Świat nie został odczarowany

Ks. prof. Michał Heller, kosmolog: Stworzenie Wszechświata jest realizowaniem niezmiernie racjonalnego programu. To powinno być interesujące dla teologa. Być może także dla mistyka.

07.10.2019

Czyta się kilka minut

 / ADAM GOLEC / AGENCJA GAZETA
/ ADAM GOLEC / AGENCJA GAZETA

ARTUR SPORNIAK: „Nie ma miejsca na rajski ogród i cudownie niewinną parę” – pisze Ksiądz Profesor w swojej najnowszej książce „Nauka i teologia – niekoniecznie tylko na jednej planecie”. Czy powinniśmy pożegnać Adama i Ewę?

KS. PROF. MICHAŁ HELLER: Myślę, że to się już dość dawno stało, i to w dwóch niezależnych krokach. Pierwszy krok wykonali bibliści. Kwestia egzegezy biblijnej i interpretacji Pisma Świętego jest skomplikowana, ale ciekawa. Warto sięgnąć do dawnej historii. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa dominowała interpretacja alegoryczna Biblii. Zwłaszcza tych fragmentów, które dotyczyły szeroko rozumianej kosmologii, czyli miejsca człowieka we Wszechświecie. W książce wspominam o zależności teologii od obrazu świata. Obraz świata, zakładany w opisie stworzenia, pochodzi z tamtego czasu i tamtej kultury. W pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju możemy odnaleźć bardzo wyraźne ślady mitów babilońskich. Na początku chrześcijaństwa obraz świata już nie był biblijny i babiloński, tylko grecki. Stąd naturalna wydawała się ich interpretacja alegoryczna, bo te dwa obrazy już nie pasowały do ówczesnej kosmologii.

Ten proces następował dalej. W czasie wędrówek ludów, gdy ginął świat starożytny i jego kultura, wiele się zatraciło. Pozostały szczątki i literatury, i filozofii, i nauki greckiej. Proces odzyskiwania tego dziedzictwa trwał długo, bo aż do XIII wieku. Z wielkim mozołem Europa odzyskiwała grecką kulturę i naukę, ale robiła to już po swojemu – historia nigdy dokładnie nie wraca. Obraz świata był inny niż w starożytności – był zbudowany z resztek kultury i nauki greckiej.

Ludzie tamtych czasów zdawali sobie dobrze sprawę, że zagubili bardzo dużo rzeczy. I dlatego otaczali wielką pieczołowitością każdy skrawek, który się zachował. Te skrawki były z różnych szuflad – jedne były z literatury, inne z egzegezy biblijnej, jeszcze inne z dzieł filozoficznych czy naukowych. Trzeba było to wszystko posklejać – wytworzyli zatem cały system klasyfikacji. W ten sposób powstawała scholastyka. Stąd też narodziła się tendencja dosłowności w interpretacji. Uznawano, że u starożytnych jest wiedza pewna i trzeba ją zachować. W jeszcze większym stopniu dotyczyło to Biblii – Pismo Święte często było jedynym źródłem wiedzy o świecie.

Potem nastąpiła kolejna zmiana obrazu świata. Powstała nowożytna nauka. Wydawało się, że ten gmach teologii zaczyna się rozpadać.

Trudniejsza sytuacja niż asymilacja filozofii greckiej...

O tyle trudniejsza, że tamta dokonywała się przez kilka wieków. Natomiast pojawienie się nowożytnej nauki dokonało się w kilka pokoleń. W każdym razie, z czasem pojawiła się nowoczesna egzegeza biblijna. Miało to miejsce w XVII wieku w protestanckich Niemczech. Protestanci byli odważniejsi, tym bardziej że pozbyli się jednego ze źródeł objawienia – odrzucili Tradycję Kościoła, pozostała im sola scriptura. Katolicy uczyli się od nich – trwało to dość długo i postępowało z oporami. Ale już dziś nie ma z tym problemu. Nauczyliśmy się czytać Biblię w ten sposób, żeby wyławiać treść teologiczną, a szczegóły, które należą do formy literackiej i do biblijnego obrazu świata, traktować odpowiednio.

