Sto lat z rocznicą

Sporne w chwili jego ustanawiania, Święto Niepodległości szybko stało się lustrem, w którym odbijały się kolejne etapy minionego polskiego stulecia.

20.11.2018

Czyta się kilka minut

Odsłonięcie kamienia w parku imienia  Stefana Żeromskiego, upamiętniającego  15-lecie odzyskania niepodległości.  Warszawa, 19 listopada 1933 r. / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Odsłonięcie kamienia w parku imienia Stefana Żeromskiego, upamiętniającego 15-lecie odzyskania niepodległości. Warszawa, 19 listopada 1933 r. / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

12 listopada 1918 r. warszawska prasa donosiła, że dzień wcześniej Józef Piłsudski objął „naczelną komendę nad siłą zbrojną Polski”. Nie znajdziemy w niej śladu przekonania, że to pierwszy dzień wolności. Bo też to najważniejsze dziś polskie święto nie upamiętnia jakiegoś przełomowego wydarzenia. Zostało stworzone jako produkt polityki historycznej sanacji, która w centrum zasług dla niepodległości widziała miejsce dla jednego tylko człowieka: Piłsudskiego. Później jednak, w kolejnych dekadach XX stulecia, data zaczęła żyć własnym życiem.

Na szarym końcu?

Spójrzmy na kalendarz roku 1918, w którym odnotowywano momenty proklamowania niepodległości przez kolejne państwa. Już w końcu 1917 r. niepodległość ogłosiła Finlandia. Bolszewicy, którzy właśnie zdobyli władzę, uznali ją już na początku 1918 r. (choć był to krok taktyczny, a kraj czekała wkrótce wojna). Później poszło lawinowo: Ukraina uczyniła to w styczniu, Litwa i Estonia w lutym, Białoruś w marcu, Gruzja w maju. W październiku Czesi i Słowacy stworzyli wspólne państwo. Podobnie uczynili Słoweńcy, Chorwaci i Serbowie (w 1929 r. ich państwo przyjmie nazwę Jugosławii). W końcu października Węgry zerwały unię z Austrią.

W tym łańcuchu Polska, gdyby za moment odzyskania niepodległości przyjąć 11 listopada, znalazłaby się na szarym końcu – w naszej części Europy po nas ogłosiła ją jeszcze tylko Łotwa.

Ale polski 11 listopada nie wziął się z próżni. Wiodło do niego wiele wydarzeń, stopniowo budujących państwowość [patrz też dodatek w „TP” 46/2018.]. W listopadzie Piłsudski nie stworzył władzy – on ją przejął. Do dyspozycji miał już aparat urzędniczy i zalążek wojska. Niepodległość było na czym budować także dzięki zaborcom: 5 listopada 1916 r. Niemcy i Austriacy utworzyli Królestwo Polskie. Organizm zależny, który zaczął jednak tworzyć własną administrację, a sprawująca w nim władzę od końca 1917 r. Rada Regencyjna podporządkowywała sobie kolejne obszary życia publicznego.

Daty do wyboru

„Polacy! Obecnie już losy nasze w znacznej mierze w naszych spoczywają rękach. Okażmy się godni tych potężnych nadziei, które z górą przez wiek żywili wśród ucisku i niedoli ojcowie nasi. Niech zamilknie wszystko, co nas wzajemnie dzielić może, a niech zabrzmi jeden wielki głos: Polska Zjednoczona Niepodległa” – tak kończyła się odezwa, wydana przez Radę Regencyjną 7 października 1918 r. Tym samym Królestwo Polskie ogłosiło niepodległość.

Odnotujmy w tym miejscu szczegół mało znany: w Archiwum Akt Nowych zachowały się listy i telegramy, które po tej proklamacji przesłały do Rady Regencyjnej liczne miasta i miasteczka Galicji (formalnie wciąż prowincji Austrii!): deklarowały w nich, że podporządkowują się Radzie i też chcą należeć do odrodzonego państwa. Gdy czyta się te dokumenty – często poruszające i emocjonalne – widać, że w świadomości burmistrzów i radnych miejskich, którzy się pod nimi podpisali, państwo polskie stało się już faktem.

13 października Rada Regencyjna przyjęła przysięgę od Polnische Wehrmacht (Polskiej Siły Zbrojnej), wcześniej podległej Niemcom. Właśnie to wojsko, a następnie całą władzę złożono w ręce Piłsudskiego. Stało się to 11 i 14 listopada.

Ale były też inne daty i miejsca. W październiku w Galicji powstały ośrodki lokalnej władzy, m.in. w Cieszynie i Krakowie. We Lwowie, którego rada miejska już 20 października głosowała za przyłączeniem do Polski, od 1 listopada trwała walka z Ukraińcami. 7 listopada pod przewodnictwem Ignacego Daszyńskiego powstał w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej.


