O krok od korony

Gdyby nie tatarska włócznia, Królestwo Polskie odnowiliby książęta Śląska – i to na 80 lat przed Łokietkiem.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Bitwa pod Legnicą, rycina z „Legendy o św. Jadwidze” / FINE ART IMAGES / EAST NEWS
Bitwa pod Legnicą, rycina z „Legendy o św. Jadwidze” / FINE ART IMAGES / EAST NEWS

Gorze się nam stało” – westchnął książę Henryk Pobożny tuż przed tym, jak skinął mieczem i poprowadził do boju odwody swojej armii. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że nie wszystko stracone. Awangarda wojsk książęcych, złożona z krzyżowców i rycerzy z Niemiec, trzymała pozycje, choć Tatarzy próbowali wciągnąć ją w pułapkę – zmusić do ataku wprost i otoczyć.

Henryk słyszał o mongolskiej taktyce i odpowiednio ustawił swoich wojowników. Ale wtedy azjatyccy jeźdźcy z piekła rodem przeprowadzili dywersję. Wyłaniając się znikąd, krzyczeli po polsku: „bieżajcie, bieżajcie!”. Hufiec księcia opolskiego Mieszka Otyłego „przekonany, że to nie krzyk wroga, ale swojego i przyjaciela”, wpadł w panikę i podał tyły.

Wtedy ruszyły do ataku polskie rezerwy pod osobistym dowództwem Henryka. Tatarzy poznali go po zdobnej zbroi i tarczy z czarnym orłem śląskim na żółtym tle – i otoczyli. Książę długo się bronił, walcząc ramię w ramię z trzema innymi rycerzami. Raniono pod nim konia; jednemu z towarzyszy udało się przebić i podprowadzić księciu świeżego rumaka – ale było już za późno. „Ciągle na nowo, z ogromną odwagą walczył z Tatarami, raz z lewej, raz z prawej strony”, ale w końcu, kiedy zamierzył się mieczem na jednego z wojowników, inny pchnął go włócznią pod pachę. Henryk runął na ziemię, a Tatarzy „wyciągnąwszy go poza teren walki na odległość dwóch miotów z kuszy, mieczem obcięli mu głowę, a zerwawszy wszystkie odznaki, pozostawili nagie ciało”.

Taką opowieść o śmierci pod Legnicą Henryka Pobożnego snuł ponad dwieście lat po bitwie kronikarz Jan Długosz. Według innego źródła, odkrytej w 1965 r. kroniki „Hystoria Tartarorum”, powstałej kilka lat po bitwie, wydarzenia wyglądały jeszcze dramatyczniej. Książę nie został od razu zabity. Tatarzy odarli go ze zbroi i ubrań, kazali klęknąć przed zwłokami jednego ze swych poległych dowódców, po czym ścięli. Głowę nabili na pal, pokazali załodze oblężonego grodu w Legnicy, po czym wysłali na Węgry, głównemu wodzowi Batu-chanowi. Zakrwawione, nagie zwłoki Henryka rozpoznano „dzięki wskazówce wdowy, księżnej Anny, że u lewej stopy miał sześć palców”.

Gwiżdżące strzały

Od początku XIII w. Mongołowie tworzyli w Azji błyskawicznie rozwijające się imperium. Podbój prowadzili z niesłychaną brutalnością: miasta palili i równali z ziemią, część mieszkańców brali w niewolę, a resztę mordowali, ustawiając piramidy z ich głów. Z czasem dopiero uznali, że opłaca się zachowywać przy życiu uczonych, rzemieślników i kapłanów. W Europie Mongołów nazwano „Tartari” – wysłannicy piekieł (słowo to wzięło się prawdopodobnie ze zniekształcenia nazwy Tatarów, jednego z podbitych plemion azjatyckich).