Zresztą zawsze mnie to uderzało: jak się czyta opowiadanie o Adamie i Ewie z Księgi Rodzaju, trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć, że to metafora. Mamy rozmowę z wężem, który je ziemię, oraz piękny symbol drzewa poznania dobrego i złego – upadek moralny wiąże się z jakimś pomyleniem dobra i zła. Gdy uczyłem się w seminarium – jeszcze w czasach przedsoborowych – w interpretacji Biblii odwoływano się do orzeczenia Papieskiej Komisji Biblijnej, która powiadała, że opowiadania biblijne należy tłumaczyć dosłownie tak długo, jak to jest możliwe wobec dokonań nauki. Myślę, że dzisiaj już nie jest to możliwe.

To byłby wspomniany przez Księdza pierwszy krok. A drugi?

Drugim krokiem była właśnie nauka, która pokazała, że w historii naturalnej Ziemi nie ma miejsca na ogród Eden – to jedynie piękna i mądra metafora.

Historia upadku Adama i Ewy tłumaczy istnienie w nas tendencji do zła, którą teologia nazywa grzechem pierworodnym. Jak bez tej historii uzasadniać ów grzech?

Mnie odpowiada taka interpretacja, że jest to grzech każdego z nas – wada natury ludzkiej, która została skażona być może rzeczywiście jakimś wyborem na początku naszej historii. Pierwsze rozdziały Biblii mówią o dramacie zła. Grzech pierworodny to jedyny dogmat w Kościele katolickim, który empirycznie można potwierdzić. Wojny, morderstwa, również głupota człowieka – domagają się jakiegoś wyjaśnienia.

Teologiczny problem grzechu pierworodnego dzięki nauce nabiera nowych aspektów. Ksiądz Profesor w książce pisze, że dotychczas teologia była chrysto-geocentryczna. Nauka poszerza ten horyzont, bo być może we Wszechświecie są istoty rozumne, zatem teologia powinna być kosmicznie uniwersalistyczna. Ale to rodzi pytania: czy grzech pierworodny jest wpisany w ewolucję biologiczną i charakteryzuje także inne istoty? Czy one także potrzebują odkupienia?

Pierwsze pytanie jest inne: czy w ogóle są jacyś Inni? Niedawno w Krakowie był zjazd fizyków i w kuluarach mimochodem padło stwierdzenie o olbrzymim skomplikowaniu informacji genetycznej, która tworzy człowieka. Nie chodzi tylko o informację zawartą w genach, ale też o te fizyczne informacje, które krążą w człowieku. Powoli zaczynamy łamać ten kod. Wszystko wskazuje, że w grę wchodzą bardzo zaawansowane efekty kwantowe.

W naszym mózgu?

Nie tylko, także w innych komórkach. To bardzo ciekawa sprawa. Przybliżyć to można, odwołując się do „demona Max­wella”. Maxwell wymyślił taką metaforę: wyobraźmy sobie demona, który mógłby działać wbrew zasadzie wzrostu entropii, czyli degradowania się świata. Załóżmy, że zbiornik jest podzielony na dwie części: w jednej jest gaz, w drugiej go nie ma. Otwórzmy małą szczelinkę – po pewnym czasie ciśnienia się wyrównają – entropia osiągnie maksymalną wartość. Ale gdyby koło tej szczeliny siedział demonek i wypuszczał tylko cząstki poruszające się z dużą prędkością, spowodowałoby to różnicę ciśnień i w konsekwencji zmniejszenie entropii. Sam Max­well uważał, że coś takiego nie jest możliwe. Dzisiaj okazuje się, że na poziomie biologicznym takie „demonki” działają. Mają one charakter kwantowy i dlatego funkcjonują bardzo małym kosztem energetycznym. One odpowiadają np. za to, że między dwiema komórkami jedne sygnały, które mają odpowiednią charakterystykę, są przepuszczane, inne natomiast są blokowane. Te zjawiska dopiero poznajemy.

Wracając do zjazdu, w kuluarach jeden ze znanych fizyków stwierdził, że przy takiej ilości planet we Wszechświecie na pewno są gdzieś istoty rozumne. Inni przytaknęli, ale są naukowcy, którzy temu równie kategorycznie zaprzeczają – życie, a zwłaszcza życie rozumne, jest tak skomplikowane, że prawdopodobnie się nie mogło we Wszechświecie powtórzyć.

Zatem tego nie wiemy. Ale nawet jeśli istnienie istot rozumnych jest hipotezą, warto żeby teolog wziął ją pod uwagę. Dlatego że można to traktować jako eksperyment myślowy, który pomoże nam zrozumieć pewne zagadnienia teologiczne.

