Sam przeciw potędze

29 sierpnia 1526 r., około piętnastej, Ludwik II Jagiellończyk włożył hełm. Doradcy zapamiętali, że król był blady. Zaczynająca się bitwa pod Mohaczem miała zdecydować o losie Europy.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Zwycięstwo! – krzyknął Andrzej Batory, jeden z dowódców węgierskich. Wysłana do boju pierwsza linia wojsk Ludwika rozbiła właśnie kawalerię turecką. Król był zaskoczony powodzeniem. Nie miał, jak większość podległych mu dowódców, doświadczenia bitewnego. Dlatego zgodził się rzucić teraz do boju odwody: chciał ostatecznie zgnieść wroga.

Zaczęło się obiecująco, Węgrzy z impetem rozpędzili jeźdźców i piechotę sułtana. Ale gdy w szale bitewnym pędzili przed siebie, zatrzymał ich ogłuszający huk, a horyzont zniknął, zasłonięty dymem armatnim. To była pułapka: na Węgrów czekały ustawione rzędami tureckie armaty powiązane łańcuchami – przeszkoda nie do przebycia. A obok do ataku gotowali się straszliwi janczarzy: pierwszy szereg oddał salwę z arkebuzów, kolejne ruszyły do ataku.

Węgrzy próbowali jeszcze zaatakować skrzydła armii tureckiej. I tu dali się wymanewrować: kawalerzyści sułtańscy zastosowali pozorowaną ucieczkę, po czym zawrócili i otoczyli żołnierzy Ludwika. Kiedy sułtan ocenił, że całe wojsko węgierskie jest już związane walką, wydał rozkaz do generalnego kontrataku. Półtorej godziny później było po wszystkim, janczarzy zajęli się wyrzynaniem niedobitków i jeńców.

Król Ludwik zniknął z oczu swoim żołnierzom jeszcze przed końcem bitwy. Później opowiadano, podobnie jak kilkadziesiąt lat wcześniej o Władysławie Warneńczyku, że przeżył, że gdzieś się ukrywa. Bo gdyby jego ciało Turcy znaleźli na polu bitwy, niewątpliwie by je zbezcześcili, a głowę nabili na pal.

Dyplomaci i szpiedzy obecni na dworze węgierskim wysyłali potem do swoich mocodawców sprzeczne doniesienia na temat tego, co mogło stać się z królem. Miał zostać zabity przez żołnierzy z własnej gwardii. Według innej wersji wyprowadzono go wprawdzie z pola bitwy, ale gdy królewski wierzchowiec upadł podczas przeprawy przez bagna, gwardziści mieli pozwolić Ludwikowi utonąć. Były też opowieści zupełnie nieprawdopodobne. Jak ta, że królowi udało się dotrzeć do niedalekiej wioski i schronić w domu plebana, ale tam, kiedy zdjął zbroję, zdradziecko przeszył go mieczem Jerzy Zapolya, brat wojewody siedmiogrodzkiego Jana, kandydata do węgierskiego tronu.

Królewskie szczątki odkryła w końcu któraś z ekip poszukiwawczych (jedną z nich wysłał wuj Ludwika, polski król Zygmunt Stary). Nieopodal pola bitwy odkopano grób. Dworzanie, oglądając uzębienie zmarłego, potwierdzili, że to Ludwik. Okazało się, że ciało monarchy odnaleźli miejscowi rybacy, ściągnęli zbroję i insygnia, aby Turcy nie rozpoznali ciała, i pośpiesznie pochowali. Złoty pierścień, łańcuch i szaty zawieziono wdowie, królowej Marii.

Jak do tego doszło, że Ludwik, ostatni Jagiellon na tronie węgierskim, prawnuk Jagiełły, wyruszył na czele 25-tysięcznego wojska naprzeciw 75-tysięcznej armii tureckiej na niemal pewną zagładę, osamotniony przez wszystkich władców Europy?