Mongołowie dysponowali nieznaną w Europie sztuką wojenną. Zgodnie z rycerskim etosem zachodnioeuropejskie bitwy, po pierwszym zderzeniu chorągwi, zamieniały się na ogół w serię pojedynków, których celem nie było zabicie przeciwnika, lecz wzięcie go do niewoli i umówienie okupu. Rzadziej stosowano szyk kolumnowy, pozwalający na manewrowanie oddziałami. Rycerze w starciu z Tatarami mieli jeden jedyny atut – szturm uzbrojonej w długie kopie, zakutej w żelazo jazdy na początku bitwy teoretycznie miał szansę rozbić w puch tatarskie szyki.

Jeźdźcy tatarscy mieli łuki, zakrzywione miecze, topory oraz włócznie z hakiem, służące do zrzucania z koni. Nakładali lekkie, na ogół skórzane zbroje, czasem z elementami pancerza. Każdy wojownik nosił w kołczanie 30 strzał lekkich, służących do ostrzeliwania z dystansu, i tyleż ciężkich, z szerokimi, ostrymi grotami, którymi strzelano z bliska. Stosowali też wydające upiorny odgłos strzały gwiżdżące. Tatarskie oddziały mistrzowsko manewrowały, realizując ustalony zawczasu plan bitwy bądź na bieżąco go modyfikując. Do najskuteczniejszych wybiegów należała pozorowana ucieczka – rycerze rozpraszali się w pogoni, tymczasem Mongołowie nagle zawracali w zwartym szyku, wprowadzali do boju ukryte dotychczas, rozlokowane na skrzydłach oddziały i otaczali wroga. „Konie ich są tak wyćwiczone, że wracają się to tu, to tam, z taką zręcznością, jak psy” – pisał Marco Polo.

Jak chcesz się wymknąć?

W latach 30. XIII w. władca zachodniej części imperium Batu-chan rozpoczął podbój ziem ruskich. Do księstw piastowskich przybywali przerażeni uciekinierzy z Moskwy, Kijowa, Halicza i Wołynia. Do króla węgierskiego Beli IV mongolski chan wysłał list: „Byłoby lepiej i pożyteczniej dla ciebie, gdybyś podporządkował mi się dobrowolnie. Mieszkasz w domu, masz grody i miasta, jak więc chcesz wymknąć się z moich rąk?”.

W 1241 r. Batu-chan rozdzielił armię na trzy tümeny (korpusy). Z największym zaatakował Węgry, a pomocnicze najechały Siedmiogród i księstwa piastowskie, z zadaniem związania tamtejszych sił, by uniemożliwić odsiecz dla Beli IV. Władców środkowej Europy łączyła bowiem sieć sojuszy: np. matka Henryka Pobożnego, św. Jadwiga Śląska, była ciotką króla Węgier, a siostra króla czeskiego Wacława I Anna – żoną Henryka. Najeźdźcy doskonale orientowali się w tych zawiłościach: podobną akcją wywiadowczą poprzedzili kampanię na Rusi.

Zwiadowcze zagony tatarskie nękały Polaków od lutego. Mongołowie zdobyli szturmem Sandomierz (którego książę, 15-letni Bolesław Wstydliwy, zawczasu zbiegł na Morawy). Wymordowali mnichów cysterskich i wszystkich, którzy ukryli się w koprzywnickim klasztorze. Urządzili, pisał Długosz „wielką rzeź starców i dzieci, i jedynie kilku młodym darowali życie, ale zakuli ich jak najgorszych niewolników w straszne dyby”. Mongołowie dzielili zdobywane miasta na dwie kategorie. „Dobre” to te, które otwierały przed nimi bramy na pierwsze wezwanie; ich mieszkańcy mogli liczyć na ocalenie. Ludność miast „złych”, zawzięcie się broniących, czekała zagłada.


Czytaj także: Maciej Müller: Średniowieczny taniec ze śmiercią

 


Bitwę Mongołom wydał wojewoda krakowski Włodzimierz. Pod Turskiem 13 lutego udało mu się początkowo rozbić szyki tatarskie, ale kiedy rycerze rozpoczęli rabunek wrogiego obozu, przegrupowani Mongołowie wrócili i zmusili Małopolan do odwrotu.