W książce pojawia się hipoteza „wielowcielenia” – Bóg wcielił się w wielu miejscach we Wszechświecie. Czy nie jest ona ryzykowna?

Nie traktuję jej jako hipotezy, tylko jako właśnie eksperyment myślowy. Po pierwsze, nie powinniśmy stawiać ograniczeń Bożej wszechmocy. Po drugie, nie mamy problemu z uznaniem realnej obecności Chrystusa w wielu miejscach naraz pod postacią konsekrowanej hostii, dlaczego mielibyśmy więc mieć problem z „wielowcieleniem”? Po trzecie, dziwię się, że teologowie się tym nie zajmują, skoro to pasjonuje ludzi – wystarczy wygłosić jakikolwiek wykład o Wszechświecie, a jest prawie pewne, że padną z widowni pytania o istoty rozumne.

Myślę, że teologowie kierują się zadawnionym przekonaniem o unikalności Ziemi. Z tym łączy się rozumienie wyjątkowej unikalnej relacji Boga z człowiekiem.

Bóg lubi peryferie – Judea za czasów Jezusa była głęboką prowincją.

Można też argumentować, że jako Nieskończony nie robi niczego, co nie byłoby nieskończone – również jeśli chodzi o liczbę wcieleń. Tym bardziej że te wcielenia mogą wyglądać inaczej niż na Ziemi – nie muszą kończyć się krzyżem. To nam potoczyły się tak osobliwie dzieje spotkania z Bogiem.

Chodziłoby zatem o nieograniczoną liczbę bliskich spotkań z Bogiem?

Lepiej rzeczywiście mówić o bliskich spotkaniach niż o wcieleniu. We wcieleniu ciało jest ziemskie. Na innych planetach mogłoby wyewoluować inaczej. W książce piszę i uważam to za ważne, że jeżeli gdzieś we Wszechświecie są istoty rozumne, to na pewno Pan Bóg nie pozostawia ich własnemu losowi.

Jeżeli obraz świata wynikający z nauki tak ciekawie poszerza horyzonty teologii, skąd lęk teologów przed współczesną nauką? Ksiądz Profesor pisze: „Wydaje się, że cień konfliktu zawsze będzie towarzyszył relacji między teologią a nauką”.

Jest wiele tego przyczyn. Mamy w sobie naturalną skłonność do konserwatyzmu i może ona łatwo zacząć dominować. W fizyce, która jest nauką par excellence progresywną, któryś z wielkich fizyków powiedział, że nowe teorie nie przyjmują się dlatego, iż fizycy się przekonują, że są słuszne, tylko dlatego, iż stare pokolenie fizyków wymiera. To można odnieść także do teologów. (Powiedziałbym nawet złośliwie: teologowie wymierają wolniej). Inna przyczyna ma naturę społeczną – teologowie rzadko mają wykształcenie przyrodnicze. Wśród teologów bardzo nieliczni czytają książki popularnonaukowe. W tym kontekście jeszcze smutniej rysuje się przyszłość, gdyż w szkołach pozostały tylko jakieś resztki nauczania przyrodniczego.

Ksiądz przestrzega w książce, że teolog, który nie aktualizuje swojego obrazu świata, nieświadomie posługuje się przestarzałym.

Chcąc nie chcąc nasze głowy „przesiąknięte” są tym, co się naokoło dzieje, a więc naukowy obraz świata jakoś do nas dociera. Jednak w popularnym czy „folklorystycznym” nauczaniu Kościoła starożytny obraz świata pomieszany z elementami współczesnymi trwa do dzisiaj. W związku z tym Kościół ma problem duszpasterski – w Polsce to widać bardzo wyraźnie. Z jednej strony mamy tradycyjne nauczanie w oparciu o stary obraz świata, z drugiej istnieją elity, które żyją innym obrazem świata i ogromną trudność im sprawia akceptowanie tradycyjnego nauczania. Kościół musi zadbać i o jednych, i o drugich.

Czyli mamy powtórkę z pierwszych wieków chrześcijaństwa, w których elitom udało się zasymilować grecko-rzymski obraz świata.