Czytaj także: Marcin Napiórkowski: Polska szkoła świętowania


To nie koniec dat, do których mogło odwołać się Święto Niepodległości. 15 listopada pojawiła się nazwa Republika Polska, która zastąpiła Królestwo Polskie. Dzień później Piłsudski wysłał w świat depeszę, oznajmiającą powstanie państwa. 22 listopada jego dekretem powstały nowe władze. W styczniu 1919 r. wybory wyłoniły Sejm Ustawodawczy. Dzień jego pierwszego posiedzenia, 10 lutego, stał się pierwszym – choć jednorazowym – świętem odrodzonego państwa. Piłsudski ustanowił je, jako wolne od pracy, raptem trzy dni wcześniej.

Potem trzeba było kolejnych dat, by państwo okrzepło. Dopiero w 1922 r. włączono Wileńszczyznę i Górny Śląsk. Wcześniej – Wielkopolskę (1919 r.) i Pomorze (1920 r.). Kluczową rolę w korzystnych zapisach traktatu wersalskiego, określającego ład w Europie po I wojnie światowej, odegrali Roman Dmowski i Ignacy Paderewski – i dla wielu Polaków to właśnie ten traktat, podpisany w czerwcu 1919 r. we Francji, pieczętował niepodległość.

Klucz terytorialny

Rozciągnięty w czasie i przestrzeni proces spowodował, że brakowało tej jednej daty, symbolicznej dla całego kraju. A skoro jej nie było, trzeba było ją wyznaczyć.

W 1920 r. niepodległość w Warszawie świętowano 14 listopada, ale we Lwowie cztery dni wcześniej. 11 listopada świętowano w Częstochowie, wspominając rocznicę lokalnego wystąpienia zbrojnego przeciw Niemcom. Szczególną oprawę miały wtedy uroczystości w stolicy: Piłsudskiemu wręczono buławę marszałkowską.

W kolejnych latach uroczystości rozciągały się w całym kraju na kilkanaście jesiennych dni. 11 listopada świętowano głównie w miastach, gdzie rozbrojono wtedy Niemców. „Wielkość rocznicy Wyzwolenia Warszawy tkwi w serdecznej pamięci narodu” – pisał w 1921 r. „Kurier Poranny”. Świętowanie różnicował klucz terytorialny, ale też – coraz wyraźniej – polityczne sympatie i antypatie.

Sytuację diametralnie zmienił zamach majowy 1926 r. Piłsudski wrócił – już nie jako głowa państwa, lecz przywódca narodu. Aby umocnić tę nieformalną pozycję, jego zwolennicy postanowili uczynić z niego centralną postać polskiej niepodległości. Okazją były najbliższe uroczystości listopadowe. Tradycyjnie przygotowywały je różne ugrupowania. Ale na kilka dni przed datą organizację ich przejęło państwo. Piłsudski, wtedy premier, podpisał okólnik o ustanowieniu 11 listopada dniem wolnym w administracji i szkolnictwie. Na placu Saskim (wkrótce później nazwanym placem Piłsudskiego) odbyła się defilada. Oficjalnie było to wciąż upamiętnienie wyzwolenia Warszawy, ale ranga 11 listopada rosła. W końcu lat 20. tego dnia świętowano już odzyskanie niepodległości – choć wciąż poniekąd nieformalnie (i nie wszędzie).

Polityczna polaryzacja

Wskazanie 11 listopada jako święta nie było przypadkowe: w ten sposób włączono Piłsudskiego do obozu, który zwyciężył w I wojnie światowej. Dla ówczesnego świata zachodniego dzień podpisania rozejmu w Compiègne w 1918 r. był jedną z najważniejszych dat. Szczególnie czczono ją we Francji, która była wtedy najważniejszym sojusznikiem Polski. Szukano więc w biografii Marszałka wydarzenia, które można by wpisać w historię powszechną. W efekcie wydarzenie ważne, ale przecież nie przesądzające – jakim było przyjęcie dowództwa nad wojskiem – stało się historycznym dogmatem.

Polaryzacja polityczna sprawiła, że wrogie sanacji siły polityczne zaczęły szukać własnych symboli. I tak, Polska Partia Socjalistyczna akcentowała powstanie rządu Daszyńskiego i świętowała 7 listopada. Byli też zwolennicy czczenia 7 października, a nawet 5 listopada 1916 r. Dla obozu narodowego świętowanie „sanacyjnego” 11 listopada było nie do przyjęcia. Piłsudski był wszak wieloletnim przeciwnikiem Dmowskiego, a obóz narodowy utracił władzę właśnie dzięki temu pierwszemu. Dla radykałów z ONR, którą to organizację sanacja zdelegalizowała w 1934 r. po trzech ledwie miesiącach jej działalności, świętowanie 11 listopada w ogóle nie wchodziło już w rachubę.

Ukoronowaniem polityki historycznej sanacji było ustanowienie 11 listopada Świętem Niepodległości. Stało się to dwa lata po śmierci Piłsudskiego. Ustawa z 1937 r. głosiła: „Dzień 11 listopada, jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego wodza narodu w walkach o wolność Ojczyzny – jest uroczystym Świętem Niepodległości”.