Atak głównych sił zaczął się w marcu. Tatarskiemu tümenowi drogę do Krakowa zagrodzili rycerze małopolscy i sandomierscy. Ich oddziały Mongołowie wciągnęli w pułapkę i otoczyli. Poległ wojewoda Włodzimierz, kasztelan krakowski Klemens i inni wodzowie. Niedobitkom udało się przedostać na Śląsk, do Henryka Pobożnego, a za nimi podążyły tłumy przerażonych mieszkańców księstwa. Inni ukrywali się w lasach, górach i na bagnach.

Kraków padł bez walki – skutecznie bronili się tylko mieszczanie schronieni za wałami otaczającymi okolice kościoła św. Andrzeja oraz załoga grodu wawelskiego. 31 marca, w Wielkanoc, Mongołowie puścili miasto z ogniem. Archeolodzy badający teren późniejszego Rynku Głównego znaleźli warstwy spalenizny oraz rozrzucone ludzkie szkielety ze śladami wskazującymi na skrępowanie rąk.

O dzień drogi

Henryk Pobożny starał się opóźnić walną rozprawę z wrogiem – oddał na pastwę mongolską nawet stołeczny Wrocław. Rozpuścił wici i czekał na przybywających rycerzy w punkcie zbornym pod Legnicą, w środku dzielnicy. Wysłał do władców Zachodu listy z wezwaniem do obrony chrześcijaństwa, ale ci zawiedli. Cesarz Fryderyk II i papież Grzegorz IX byli zbyt zajęci wojną o przewagę we Włoszech. Przybyły tylko nieliczne oddziały przysłane przez książąt niemieckich, garstka najemników, a także kontyngenty zakonów rycerskich: templariuszy i joannitów (wbrew przekazowi Długosza raczej nie dołączyli do nich krzyżacy). Pod swoim dowództwem Henryk miał nie więcej niż 4 tys. ludzi. Nie była to błaha siła (w wielu bitwach okresu rozbicia dzielnicowego ścierało się po kilkuset ludzi) – ale naprzeciw stanęli Mongołowie w liczbie ok. 6-7 tys.

Na pomoc Henrykowi ruszył Wacław I czeski – zatrzymał się jednak o dzień drogi od Legnicy i postanowił wyczekiwać wyniku bitwy, broniąc przełęczy wiodących do jego kraju. Potem w pewnym liście tak się tłumaczył: „[Henryk], nie zasięgnąwszy naszej rady i nie zapytawszy nas o zdanie, starł się z Tatarami, z którego to powodu został żałośnie zabity”. Niewykluczone, że władcy zawarli wcześniej umowę, że nie będą samodzielnie decydować o przyjęciu bitwy; w świetle tego zachowanie Henryka byłoby jej złamaniem.

Wkrótce do obozu czeskiego przybyli rycerze, którym udało się ujść pogoni tatarskiej. Dzięki ich relacji Wacław zyskał szerszy ogląd i w innym liście napisał: „księcia Henryka osaczyli [Tatarzy] w grodzie legnickim”. Tak więc – ocenia historyk Tomasz Jasiński – „to nie Henryk wydał Mongołom bitwę pod Legnicą, lecz odwrotnie”. Książę mógł się spodziewać, że wrogowie ugrzęzną na długo pod murami Wrocławia, tymczasem ci go zaskoczyli i 9 kwietnia „nie miał innego wyboru, jak w największym pośpiechu wyprowadzić swoje wojska z grodu legnickiego i rozstawić je w szyku bojowym”.

Dalekosiężny cel

Czy Henryk Pobożny musiał wydać Tatarom bitwę? Żeby zrozumieć, dlaczego to zrobił, przenieśmy się o kilkadziesiąt lat w przeszłość. W 1163 r. władca Krakowa Bolesław Kędzierzawy pozwolił Bolesławowi Wysokiemu, synowi Władysława Wygnańca, wrócić do kraju i objąć dzielnicę śląską. Bolesław Wysoki był znakomitym rycerzem, który odbył wiele wypraw u boku cesarza Fryderyka Barbarossy. Krążyła opowieść, że pod murami Mediolanu pewien olbrzymi rycerz chełpił się, iż żaden z wojowników cesarskich go nie pokona. Wtedy Bolesław dobył miecza i w pojedynku zwyciężył zuchwalca.

