Siedmiu mężów i ona jedna

Saduceuszy można postawić w jednym szeregu z niektórymi dzisiejszymi teologami akademickimi, a jeszcze bardziej z domorosłymi, którzy każdą wątpliwość rozstrzygają powiedzeniem: nigdy nie słyszałem, żeby Kościół coś takiego głosił.

04.11.2019

Czyta się kilka minut

Można odnieść wrażenie – mówi Leszek Kołakowski – że na wydziałach teologii ostatnią rzeczą, o której się słyszy, jest Bóg: mówi się o symbolach religijnych, o sprawiedliwości społecznej, o zaangażowaniu, o wymiarze historycznym. Cóż to za spektakl! Załamuje się wiek oświecenia i racjonalizmu, światła oświecenia gasną wszędzie, ale nie w Kościołach i u teologów”.

O co więc poszło saduceuszom w sporze z Jezusem o los człowieka po śmierci? Zwyczajnie, za wszelką cenę chcieli udowodnić, że tylko oni posiadają prawdziwą wiedzę o rzeczywistości, a Jezus się myli. A każdy niezgadzający się z nimi właściwie powinien przestać istnieć.

Adwersarze Jezusa uciekają się do argumentacji z tzw. zdrowego rozsądku, co zresztą nie musi być naganne. Przecież to oczywiste pytanie, że jeśli umarli wyjdą z grobów żywi, to co będzie np. z kobietą, która siedem razy wychodziła za mąż? Którego z tych siedmiu mężczyzn, po ich zmartwychwstaniu, będzie żoną? To zdroworozsądkowe twierdzenie podpierali argumentem z Biblii: „Jeśli bracia mieszkają razem – czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa – a jeden z nich umrze i nie pozostawi syna, to żona zmarłego nie może wyjść za mąż za kogoś spoza rodziny, lecz jej szwagier ma przyjść do niej, wziąć ją za żonę i w ten sposób wypełnić wobec niej obowiązek szwagra”. Gdyby jednak ów mężczyzna nie chciał się z nią ożenić, wtedy pójdzie ona „do bramy miasta, do starszych, i powie: Mój szwagier nie chce podtrzymać imienia swojego brata w Izraelu, bo nie chce wypełnić wobec mnie obowiązku szwagra. Wówczas starsi miasta wezwą go i będą go przekonywać”. Ale jeśli nadal będzie się upierał przy swoim, wtedy wdowa „napluje [mu] w twarz i powie: Tak należy traktować człowieka, który nie chce odbudować rodziny swojemu bratu”.

Jakie rozwiązanie tego kazusu znalazł Jezus, wiemy. A dzisiaj? Też z „życiem po życiu” mamy kłopot. „Proponujemy więc następujące rozwiązanie – mówi Ladislaus Boros. – Zmartwychwstanie dokonuje się w momencie śmierci, ale jest ono jeszcze nieskończone. Ciału zmartwychwstałemu potrzebny jest przeistoczony, przemieniony kosmos jako przestrzeń z istoty przynależna do ciała. Nasze cielesne zmartwychwstanie przeżywać możemy w pełni dopiero wtedy, gdy świat znajdzie się w stanie przemienienia. Przeto ostatecznym spełnieniem się zmartwychwstania, które już dokonało się w śmierci, byłoby pełne chwały przeistoczenie świata u kresu czasu”.

Z tego wynika, że ziemię najlepiej jest oglądać w światłach nieba. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, publicysta, poeta. Autor wielu książek i publikacji, wierszy oraz tłumaczeń. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2019