Jest jednak różnica. Jeszcze w XIX wie- ku warto było inwestować w elity, bo funkcjonowała zasada: jaka jest elita dziś, taka będzie jutro większość społeczeństwa. Innymi słowy wpływ elit był duży. Dziś już tak nie jest – dominuje przeciętność. Spowodowane to jest demokratyzacją i masowością dostępu do informacji. Rządzi statystyka – a więc uśrednienie.

Inwestycja w dobrą teologię jest opłacalna, bo dobra teologia zawsze będzie atrakcyjniejsza od złej. Współcześni naukowcy nauczyli się wpływać także na masy, pisząc popularne książki. Ksiądz jest przykładem. Czas na innych teologów.

Podzielam zdanie pana redaktora, że jest to droga, której nie można nie obrać. Abstrahując od wszelkich problemów ze skutecznością nauczania, chodzi o prawdę. Naukowy obraz świata wraz z rozwojem wiedzy staje się coraz bardziej prawdziwy. Teologia zatem musi podążyć za ścieżką prawdy. Z mielizny sfolkloryzowanej religijności jest tylko jedno wyjście: mozolna edukacja na wszystkich poziomach – i świecka, i religijna. A z tym jest nie najlepiej. Na przykład w katechezie szkolnej nie ma współczesnego obrazu świata. Między innymi dlatego młodzież rezygnuje z lekcji religii.

Katecheza jest z innej bajki niż pozostałe przedmioty.

Właśnie: z bajki! Młodzież katechezę traktuje jak fantazję.

Moim zdaniem nie tyle chodzi o „bajkowość”, co o przestarzałość obrazu świata. Kościół wciąż posługuje się średniowieczną antropologią, której fundament stworzył Arystoteles dwa i pół tysiąca lat temu. Tymczasem nauki o człowieku niesłychanie poszły naprzód. Czy Ksiądz Profesor rozumie np. termin „dusza”?

Niekiedy można usłyszeć, że problem „nauka a religia” przestał istnieć, gdyż wszystkie spory zostały rozwiązane – obie dziedziny i metodologie bezpiecznie porozdzielano. Tymczasem nauka wciąż się rozwija i powstają nowe problemy. Problem duszy czy psychizmu człowieka jest tym, z którym się musimy dopiero zmierzyć. Na razie leży on odłogiem. Trochę jest to zrozumiałe. Postęp w zajmujących się człowiekiem naukach neurokognitywnych i biologiczno-psychologicznych jest ogromny i bardzo świeży. Co więcej, jesteśmy dość daleko od jakiejkolwiek syntezy. Teolog natomiast z natury rzeczy szuka syntezy, na której mógłby budować swoje dociekania.

Ale to nie jest usprawiedliwienie dla teologów. Uważam, że powinien istnieć jakiś zorganizowany wysiłek Kościoła, jakiś instytut czy akademia, która zajmowałaby się teologicznymi badaniami zagadnień z samego frontu nauki. To wielki problem.

Na razie Kościół jakby nie zauważył, że nauka wkroczyła na teren do niedawna zastrzeżony dla filozofii i teologii. Czy stąd pomysł Księdza Profesora, by stworzyć nową teologiczną dziedzinę: teologię nauki? Pomysł sprytny, bo teologowie mają zajmować się nauką na bezpiecznym dla siebie teologicznym terenie.

Trochę tak właśnie było. Ten pomysł rzuciłem dawno. W latach 80. napisałem krótki artykulik o teologii nauki, który został potem przetłumaczony na angielski. Ku mojemu zaskoczeniu hasło „teologia nauki” dość się przyjęło. Ludzie zaczęli mnie dopytywać, co to takiego, i w ten sposób zmuszać do refleksji. Początkowo zrobiłem to na własny użytek – zajmując się nauką i jednocześnie tkwiąc w teologii, która zawsze mnie bardzo interesowała, wydawało mi się naturalne pytanie, co teolog ma do powiedzenia o nauce.

Pierwsza idea książki brzmi: „Im lepiej poznajemy świat, tym więcej wiemy o Bogu”. Co nauka mówi o Bogu?

