Proboszcz ewangelicki: nigdy nie mówię, że u nas najprościej o zbawienie

KS. ŁUKASZ OSTRUSZKA: Nigdy nie mówię, że w naszym Kościele jest pełnia środków zbawienia albo że gwarantujemy do niego najlepszą drogę. Powinniśmy się wszyscy wyzbyć pychy myślenia, że u nas jest lepiej.

16.01.2023

Czyta się kilka minut

 / JACEK TARAN
/ JACEK TARAN

MACIEJ MÜLLER: Rok temu wygrałeś wybory na proboszcza krakowskiej parafii ewangelickiej. Jak wyglądała kampania wyborcza?

KS. ŁUKASZ OSTRUSZKA: Cenię demokrację w Kościele. Jest trudna, czasochłonna, ale stanowi bezpiecznik przed nadużyciami, no i daje całej wspólnocie możliwość kształtowania życia zboru. Nie wyobrażam sobie, żeby biskup miał mnie gdzieś wysłać jako proboszcza, a wierni zaakceptować. To oni wiedzą najlepiej, czego potrzebują od swego duszpasterza. Nie mówiłbym jednak o kampanii wyborczej. Był konkurs kazań, a po nim spotkanie z wiernymi, na którym mogłem opowiedzieć, jak widzę przyszłość zboru i moją rolę.

O czym było kazanie?

O wyznaczonym przez Kościół tekście, zgodnie z tematem niedzieli. Poprowadziłem tamto nabożeństwo jak każde inne. Mam zresztą wrażenie, że parafianie bardziej patrzą nie na zaprezentowane umiejętności, tylko na to, jak kandydat buduje z nimi relację, jak się komunikuje, jaki ma styl bycia i działania. W rozmowach podkreślałem, że chcę rozwijać pracę duszpasterską, abyśmy skutecznie dzielili się Ewangelią z naszym miastem. Kontynuować i wzmacniać fantastyczną pracę z dziećmi, bo mamy nabożeństwa dla dzieci prowadzone przez świetnych ludzi, w tym z wykorzystaniem metody Godly Play, ułatwiającej towarzyszenie dzieciom w odkrywaniu ich własnej duchowości. A ponadto zbudować grupę młodzieżową i odtworzyć studencką. Poza tym podkreślałem, że musimy zadbać o majątek materialny zostawiony nam przez przodków.

Robiłeś wcześniej rozpoznanie?

Jesteśmy małym Kościołem, luteranów jest w Polsce trochę ponad 60 tys., więc z grubsza wiadomo, która parafia ma jakie potrzeby. Dzięki demokracji i współodpowiedzialności wiernych za Kościół – co płynie z zasady powszechnego kapłaństwa – ktoś, kto żyje Kościołem, zna innych. Więc nie byłem postacią anonimową, mimo że wcześniej pracowałem w Warszawie, Wiśle i Katowicach.

Krakowscy luteranie nie ukrywają, że parafia przechodzi poważny kryzys. Przez rok przed Twoim przyjściem nabożeństw nie prowadził proboszcz, tylko diakonka.

Mój poprzednik zdecydował, że chce poświęcić się pracy terapeuty. Najpierw poszedł na roczny urlop, później zrezygnował z funkcji proboszcza, pozostając duchownym ewangelickim. Administratorem parafii był w tym czasie biskup diecezjalny dojeżdżający z Katowic, ale na miejscu była diakonka Wiktoria Matloch, która zapewniała opiekę parafii. Znalazła się zresztą w zeszłym roku w gronie kobiet, które jako pierwsze zostały ordynowane w naszym Kościele na księży, dziś służy jako wikariuszka w jednej z warszawskich parafii. Zmiany są oczywiście trudne, rodzą napięcia, wyzwania i problemy, ale jako ewangelicy nie boimy się takich sytuacji. Mamy doświadczenie w radzeniu sobie z trudnościami.

Na przykład?

