Św. Jacek, czyli co zostaje z hagiografii, kiedy wezmą się za nią historycy

Poszukiwania prawdy o św. Jacku niesłychanie w ostatnich latach przyspieszyły. Jest w tej historii wielka mistyfikacja, nieznana średniowieczna kronika i rycerze z czarnymi krzyżami na płaszczach.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Ludovico Carracci, Objawienie Najświętszej Maryi Panny świętemu Jackowi. Obraz z 1594 r. / DOMENA PUBLICZNA / WIKIMEDIA
Ludovico Carracci, Objawienie Najświętszej Maryi Panny świętemu Jackowi. Obraz z 1594 r. / DOMENA PUBLICZNA / WIKIMEDIA

Czy znacie opowieści o tym, jak ­św. Jacek wyniósł figurę Matki Bożej z płonącego klasztoru w Kijowie albo jak przepłynął rzekę na zakonnej kapie? Albo jak w Rzymie z orszaku swojego stryja, biskupa Iwona Odrowąża, przeszedł prosto pod pieczę św. Dominika, a potem został przez niego posłany, by tworzyć klasztory w Polsce?

Wygląda na to, że trzeba je będzie wsadzić między bajki.

Zakonnik i dwóch królów

Powszechną wyobraźnią na temat św. Jacka rządzi lektor Stanisław. Był dominikaninem z krakowskiego klasztoru, który ok. 1360 r. ułożył „Żywot św. Jacka”. Historycy mówią dzisiaj, że stworzył narrację założycielską, czyli pierwowzór literacki wyznaczający wzorzec dla późniejszych twórców.

„Żywotu” nie pisał sobie a muzom. A nawet nie na potrzeby zakonnego kultu, w każdym razie nie przede wszystkim. Ambicje projektu powstałego w krakowskim klasztorze sięgały znacznie dalej. A właściwie – wyżej.

O pomyśle XIV-wiecznych dominikanów rozmawiamy w jednej z najstarszych gotyckich sal krakowskiego konwentu. Może lektor Stanisław pracował dokładnie w tym miejscu? – Trwała ostatnia dekada panowania Kazimierza Wielkiego. Króla, który bardzo dbał o sferę propagandową – mówi o. prof. Tomasz Gałuszka, dyrektor Dominikańskiego Instytutu Historycznego.

Kazimierz był drugim po Łokietku władcą Królestwa Polskiego, odrodzonego po 200 latach rozbicia dzielnicowego. Przez całe panowanie poszerzał jego granice i wzmacniał międzynarodową rangę. Elementem tych działań była budowa odpowiedniego wizerunku – według zrozumiałego dla wszystkich klucza. Polityki historycznej nie wymyślono po 2015 r.


BIAŁO-CZARNY ŚWIĘTY

W 2007 r. po raz pierwszy rozmawialiśmy z o. Tomaszem Gałuszką o świętym Jacku. Przeczytaj, jesli chcesz zobaczyć stan wiedzy sprzed kilkunastu lat!


O. Gałuszka: – Z potęgą dawnej Polski najmocniej kojarzył się jej pierwszy król. Kazimierz chciał ukazać się poddanym jako nowy Bolesław Chrobry. Podobnie jak jego ojciec, Łokietek, użył do swojej koronacji legendarnego miecza Bolesława, Szczerbca. Dominikanie upatrzyli w tym szansę na wydobycie z niepamięci pierwszego krakowskiego przeora Jacka.

Założenie było proste – i pełne rozmachu. Tak jak Chrobry miał swojego świętego, Wojciecha, tak dla Kazimierza nowym patronem Królestwa miał stać się Jacek. – To już nie Czech Wojciech ani Rzymianin Florian, tylko rodowity Polak, krakowianin, mieszkaniec Kazimierzowej stolicy – tłumaczy historyk. – Dominikanie podsunęli królowi Jacka jako patrona wygodniejszego niż św. Stanisław.