Krwawe pogranicze

Gdy w 1453 r. Osmanowie zdobyli Konstantynopol, na gruzach stolicy pysznego imperium bizantyjskiego założyli własną: Stambuł. Było oczywiste, że dalsza droga sułtańskiej armii prowadzi na Bałkany i dalej w głąb Europy. Papieże, choć ostatnie miasto krzyżowców w Ziemi Świętej padło jeszcze pod koniec XIII w., nie ustawali w wezwaniach do krucjaty. Tym razem jej głównym celem byłoby zepchnięcie Turków z powrotem do Azji. Na czele jednej z nich stanął w 1443 r. król Polski i Węgier Władysław Warneńczyk, syn Jagiełły. Rok później poniósł krwawą klęskę i sam zginął.

W drugiej połowie XV w. dla wszystkich jasne było, że przedmurze chrześcijańskiej Europy przebiega przez Węgry. Na tronie w Budzie zasiadał wtedy jeden z najwybitniejszych władców kontynentu, Maciej Korwin. Przeorganizował armię: zwiększył liczbę piechoty, uzbroił ją w broń palną, ograniczył liczebność ciężkiej jazdy na korzyść lżejszej, zdolnej do szybkich manewrów. Południową granicę państwa zabezpieczył siecią twierdz. Wszystko to wymagało gigantycznych nakładów. Królowi udało się zorganizować sprawny system fiskalny, otrzymywał też liczone w dukatach „krucjatowe” wsparcie od papieża, Wenecji czy innych europejskich dworów.

Zmagania Węgier z Turcją trwały niemal bez przerwy: z jednej strony co pewien czas wybuchała regularna wojna, podczas której toczono bitwy i oblegano twierdze, z drugiej strony chodziło o nieustanne szarpanie pogranicznych terenów Korony Świętego Stefana przez akyndżych – lekkie i zwrotne oddziały rabusiów na służbie sułtana. Pogranicze płonęło i spływało krwią, a dziesiątki tysięcy jeńców zapędzano na stambulskie targi niewolników. Ich los był zwykle straszny. Tylko pochodzący z najmożniejszych rodów brańcy mogli liczyć, że upomną się o nich dyplomaci ich krajów i doprowadzą do wykupienia im wolności.

Bitwy toczone z Turkami nie przypominały europejskich średniowiecznych starć. Wtedy rycerzom nie opłacało się zabijać przeciwników: brali ich w umowną niewolę, na słowo, i umawiali się na okup. Straty bitewne na ogół nie były wielkie (zmieniło się to dopiero po upowszechnieniu służby zaciężnej). Tymczasem żołnierze sułtana bezwzględnie mordowali „niewiernych”, a ich ciała okaleczali.

Barbarzyńskie praktyki przyjęły się też po chrześcijańskiej stronie frontu. Z sadyzmu słynął zwłaszcza hospodar Wołoszczyzny Wład Palownik, znany też jako Drakul (Diabeł), pierwowzór najsłynniejszego wampira popkultury. Po prawdzie podobnych zbrodni dokonywali jednak także żołnierze Korwina, np. po zwycięstwie obcinali głowy jeńcom, a potem na wozach wysyłali do stolicy, prezentując je ludowi jako znak triumfu nad Osmanami.

Wojna braci Jagiellonów

Maciej Korwin zmarł w 1490 r. i nie pozostawił legalnego potomka. Na jego dziedzictwo patrzyło drapieżnie wielu ościennych władców – wśród nich Władysław Jagiellończyk, król Czech. Wtedy to na światło dzienne wyszła słabość polityki dynastycznej Jagiellonów. Zdarzyło się coś, na co nie pozwoliliby sobie ich najwięksi rywale w Europie Środkowej – Habsburgowie.

