Potępiamy, nie przepraszamy

Jego prezydentura miała być Wielką Zmianą. Nicolas Sarkozy różni się od poprzedników: liberalizm ekonomiczny czy jogging przed kamerami to nowość. Aco ztak gorliwie uprawianą polityką historyczną?.

24.12.2007

Czyta się kilka minut

fot. KNA-BILD /
fot. KNA-BILD /

Czy można zjeść ciastko i mieć ciastko? Sarkozy pokazał, że jest to możliwe. Odwiedzając na początku grudnia Algierię - dawną francuską kolonię - potępił kolonializm, ale nie przeprosił za zło, jakiego Algierczycy doświadczyli od Francuzów. Gospodarze, od lat oczekujący słowa "przepraszamy", uzależniali od niego normalizację stosunków. Jego brak sprawił, że w 2005 r. nie podpisano "traktatu o przyjaźni" między prezydentami Chirakiem i Boutefliką. Tym razem Bouteflika chyba pojął, że na więcej liczyć nie może i złożył podpis pod "traktatem o współpracy". W końcu obu krajom zależy na rozbudowie stosunków gospodarczych.

Postawa Sarkozy’ego nie powinna dziwić: w 2005 r. francuski parlament przyjął ustawę, która głosiła, że programy szkolne mają uznawać "pozytywną rolę francuskiej obecności w Afryce Północnej". Dziś Pałac Elizejski tłumaczył dziennikarzom, że brak przeprosin ze strony Sarkozy’ego wobec Algierczyków wynika z... uczciwości i troski o klarowne spojrzenie na historię.

Koniec pokuty!

Historyk Norbert Frei użył kiedyś określenia "Vergangenheitspolitik" - polityka wobec przeszłości, polityka historyczna - dla nazwania decyzji podejmowanych przez władze RFN w pierwszych latach istnienia tego kraju i odnoszących się do schedy po III Rzeszy. Ich celem było nie tylko postawienie tamy recydywie nazizmu, ale też "odciążenie" społeczeństwa, np. przez amnestię i integrację byłych nazistów w społeczeństwie.

Bardziej ogólnie można zdefiniować politykę historyczną jako zbiór tych deklaracji i decyzji władz danego państwa - Niemiec, Francji, Polski, USA itd. - które odnoszą się do historii. Decyzje takie, z natury polityczne, trudno oddzielić od zbiorowej pamięci różnych grup społecznych. Istnieje zatem relacja między polityką historyczną (i tworzeniem oficjalnej interpretacji przeszłości), pamięcią zbiorową a pamięcią indywidualną. Każdy z tych procesów ma swą dynamikę, a wizje różnych grup mogą prowadzić do konfliktów - nawet przemilczana, przeszłość jest obecna w przestrzeni publicznej.

Jak to wygląda we Francji? Czy nowe pokolenie polityków nadaje polityce historycznej inny ton? W kampanii wyborczej Sarkozy nadał nowy styl debacie o przeszłości: zapowiedział kres "pokutnictwa" (repentance), które przyrównał do "nienawiści do samego siebie". Nawiązując w ten sposób do debat o roli Francji podczas II wojny światowej i jej polityki kolonialnej, Sarkozy chciał odciąć się od Chiraka, który wielokrotnie podkreślał odpowiedzialność kraju za ciemne karty historii. Ale czy polityka historyczna Sarkozy’ego będzie "polityką dumy narodowej", usuwającą w cień mniej zaszczytne chwile? Nie jest to pewne.

Aby lepiej odróżnić zmianę od ciągłości w polityce Sarkozy’ego, warto przypomnieć, że akcenty historyczne stanowiły tylko część jego oferty. Co więcej, zmiany w polityce historycznej mogą okazać się trudne i nieopłacalne. A zatem - niewykonalne.

Syndrom Vichy

Historyk Henry Rousso (patrz rozmowa obok) znany jest jako twórca pojęcia "syndrom Vichy": wprowadził je, by określić stosunek powojennych Republik (Czwartej i Piątej) do rządu francuskiego kolaborującego z III Rzeszą. Syndrom przejawia się w różnych postaciach, np. sposobie oficjalnego upamiętniania wojny, kreowania kategorii ofiar i bohaterów. Odnosi się też do czystek i powojennych procesów, a także decyzji politycznych.