W przeciwieństwie do Czechów, Węgrów, Anglików czy Niemców, w Polsce nie mieliśmy wtedy świętych królów ani książąt. Mieliśmy za to patrona – biskupa, którego świętość polegała na tym, że sprzeciwił się woli monarchy. Z promowaniem Jacka wiązał się z kolei taki problem, że w XIV wieku stanowisko przeora krakowskiego klasztoru na nikim nie robiło wrażenia. Dlatego lektor Stanisław uczynił z Jacka ucznia św. Dominika, którego założyciel zakonu osobiście wysłał do Polski, by stworzył tu sieć klasztorów i prowincję.

– Nie róbmy jednak z lektora Stanisława fałszerza dziejów – zastrzega o. Gałuszka. – To był prawdziwy średniowieczny erudyta. Pisał, że korzystał z opowieści braci, którzy znali braci, którzy znali braci, którzy znali Jacka. Stał przed szalenie trudnym zadaniem: miał napisać biografię, mając do dyspozycji garść ustnych przekazów i płytę nagrobną. Co więc zrobił? Sięgnął po żywoty innych świętych i zbudował Jackowi complex-personality. W jego „Żywocie” Jacek jawi się jako drugi Chrystus, drugi Paweł, Dominik, Stanisław, Wojciech, a nawet… Bolesław. Tak, Bolesław Chrobry.

– Spójrzmy na mapę – zachęca historyk. – Gdzie według lektora Stanisława założył klasztory Jacek? We Fryzaku w Karyntii, w Pradze, we Wrocławiu, w Gdańsku i w Kijowie. Teraz połączmy te punkty i dodajmy tereny już zjednoczone przez Kazimierza Wielkiego. Powstaje mapa Polski Bolesława Chrobrego. Przekaz dla czytelnika był jasny: rozmach ewangelizacyjny Jacka był równy rozmachowi politycznemu legendarnego Bolesława. Cóż za doskonały patron jednoczonej przez Kazimierza Polski!

Okadzana pacynka

Projekt spalił na panewce, być może powstał za późno. Kazimierz w 1370 r. zmarł i nie pozostawił legalnego następcy z rodu Piastów. W czasach walk o krakowski tron i późniejszych rządów Ludwika Andegaweńskiego ideologia związana z Jackiem nie była nikomu potrzebna. Kolejni królowie szukali nowej symboliki, a Bolesław Chrobry trafił do lamusa. Patronem kraju uczynił Jacka dopiero Jan III Sobieski, w zupełnie innych realiach politycznych i ideowych.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
O KROK OD KORONY. Gdyby nie tatarska włócznia, Królestwo Polskie odnowiliby książęta Śląska – i to na 80 lat przed Łokietkiem >>>>


Do lamusa nie trafił jednak „Żywot”. To na nim dominikanie zbudowali kult Jacka i dzięki niemu (a także mnożącym się za jego wstawiennictwem cudom) doprowadzili do jego kanonizacji. Efekt uboczny? Prawdziwą historię Jacka przysłoniła narracja lektora Stanisława; stał się postacią z hagiografii.

A hagiografia ma to do siebie, że każde pokolenie obudowuje mity kolejnymi historiami. Przykład? Lektor Stanisław, chcąc pokazać świętość Jacka, opowiedział o jego wizjach Matki Bożej: według „Żywotu” Jacek podczas modlitwy „ujrzał bijące z ołtarza światło o niezwykłej mocy, w którym ukazała się Błogosławiona Dziewica” i zapewniła go: „o cokolwiek prosić będziesz za moim wstawiennictwem, zostaniesz wysłuchany”.

