Przyjaźń postu z karnawałem

W Środę Popielcową rozpoczynamy Wielki Post – ważny liturgiczny czas Kościoła. Jego sens dotyka uniwersalnych aspektów człowieczeństwa.

24.02.2020

Czyta się kilka minut

Pieter Bruegel Starszy, „Walka postu z karnawałem”, dolny fragment, 1559 r. / WEB GALLERY OF ART
Pieter Bruegel Starszy, „Walka postu z karnawałem”, dolny fragment, 1559 r. / WEB GALLERY OF ART

Co ma wspólnego asceza z przyjemnością? Czyż nie są przeciwieństwami? Czyż nie walczą ze sobą, jak na słynnym obrazie Pietera Bruegla Starszego: brzuchaty biesiadnik siedzący na beczce wina z wiezionym na twardym krześle kostycznym ascetą? Karnawałowa armia rumianego grubasa gra w kości, tańczy, pije i śpiewa. Wojsko pokutnika o szarej twarzy kornie idzie za nim w procesji z kromkami suchego chleba.

Asceza przyjemności

Starożytny grecki filozof Epikur z Samos zdziwiłby się zapewne, oglądając słynny obraz flamandzkiego malarza. I to wcale nie dlatego, iżby nie rozumiał którejś ze stron namalowanej wojny. Owszem, w popularnej świadomości epikureizm jest kojarzony z hedonistycznym podejściem do życia. Prawda, jego założyciel wprost uznał w swoich pismach przyjemność za cel życia. Ale wiedział, że każda ze stron tak plastycznie odmalowanych przez mistrza Bruegla może osiągnąć to, o co jej w życiu chodzi, tylko wówczas, gdy pogodzi się z tymi, którzy panują po drugiej stronie obrazu.

Jak głosi starochińska mądrość „Księgi dao i de”, opozycje nawzajem nadają sobie sens: „Byt i niebyt rodzą siebie nawzajem, łatwe i trudne wzajem wzrastają, długie i krótkie przydają sobie kształtów wzajemnie (...) a dźwięki wysokie i niskie razem tworzą harmonię”. Epikur zapewne nie czytał zapisków Laozi, lecz widział świat – a przynajmniej niektóre jego aspekty – podobnie do chińskiego Starego Mistrza.

Współczesna kultura skłania się z pewnością w stronę karnawału. Mało kto wybiera z chęcią pokutne umartwienia. Skwapliwie zaś zgodzimy się ze zdaniem Epikura, iż „przyjemność jest celem życia szczęśliwego”. Zacznijmy zatem od tej strony.

Warto tu wziąć pod rozwagę, że mistrzowi z Samos nie było obojętne, jaka przyjemność przed nim staje. Jemu nie chodziło wcale o intensywne zmysłowe doznania ani psychiczne pobudzenie, jakie daje na przykład uwielbienie tłumu: „przyjemność, którą mamy na myśli – podkreślał – charakteryzuje nieobecność cierpień fizycznych i brak niepokojów duszy”.

Osiągnięcie tego celu wymaga dobrego rozeznania, w jaki sposób rozmaite życiowe sprawy są ze sobą powiązane, jak się wzajemnie warunkują, które się wykluczają. A że związki są w tej sferze skomplikowane, Epikur ostrzega swoich potencjalnych uczniów: „nie uganiamy się bynajmniej za wszelką przyjemnością, lecz nieraz rezygnujemy z wielu; postępujemy tak zwłaszcza wtedy, gdy spodziewamy się z ich powodu doznać więcej przykrości; a bywa i tak, że wiele przykrości stawiamy wyżej od przyjemności, co zachodzi wówczas, gdy po przeżyciu długotrwałych boleści spodziewamy się doznać większej przyjemności”.

By osiągnąć epikurejski cel, potrzebne jest ćwiczenie – swego rodzaju asceza – rezygnacja z wielu rozmaitych doznań, trening umiejętności nazywanej przez psychologów „zdolnością odraczania gratyfikacji”, dokonywanie wyboru tylko niektórych spośród mnóstwa kuszących możliwości.

Jak zaś możliwości kuszą? Rzadko działamy na zasadzie bodziec–reakcja, bez jakiegoś udziału świadomości. Zwykle zewnętrzne działanie, tj. w tym przypadku czynne dążenie do przyjemności, kierowane jest pragnieniami doświadczanymi niejako wewnątrz podmiotu. Te jednak mają bardzo różną naturę. Posłuchajmy znów Epikura: „Wśród pożądań można wyróżnić naturalne i konieczne oraz naturalne i niekonieczne; są wreszcie i takie, które nie są ani naturalne, ani konieczne, a są tylko wytworem czczych urojeń”.

