Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szefowa resortu podała, że o ponad 10 tys. wzrosła w roku szkolnym 2018/2019 liczba etatów w przedszkolach oraz szkołach, a o 7 tys. liczba nauczycieli. Nie dodała już, że wzrost zatrudnienia wiąże się w dużej mierze ze zwiększonym popytem na pedagogów przedszkolnych po wejściu w życie obowiązku zapewnienia przez gminy miejsca trzylatkom, i że równolegle z przyjęciem do pracy jednych pedagogów inni (w liczbie kilku tysięcy) w efekcie reformy pracę stracili.
Co innego jednak niż statystyczne zawiłości nadaje się na podsumowanie mijających dwóch lat PiS-owskiego remontu oświaty: ani opozycji, ani ZNP nie udało się przez ten czas przekonać Polaków, że szkole dzieje się krzywda (we wrześniu 67 proc. pytanych mówiło CBOS-owi, że obecny system jest lepszy od poprzedniego, z gimnazjami). A znalazłyby się ku temu argumenty: przeładowane podstawy programowe, chaos w ośmioklasowych podstawówkach, lęk uczniów i rodziców przed pojawieniem się za niecały rok tzw. podwójnego rocznika licealnego.
Nic z tego nie przebiło się do opinii publicznej. Znakiem firmowym „dobrej zmiany” w edukacji po dwóch latach pozostaje więc tyleż sama – nieprzemyślana i szkodliwa – reforma, co zdumiewająca słabość jej krytyków. W tych warunkach minister może sobie bezkarnie wystawiać dowolne oceny. ©℗
Czytaj także: Przemysław Wilczyński: Rodzic? Nieobecny!