Pierwsze publiczne nabożeństwo ewangelickie w Krakowie odbyło się w sierpniu 1557 r. i od tego momentu datujemy początek naszej parafii. Niemal od zawsze była to parafia dwuwyznaniowa, łącząca tradycje kalwińskie z luterańskimi. Do tego dochodziły kwestie różnic narodowościowych, bo był to duchowy dom dla imigrantów. Poza tym do naszego zboru, z czego jestem dumny, należeli i należą ludzie silnych charakterów, mający swoje zdanie. To nigdy nie było miejsce, w którym proboszcz czy ktoś z rady parafialnej mógłby powiedzieć coś ex cathedra, a reszta by to posłusznie przyjęła. Po wyborach zdarzały mi się spotkania, na których słyszałem: „ja na księdza nie głosowałem i nie popieram”. Dzisiaj w większości przypadków dobrze nam się jednak współpracuje. Często podkreślam, że możemy się ze sobą spierać. Każdy musi mieć możliwość otwartego wypowiedzenia opinii bolesnych i budzących emocje. Musimy jednak pamiętać o granicach i biblijnym przesłaniu, by nad naszym gniewem nie zachodziło słońce. Jako chrześcijanie musimy umieć napominać siebie nawzajem, a nie być dla siebie na siłę mili albo tkać intrygi.

O co się spieracie?

O różne rzeczy ważne dla parafii. W skali całego Kościoła na ogół o zakres kompetencji osób i gremiów, a także o sprawy majątkowe, czyli o to, jak wykorzystać dary, które od Boga otrzymaliśmy. Pojawiają się różne pomysły na ich wykorzystanie. Do niedawna mieliśmy spór o ordynację kobiet. Zwolennicy uważali, że to wstyd, że w Polsce nadal nie posługują kobiety, przeciwnicy – że to wstyd, że chcemy to umożliwić. Po latach na szczęście udało się naprawić błędy i wprowadzić ordynację kobiet na księży.

Parafię dzielicie z kalwinistami – ewangelikami reformowanymi – a przecież macie zupełnie inne podejście do Eucharystii. Oni wierzą w symboliczną obecność Chrystusa, wy – w realną. Wydawałoby się, że dzieli Was więcej od nich niż od katolików.

Z ewangelikami reformowanymi od czasu przyjęcia przed 40 laty tzw. Konkordii Leuenberskiej mamy pełną wspólnotę ołtarza i ambony. W przeciwieństwie do wielu innych dokumentów ekumenicznych, które pozostają literami na papierze, ten został przełożony w sposób głęboki i skuteczny na codzienność. W duchu szacunku dla różnic tworzymy wspólnotę. Cieszę się z pracy w parafii dwuwyznaniowej. Reformowani stanowią w niej mniejszość, ale mają pełnię praw i obowiązków, a reprezentantka Kościoła Reformowanego zasiada w radzie parafialnej. Mnie zawsze fascynowało wiele elementów wyznania reformowanego, kiedyś zastanawiałem się nawet nad konwersją. Ale ostatecznie pozostałem przy luteranizmie.

Wierzysz w realną czy symboliczną obecność Chrystusa w Eucharystii?

Wierzę, że Boga spotykamy zarówno w Słowie, jak i w sakramencie. Mówimy często, że sakrament to „szczególny język Boga”, którym porozumiewa się z człowiekiem. Reformacja jasno określiła, że jest to święta czynność, w której pod widzialnymi znakami otrzymujemy niewidzialną łaskę Boga. Dla mnie najistotniejsza jest jednak wspólnota. Podczas komunii świętej stajemy, klęczymy obok siebie, ponad naszymi podziałami, równi sobie, tak samo grzeszni i tak samo ukochani przez Boga. Możemy się spierać o to, czy to obecność symboliczna, czy realna i w jakim sensie realna, ale jakie to ma znaczenie? Chodzi o obecność i wspólnotę.

Wychowałeś się na Śląsku Cieszyńskim, gdzie luteranów jest sporo. Jak czujesz się w Krakowie, gdzie prowadzisz diasporę kilkuset osób?