Choć po sukcesję po Korwinie zgłosił się już Władysław, dwór krakowski, pod wpływem włoskiego myśliciela i wychowawcy synów królewskich Kallimacha (uciekiniera z Rzymu, gdzie spiskował na życie papieża), zdecydował o poparciu jego młodszego brata, następcy polskiego tronu Jana Olbrachta.

Władysław miał wprawdzie pewne cechy swego ojca, władcy Polski i Litwy Kazimierza Jagiellończyka, a także protoplasty rodu Władysława Jagiełły – był niezłym dyplomatą, spokojnie obserwującym bieg spraw i podejmującym decyzję po poważnym namyśle. Brakowało mu jednak wyrachowania i inteligencji ojca oraz dziada, był też podatny na wpływy i łatwo ulegał otoczeniu. Prześmiewcy nazywali go podobno rex bene („król dobrze”), bo tak miał odpowiadać na kierowane do niego prośby.

Jan Olbracht stanowił charakterologiczne przeciwieństwo brata. Współcześni pisali o nim: „postać to wspaniała, silna, pierś potężnie rozwinięta, nogi i ręce krzepkie, oblicze pełne i zdrowe. Nie zbywało mu na inteligencji, rozsądku, rozumie i zniewalającej wprawie umysłowej. Rad czytywał dzieje i znajdował rozkosz w dysputach doktorów”. Olbracht, pod wpływem Kallimacha, patrzył na politykę według wzorów włoskich. Liczyła się skuteczność: sojuszników można okłamać, układy złamać, przyjaciół wydać.

Na Węgrzech Olbrachta poparła szlachta, Władysława zaś magnateria: wielcy panowie liczyli, że „król dobrze” nie zagrozi ich silnej pozycji. W dwuletnich bratobójczych starciach przewagę miał Władysław, jednak w charakterystyczny dla siebie sposób po zwycięstwie wspaniałomyślnie wybaczał bratu – a ten wkrótce wracał na czele nowo zwerbowanych oddziałów.

Tymczasem do działania przystąpił król niemiecki Maksymilian Habsburg, również łasy na tron w Budzie. Wzięty w dwa ognie, Władysław podpisał niekorzystny pokój z Habsburgiem, przyznając jego linii prawo do dziedziczenia na Węgrzech. Dopiero wtedy, w 1492 r., udało się ostatecznie usunąć z Węgier Olbrachta.

Uśmierzyć gniew sułtana

Cień na Władysława i jego syna Ludwika od niemal pięciu stuleci rzuca tragiczna klęska pod Mohaczem. Nie mamy jednak prawa oskarżać tych dwóch Jagiellonów, jak to czyniono do niedawna, że bezmyślnie do niej doprowadzili przez kunktatorstwo, a nawet lenistwo polityczne. Pytanie, czy ratunek dla tego kraju, sukcesywnie osłabianego najazdami i pozbawionego pomocy sojuszników, był w ogóle możliwy.

Współcześni historycy węgierscy oddają sprawiedliwość Władysławowi Jagiellończykowi: dziś częściej podkreśla się, że rex bene było złośliwym przezwiskiem, stosowanym przez wrogą królowi propagandę. Gdyby faktycznie ulegał wszelkim żądaniom, domena królewska, czyli dobra koronne, z których utrzymywał się król, zostałyby szybko rozdrapane, a do niczego takiego nie doszło. W zmaganiach o tron węgierski, a wcześniej czeski (wojował o niego z Korwinem), Władysław wykazał wiele hartu ducha, choć zbrojna konfrontacja była u niego ostatnią opcją. Był zdolnym negocjatorem, o czym świadczy choćby zapewnienie dalszych subwencji od papieża i Wenecji na obronę przed Turcją.

Południowa granica wciąż płonęła, a Imperium Osmańskie posuwało się sukcesywnie na północ, opanowując kolejne skrawki Bośni i Chorwacji oraz mnożąc wypady do Węgier, a nawet Austrii. Węgrom groziło śmiertelne niebezpieczeństwo – o ile w obronie południowych granic kontynentu nie zjednoczyliby się wszyscy chrześcijańscy władcy.