Klucz do szczęścia znajduje się w zdolności rozpoznania, które z naszych pragnień są niekonieczne, a zwłaszcza – które są owocem „urojeń” – błędnego postrzegania rzeczywistości i tego, co w niej wartościowe, a co nie. Z tego względu niezbędnym elementem życia powinien być „trzeźwy rozum, dociekający przyczyn wszelkiego wyboru i unikania, odrzucający czcze domysły, owo źródło największych utrapień duszy”. Dopiero owo trzeźwe rozeznanie w mechanizmach, które wzbudzają nasze pragnienia, i – szerzej – we wzajemnym powiązaniu pojawiających się w nas chęci jest warunkiem stopniowego uzyskiwania spokoju ducha – i wolności.

Droga do wolności

Kwestii wolności nie można uniknąć – ona bowiem również jest wielkim pragnieniem (współczesnego? każdego?) człowieka. Nowy wspaniały świat opisany przez Aldousa Huxleya, oferujący przyjemność, ale bez wolności, nie jawi się nam (gdy tylko dostrzeżemy jego prawdziwą naturę) wcale jako wspaniały.

Łatwo uznać dystopię Huxleya za wyłącznie literacką fantazję, która w naszej rzeczywistości wcale się nie realizuje. Trudniej uświadomić sobie, jak głęboko wchodzi w nasze realne życie. Jak zauważył inny z greckich filozofów, tym razem ze szkoły stoików, Epiktet: „Panem nad każdym człowiekiem jest ten, kto ma władzę użyczyć, czego ów ktoś pragnie, jak i zabrać, czego ten nie chce”. Takim „panem” może być inny człowiek, może zaś i bezosobowa siła, niezależny od nas splot okoliczności, albowiem „człowiek, który pożąda albo chce uniknąć rzeczy niezależnych od siebie, z konieczności staje się igraszką bezustannej zmienności i przemijania”.

Mądrość greckiej filozofii spotyka się w tym miejscu z nauczaniem Buddy, który umierając wygłosił do swych uczniów ostatnie dwa zdania nauki: „Wszystko, co złożone, podlega zniszczeniu. Trudźcie się gorliwie”. Przecież wszystko na tym świecie jest złożone – może ktoś powiedzieć. Tak, nie ma więc na nim niczego trwałego. Niczego zatem nie możemy posiadać bez ryzyka utraty. Stąd, jeśli tylko chcemy być szczęśliwi trwale, wypływa konieczność – postnego – trudu wygaszania przywiązań.

Epiktet radzi zatem: „Kto chce wolnym zostać, ten niech ani się nie rwie do rzeczy, ani też niech nie ucieka od rzeczy, które są zależne od kogoś innego. Inaczej będzie niewolnikiem”. Stoicki filozof wiedział, o czym pisze. Urodził się w imperium rzymskim jako niewolnik. W dojrzałym wieku został wyzwolony. Mógł doświadczyć na własnej skórze, jaka jest różnica pomiędzy wolnością w strukturze społecznej a wolnością wewnętrzną. Ta pierwsza jest ważna, ale zawsze niepewna, bo nie do końca nasza, zawsze jakoś darowana – z możliwością odebrania daru. Ta druga – do szpiku podmiotowa, własna, zyskiwana i tracona przez nas samych.

Kim jesteś

Stoicy, podobnie jak Epikur, mówią nam, że bez rozeznania, co od nas jest, a co nie jest zależne, nie osiągniemy szczęścia, którym jest – ostatecznie – pokój ducha. Potrzebna jest więc praca nad właściwym postrzeganiem rzeczywistości. Tym bardziej że – to kolejna obserwacja Epikteta – „nie same rzeczy bynajmniej, ale mniemania o rzeczach budzą w ludziach niepokój”. Właśnie dlatego, że pragnienia wzbudzane są nie tyle przez rzeczywistą wartość rzeczy, ile przez to, jak subiektywnie tę wartość postrzegamy, możliwe jest pojawienie się pożądań, które Epikur nazywa urojonymi – a w konsekwencji możliwe jest manipulowanie nami przez odpowiednie przedstawianie świata.

