Nieznośna niepewność bytu

Demonstracje, kamienie rzucane w policję, kwiaty we włosach... A jednak rok 2006 niewiele ma wspólnego z rokiem 1968. Owszem, współczesnej francuskiej młodzieży imponować może ruch, w którym uczestniczyli jej obecni nauczyciele. Jednak porównanie kończy się na atrybutach zewnętrznych. Dziś młodzież nie musi krzyczeć "zabrania się zabraniać!, za to jest w gorszej sytuacji życiowej niż rówieśnicy sprzed 40 lat.

11.04.2006

Czyta się kilka minut

fot. AP - Agencja Gazeta /
fot. AP - Agencja Gazeta /

Trwające od tygodni protesty doprowadziły do blokady połowy uniwersytetów. Do studentów dołączali licealiści, do nich związkowcy. Za demonstracjami podążali osobnicy, którzy do żadnej z tych grup się nie zaliczają, ale korzystają z okazji, by wyrazić swą frustrację i niechęć do autorytetu pod wszelkimi postaciami.

Wychodząc poza oceny krytykujące "skostniałą młodzież" bądź "głuchy rząd", warto zastanowić się nad tym kryzysem jako symptomem. Wokół konfliktu o proponowaną przez rząd tzw. umowę o pierwszą pracę (CPE; pozwala ona zwolnić młodego pracownika przez dwa lata bez podania przyczyn) krystalizują się bowiem nie tylko gry partyjne, ale także obawy młodzieży przed przyszłością oraz kłopoty systemu edukacyjnego.

Ból głowy w prima aprilis

Ostatnim etapem konfliktu o CPE stała się decyzja Trybunału Konstytucyjnego, uznająca ustawę za zgodną z konstytucją. Spodziewając się takiego orzeczenia, studenci i związkowcy wzmogli presję na prezydenta, aby jej nie podpisywał. Jacques Chirac złożył jednak swój podpis 31 marca, licząc na (częściowe) zaspokojenie każdej ze stron sporu: z jednej strony prezydent wsparł bliskiego mu premiera Dominique'a de Villepina (który od tygodni starał się przeforsować ustawę), z drugiej zaś, by uspokoić opinię publiczną, zaproponował skrócenie okresu próbnego, jaki przewiduje umowa, do jednego roku (zamiast dwóch) oraz wprowadzenie zapisu obligującego pracodawców do podania przyczyny zwolnienia młodego pracownika.

Ruch ten stanowi teraz trudny do zgryzienia orzech dla prawników: formalnie promulgowana ustawa powinna natychmiast wejść w życie, tymczasem podpisując ją, prezydent... odesłał dokument niezwłocznie do parlamentu, aby ten wprowadził proponowane przez niego zmiany. Według niektórych konstytucjonalistów, prosząc pracodawców o niestosowanie ustawy, którą sam podpisał, Chirac złamał prawo.

Sytuacja ta jest smacznym kąskiem dla analityków życia politycznego we Francji: z zamieszania korzysta rywal premiera w walce o nominację na kandydata prawicy do fotela prezydenckiego w 2007 r., minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy. Bo ustawę ma zmodyfikować partia, której przewodzi Sarkozy (UMP), dominująca w Zgromadzeniu Narodowym. On sam nie tracił dotąd okazji, by dystansować się od premiera podczas próby sił między rządem a demonstrantami: mimo początkowej solidarności (werbalnej) z rządem, którego jest członkiem, zaczął nawoływać do "zawieszenia" projektu CPE na pół roku w celu przedyskutowania go. Jednocześnie nie zaprzestał budowania swego wizerunku medialnego - czy to zapowiadając surowe rozprawienie się z chuliganami, którzy doprowadzili do ekscesów podczas demonstracji, czy to osobiście asystując policji podczas starć na Placu Republiki.

Nowy "rok '68"?

Demonstracje gromadzące codziennie ponad milion osób, młodzieżowy charakter ruchu, blokada uniwersytetów, wiece, rzucanie kamieniami brukowymi w policję, hasła na murach, kwiaty we włosach... A jednak, wbrew pozorom, rewolta "wiosny 2006" niewiele ma wspólnego z wydarzeniami z maja 1968 r. Niewykluczone, że francuskiej młodzieży imponuje ruch "roku '68", w którym uczestniczyła część ich rodziców, a w każdym razie ich nauczycieli szkolnych i akademickich. Świadczy o tym nawiązanie przez dzisiejszych manifestantów do niektórych haseł sprzed blisko 40 lat czy też do pewnych elementów ubioru, jak również okupacja Sorbony w pierwszych dniach strajku.