– To stały element hagiografii dominikańskiej: w zbiorze „Vitae Fratrum” (żywoty braci) mamy czterdzieści podobnych opowiadań – mówi o. Gałuszka. – W XV w. powstaną z kolei wizerunki Jacka klęczącego przed Maryją trzymającą Dzieciątko, mimo że u lektora nie było mowy o Jezusie. Pod koniec XVI wieku dołożono kolejną warstwę: Jacek już nie tyle rozmawia z Matką Bożą, ile ratuje jej figurę z płonącego kijowskiego kościoła. Dodajmy, że w 1240 r., kiedy miało dojść do tego wydarzenia, klasztor w Kijowie już nie istniał, trudno powiedzieć na pewno, że Jacek w ogóle był kiedyś w tym mieście i, last but not least, w XIII wieku dominikanie surowo zakazywali trzymania w kościołach jakichkolwiek posągów. Potem, w duchu kontrreformacji, Jacek ratował także Najświętszy Sakrament.

– Miałem już dość takiego Jacka – przyznaje dominikanin. – To nie człowiek, tylko okopcona kadzidłem pacynka ubrana w zakonny habit, do którego każdy przyczepiał, co mu pasowało. Pomyślałem: czas ją zamknąć w gablocie i poszukać Jacka-człowieka.

Z kronik braci

Nadzieja wydawała się niewielka. Od 70. lat historycy – m.in. nestor polskiej mediewistyki prof. Gerard Labuda – podejrzewali istnienie zaginionej kroniki dominikańskiej z XIII wieku. Najważniejszej poszlaki dostarczył piszący w XV wieku Jan Długosz. W księdze „Liber Beneficiorum” opisał początki dominikanów inaczej niż lektor Stanisław – musiał więc dysponować jakimś innym źródłem. Nieznana kronika funkcjonowała jednak w takich kategoriach, jak biblijne „źródło Q”, hipotetyczne wspólne źródło dla ewangelii synoptycznych: pasowała do hipotez badawczych, ale nikt jej nigdy nie widział. Do czasu.

– Trzy lata temu mój współbrat o. Maciej Miławicki prowadził w Petersburgu kwerendę na temat literatury rosyjskiej – opowiada o. Gałuszka. – Natrafił przez przypadek na krótki opis rękopisu łacińskiego, który miał się znajdować w tamtejszej Bibliotece Narodowej i dotyczyć klasztoru wrocławskiego. Okazało się, że to liczący 128 kart XV-wieczny rękopis należący do dominikanów wrocławskich, który zawiera silva rerum, czyli po prostu rozmaitości. Nie wiadomo, skąd się wziął w Rosji: może należał do jakiejś biblioteki prywatnej, zarekwirowanej potem przez państwo? Zleciliśmy skany i rozpoczęliśmy badania.

Rękopis sporządzili bracia reformujący klasztor w duchu obserwanckim (czyli nawiązującym do pierwotnych reguł i ich surowości), zebrali więc kolekcję najstarszych tekstów dotyczących klasztoru: m.in. nieznany dotychczas dokument Mieszka Plątonogiego, inwentarze zakrystii i biblioteki, rachunki klasztoru czy fragmenty modlitw. Na 56. karcie verso (czyli na odwrocie) uwagę o. Gałuszki przykuło dziewięć linijek napisanego kursywą gotycką tekstu wciśniętego między inne „rozmaitości”. Ostatnie słowa brzmiały: „ex cronicis fratrum”: z kronik braci.

– Głębsza analiza wykazała, że ten tekst musi pochodzić z owej legendarnej, nieznanej kroniki polskich dominikanów, powstałej w latach 30. XIII wieku – relacjonuje historyk. – Skąd to wiemy? Np. na podstawie „lekcji”, czyli sposobu zapisu nazw własnych charakterystycznych tylko dla konkretnej epoki. W tekście pada słowo „Sudumiria”. Żaden autor piszący później nie nazwałby Sandomierza inaczej jak „Sandomiria”. Słowem: zaginiona kronika istniała naprawdę i dostaliśmy do ręki jej fragment!

Niech jego długość nas nie zmyli: dla mediewisty wypłynięcie kilku linijek łacińskiego źródła oznacza tyle, co dla nowożytnika np. odkrycie szuflady nieznanych listów Stanisława Augusta. Pozwala skonstruować dźwignię, która podważy wszystko, co na dany temat wiemy.