Analizując nastawienie władz i społeczeństwa do Vichy, Rousso zapożyczył terminologię z psychoanalizy. I tak, jego określenie "niedokończona żałoba" odnosi się do lat powojennych (od 1945 r. do połowy lat 50.), gdy Francuzi zacierali ślady okupacji. W wyniku powojennych procesów wykonano ok. 800 wyroków śmierci i skazano dziesiątki tysięcy kolaborantów (urzędników, wojskowych) na więzienie lub pozbawienie praw obywatelskich. Również w powojennym dziesięcioleciu ukształtowały się zbiorowe mity o wojnie, m.in. dzięki zbieżności między gaullistowską a komunistyczną interpretacją tego okresu. Oba ruchy potępiły rząd Vichy, twierdząc, że Francuzi go nie popierali. De Gaulle’owi i jego współpracownikom chodziło przy tym o pojednanie Francuzów i zatarcie podziałów z lat wojny. Komunistom zaś odpowiadało przedstawienie ruchu oporu (résistance) jako mobilizacji patriotycznej i ponadklasowej.

W wyniku tej interpretacji niektóre kategorie społeczne - jak jeńcy wojenni, a przede wszystkim społeczność żydowska - pozostały na marginesie oficjalnego dyskursu. Akcentowanie ruchu oporu i prezentowanie społeczeństwa jako ofiary wojny sprawiło, że wśród miejsc upamiętniających zbrodnie wojenne na pierwszym miejscu umieszczono wioskę Oradour-sur-Glane, której 642 mieszkańców wymordowało SS. W takiej pamięci długo nie było miejsca na "Vél d’Hiv", czyli welodrom na północy Paryża, gdzie w 1942 r. władze francuskie zgromadziły większość z 12 tys. Żydów zatrzymanych podczas łapanek. Po czym wywiozły ich do niemieckich obozów śmierci.

Powrót pamięci

Kolejny etap pamięci o Vichy, który Rousso określa jako "stłumienie" i datuje na lata 1954-71, zapoczątkowały amnestie z lat 50. "Stłumienie" odnosi się do wszelkich form przemilczania współudziału Francuzów w zagładzie Żydów: kolaboracji, antysemityzmu, donosów. Przemilczenia te ułatwiła przynależność Francji, za sprawą de Gaulle’a, do alianckiej koalicji, wkład kraju w integrację europejską i idea pojednania francusko-niemieckiego. Z kolei "stłuczonym zwierciadłem", czyli gwałtownym powrotem elementów stłumionych, nazywa Rousso lata 70. i 80., gdy Vichy wróciła do debat publicznych. Wzmożone zainteresowanie tłumaczyć można wejściem w dorosłość pokolenia powojennego. Dochodzi do tego afirmacja pamięci żydowskiej, gdy - po okresie upamiętniania żydowskiego oporu zbrojnego - zwrócono uwagę ku milionom ofiar Zagłady. Czas ten obfitował w debaty wywołane dziełami poruszającymi "niewygodne" tematy, jak film "Le Chagrin et la Pitié" Marcela Ophülsa, i doprowadził do procesów przeciw urzędnikom Vichy (Paul Touvier, Maurice Papon).

Vichy od dawna nie jest więc tabu. Choć autorem pierwszej pracy podkreślającej francuską inicjatywę w kolaboracji był Amerykanin Robert Paxton (w 1973 r.), odtąd ukazało się wiele francuskich publikacji temu poświęconych. Paxton odrzucił pokutujące jeszcze mity, określające Vichy jako "podwójną grę" wobec "dyktatu okupacji", i wykazał, że np. wiele akcji antyżydowskich było inicjatywą rządu Vichy i że cieszyły się poparciem społecznym.

Mimo tych faktów przywódcom francuskim, hołdującym zasadzie ustanowionej przez de Gaulle’a (że Vichy to "wypadek", "nawias" w historii Francji), z trudem przyszło publiczne uznanie odpowiedzialności ich państwa w Holokauście. Nie zdobył się na to prezydent François Mitterrand. Dopiero Jacques Chirac wyraził w 1995 r. publicznie ubolewanie z powodu deportacji 70 tys. Żydów przez państwo francuskie.

W lipcu, odwiedzając memoriał Shoah w Paryżu, Sarkozy stwierdził, że nie może "nic dodać ani ująć z pięknego przemówienia Chiraka" z 1995 r. A jednym z pierwszych jego publicznych wystąpień był udział, u boku Chiraka, w uroczystości upamiętniającej zniesienie niewolnictwa. Wygląda więc, że mimo brawurowych wypowiedzi "Sarko" nie należy oczekiwać radykalnego zwrotu w oficjalnym dyskursie historycznym.

Hołd dla kolonializmu

Skoro zaczęliśmy od Algierii: to właśnie stosunek do kolonializmu jest kolejnym kluczowym rozdziałem polityki historycznej.