Niemal rok później nienaruszalność pozycji Marszałka stała się prawem. Ustawa o ochronie jego imienia stanowiła: „Pamięć czynu i zasługi Józefa Piłsudskiego – Wskrzesiciela Niepodległości Ojczyzny i Wychowawcy Narodu – po wsze czasy należy do skarbnicy ducha narodowego i pozostaje pod szczególną ochroną prawną. (...) Kto uwłacza Imieniu Józefa Piłsudskiego, podlega karze więzienia do lat 5”.

Skreślone i zamazywane

Przed 1939 r. Święto Niepodległości obchodzono tylko dwukrotnie. W czasie II wojny światowej data utrzymała swą symbolikę, nawet wśród części wrogów sanacji. Ale dla zwycięskich po przełomie 1944/45 komunistów była nie do przyjęcia: skreślono ją z kalendarza świąt już w 1945 r. i zastąpiono Świętem Odrodzenia Polski, obchodzonym 22 lipca (tego dnia w 1944 r. podległy Stalinowi Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wydał swój manifest).

W następnych dekadach władze PRL zamazywały 11 listopada, eksponując inne rocznice. Niepodległość wywodzono z rewolucji bolszewickiej, a do grona „bohaterów wolności” włączono Juliana Marchlewskiego i Feliksa Dzierżyńskiego (w 1920 r. to oni mieli objąć władzę nad pokonaną przez bolszewików Polską). Dla Piłsudskiego miejsca nie było. W latach 60. komuniści próbowali zaadaptować do swej tradycji Daszyńskiego, wskazując na 7 listopada jako na datę odzyskania niepodległości – wciąż jednak przedstawiając to jako wydarzenie, któremu impet mieli nadać bolszewicy.

Nieco inaczej było już w 1978 r.: w rozciągniętych na kilka dni uroczystościach pojawił się 11 listopada, przypadającą na ten dzień sobotę uczyniono niepracującą (soboty były wtedy dniami roboczymi). Ale Piłsudski wciąż był na cenzurowanym.

W końcu lat 70. o rocznicy zaczęła przypominać rodząca się opozycja. Demonstracja 11 listopada 1979 r. dla jej organizatorów zakończyła się przed sądem. Sędzia warszawskiego Sądu Rejonowego Andrzej Kryże uznał, że oskarżony „demonstracyjnie okazywał lekceważenie dla Narodu Polskiego przez to, że w miejscu szczególnego kultu Polaków, jakim jest Grób Nieznanego Żołnierza – symbol poległych w walce o odzyskanie niepodległości – w swoim wystąpieniu odnosił się bez szacunku i pogardliwie wobec Narodu Polskiego, podnosząc mu m.in., że nie jest narodem wolnym i niepodległym”. Wyrok na Bronisława Komorowskiego, bo m.in. o nim mowa, skasował dopiero Sąd Najwyższy w 2016 r.

Powrót

Marszałek został „zrehabilitowany” dopiero w 1988 r., w 70. rocznicę: cenzura zwolniła nadzór i prasę zalały jego portrety. Po raz pierwszy od 60 lat trafił on też na znaczek pocztowy: wśród ośmiu „ojców niepodległości” (Piłsudski, Paderewski, Daszyński, Witos, Narutowicz, Wojciechowski, Korfanty) znalazło się tu nadal miejsce dla... Marchlewskiego. Dzierżyńskiego władze PRL wolały już nie przypominać, ale wciąż brakowało Dmowskiego. 11 listopada 1988 r. przewodniczący Rady Państwa i pierwszy sekretarz KC PZPR Wojciech Jaruzelski przewodził uroczystościom na ówczesnym placu Zwycięstwa (dawniej i dziś – placu Piłsudskiego).

Owocem zachłyśnięcia atmosferą obchodów było przywrócenie rocznicy do kalendarza świąt państwowych. Dokonał tego jeszcze ostatni sejm PRL: 15 lutego 1989 r. ustanowił Narodowe Święto Niepodległości („Dla upamiętnienia rocznicy odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego oraz walk pokoleń Polaków o wolność i niepodległość”). Ale posłanka-sprawozdawca wciąż zaklinała rzeczywistość: „Łącznie ze Świętem Odrodzenia 22 lipca – Narodowe Święto Niepodległości stanowić będzie całościową formę upamiętniania rocznic najważniejszych w dziejach państwa polskiego”. W ten sposób rok 1989 był jedynym, gdy świętowano państwowo i 22 lipca, i 11 listopada. Rok później komunistyczne święto zniesiono.

W wolnej już Polsce 11 listopada stał się – wbrew ideologicznym sporom dwudziestolecia międzywojennego – jedną z dat najbardziej integrujących Polaków. Datą, w której łączą się Piłsudski i Dmowski, Paderewski i Daszyński, Witos i Korfanty oraz wielu, wielu innych – socjalistów i piłsudczyków, endeków i ludowców.

Polecamy: 1918. Wielkie Powstanie Listopadowe - dodatek specjalny do "TP"

Inna sprawa, że chciałbym zobaczyć ich zdziwienie, gdyby dowiedzieli się, że jest to ich wspólne święto.©

Dr hab. ANDRZEJ ZAWISTOWSKI jest adiunktem Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej SGH. W latach 2012-16 dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2018