Rok później

W pierwszym zdaniu tekstu czytamy: „konwent krakowski został założony w roku 1222 przez brata Jaczko, pierwszego przeora krakowskiego, wysłanego przez mistrza Jordana, następcę św. Dominika”. Są w nim informacje, które wysadzają w powietrze tradycję stworzoną przez lektora Stanisława.

– Lektor chciał zestawić Jacka z najwybitniejszymi osobistościami epoki, dobrze znanymi w wieku XIV. Dlatego w jego opowieści Jacka wysyła do Polski sam św. Dominik – wyjaśnia o. Gałuszka. – Jordan z Saksonii nie wchodził w grę: był Niemcem, a w XIV wieku wyraźnie już wybrzmiewały animozje polsko-niemieckie.

Ponadto w XIV wieku współbracia o. Gałuszki już nie określali się jako prae- dicatores (kaznodzieje), tylko dominicani (dominikanie). Woleli nazwę ukutą nie od misji, tylko od imienia założyciela. Dlatego tym bardziej chcieli związać Jacka bezpośrednio z Dominikiem.

Ale sensacji było więcej.

– Od dawna w nauce funkcjonowała wcześniejsza o rok data przybycia zakonu do Polski: rok 1221. To była hipoteza badawcza o. Jana Spieża, ale zaczynała już sobie uzurpować prawa tezy – mówi o. Gałuszka. – Zresztą wbrew innym źródłom, bo Rocznik Kapituły Krakowskiej podaje rok 1222. W zeszłym roku błogosławiliśmy fakt odkrycia fragmentu „ex cronicis fratrum”. Bo rok 2021, czas wychodzenia na jaw wielkiego skandalu związanego z Pawłem M., nie był odpowiedni na świętowanie jubileuszu.

Europa bez granic

Dokładną analizę przeszły dopiero trzy pierwsze wersy, ale badacze już wiedzą, że zaginioną kronikę napisał prawdopodobnie Marcin z Sandomierza, bliski współpracownik Jacka. Domyślają się, jak mogła wyglądać w całości, ponieważ znajdują analogie w kronice dominikanów duńskich, która powstała w latach 30. lub 40. XIII wieku i opowiada o pierwszym dominikaninie Salomonie, który zakładał klasztory w Szwecji i Norwegii.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
SAM PRZECIW POTĘDZE. 29 sierpnia 1526 r., około piętnastej, Ludwik II Jagiellończyk włożył hełm. Doradcy zapamiętali, że król był blady. Zaczynająca się bitwa pod Mohaczem miała zdecydować o losie Europy >>>>


– Pierwsze pokolenie dominikanów działało ponad granicami – mówi o. Gałuszka. – Trzeba to przypominać, ponieważ XX-wieczną historiografię zakonu tworzyli ludzie tacy jak o. Jacek Woroniecki czy Jerzy Kłoczowski, na których myślenie wpłynęły doświadczenia II wojny światowej i budowa nowej narodowej tożsamości Polski. W swoich pracach zamknęli dominikanów w granicach dzisiejszej Polski. Jacek stał się bohaterem nasyconych patriotyzmem kazań kard. Stefana Wyszyńskiego. Odnalezione źródło przywraca nam myślenie XIII-wieczne, któremu obca jest przynależność narodowa, a posługuje się takimi kategoriami jak christianitas, a w przypadku zakonu: ordo. Bracia identyfikowali się jako kaznodzieje, a nie jako Niemcy, Polacy czy Czesi. W początkach prowincji polskiej przewodziło jej wielu cudzoziemców i nikt z tym nie miał problemów. Dlatego uwolnijmy Jacka od granic.

Odkrycie z Petersburga dodało badaczom dziejów polskich dominikanów odwagi i dostarczyło impulsu do powrotu do źródeł z epoki. Wbrew pozorom trochę ich jest, ale dotychczas, nawet jeśli po nie sięgano, to wkładano do przypisów, a postać świętego interpretowano w duchu lektora Stanisława. – Zaczynamy badania zupełnie od początku – mówi o. Gałuszka. – Wyniki niejednego wprowadzą zapewne w konfuzję.