Smoka, póki to było możliwe, nie należało drażnić. Dlatego Władysław załamywał ręce, gdy znowu dała znać o sobie awanturnicza natura Jana Olbrachta, teraz już króla polskiego. W 1497 r. podjął on słynną wyprawę do Mołdawii w celu odbicia Kilii i Białogrodu, miast czarnomorskich, z rąk tureckich. Wplątany w dyplomatyczną i militarną pułapkę zastawioną przed mołdawskiego hospodara Stefana Wielkiego, pozbawiony wsparcia (cóż się dziwić) brata, króla Węgier, poniósł upokarzającą klęskę w lasach bukowińskich. Kronikarz Marcin Bielski napisał potem: „Za króla Olbrachta wyniszczona szlachta” (z dużą przesadą, zginęło ok. 5 tys. żołnierzy); później wzmocniono ten przekaz słowem „wyginęła”. Król popadł w depresję i nigdy nie wrócił do pełni sił, oddając się orgiom i miłostkom, zakończonym zakażeniem kiłą i śmiercią na tę chorobę.

Po nieszczęsnej wyprawie brata Władysław pchnął do Stambułu posłów, mających uśmierzyć gniew sułtana i zapobiec wyprawie odwetowej na Polskę. Bezskutecznie. Czambuły tatarskie wspierane przez oddziały tureckie wkrótce zaatakowały i spustoszyły ziemie Korony.

Przed czasem urodzony

22-letnia ukochana żona Władysława węgierskiego, francuska księżniczka Anna de Foix-Candale, nie przeżyła porodu następcy tronu. Zmarła na gorączkę połogową, a jej syn też ledwo przeżył. Urodził się w siódmym miesiącu ciąży, jak zanotował świadek, „bez skóry” (zapewne z delikatnym, podatnym na uszkodzenia naskórkiem).

Życie uratowała mu pomysłowość lekarzy. Przygnano stado świń, jedną po drugiej zabijano i patroszono, a do ciepłego brzucha zwierzęcia wkładano noworodka. Zastosowanie tych naturalnych inkubatorów ocaliło mu życie. Wkrótce otrzymał imię Ludwik, na cześć królów francuskich, a także wielkiego poprzednika na tronie węgierskim, Ludwika Andegaweńskiego (ojca królowej Jadwigi).

Z narodzin następcy tronu na pewno nie ucieszyli się Habsburgowie, ostrzący sobie zęby na tron w Budzie. W 1515 r. odnieśli jednak ważne zwycięstwo dyplomatyczne. To wtedy Jagiellonowie (Władysław i jego brat Zygmunt Stary, panujący od 1506 r. w Polsce) oraz Habsburgowie spotkali się w Wiedniu, gdzie ustalono małżeństwa dynastyczne. Ludwik pojął Marię, wnuczkę Maksymiliana, a jego siostra Anna – Ferdynanda Habsburga.

W ten sposób Habsburgowie zabezpieczali trony czeski i węgierski dla Ludwika, ale jednocześnie zapewniali sobie (po raz kolejny!) następstwo po nim. Sojusz był bezcenny dla Zygmunta, gdyż rozrywał sojusz cesarza z zagrażającą mu Moskwą. Kosztem było zrzeczenie się przez Zygmunta roszczeń do sukcesji po Ludwiku. Bieg wydarzeń sprawił, iż beneficjentami traktatu okazali się wyłącznie Habsburgowie; polskiemu królowi ewidentnie zabrakło tu wizji politycznej.