Trwał okres rozbicia dzielnicowego – epoka książąt Plątonogich, Wstydliwych, Pobożnych, Łysych i Otyłych, bądź zażarcie rywalizujących o przewagę, bądź ograniczających swe horyzonty do granic dzielnicy. Jako syn obalonego princepsa, czyli zasiadającego w Krakowie zwierzchnika wszystkich pozostałych książąt piastowskich, Bolesław uważał, że to jego linii należy się władza. Zagryzł jednak zęby i rozpoczął pracę u podstaw, wyznaczając dalekosiężny cel rozpisany na kilka pokoleń.

Śląsk był jedną z uboższych dzielnic. Bolesław zaczął ściągać z Zachodu osadników, którzy karczowali lasy i zakładali nowe osady, a także górników (na Śląsku odkryto złoża srebra i złota). Osadnikom nadawał prawo zwane później niemieckim – byli osobiście wolni (mogli opuścić osadę), na kilkanaście lat zwolnieni z jakichkolwiek opłat, a później obciążeni ustalonym czynszem. Nadwyżki zboża i innych produktów, które zostawały w ich rękach, mogli wystawić na sprzedaż. Książę stworzył w ten sposób dźwignię dla rozwoju gospodarki towarowo-pieniężnej, a w perspektywie dekady czy dwóch mógł się spodziewać szkatuły pełnej denarów.

Pod klątwą

Tę politykę, ale z większym rozmachem, kontynuował syn i dziedzic Bolesława, Henryk Brodaty. Skromnie ograniczył swą tytulaturę do dux Slezie (książę Śląska), podczas gdy wielu współczesnych mu książąt uzurpowało sobie na pieczęciach czy monetach tytuł władcy Krakowa. Cierpliwie pracował nad wzmocnieniem gospodarczym, politycznym i militarnym swojej domeny.

Ożeniony z Jadwigą, pochodzącą z możnego rodu niemieckiego, budował zagraniczne sojusze, znano go na dworze cesarskim, papieskim, czeskim czy węgierskim. To on zapewne, poznawszy dzięki żonie wielkiego mistrza krzyżackiego Hermana von Salzę, podpowiedział Konradowi Mazowieckiemu, by do obrony swych granic sprowadził ów zakon rycerski. Osadnicy niemieccy i polscy wycinali lasy, osuszali bagna, zakładali nowe wsie, książę lokował na prawie niemieckim stare i zakładał nowe miasta. Śląsk gospodarczo rozkwitał.

Z biegiem lat Henryk Brodaty coraz bardziej angażował się w piastowską politykę. Zawarł sojusz z najpotężniejszymi krewniakami – Władysławem Laskonogim z Wielkopolski i Leszkiem Białym z Małopolski. Z tej trójki tylko on miał syna, co dawało mu naturalną dynastyczną przewagę. W 1227 r. Leszek zginął, zaatakowany podczas zjazdu w Gąsawie przez siepaczy księcia pomorskiego. Obecny tam również Henryk ledwo ocalał: własnym ciałem osłonił go wierny rycerz Peregryn z Wezenborga. Henryka czekały lata wojen o kontrolę nad Małopolską – pełne bitew, zdrad i porwań – z łakomym na tron wawelski, okrutnym Konradem Mazowieckim. Ostatecznie zręczne posunięcia dyplomatyczne i zastępy wiernych wojsk zapewniły mu władzę w prawie wszystkich najważniejszych dzielnicach Polski – poza Mazowszem i Pomorzem.

