Święty ubaw

Nie traktuj zbyt poważnie siebie – swych nawyków, uczuć, myśli, nawet wiary.

25.01.2021

Czyta się kilka minut

Powitanie Nowego Roku na plaży Gdańsk Brzeźno, 1 stycznia 2021 r. / DARIUSZ SZUBIŃSKI / FORUM
Powitanie Nowego Roku na plaży Gdańsk Brzeźno, 1 stycznia 2021 r. / DARIUSZ SZUBIŃSKI / FORUM

Jeszcze kilka tygodni karnawału przed nami. Choć w pandemii, gdy nie tylko nie ma żadnych balów, ale nawet knajpy są pozamykane, może się wydawać, że to żaden karnawał.

Prawdziwego karnawału jednak nie ma już od dziesiątków lat przed pandemią. Organizowane w poprzednich latach bale czy „ostatkowe” zabawy to przecież wcale nie był karnawał. Prawdziwy karnawał, sięgający korzeniami co najmniej wczesnego średniowiecza, to nie tylko zabawy, biesiady czy barwne pochody. Były to jedynie sposoby wyrazu, iż świat społecznych norm, a nawet religijnych wartości staje właśnie na głowie. Nie zwykłe biesiady, ale obżarstwo, nie niewinne zabawy, ale rozpusta. Prześmiewczo parodiowano nawet świętą liturgię, tańcząc, krzycząc i błaznując we wnętrzach kościołów.

W karnawale nie chodziło zatem o trochę uciechy albo o bardziej wystawne jedzenie. Jego sensem było zarzucenie utartych i uświęconych sposobów postępowania. To „święto totalne” w sensie całkowitego zawieszenia zwykłego porządku rzeczy. Wyjście z czasu i nieprzekraczalnej – wydawałoby się – społecznej przestrzeni.

Słowo „karnawał” pochodzi od łacińskiej frazy carnem levare – odrzucić mięso. Mięso odrzucano, oczywiście, w Wielkim Poście. Karnawał to czas tuż przed tym odrzuceniem, ściśle z nim związany, z tamtego czerpiący swoją siłę i znaczenie. Prawdziwy karnawał jest możliwy tam, gdzie istnieje prawdziwy post. Nie jest możliwe zawieszenie lub odwrócenie porządku tam, gdzie porządku brak.

Ścisły związek karnawału z Wielkim Postem i jego prześmiewcza obecność w sakralnej przestrzeni wskazują na religijny sens tego quasi-liturgicznego okresu. Karnawał to zabawa w jej pierwotnym znaczeniu – czynność pozbawiona praktycznej celowości, ale właśnie przez to odnosząca swoich uczestników do tego, co święte, transcendentne wobec codziennej rzeczywistości.

Owo religijne znaczenie karnawału ujawnia się – paradoksalnie – także w jego prześmiewczym stosunku do obowiązujących, „poważnych” form religijności. Wskazuje bowiem, że – jakkolwiek ważne i święte – nie są Świętością samą. Jest ostrzeżeniem, by nie mylić rytuałów, symboli czy doktryn z Tym, na co – zawsze niedoskonale – wskazują.

Łatwo teraz zrozumieć, dlaczego we współczesnej kulturze karnawał nie za bardzo może się pojawić. Czyż bowiem nie żyjemy w „płynnej nowoczesności”? Nie ma już trwałych, powszechnych i uświęconych norm czy sposobów postępowania, hierarchii jest wiele, a każda okazuje się tylko tymczasowa. Różne są nie tylko gusta estetyczne, nie ma także jedynej etyki ani nawet religii.

Brak prawdziwego karnawału okazuje się jednak niebagatelną stratą. Z jednej strony bowiem potrzebujemy zakorzenienia, trwałych struktur sensu, hierarchii wartości. Z drugiej zaś strony do życia i zdrowia niezbędny jest dystans, luz. Śmiertelna powaga jest śmiertelnie niebezpieczna.

Karnawał w średniowiecznej formie nie jest już, zapewne, możliwy. Ale nie jesteśmy na całkiem straconej pozycji. Jest bowiem coś, co wymyka się nowoczesnemu upłynnieniu, co powszechnie traktujemy poważnie, co (niemal) dla każdej i każdego jest w pewnym sensie święte. Każda i każdy traktuje tak siebie.

Może to być powaga autentycznego samozadowolenia, może – poważne domaganie się szacunku podszyte najpoważniejszą niepewnością co do własnej wartości. Bywa też, że jest to bardzo poważna niechęć albo nawet nienawiść do siebie.

Ale czyż mamy coś więcej? Czy nasze poglądy, uczucia i wiara nie są ostateczną podstawą naszego świata? Jest zatem coś, od czego możemy oddalić się w karnawałowym, błazeńskim pochodzie. Do czego warto nabrać dystansu, bo choć ważne i święte – nie jest Świętością samą. To coś to my sami.

Zaprawdę prawdziwe są słowa jednego z wielkich, choć nieco zapomnianych mistrzów duchowych XX wieku, ks. Tadeusza Fedorowicza: „Błogosławieni, którzy potrafią śmiać się z samych siebie, albowiem będą mieli ubaw do końca życia”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021