Jednak na tym porównanie się kończy. Dziś młodzież nie musi krzyczeć "zabrania się zabraniać!", gdyż zakazy obyczajowe jej nie krępują. Co więcej, 40 lat temu przed młodymi z "pokolenia '68" życie zawodowe stało otworem: w tamtych tłustych latach o bezrobociu się nie myślało. Studenci, którzy obwieszają się dziś naklejkami r?ve générale (gra słów: gr?ve générale znaczy strajk generalny, a r?ve - marzenie, sen), wyrażają zatem raczej nostalgię za tamtymi czasami niż powtórkę z historii. Bo o pełnym zatrudnieniu można dziś tylko marzyć.

Tego zdania są przeciwnicy blokady uniwersytetów, którzy próbowali (w większości bezskutecznie) przeciwstawić się blokującym. Nie wszyscy zaliczają się do fanów Villepina, Sarkozy'ego czy CPE. Co bardziej zdeterminowani spośród nich gromadzili się przed Panteonem albo przed merostwem Paryża, próbując białymi kwiatami przekonać do pokojowego i apolitycznego charakteru mobilizacji.

Dalej: dziś nikt nie domaga się już prawa do wolnej miłości. Młodzież, która gromadzi się w Dzielnicy Łacińskiej, jest skłócona i niejednolita. Ale łączy ją jedno: niepewność jutra. Można - upraszczając - wyodrębnić wśród niej trzy grupy. Po pierwsze tych, którym CPE nie przeszkadza, gdyż wiedzą, że z konkurencji na rynku pracy wyjdą obronną ręką. Druga grupa, dominująca na manifestacjach, przeciwstawia się spychaniu ciężaru kosztów reform społecznych na młodzież i protestuje przeciw statusowi "pracownika - kleenexa", którego można wyrzucić jak chusteczkę jednorazową (część manifestuje, wykazując się inwencją i poczuciem humoru; część natomiast pracuje, bo nie ma innego wyjścia). Wreszcie grupę trzecią, najbardziej widoczną głównie pod koniec demonstracji, stanowią młodzi mieszkańcy ubogich przedmieść, którzy na "zadymy" przychodzą po to, by rozbijać sklepy i rzucać kamieniami w policję.

Ten nowy fenomen, utrudniający pokojowe manifestacje, zauważono już podczas zeszłorocznej mobilizacji licealistów. Przywdziani w dresy i kaptury, ci młodzi, nierzadko wywodzący się z imigracji, atakują demonstrujących uczniów, którym wyrywają telefony komórkowe, i napadają na dziennikarzy (z "niesłychaną przemocą", jak wyraził się dziennikarz umiarkowanego skądinąd "Le Monde"), a w końcu, u boku anarchistów, obrzucają, czym się da, uzbrojonych po zęby policjantów i jednostki specjalne. Te zaś odpowiadają im gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. Przemoc francuskich "blokersów" jest na miarę ich frustracji: o ile przeciętne bezrobocie wśród młodzieży sięga 25 proc., w blokowiskach przekracza 50 proc.

CPE: lek na wszystko?

Wszelako eskalacja przemocy i mobilizacja młodzieży mają jeszcze szerszy kontekst: wydarzenia "wiosny 2006" można rozpatrywać także jako symbol problemów, które uwidoczniły się w społeczeństwie francuskim w ciągu ostatnich lat. Są one jednocześnie reakcją na przemiany na rynkach pracy Unii Europejskiej i na nowy światowy podział pracy, nazywany globalizacją.

Oficjalnie "umowa o pierwszej pracy" miała być panaceum na problemy młodzieży: alternatywą dla stażów i kontraktów krótkoterminowych, które są często jedyną szansą młodzieży na zaczepienie się na rynku. Jednak dla większości Francuzów CPE nie jest szczęśliwym rozwiązaniem. Paradoksalnie, nie jest też marzeniem pracodawców, gdyż "umowa" to tylko kolejny gadżet wśród dużej ilości podobnych kontraktów, mających nakłaniać do zatrudnienia. Tymczasem wielkim koncernom CPE nie jest potrzebny, a małe przedsiębiorstwa, dla których umowę stworzono, aby mogły elastycznie dobierać pracowników, też najwyraźniej trzeba namawiać do entuzjazmu.

Za krytyką CPE kryje się strach przed utratą statusu społecznego i słynnych "osiągnięć socjalnych". Jednocześnie trudno ukryć fakt, że - na coraz bardziej zliberalizowanym wspólnym rynku - gospodarka francuska musi reagować na konkurencję nie tylko ze strony partnerów europejskich, ale także rosnącej potęgi Chin czy Indii. Jednak Francja niechętnie szuka rozwiązań za granicą. Przykład krajów skandynawskich pokazuje co prawda, że można łączyć wysoki stopień ochrony socjalnej z konkurencyjnością (uelastyczniając zatrudnienie i jednocześnie zapewniając pomoc bezrobotnym szukającym pracy). Sporo dyskutowano we Francji o modelu duńskim (tzw. flexicurity), łączącym elastyczność z bezpieczeństwem pracy. Ale cóż, skoro w Danii dialog społeczny funkcjonuje przed faktem, a nie wtedy, gdy jest za późno. Co pozostaje? Brytyjski model workfare, łączący świadczenia z przymusem szukania pracy? Zbyt liberalny... Kanada, której udało się uzdrowić finanse publiczne, zachowując świadczenia dla potrzebujących? Nie, ona jest daleko i kojarzy się z USA, a to już postrach, nie model.