Na Śląsku Cieszyńskim mieszka połowa stanu liczebnego naszego Kościoła, ale mniejszością nie jesteśmy tylko w Wiśle. Właściwie wszędzie jesteśmy ­diasporą. Ale czy to nas określa? Chyba nie. Nie chodzi o liczebność, nie wychodzimy na ulicę, żeby ściągać wiernych.

Zaraz, a te plakaty przed kościołem o „Spotkaniach z wiarą” dla dorosłych?

Za jedno z nowych wyzwań uznałem pracę z osobami zainteresowanymi Kościołem. Postanowiliśmy z radą parafialną powiedzieć, że można do nas przyjść, bo dla wielu ludzi nie było to oczywiste.

Mówiąc wprost: chodzi o potencjalnych konwertytów?

O ludzi, których interesuje kościół na Grodzkiej z lekko cofniętą fasadą, na ogół zamknięty w ciągu tygodnia. Którzy coś już słyszeli o ewangelicyzmie i chcą go poznać. Którzy są na rozdrożu i poszukują. Z wezwania Chrystusa, by czynić uczniami wszystkie narody, wynika nie tylko chrzczenie dzieci, ale też wychodzenie do dorosłych i pokazywanie, że istnieje taka propozycja chrześcijaństwa, jak nasza. Ale – tak jak to bywa w innych miejscach w Polsce – wielu po początkowym zainteresowaniu nie decyduje się na konwersję, tylko zostaje sympatykami Kościoła. Albo odkrywa, że ten Kościół, z którego się wywodzą, jednak bardziej im odpowiada – i wraca do niego z nowym spojrzeniem.

Kto przychodzi? Poranieni katolicy?

Głównie ludzie szukający czegoś innego, zaciekawieni wiarą i duchowością ewangelicką. Zdarzają się osoby wściekłe na swoją dotychczasową wspólnotę. Ale i ja, i wszyscy zaangażowani w ­spotkania podkreślamy, że gniew nie jest dobrą motywacją. Decyzja o zmianie wyznania powinna wynikać z duchowych potrzeb, a nie z chęci odegrania się na hierarchach swojego Kościoła. Takie paliwo na długo nie starczy. Rzecz jasna nie bierzemy w nawias zranień, z którymi ludzie do nas przychodzą. Staram się, na tyle, na ile potrafię, pomóc im się z nimi uporać, ale znowu: to niekoniecznie oznacza konwersję.


ZBURZYĆ MUR. KIM JEST ARCYBISKUP ANTHONY POOLA

MARCIN CHODUŃ: 27 sierpnia na konsystorzu papież po raz pierwszy wręczy biret kardynalski niedotykalnemu z Indii. Katoliccy dalici walczą z kastowością – także w Kościele.


Chcemy towarzyszyć ludziom, a nie podbijać statystyki. Cieszę się, kiedy ktoś znajduje swoje miejsce – w Kościele katolickim, prawosławnym, baptystycznym, zielonoświątkowym czy gdziekolwiek indziej i chce tam działać. Każdy Kościół ma swoje problemy – nasz również. Człowiek powinien się odnaleźć całym sobą w swoim Kościele. Jedno jest kluczowe: wspólnota musi być bezpieczna pod względem duchowym, jej członkowie nie mogą być wykorzystywani, manipulowani, szantażowani duchowo.

Przejmowanie wiernych to nie działalność antyekumeniczna?

Chrześcijaństwo to dom z wieloma pokojami. Są różnie urządzone, panuje w nich inna atmosfera – ale znajdują się w jednym budynku. Jeśli ktoś zmienia pokój, nie niszczy jedności. Luter pisał o Kościele niewidzialnym: nie o instytucji, tylko o wspólnocie wszystkich wierzących. O tym, kto w niej jest, a kto nie, wie tylko Bóg. A pozory mogą mylić. Nigdy nie mówię, że w naszym Kościele jest pełnia środków zbawienia albo że gwarantujemy do niego najlepszą drogę. Powinniśmy się wszyscy wyzbyć pychy myślenia, że u nas jest lepiej. Jako ewangelicy uważamy, że to Bóg zbawia, poprzez swoją łaskę daje życie wieczne.

