Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To nie druga fala, ale powrót pierwszej, stłumionej marcowym lockdownem – mówią epidemiolodzy (aby mówić o fali epidemicznej, musiałaby ona spowodować infekcję przynajmniej kilkudziesięciu procent populacji). Wielu ekspertów uważa, że marnujemy dorobek tamtych tygodni, kiedy udało się przerwać drogi transmisji koronawirusa i uratować Polskę przed losem Włoch. Nie doszło wówczas do eskalacji zakażeń, która zagrażałaby możliwościom systemu ochrony zdrowia, lekarze nie musieli wysyłać chorych do szpitali w innych regionach ani wybierać, kogo podłączyć do respiratora.
Obecnie taka sytuacja nam niestety grozi. Przez kolejny tydzień liczba dziennie wykrywanych przypadków rosła, osiągając rekord (2367) w sobotę 3 października. Podobnie było z liczbą aktywnych przypadków (w dniu zamykania numeru przekroczyła 25 tys.) i co gorsza – z liczbą hospitalizowanych (między 27 września a 4 października z 2223 do 2977) i pod respiratorami (ze 124 do 191). Dwa ostatnie wskaźniki świadczą o tym, że koronawirus przeniknął do grup zagrożonych ciężkim przebiegiem choroby: ludzi starszych i obciążonych innymi schorzeniami. Z kolejnych województw dochodzą informacje, że kończą się miejsca w szpitalach. Najdotkliwszym problemem jest niedobór nie tyle samych łóżek czy respiratorów, ale lekarzy i pielęgniarek.
Tymczasem Ministerstwo Zdrowia zmieniło sposób raportowania przebiegu epidemii, wyróżniając dokładnie, ilu chorych zmarło „z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami”. Prawdopodobnie chodziło o zaakcentowanie, że COVID-19 zabija także osoby nieobciążone innymi chorobami – jak np. 36-latka z Warszawy. Brak wyjaśnień sprawił jednak, że negujący pandemię zaczęli traktować te liczby jako dowód, że koronawirus tak naprawdę nie jest groźny, a umiera się na choroby współistniejące. Zakaźnicy sięgają tymczasem po proste przykłady: jeśli chory od lat żył z „ustawioną” na lekach cukrzycą, a zmarł na zapalenie płuc po zakażeniu SARS-CoV-2, to uśmierciła go nie cukrzyca, ale koronawirus. „On albo dobija, albo zabija” – mówi bez ogródek wirusolog prof. Włodzimierz Gut.
Kluczowe w ograniczaniu zasięgu epidemii jest stosowanie trzech zasad sanitarnych: maseczka, dystans, dezynfekcja. W Polsce przybywa osób ostentacyjnie je łamiących w autobusach, sklepach czy kościołach. Prof. Gut podkreśla, odkreśla, że „gdy 50 proc. społeczeństwa stosuje się do wymagań, mamy obecne wzrosty. Jeżeli 70 proc. zacznie się stosować, to sytuacja się ustabilizuje, jak 90 proc., zacznie spadać”. ©