Co prawda, obrona francuskiego modelu socjalnego ma też jaśniejsze strony: w rok po histerycznej kampanii piętnującej "polskiego hydraulika", francuscy związkowcy przyznali, że jeśli pozwoli mu się pracować legalnie, będzie on siłą rzeczy zarabiał więcej, co zmniejsza ryzyko "dumpingu społecznego".

CPE - to w gruncie rzeczy tylko jeden z punktów ustawy o górnolotnej nazwie "równości szans". Wśród zapowiedzianych posunięć (które nie zbulwersowały opinii publicznej tak jak CPE) ustawa przewiduje wprowadzenie możliwości wysłania ucznia "do terminu" już w wieku 14 lat. Wydaje się to być poważniejszą niż CPE wyrwą w systemie, który stawia na powszechną i ogólnokształcącą edukację.

Skoro o edukacji mowa: młodzież francuska płaci wysoką cenę za kryzys gospodarczy i napiętą sytuację na rynku pracy. Odsetek bezrobotnych należy tu do najwyższych w Europie (przed Polską i Węgrami!.

Reprodukcja elit

Warto przeanalizować problem bezrobocia młodzieży również jako wynik nieudanych eksperymentów edukacyjnych ostatnich dziesięcioleci. Młodzież, która wykrzykuje swą bezsilność na manifestacjach i blokuje rówieśnikom wstęp na uczelnię i do liceów, jest owocem ideologicznych eksperymentów socjalistycznych rządów lat 80., kontynuowanych zresztą przez kolejne ekipy po dziś dzień. Chodzi między innymi o ambitny plan, którego celem było doprowadzenie do tego, aby maturzyści stanowili 80 proc. każdej grupy wiekowej. Cel nie został do dziś osiągnięty, choć procent maturzystów zbliża się do niego. Okazuje się jednak, że masowa demokratyzacja edukacji niekoniecznie niweluje nierówności społeczne, a czasem nawet je uwypukla.

Swoisty dualizm francuskiego systemu edukacyjnego sprawia, że za proklamowanym egalitaryzmem kryje się skrajny elitaryzm. Na większości uniwersytetów słowa "selekcja" czy "wysiłek" są źle widziane. Uniwersytety nie mają dokonywać selekcji, w imię demokratyzacji wyższego nauczania. Każdy maturzysta ma prawo do miejsca na studiach. Konkurencja i selekcja są za to podstawą funkcjonowania tzw. grandes écoles, czyli uczelni-kuźni elit ekonomicznych, politycznych i naukowych.

Na uczelniach tych, nierzadko dotowanych z budżetu, reprodukcja elit funkcjonuje pełną parą. A tym, co zamyka drogę do nich młodzieży z klas niższych, jest nie tyle kapitał w sensie materialnym, co kapitał kulturowy i społeczny. Aby studiować w grande école, należy mieć nie tylko doskonałe wyniki w nauce, ale także biegłą znajomość języków obcych oraz skończyć pomaturalne "klasy przygotowawcze", o których istnieniu młodzież z przedmieść nawet nie słyszała. Ci, którzy te warunki spełniają, dysponują też zazwyczaj kontaktami w świecie pracy, ułatwiającymi uzyskanie stażów, a później dobrego zatrudnienia.

Ambitne cele edukacyjne, zainicjowane podczas europejskich szczytów w Lizbonie czy Bolonii, pozostaną we Francji pustymi deklaracjami dopóty, dopóki rząd francuski nie zdecyduje się na poważniejsze nakłady na edukację i naukę. Na razie licealista kosztuje we Francji więcej niż student, student francuski zaś jest trzy razy "tańszy" od niemieckiego praktykanta z technikum. Dostosowując rytmy kształcenia wyższego do standardów europejskich, Francja znowu zaoszczędziła, w tym na nauce języków.

Niestety, takie i inne "oszczędności" skutkują rosnącym bezrobociem oraz, w efekcie, wydatkami socjalnymi państwa.

DOROTA DAKOWSKA (ur. 1975) jest politolożką, doktorantką w Institut d'Etudes Politiques w Paryżu oraz we francusko-niemieckim ośrodku socjologicznym Centre Marc Bloch w Berlinie; wykłada na Uniwersytecie Paris X - Nanterre.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2006