Różnorodność była w chrześcijaństwie od początku. Pierwsze zbory się różniły – to budziło napięcia, ale Kościół nigdy nie był monolitem, przestrzenią, w której obowiązywały te same tradycje. Dążenie do jedności polegającej na tym, że mielibyśmy spotkać się pod parasolem jednego Kościoła, jest błędne. Z drugiej strony irytuje mnie ekumenizm instytucjonalny, czyli oficjalne spotkania, podczas których hierarchowie debatują o tym, jak „znaleźć jedność w różnorodności”.

To jaki widzisz sens ekumenizmu?

Marzę o jedności w codzienności: w której chrześcijanie różnych wyznań są dla siebie przyzwoici, modlą się o siebie i się do siebie uśmiechają. Działamy wspólnie, nie rzucamy sobie kłód pod nogi, nie widzimy w sobie konkurencji, nie wytykamy jedni drugim, że źle odczytują Biblię. Taki ekumenizm na co dzień dzieje się w małżeństwach mieszanych, które muszą ustalić, według jakiego klucza wybierają kościół, do którego pójdą w niedzielę, i w jakiej tradycji wychowają dzieci. Religia nie powinna stawać się powodem konfliktu. Ekumenizm to narzędzie, które może nas zabezpieczyć przed pychą wiary. ©℗

 

KS. ŁUKASZ OSTRUSZKA ma 36 lat, jest absolwentem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Pracował m.in. jako asystent Biskupa Kościoła, jest dziennikarzem i redaktorem zajmującym się tematami technologii, ekonomii i etyki. Do października minionego roku związany był z „Gazetą Wyborczą”, wcześniej publikował m.in. w „Pulsie Biznesu”, „Polityce” i „Tygodniku Powszechnym”. Żonaty, ma córkę.

 

DIALOG EKUMENICZNY W EPOCE ZLODOWACENIA

EKUMENIZM to działalność na rzecz pojednania chrześcijan, dialog wyznań, postawa szacunku wobec innych tradycji – taką definicją posługuje się Polska Rada Ekumeniczna, do której należą Kościół prawosławny, cztery protestanckie oraz polskokatolicki i starokatolicki. W 1948 r. powstała Światowa Rada Kościołów, z którą Kościół katolicki rozpoczął współpracę na fali reform soborowych. Trwający kilka dekad posoborowy entuzjazm doprowadził do podpisania w 1999 r. „Wspólnej deklaracji ws. ­nauki o usprawiedliwieniu” (czyli zbawieniu) przez katolików i luteranów, ale rok później postępy w dialogu zahamowała watykańska deklaracja „Dominus ­Iesus”, która odmawiała protestantom miana Kościoła i akcentowała różnice dogmatyczne i eklezjologiczne. Ruch do dziś nie odzyskał dynamiki, o czym świadczą m.in. nieudane próby niemieckich chrześcijan wywalczenia interkomunii. Luterański biskup Marcin Hintz mówi o „epoce zlodowacenia ekumenizmu”.

Teologowie różnych wyznań prowadzą mimo wszystko dialog, skupiając się na tematach pojmowania Eucharystii, władzy we wspólnotach religijnych i źródeł wiary. Do najważniejszych światowych wydarzeń przeznaczonych dla wszystkich zainteresowanych należy obchodzony w styczniu Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. ©℗ MaM

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Duchowny ewangelicki, wydawca, redaktor i dziennikarz. Wcześniej związany z „Gazetą Wyborczą” i „Pulsem Biznesu”, publikował też m.in. w „Polityce”, „Przekroju”, „Metrze” i „Bloomberg Businessweeku”. Pisze głównie o sprawach gospodarczych i ekonomicznych, a… więcej
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2023