W 1516 r. zmarł schorowany Władysław Jagiellończyk, a Ludwika wybrano królem węgierskim. Nad dziesięciolatkiem opiekę objęła rada wybrana przez magnaterię, szlachtę i Kościół. Jej rządy powiększyły chaos w kraju. Tymczasem intrygi podjęli Habsburgowie. Udało im się na stanowisko wychowawcy królewskiego wprowadzić Jerzego Hohenzollerna, który demoralizował chłopca. Ludwika nie uczono etykiety dworskiej, przez co wielokrotnie publicznie się ośmieszał, skłaniano go do pijaństwa i folgowania wszelkim pożądliwościom. Węgierski kanclerz skarżył się dyplomatom Zygmunta Starego, że król wpuszcza do swoich komnat kogo popadnie i pokazuje się gościom nago.

Zdradziecki Hohenzollern zmarnował potencjał młodego Jagiellona; skądinąd wiadomo, że Ludwik miał zdolności językowe, grał na instrumentach i znakomicie władał bronią. W efekcie we wspomnieniach po Ludwiku przewijała się taka opinia: ante diem natus, ante diem barbatus, ante diem uxoratus, ante diem mortuus (przed czasem urodzony, przed czasem noszący brodę, przed czasem ożeniony, przed czasem zmarły).

Ślepa Europa

W 1520 r. władzę w Stambule objął nowy sułtan – Sulejman, któremu potomni nadadzą tytuł Wspaniałego. Miał stać się jednym z najwybitniejszych władców i wodzów tureckich, budowniczym mocarstwowości imperium, przed którym drżał świat chrześcijański. Ale w 1520 r. był dopiero 26-latkiem, który – aby udowodnić, że jest godzien tronu, oraz zapewnić sobie posłuszeństwo armii i poddanych – potrzebował zwycięstw. Szpiedzy donosili o osłabieniu politycznym i finansowym Węgier; ten kierunek ofensywy wydał się Sulejmanowi oczywisty.

W sierpniu 1521 r. padł Belgrad, potężna twierdza stanowiąca klucz do Węgier. Właściwie już w tym momencie losy Korony Świętego Stefana były przesądzone. Król Ludwik nie ustawał we wzywaniu na pomoc władców europejskich. Ale Francja była zajęta rywalizacją z Habsburgami w kolejnych odsłonach wojen włoskich. Cesarza i króla Hiszpanii Karola V (brata Marii, królowej węgierskiej) poza działaniami Francuzów bardziej od armii Sulejmana niepokoiła szerząca się w księstwach niemieckich reformacja. „Interesy francuskiego króla »arcy- chrześcijańskiego« oraz racja stanu cesarza i »arcykatolickiego« króla Hiszpanii przeważyły nad najżywotniejszymi interesami chrześcijaństwa zachodniego” – ocenia historyk Stanisław Rek w monografii bitwy mohackiej.

A wuj, Zygmunt Stary? Miał stale spętane ręce. Ze wschodu atakowali go książęta moskiewscy, prowadzący akcję „zbierania” ziem ruskich. Z kolei wielki mistrz krzyżacki uparcie odmawiał – wbrew postanowieniom traktatu z 1466 r. – uznania swojej zależności lennej. Zygmuntowi, którego plany w dodatku na każdym polu szachowali Habsburgowie, nie było łatwo wspierać bratanka w odległej Budzie. Obu władców różnił też zasadniczy fakt: tylko dla Węgier Turcja stanowiła stałe i bezpośrednie zagrożenie. Zaangażowany w inne sprawy polityczne Zygmunt był daleki od projektów anty- tureckich krucjat. A już szczególnie po tym, jak w 1524 r. Sulejman skutecznie go nastraszył dwoma wypadami na ziemie polskie.

Ostatnie dni królestwa

Sytuacja Ludwika była rozpaczliwa. Skarb od dawna nie wystarczał na organizację obrony, poddani burzyli się przeciw kolejnym podatkom na wojsko, szlachta i część magnatów nienawidziła go za układy z Habsburgami. Zygmunt z całych sił zachęcał bratanka do grania na czas i zawarcia z sułtanem rozejmu. Jednocześnie tego samego zakazywał Ludwikowi w listach papież.