Czyż nie na tym właśnie opiera się przemysł reklamowy? Reklamy nie prezentują nam rzeczywistych rzeczy do kupienia. Namawiając w istocie do zakupu tej a nie innej marki roślinnego masła, udają, że oferują rodzinne szczęście w trakcie wspólnego posiłku przy stole. Albo sugerują, że tylko jedna transakcja przy kasie dzieli nas od przemiany w twardego przystojniaka, odważnego i pewnego siebie – choć w zamian za spory przelew dostajemy tylko maszynkę do mierzenia upływu czasu, która w żaden sposób nie potrafi zmienić naszej osobowości.

Budda miał więc chyba rację, gdy stwierdzał, że przywiązanie do rozmaitych rzeczy nie tylko ogranicza naszą wolność, ale w pewnym sensie określa samą naszą tożsamość: „Lgnąc do czegoś, wchodzi się w określoność, nie lgnąc do niczego, nie wchodzi się w określoność”. Lgnięcie to przemożne pragnienie, które nad nami panuje, aż do tego stopnia, że określa, kim chcemy być. By uzyskać autentyczność własnej egzystencji, potrzebny jest post pragnień, zwany przez Mistrza Eckharta odosobnieniem. Jak bowiem zauważył ten średniowieczny mistyk, serce odosobnione „nie pragnie być pod czymś ani nad czymś, chce istnieć samo z siebie; nie chce być przedmiotem niczyjej miłości czy udręki. (...) nie chce tego czy tamtego. Chce tylko być, nic poza tym”.

Post świadomości

Nie tylko bezinteresowni filozofowie są świadomi możliwości manipulowania człowiekiem za pomocą wzbudzania w nim odpowiednich pragnień. Specjaliści od reklamy i marketingu także korzystają z tej wiedzy. Zapewne ich praca nakręca gospodarkę, ale jednocześnie raczej nie służy równowadze ducha. Czyż nie miał znowu racji Laozi, gdy pisał: „Jeśliby nie napawano wzroku tym, co rozbudza pragnienia, w sercach i umysłach ludzi nie byłoby chaosu”?

Odpowiednio skonstruowany przekaz zawsze choć trochę wzbudza w nas poczucie niespełnienia – tak naprawdę nieadekwatne do rzeczywistej życiowej sytuacji. Z tego względu pożyteczne jest pilnowanie tego, na co patrzymy i czego słuchamy, a czasami – wycofanie się w otoczenie uboższe w bodźce, a zwłaszcza pozbawione tego „co rozbudza pragnienie”. Nauka dystansu – nieodłącznego towarzysza wolności.

Na przykładzie reklam widać bowiem, jak to, co urojone, żywi się prawdziwą, lecz nie do końca świadomą siebie potrzebą. Nie jest prosto rozpoznać ten przedziwny splot. Potrzebna jest (wiedzieli o tym Epikur i stoicy) uważność, wypracowana odpowiednim ćwiczeniem. Choćby takim, jakie zalecał Epiktet: „Staraj się każdemu gwałtownemu wyobrażeniu natychmiast przeciwdziałać, tak mówiąc: »Jesteś tylko wyobrażeniem, czczą marą rzeczy, którą przedstawiasz«”.


Czytaj także: Najlepiej nic nie zmieniać, czyli jakoś to będzie - pierwszy odcinek rekolekcji wielkopostnych Zbigniewa Nosowskiego


Sama praca wyobraźni jednak nie wystarczy. Potrzebne są – od czasu do czasu – życiowe eksperymenty, czas, w którym próbujemy, do czego i jak bardzo jesteśmy przywiązani – rezygnując w danym momencie z realizacji pewnych pojawiających się w nas pragnień. Dopiero pozbawieni przez jakiś czas tych lub tamtych bodźców, doznań, przeżyć, możemy doświadczyć, co się z nami dzieje w sytuacji braku.

Korzyść z takiego ćwiczenia polega i na tym, że nadmiar bodźców – tak charakterystyczny dla naszej kultury – stępia także wrażliwość. Organizm broni się, by nie czuć za dużo. Post pozwala także odzyskać czułość wobec świata. Jak zanotował Epikur: „jęczmienny chleb i woda sprawiają największą rozkosz, jeśli je spożył głodny”.

Radość istnienia

Epikura i stoików często historycy filozofii sobie przeciwstawiają. Choćby dlatego, że ten pierwszy zalecał luz i odprężenie, ci drudzy zaś ćwiczyli się w napiętej uwadze na wszystko, co wokół. Można jednak potraktować obie rady jako uzupełniające się i korygujące nawzajem – daoistyczne yin i yang: miękkie i twarde, pasywne i aktywne.

