Ruch oburzonych akademików

Naukowcy byli w III RP dość spokojną grupą społeczną. Wygląda na to, że i u nich miarka się przebrała.

08.02.2015

Czyta się kilka minut

Inauguracja roku akademickiego na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, Olsztyn, 2013 r. / Fot. Tomasz Waszczuk / PAP
Inauguracja roku akademickiego na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, Olsztyn, 2013 r. / Fot. Tomasz Waszczuk / PAP

Szkoda, że nie działo się to na kampusie Uniwersytetu Warszawskiego, tylko w oddalonej o kilka kilometrów sali konferencyjnej jednej z czołowych polskich organizacji pozarządowych. Ale nie bądźmy zbyt wymagający, bo i tak zapachniało rokiem 1968: atmosferę chaotycznej (choć sympatycznej) rebelii umiejętnie podgrzewali organizatorzy z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej.


KKHP to dość luźna organizacja powołana przez grupę bojowo nastawionych doktorantów i młodszych pracowników naukowych z różnych ośrodków uniwersyteckich. Nie jest ich może wielu, ale świetnie wiedzą, jak robić wokół siebie szum. Zdążyli już zasłynąć kilkoma akcjami, np. obroną filozofii na Uniwersytecie w Białymstoku (której groziło zamknięcie z powodu oszczędności) albo listem do rektora UW (wręczonym w asyście dziennikarzy), w ostrym tonie domagającym się traktowania personelu sprzątającego jako takich samych pracowników uniwersytetu, co – powiedzmy – profesorów.


Kulminacją ich dotychczasowych działań był zeszłotygodniowy Kongres „Kryzys uczelni – kryzys nauki – kryzys pracy”. Nazwa to może zbyt szumna, jak na jednodniową konferencję z raptem dwoma panelami, niemniej KKHP osiągnął swój cel.


– Chcemy pokazać Ministerstwu, że środowisko naukowe się ocknęło, a czara goryczy została przelana. Nas nie da się już uciszyć – mówił jeden z organizatorów imprezy, 29-letni doktorant filozofii religii z UW Aleksander Temkin. Zapowiadając, że jeżeli „oburzeni” akademicy nadal będą ignorowani, to koniec ze spokojem społecznym na uniwersytecie.


Zostawmy na boku pytanie, czy nie są to pogróżki trochę na wyrost, i sprawdźmy, o co faktycznie chodzi. Już w pierwszej chwili uderza nowa jakość protestów, bo tu nie idzie tylko o pieniądze. Owszem, chroniczne niedofinansowanie polskiej nauki jest zawsze ważnym tłem. Ale „wkurzonym” chodzi o coś więcej – o praktyczne skutki trwającej od początku rządów PO reformy szkolnictwa wyższego. Miała ona polegać na wpuszczeniu w skostniałe struktury akademii trochę świeżego rynkowego podejścia, a wyszła z tego pełzająca komercjalizacja.


Weźmy np. system grantów. Wcześniej było tak, że Ministerstwo dzieliło pieniądze na badania pomiędzy wszystkie ośrodki akademickie w kraju. Skromne, bo skromne, ale zapewniało to wszystkim placówkom w miarę stabilną perspektywę finansową. Stworzenie systemu grantowego wprowadziło między nimi zabójczą konkurencję. Szansa na otrzymanie grantu wynosi dziś jakieś 13 proc., a to oznacza, że stworzono system, w którym zwycięzca bierze wszystko. Co z przegranymi? Muszą ciąć koszty, i to na ślepo. Np. upychając studentów w większe grupy (spadek poziomu).


Jeszcze gorszy jest upadek uniwersytetu jako solidnego miejsca pracy. Kokosów nie zarabiało się tu nigdy, ale teraz brak nawet fundamentalnej pewności zatrudnienia. To dlatego KKHP wziął się za obronę sprzątaczek: „Kto nam zagwarantuje, że doktoranci czy młodsi pracownicy naukowi nie zostaną outsourcowani do firmy zewnętrznej w następnej kolejności?” – pytają.


Innym problemem jest fakt, że chroniczne niedofinansowanie wpycha uniwersytet coraz mocniej w ramiona kapitału prywatnego. Co do zasady nie ma w tym nic złego, problem tylko, by nie przekroczyć granicy, za którą kończy się korzystna dla obu stron współpraca biznesu z akademią, a zaczyna uzależnienie. Tego ostatniego nie da się pogodzić z etosem akademickiej wolności badań i poszukiwania prawdy. No, chyba że ktoś nie wierzy w takie bujdy jak etos i wyznaje zasadę „kasa, misiu, kasa”. Młodzi gniewni z KKHP i tu mają zestaw ciekawych pomysłów, np. większe otwarcie uniwersytetu na związki zawodowe i wpajanie studentom podstawowych praw pracowniczych. Co zmniejszy nieco merkantylny przechył w kierunku praktyczności i przedsiębiorczości, który obecnie mamy na kampusach (np. w formie obowiązkowych bezpłatnych staży).


Można oczywiście machnąć na to ręką. Zbyć jako lewackie albo roszczeniowe bajdurzenie i parafrazując (oczywiście nieświadomie) Gomułkę powiedzieć: „dość wiecowania, czas wracać do roboty”. Może nawet usłuchają i wrócą do swoich pokoików, toalet na kluczyk i udawania, że robią wielką naukę na światowym poziomie za pensje zbliżone do płacy minimalnej. Opinia publiczna będzie mogła powtarzać, że uniwersytety, że kuźnie kadr i że fabryki innowacyjności. Za jakiś czas spotkamy się znów w tym samym miejscu, tyle że z dużo większym poczuciem straconego czasu, frustracji i niezadowolenia. ©

RAFAŁ WOŚ jest publicystą „Dziennika Gazety Prawnej”. W 2014 r. opublikował książkę „Dziecięca choroba liberalizmu”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2015