Książę Henryk, mąż świętej księżnej, fundator klasztoru w Trzebnicy, zmarł pod kościelną klątwą. Biskup wrocławski Tomasz oskarżył go o łamanie immunitetów gospodarczych Kościoła i namówił legata papieskiego do wydania ekskomuniki. „Paradoksem jest, że wyłączono ze wspólnoty chrześcijańskiej władcę, który idee etyczne chrześcijaństwa przenosił do świata polityki” – komentuje historyk Przemysław Wiszewski.

Cesarz czy papież

Władztwo, które w 1238 r. Henryk Brodaty zostawił synowi, Henrykowi Pobożnemu – od lat przygotowywanemu do roli władcy i wodza – nie było jednolite. Na Śląsku książę rządził jako dziedzic, w Małopolsce i Wielkopolsce – jako wyniesiony do władzy przez lokalne elity, w Opolu i Sandomierzu – jako opiekun nieletnich książąt. Ci zaczęli się zresztą szybko emancypować: samodzielne rządy w Sandomierzu przejął młodziutki Bolesław Wstydliwy, w Opolu Mieszko Otyły.

Prawdopodobnie już Henryk Brodaty podjął starania o koronę królewską dla siebie lub syna. Jako władca sporej i potężnej gospodarczo części Polski z pewnością był świadom, że zapewni mu to ogromną polityczną przewagę nad krewniakami. Zasady ustalone przez Krzywoustego już dawno przebrzmiały, panowanie nad Krakowem nie wystarczało. Potrzebna była sakra królewska. Henryk podjął zapewne rozmowy na ten temat z cesarzem Fryderykiem II.

Spór z Kościołem i śmierć starego księcia przerwały te starania. Młody Henryk Pobożny na razie musiał stanąć na czele wojsk i odeprzeć zakusy książąt niemieckich na Santok i Lubusz. Potem dokonał zwrotu w polityce międzynarodowej – sprzymierzył się z papieżem przeciw cesarzowi. Grzegorz IX, dla którego każdy sojusznik był na wagę złota, zdjął klątwę z Brodatego i kazał biskupowi wrocławskiemu wycofać pretensje finansowe. Niewykluczone – choć to znowu spekulacje – że książę śląski badał, na ile papież byłby gotów poprzeć jego pretensje do tronu.

I w tym momencie runęła nawała tatarska. Najpotężniejszy z polskich książąt, pretendujący do korony królewskiej, nie mógł sobie pozwolić na obserwowanie z murów Legnicy, jak Mongołowie plądrują wszystkie podległe mu ziemie, wyrzynają mieszczan i uprowadzają chłopów. Pozbawiłoby go to autorytetu. Musiał wystąpić jako obrońca kraju i chrześcijaństwa.

Wyszedł za mury – i zginął.

Zabrakło 20 lat

Jeden z historyków ocenił, że historia zastosowała wyjątkowo tandetny zabieg typu deus ex machina. I to na odwrót. Mądra, przemyślana i konsekwentna polityka Henryków śląskich rozbiła się o najazd tatarski. Wkrótce po Legnicy Konrad Mazowiecki rzucił się na Kraków, potomkowie Władysława Odonica na Wielkopolskę, a synowie Henryka Pobożnego podzielili między siebie Śląsk. Dzielnica ta ulegała coraz większym podziałom. Tamtejsi książęta z czasem weszli w sojusz z królem Czech, a w XIV w. złożyli mu hołdy lenne; procesu tego nie zdołał odwrócić Władysław Łokietek, nawet gdy w 1320 r. na jego skroniach spoczęła korona królewska. Jego państwo – składające się tylko z Małopolski i Wielkopolski – było słabe i kruche, rosło w siłę jeszcze długi czas. Status liczącego się europejskiego gracza Królestwo Polskie zyskało dopiero za Kazimierza Wielkiego.