W 1525 r. dyplomatom Zygmunta Starego udało się wynegocjować trzyletni rozejm z Turcją. Polski król usiłował podłączyć do niego Węgry, ale wezyr ze złością odrzucił taką propozycję posłów i krzyknął: „Myślcie o własnych sprawach, zostawcie sprawy Węgier!”. Skoro Ludwik sam o rozejm nie prosi (nie udzielił posłom Zygmunta pełnomocnictw), to nie ma powodu, aby o niego dla Ludwika zabiegać… Tymczasem w dyplomatycznym kotle zamieszali jeszcze Francuzi: w tajnych rozmowach z sułtanem zachęcali go do zaatakowania Habsburgów.

Do wojny parła szlachta węgierska, a szansę dla siebie widziało w niej stronnictwo Jana Zapolyi, wojewody siedmiogrodzkiego i pretendenta do korony. Autorytet Ludwika leżał w gruzach. Jeśli mógł go odzyskać, to tylko na polu bitwy. Od początku 1525 r., gdy było jasne, że sułtan szykuje wielką armię, próbował jeszcze grać na zwłokę, negocjować, był nawet gotów płacić Turcji trybut. O pomoc, przynajmniej finansową, rozpaczliwie prosił papieża, Wenecję, Francję, cesarstwo, wysłał posłów nawet do Henryka VIII angielskiego…

Armia turecka pod dowództwem sułtana ruszyła na Węgry w kwietniu 1526 r. Zgodnie z osmańską tradycją tam, gdzie jest sułtan, musiało dojść do zwycięstwa. Wkrótce Sulejman ogłosił, że zmierza prosto do Budy.

20 lipca na jego spotkanie – wbrew swoim najgłębszym przekonaniom – wymaszerował na czele zastępów węgierskich Ludwik. Wysłał listy do magnatów, w tym Jana Zapolyi, który dowodził sporą liczbą doświadczonych żołnierzy siedmiogrodzkich. Wojewoda nie przybył pod Mohacz. Potem tłumaczył, że otrzymał sprzeczne rozkazy. Już współcześni oskarżali go o celowe zaniedbanie: klęska Ludwika torowała mu przecież drogę do tronu.

Doradcy królewscy próbowali jeszcze przeforsować pomysł, by wycofać się na północ i wciągnąć Turków do walk w pobliżu terytoriów Habsburgów, zmuszając ich w ten sposób do odsieczy. Plany spaliły na panewce: szlachta chciała rozstrzygnięcia w walnej bitwie.

Kolejne przedmurze

W listopadzie 1526 r. odnalezione szczątki Ludwika Jan Zapolya – obrany przez szlachtę nowym królem Węgier – kazał uroczyście pochować w nekropolii królewskiej w Székesfehérvár. Zorganizowanie pochówku poprzednika należało do pierwszych obowiązków następcy, bez tego nie mogło być mowy o koronacji.

Jesienią kolejnego roku zwłoki nieszczęsnego Ludwika znów wydobyto z grobu i pochowano, tym razem z rozkazu Ferdynanda Habsburga, również obranego królem węgierskim. Rywale rzucili się sobie do gardeł – zaczęła się wieloletnia wojna domowa, podsycana przez Sulejmana. Po niegdysiejszym węgierskim mocarstwie, długo chroniącym Europę przed zagrożeniem tureckim, nie pozostał ślad.

Trwająca niecałe dwie godziny bitwa pod Mohaczem zmieniła sytuację geopolityczną Europy i położyła kres wielkości dynastii Jagiellonów, która straciła naraz dwa trony, czeski i węgierski. Przewaga Habsburgów była odtąd niezaprzeczalna. A rolę przedmurza chrześcijaństwa zmuszona była w końcu przejąć – chcąc nie chcąc – Korona Polska. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2021