wspólne zdobienie pierniczków, co przecież samo w sobie nie jest złe. Zjawiska te pokazują – z jednej strony – wciąż obecny w religii potencjał obrzędowy, a z drugiej – łatwość asymilacji i przetworzenia religijnych treści w coraz bardziej religijnie neutralne kulturowe pomysły. I tak oto następuje swoiste „osierocenie” Adwentu, który sam w sobie staje się czasem świątecznym, bez jakiegoś szczególnego odniesienia do Bożego Narodzenia, bez którego – z religijnego punktu widzenia – większego sensu przecież nie ma.
 

Inwazja nowej estetyki
Przyznać oczywiście trzeba, że świat bożonarodzeniowej stylistyki bardzo łatwo poddaje się kiczowi. Ale ten kicz – często o ludowej proweniencji – wcale nie jest jednoznaczny. Dla mnie o wiele bardziej kiczowata jest dizajnerska choinka w kolorze blue niż jej folklorystyczna siostra z kolorowymi łańcuchami zrobionymi ze słomy i bibuły. Tamta pierwsza sili się na bycie estetyczną, ale tylko ta druga ma coś do powiedzenia, pod warunkiem, że będzie się chciało ją „przeczytać”. Być może tamta będzie się komuś podobać i pasować do mebli, ale tylko ta druga będzie jeszcze prawdziwa. Może właśnie dlatego w odniesieniu do bożonarodzeniowej obrzędowości i estetyki o wiele bardziej wierzę wsi niż miastu, bardziej jabłkom wieszanym na choince niż jednokolorowym złotym czy srebrnym ażurowym kulom, krzywemu świerkowi z lasu niż zielonemu stożkowi z plastiku. Prawda nie stoi po stronie nowej estetyki świątecznej.

Taka inwazja „nowej estetyki” dosięga nie tylko choinek, ale i kolęd. Zdarza się, że w kościelnej przestrzeni liturgicznej kolędy bywają wypierane przez współczesne pieśni o tematyce bożonarodzeniowej. Sam byłem świadkiem, gdy schola wykonała podczas pasterki piosenkę „Uciekali” z musicalu „Metro”. Problem wkraczania świeckości w religijną obrzędowość nie jest znowu wcale taki nowy. Durtal, bohater powieści „W drodze” Jorisa-Karla Huysmansa, narzekał, że podczas pasterki w kościele Saint-Sulpice w Paryżu „wysłuchał parę marszy, parę popularnych walczyków, operowych arii, i wyszedł oburzony”, a w kościele pw. św. Klotyldy „natknął się znowu na szaleństwo świeckich melodii, światowy zgiełk i harmider”. Kiedy szedł spać, Durtal wyrzekał w duchu: „Och, doprawdy osobliwy chrzest muzyczny gotuje Paryż Nowonarodzonemu Dzieciątku”. Boję się, że taki światowy zgiełk i harmider (nie tylko zresztą muzycznej), nowej bożonarodzeniowej estetyki przekroczy kiedyś progi centrów handlowych i zamieszka w kościołach. Być może przyjdzie dzień, że zobaczymy w szopce renifery, które przecież pochodzą z zupełnie innej, komercyjnej opowieści.

Tak więc w kwestii demitologizacji Bożego Narodzenia proszę na mnie nie liczyć. Przeciwnie – mam zamiar je mitologizować, gdzie tylko się da: stawiać choinkę jako przypomnienie o drzewie życia, grzechu i odkupieniu, wieszać na niej łańcuchy – wszak cała ta historia przez węża – i szukać pod nią prezentów – bo przecież to święta obdarowania nas łaskami – a na pamięć wołu i osła, co dostąpili honoru obecności przy Narodzeniu, będę was namawiał, byście się podzielili opłatkiem z waszą domową czy zagrodową zwierzyną – wszak idzie odkupienie w świat. Ja oczywiście w te symbole nie wierzę, ale wierzę im, wierzę temu, co mówią. Są jak klucze, otwierające Opowieść, która raz się wydarzyła i która wciąż się dzieje. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2015