Nauka wprost o Panu Bogu nie może powiedzieć niczego – zabrania jej tego jej własna metodologia. Ale właśnie teolog, który zna naukę, może z danych naukowych wyczytać coś dla siebie. Podam jeden zasadniczy przykład. Nauka przedstawia świat jako niezmiernie skomplikowany i niezmiernie tajemniczy. Tajemnica kojarzy się z czymś niezrozumiałym, tymczasem nauka pokazuje właśnie tajemniczość racjonalności: świat jest zaskakująco zrozumiały, choć przy tym skomplikowany. Mówiliśmy już o informacji, która krąży w tkankach człowieka. Weźmy świat cząstek elementarnych – nie są one żadnymi grudkami materii, lecz raczej jakimiś falami prawdopodobieństwa. Mamy zakrzywienie czasoprzestrzeni czy czarne dziury. Wszystkie te „rzeczy” da się matematycznie dokładnie opisać, a z tych opisów wynikają przewidywania, które dokładnie zgadzają się z wynikami pomiarów. Świat jest zadziwiający! Humaniści zarzucają nauce, że ona odczarowała świat. Jest wprost przeciwnie!

Teolog mówi o stworzeniu świata: jednym aktem woli powołał Pan Bóg świat do istnienia. O samym akcie stworzenia teolog niewiele ma do powiedzenia. Nauka tu pomaga teologii – pokazuje, jak ten akt stworzenia musiał być niezmiernie racjonalny i intelektualnie wyrafinowany. Stworzenie to realizowanie nieskończenie precyzyjnego programu. To powinno być niezwykle interesujące dla teologa. Być może także dla mistyka.

Jednym z problemów na styku „wiara i nauka” jest sposób działania Boga w świecie. Nauka wyklucza Jego nadzwyczajne interwencje. Jeśli jednak założymy, że Bóg realizuje swój zamysł całkowicie w ramach praw przyrody, gdzie zostaje miejsce na świat „rzeczy niewidzialnych”, o których wspomina Credo?

Studiując teologię, miałem już takie podejrzenie, że podział na naturalne i nadnaturalne jest rozmyty i nie do końca teologicznie poprawny. Wszystko jest nadnaturalne, albo – jak ktoś woli – wszystko jest naturalne. Bóg, z powodu swej immanencji, jest w każdym drgnięciu atomu, w każdym przejawie działalności świata. A równocześnie jest transcendentny – wykracza swoją Boskością poza świat. Za pomocą niedoskonałych rozróżnień, jak naturalne–nadnaturalne czy widzialne–niewidzialne (atomy też są przecież niewidzialne!), próbujemy coś nieudolnie wyrazić.

To gdzie we współczesnym obrazie świata jest miejsce dla aniołów i szatana?

Nie wiemy, czym albo kim są aniołowie. Obraz anioła został wkomponowany w średniowieczny obraz świata – tam był zrozumiały. U greckich Ojców Kościoła, którzy musieli pogodzić grecki obraz świata z teologią, pojawiła się koncepcja, że Bóg nie może objawić się bezpośrednio człowiekowi. Biblijne teofanie były – według nich – reprezentacjami Boga, a nie samym Bogiem. Mówili, że Bóg łączy się ze światem przez swoje moce, które wysyła. I tak niektórzy Ojcowie Kościoła wyjaśniali naturę aniołów. Ciekawe, że w Biblii aniołowie pojawiają się głównie w księgach, które powstawały podczas niewoli babilońskiej.

A diabeł?

Z diabłem związane jest najtrudniejsze zagadnienie w teologii: problem zła. Teologicznie problem zła łączy się z problemem odkupienia i śmierci Jezusa na krzyżu. Widać więc, że w tym dramacie Pan Bóg bierze jakiś bardzo osobisty udział. Ale to już wykracza poza zakres teologii nauki.

Aczkolwiek uprawianie nauki wytwarza pewien typ umysłowości – w naszym umyśle kodują się pewne wzorce myślenia, które są inne niż wzorce używane przez osoby nieparające się nauką.

Ale też inne niż używane w teologicznej tradycji Kościoła.

Dlatego też teologowie muszą wykonać ogromną robotę, żeby „odbajkowić” religijną wizję świata. ©℗

Michał Heller NAUKA I TEOLOGIA – NIEKONIECZNIE TYLKO NA JEDNEJ PLANECIE, Copernicus Center Press, Kraków 2019

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kosmolog, filozof i teolog. Profesor nauk filozoficznych, specjalizuje się w filozofii przyrody, fizyce, kosmologii relatywistycznej oraz relacji nauka-wiara. Kawaler Orderu Orła Białego. Dyrektor, fundator i pomysłodawca Centrum Kopernika Badań… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2019