Czarne krzyże

O czym nie napisał, a zapewne wiedział lektor Stanisław? Na przykład o tym, że Jacek w latach 30. XIII wieku uczestniczył w misji w Prusach. U boku braci Zakonu Niemieckiego, czyli Krzyżaków. Za Kazimierza Wielkiego Krzyżacy urośli już do rangi najgroźniejszego przeciwnika, dlatego podsuwany królowi patron nie mógł być skażony współpracą ze zdradzieckimi rycerzami w habitach.

Ale w Krzyżakach nie zawsze upatrywano czarnych charakterów.

– W ich sprowadzeniu współpracowali przecież polscy książęta dzielnicowi, jak Henryk Brodaty i Konrad Mazowiecki, którzy odetchnęli z ulgą, że już nie muszą sami sprawować „nocnej straży” na granicy. I że nie muszą jechać do Ziemi Świętej, żeby wypełnić śluby krucjatowe: wystarczyło wspierać Krzyżaków w Prusach – tłumaczy o. Gałuszka. – Jacek stał na czele misji kaznodziejskiej w Prusach, co wiemy ze źródeł sądowych, gdzie występuje jako świadek. Miał zapewne w Państwie Zakonnym wyjątkową pozycję, bo pierwsi biskupi byli tam na ogół dominikanami. Współpraca układała się harmonijnie: Krzyżacy walczyli, dominikanie chrzcili i ewangelizowali.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
KRZYŻOWCY PÓŁNOCY. Aby istnieć, zakon krzyżacki potrzebował wroga. Dlatego stworzył sobie nad Bałtykiem własną Ziemię Świętą, wygodniejszą niż Palestyna >>>>


To kopalnia kontrowersji, nieraz trudnych do przyswojenia dla współczesnego czytelnika, odruchowo przykładającego do rzeczywistości średniowiecza współczesne kategorie praw człowieka. Na przełomowe pisma Pawła Włodkowica trzeba było jeszcze poczekać 200 lat. XIII wiek widział w nawracaniu przemocą spełnianie woli Chrystusa o niesieniu Słowa Bożego na krańce świata. Według tej idei zwoływano krucjaty i prowadzono inkwizycyjne śledztwa. Tak nauczali średniowieczni papieże i największe autorytety duchowe, jak Bernard z Clairvaux. Generał dominikanów Jordan z Saksonii, rozsyłając braci po Europie, widział dla nich rolę także w Prusach.

Trudniej będzie wyjaśnić postawę Jacka i dominikanów wobec jednego z największych skandali związanych z chrystianizacją Prus. Pierwszym biskupem misyjnym był tam Chrystian, cysters. Krzyżacy patrzyli na niego z niechęcią, jeśli nie jawną wrogością: był przeszkodą w realizacji dalekosiężnych planów, czyli budowy Państwa Zakonnego. W ogniu walk z Prusami Chrystian dostał się do niewoli. Krzyżacy przez lata nie upomnieli się o niego ani nie próbowali wpłacić okupu. Pytanie, czy Jacek próbował coś z tym zrobić, domaga się badań.

Pogromcy mitów

Odzieranie świętego z hagiograficznych warstw to ciekawy proces. Ponad sto lat temu doświadczył go św. Stanisław. Do tamtego czasu obowiązywała historia jego świętości opisana przez Wincentego Kadłubka: biskup miał wystąpić w obronie poddanych bezlitośnie karanych przez króla Bolesława Szczodrego. Król wpadł w szał i zamordował go podczas mszy. Na początku XX wieku Tadeusz Wojciechowski odkrył, że wydawcy drukowanej edycji kroniki Galla Anonima popełnili błąd. W kluczowym fragmencie relacji o tym, jak doszło do wygnania króla z Polski, źle odczytany tekst łaciński głosił: „non debuit christianus in christianum peccatum quodlibet corporaliter vindicare”, czyli „nie powinien był chrześcijanin na chrześcijaninie karać grzechu cieleśnie”. Co brzmi jak moralizujący frazes, w dodatku nie wiadomo, do czego się odnoszący.