W tej perspektywie epikurejskie odprężenie i stoicki natężony wysiłek potrzebują się nawzajem. Zachowywanie uważnej świadomości jest pewną pracą, która wymaga trudu i swoistego napięcia – pilnowania siebie, niepozwalania sobie na rozproszone błąkanie się myśli, odnotowywania pojawiających się uczuć itp. Z drugiej strony nie jest dobrze, gdy owa czujność ducha nabierze charakteru sztywniejącej nerwowości. Lepiej, gdy tej pracy ducha towarzyszy swoboda i luz. Cała sztuka w równowadze.

Równowaga yin i yang, postu i karnawału ujawnia cel obejmujący obie strony życia. Jak czytamy w „Księdze dao i de”, człowiek mądry wszelkie sprawy „powołuje do życia, lecz ich nie posiada, czyni, lecz nie dla korzyści, osiąga pełnię, lecz nie dla poklasku”, „działa, lecz nie czyni zależnym”. Żyjąc w ten sposób nie zniewala nikogo i tym samym nie traci własnej wolności. Jest – zgodnie z radą Jezusa zapisaną w apokryficznej ewangelii Tomasza – „przechodzącym obok”. Nie odrzuca przy tym świata jako czegoś złego, ale po prostu pozwala mu istnieć – zgodnie z hinduską radą wyrażoną w średniowiecznym traktacie Asztawakragita: „Niechże w tobie, nieskończenie wielkim oceanie, fala świata, z naturą swą zgodnie, podnosi się i opada – dla ciebie to ani zysk, ani strata”. Sam nie musi już osiągać tego czy tamtego, ani nawet być tym czy kimś innym – cieszy się radością czystego istnienia.

Bóg bez etykiety

Z chrześcijańskiego punktu widzenia nasuwa się tu oczywiście pytanie: gdzie w tej praktyce jest Bóg? Aby na nie odpowiedzieć, warto, po pierwsze, zauważyć, że Bóg staje się obecny nie tylko tam i jedynie wtedy, gdzie i kiedy w naszej świadomości pojawia się któreś z Jego imion. Podobnie jak chwaleni na Sądzie Ostatecznym z Ewangelii Mateusza nie wiedzieli, że karmiąc głodnych i odwiedzając chorych, karmili i odwiedzali Jezusa, tak i wewnętrzne doświadczenie nie musi zawierać w sobie myśli: „Bóg!”, „Chrystus!”, by być doświadczeniem Jego.

Jak poucza Nowy Testament: „kto kocha, narodził się z Boga i zna Boga” ­(1 J 4, 7), a kto „trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4, 16). Zgodnie z ewangeliczną wizją miłość to działanie bezinteresowne, nienapędzane egocentrycznym pragnieniem, uważne na dobro drugiej lub drugiego, wspierające ją lub jego bez próby zawłaszczenia i wykorzystania. Praktyka postu, o jakim tu mówimy, prowadzi właśnie do takiego sposobu działania.

Podobnie rzecz się ma z doświadczeniem wewnętrznym. Jak pisze jeden z najwybitniejszych ojców pustyni, Ewagriusz z Pontu, w każdym z nas istnieje „miejsce Boga” – głębia czystego umysłu, w którym „odbija się” Ostateczna Rzeczywistość. Ewagriusz zauważa zaś, że „umysł nie będzie mógł dostrzec w sobie »miejsca Bożego«, o ile nie wzniesie się ponad wyobrażenia związane z rzeczami; nie wzniesie się zaś ponad nie, o ile wcześniej nie uwolni się od doznań, które za pośrednictwem wyobrażeń wiążą go z rzeczami postrzegalnymi zmysłowo”.

Owa „wolność od doznań” nie oznacza braku wszelkich bodźców. „Czysty umysł – kontynuuje Ewagriusz – nie ulega zmąceniu, gdy wspomina złożoną rzeczywistość świata”. Chodzi o sposób funkcjonowania, w którym nawet zaangażowani w rozmaite sprawy pozostajemy – jak mawiał Budda – „pogodni jak głębokie, czyste i spokojne jezioro”. To jak oddychanie. Wdech – przyjmujemy powietrze, takie, jakie nas otacza. Wydech – nie zatrzymujemy w sobie, wypuszczamy. Tak jest i z Bogiem – Duchem, pneumą, Świętym Wiatrem, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2020