Gorącą debatę o kolonizacji wywołała ustawa, przyjęta przez Zgromadzenie Narodowe w 2005 r. i sformułowana pierwotnie głównie z myślą o harkis, jak nazywa się Algierczyków walczących po stronie francuskiej. Kontrowersje wywołał punkt, że "programy szkolne uznają pozytywną rolę francuskiej obecności w krajach zamorskich, a przede wszystkim w Afryce Północnej, i oddają historii i poświęceniom kombatantów wywodzącym się z tych terytoriów należny im hołd". Takie "asertywne" podejście do kolonizacji - by nie rzec: oddanie hołdu polityce kolonialnej - było nie tylko reakcją na wcześniejsze, krytyczne dyskusje o działaniach armii francuskiej w Algierii (w ostatnich latach wiele publikacji poświęcono np. torturom), lecz także próbą opisania na nowo polityki kolonialnej. Choć, czy całkiem na nowo...?

Jest coś, co łączy taki dyskurs o kolonizacji z dyskusjami prowadzonymi w XIX w.: odniesienie do ideologii republikańskiej. Dla XIX-wiecznej Trzeciej Republiki, która na budynkach publicznych ryła słowa "Wolność, Równość, Braterstwo", podboje kolonialne były czymś oczywistym. Nie widziano sprzeczności, popierali je politycy, misjonarze, intelektualiści. Efekt: idea uniwersalności praw człowieka znalazła wyjątek w praktykach kolonialnych. Minister edukacji Jules Ferry, promotor modelu szkoły "darmowej, laickiej i obowiązkowej", głosił tezę o "rasach niższych", które należy edukować. Victor Hugo usprawiedliwiał kolonizację argumentami filantropijnymi: jako wkład do pokoju i postępu. Po utracie Alzacji i Lotaryngii na rzecz Prus w 1871 r., zamorskie podboje traktowano jako rekompensatę i dowód potęgi Francji.

Czy twórcy ustawy z 2005 r. obawiali się, że krytyka polityki kolonialnej osłabi pozycję Francji? W przeciwieństwie do Trzeciej Republiki, ustawa z 2005 r., poparta głównie przez prawicę, nie mogła liczyć na szerokie poparcie w społeczeństwie. Przeciwnie: wywołała sprzeciw części opinii publicznej i negatywne reakcje historyków oraz mniejszości wywodzących się z byłych kolonii. Sprzeciw ten sprawił, że Chirac poprosił o skreślenie kontrowersyjnego artykułu.

Wśród historyków linie podziału biegły inaczej. Grupa specjalistów od historii najnowszej sprzeciwiła się wszelkiej ingerencji parlamentu w pisanie historii w obawie, że politycy zechcą narzucać naukowcom interpretacje niezgodne z ich wizją. Jednak nie wszyscy historycy podzielają ten pogląd. Wielu uważa, że choć dekretowanie "właściwej" interpretacji jest niebezpieczne, to niektóre ustawy (np. ustawa karząca negowanie Holokaustu) są potrzebne.

A trzeba przyznać, że przykładów, gdy ustawodawca zabiera głos o przeszłości, we Francji nie brakuje. W 2001 r. tzw. ustawa Taubira (od nazwiska deputowanej z Gujany) określiła transatlantycki handel niewolnikami za "zbrodnię przeciw ludzkości". Rok później inna ustawa uznała rzeź Ormian w 1915 r. za ludobójstwo. W 2006 r. posunięto się dalej, ustalając kary dla tych, którzy zechcą to ludobójstwo negować.

I za, i przeciw

A Sarkozy? Jego stosunek do dziedzictwa kolonializmu jest dwuznaczny. Prezydent chce zadowolić różne występujące tu "grupy interesu". Z jednej strony, ten zdeklarowany zwolennik "dyskryminacji pozytywnej" (affirmative action) zaprosił do rządu potomków imigrantów. Ministrem sprawiedliwości została Rachida Dati, której rodzice wywodzą się z Afryki Północnej, a sekretarz stanu ds. praw człowieka Rama Yade urodziła się w Senegalu. Z drugiej strony, stworzył ministerstwo ds. imigracji, integracji i tożsamości narodowej, które zaostrza politykę migracyjną.

Wygląda na to, że "retoryka przełomu" miała usunąć na drugi plan fakt, że Sarkozy był ministrem spraw wewnętrznych w rządach prawicowych, co z trudem kwalifikowało go na męża opatrznościowego ponad podziałami. Poza tym profity polityczne, jakie mogłoby przynieść spełnienie przedwyborczych zapowiedzi, są w sferze polityki historycznej ograniczone. Francuzi oczekują od "Sarko", że w gospodarce i sprawach socjalnych "będzie inaczej, ale nie gorzej". Deklaracje o przywracaniu Francuzom poczucia dumy i końcu rozliczeń z historią można zakwalifikować jako element walki wyborczej, dla przejęcia wyborców głosujących przedtem na skrajnie prawicowy Front Narodowy. I przyznajmy:to się udało. h

DOROTA DAKOWSKA jest doktorem nauk politycznych, wykładowcą Uniwersytetu Roberta Schumana. Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]