Wojciechowski ustalił, że odręczne pismo należy odczytać „christus in christum” – czyli pomazaniec na pomazańcu. Gall zakodował w tym zdaniu jakąś kluczową informację. Od razu stało się jednak jasne, że narracja Kadłubka jest jednostronna i że Bolesław miał jakiś powód, dla którego ukarał Stanisława, szczególnie że później pada słowo „traditio” – zdrada. Odtąd kolejni wielcy historycy mierzyli się z historycznym śledztwem na temat tzw. sprawy św. Stanisława. Wielu czytelnikom tych rozpraw niełatwo było potem pójść w procesji z Wawelu na Skałkę.

Czy podobny kryzys grozi dominikaninowi? – Czeka nas neurochirurgia historyczna: oddzielanie Jacka historii od Jacka hagiografii. Nowe lądy przed nami – przewiduje o. Gałuszka. – I trudne pytania: Jacek a przemoc, Jacek a krzyżackie nadużycia. O czym wiedział, czego zaniechał? Ale nie boję się ich. Jacek ukaże się nam jako człowiek zanurzony w swojej epoce, pełen zapału, o którym czytamy w dokumentach fundacyjnych klasztorów krakowskiego i wrocławskiego: „gdzie jest Duch Pański – tam wolność” (2 Kor 3, 17).

Historyk przekonuje, że świętość nie polega na tym, że człowiek przez całe życie nie popełni grzechu. – Takie myślenie to owoc klerykalizacji, projektu trwającego od XI wieku, według którego świeccy mają patrzeć na idealnych duchownych i się od nich uczyć – tłumaczy. – Kult świętych stał się kultem ludzi idealnych: skoro my tacy nie jesteśmy, niech przynajmniej oni będą. Tymczasem święty to osoba z krwi i kości, z namiętnościami, błędami, zaangażowaniem w niekoniecznie przejrzyste projekty. Wchodząc w wielką politykę, musisz sobie pobrudzić ręce – mówi. I dodaje: – Trudne rozdziały nie są po to, żeby je pomijać, ale żeby dać całościowy obraz osoby. My dzisiaj mierzymy się z tym w zakonie w odniesieniu do o. Macieja Zięby.

Bruzdy

– Czas na history debunked, historię odmitologizowaną – wzywa dominikanin. – Zacznijmy mówić o świętych normalnie. Nie chodzi o desakralizowanie, umniejszanie, ale o ukazanie tych postaci w świetle dziennym. Nasze pokolenie może już odrzucić klucz patriotyczny. Przecież może się okazać, że on się tak naprawdę nie nazywał Jacek, tylko np. Jakub lub Jaksa, i że mówił tylko po niemiecku. W najstarszych rękopisach występuje forma „Jaczko”; Jacek czy Hiacintus to określenia lektora Stanisława. Co, jeśli się okaże, że był prawą ręką wielkiego mistrza krzyżackiego i przyczynił się do potęgi zakonnego państwa? Podobnym procesom są dziś poddawani inni polscy święci. Np. prof. Tomasz Graff opublikował niedawno artykuł, w którym pokazuje skomplikowany świat emocji królowej Jadwigi.

– Mam dość św. Jacka od kiermaszów i pierogów – przyznaje o. Gałuszka. – Interesuje mnie Jacek, który wstępuje do najsurowszego istniejącego zakonu, ma bruzdy na twarzy, a jego habit śmierdzi potem. Jedzie do Prus, śpi pod gołym niebem w mazurskich lasach i boi się, że zginie. Bo Prusowie składali ofiary z ludzi, a w „nocnej straży” zginęło wcześniej wielu Polaków, w tym dwóch Odrowążów, jego krewnych. On miał świadomość, że to misja, na której można zginąć, ale chciał jechać ratować dusze. Trzymam przy komputerze jego relikwię. Polubiłem go ostatnio bardziej. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Przenicowany święty