Czy mogło do tego dojść sto lat wcześniej? Znacząca grupa historyków uważa, że Henrykowie śląscy nie mieli szans na zjednoczenie kraju: ich monarchia była niespójna i politycznie, i gospodarczo, a Henryk Pobożny po trzech latach rządów nie miał wśród Piastów wystarczającego autorytetu. Przeciwko zjednoczeniu działały takie czynniki, jak ambicje młodszych książąt, hierarchów kościelnych i innych możnych. W tym ujęciu najazd tatarski tylko przyspieszył rozkład monarchii. Wybitny mediewista Benedykt Zientara odpowiadał na to: „to wszystko możliwe, ale trzeba też pamiętać, że ewentualne przedłużenie rządów Henryka Pobożnego o dwadzieścia lat, połączone z energiczną działalnością gospodarczą, zwłaszcza osadniczą, mogłoby stworzyć elementy owej brakującej wspólnoty; umiejętne wykorzystanie sojuszu z papiestwem mogło przynieść poparcie Kościoła, a zwłaszcza umocnienie panowania dzięki koronacji”.

Gdyby nie Mongołowie… ©℗

Pocięte ciało biskupa

W pierwszej połowie XIII w. polscy biskupi skupiali się na wprowadzaniu (bądź zwalczaniu) reform gregoriańskich, które stawiały wprawdzie trudne wyzwania (jak celibat), ale docelowo zapewniały rosnącą niezależność od władzy świeckiej (wybór biskupów przez kapituły). Hierarchowie kościelni nie byli więc partnerami w dążeniach zjednoczeniowych. W tamtych czasach Kościół nie operował takimi kategoriami. Wybitny skądinąd arcybiskup Henryk Kietlicz za cenę przywilejów dla Kościoła (jak zwolnienia immunitetowe dóbr czy znoszenie ius spolii, czyli prawa do przejęcia przez władcę majątku zmarłego duchownego) popierał młodych książąt, walczących o uzyskanie własnych dzielnic.

Po klęsce legnickiej i postępach rozbicia dzielnicowego nastąpiła w kręgach kościelnych intelektualna refleksja nad państwem. Jej wyrazem są powstałe w latach 50. i 60. żywoty św. Stanisława autorstwa dominikanina Wincentego. W świetle tego dzieła Polska musi pokutować za grzech króla Bolesława Szczodrego, który zamordował odprawiającego mszę biskupa krakowskiego. Ciało świętego pocięto na części, i tak też rozpadło się państwo polskie. W przyszłości pojawi się jednak – prorokował Wincenty – król, któremu Bóg pozwoli zjednoczyć kraj i przywrócić sprawiedliwość. Tak jak zrośnie się pocięte ciało męczennika, tak też odrodzi się sprawiedliwe i odkupione królestwo.

Myśl Wincentego, którego dzieła kopiowano i czytano w kościołach wszystkich państewek piastowskich, przyniosła owoce w latach 80. XIII w. Tacy książęta jak Henryk Prawy czy Przemysł II za cel swojej polityki upatrywali zjednoczenie Polski. ©(P) MaM

Sojusz z diabłem

Po rozgromieniu armii Henryka Pobożnego korpus tatarski plądrujący Polskę zwrócił się na południe, gdzie tymczasem Batu-chan pokonał wojska króla węgierskiego Beli IV – jego również zawiedli zarówno cesarz, jak i papież. Już w 1242 r. Mongołowie wycofali się jednak do Azji: do Batu-chana doszły wieści o śmierci wielkiego chana i chciał mieć wpływ na sukcesję.

Wkrótce potem na dworze papieskim powstał pomysł… przymierza z Mongołami. Innocentego IV fascynowała łatwość, z jaką pokonywali oni zastępy Seldżuków, i roił sobie, że w sojuszu z „wysłannikami piekieł” mógłby doprowadzić do wyzwolenia Jerozolimy. W 1245 r. papież wysłał kilka poselstw do samego centrum piekła, czyli tatarskiej stolicy Karakorum w północnej Mongolii. Wielki chan Gujuk wysłuchał propozycji, po czym zażyczył sobie, by papież, skoro czegoś oczekuje, przybył poprosić go o to osobiście. Poselstwa odniosły polityczną klęskę, ale dzięki nim powstało kilka bezcennych źródeł opowiadających o imperium mongolskim (wśród nich wspomniana „Hystoria Tartarorum”). ©(P) MaM

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2021