Zamiast przeprosin

W sześćdziesiątą rocznicę wojny, która jednym przyniosła niepodległość, a drugim ostateczny upadek imperium, Francuzi nie zamierzają przepraszać Algierczyków za dawne krzywdy, ale chcą uznać je za wspólną historię.
w cyklu STRONA ŚWIATA

29.01.2021

Czyta się kilka minut

Na Champs-Élysées w Paryżu, 15 lipca 2019 r.  / FOT. ZAKARIA ABDELKAFI/AFP/East News /
Na Champs-Élysées w Paryżu, 15 lipca 2019 r. / FOT. ZAKARIA ABDELKAFI/AFP/East News /

Francuski prezydent Emmanuel Macron postanowił, że podczas przypadającej w przyszłym roku 60. rocznicy ogłoszenia niepodległości Algierii nie będzie składał żadnych przeprosin ani dokonywał aktów skruchy za kolonialną przeszłość. Postara się jednak, by je choć symbolicznie wynagrodzić.

Algierski prezydent Abdelmadjid Tebboune powiedział w zeszłym roku wprost, że w 60. rocznicę zakończenia wojny i ogłoszenia niepodległości spodziewa się od Francji przeprosin, wyznania grzechów i prośby o wybaczenie. Algierczyk przeprosin się jednak nie doczeka. „To tylko słowa, a prawdziwe pojednanie można osiągnąć jedynie poprzez czyny” – napisał w opublikowanym w styczniu raporcie francuski historyk Benjamin Stora, zajmujący się od prawie pół wieku historią francuskiego kolonializmu i Algierii. O sporządzenie raportu zwrócił się w lipcu do Story prezydent Macron, który zlecił historykowi znalezienie odpowiedzi na pytanie o najlepszy sposób rozrachunku z kolonialną przeszłością Francji i jej pojednania z Algierią, ukochaną kolonią, z którą Paryżowi było najtrudniej się rozstać. 

„Akty skruchy dokonywane na pokaz i cała kultura pokuty w niewielkim tylko stopniu pomagają stawić czoła przeszłości” – napisał w raporcie Stora. „Nie sądzę, by jakiekolwiek przeprosiny byłyby wystarczającym zadośćuczynieniem za ból, jaki przynosi pamięć. Jestem przekonany, że ważniejszym zadaniem jest dziś uświadomienie sobie, na czym polegała istota kolonializmu, jak wyglądała jego codzienność i ideologiczne cele, jakie sobie stawiał i jak nieliczni w Algierii i we Francji usiłowali przeciwstawiać się temu porządkowi dominacji jednych ludzi nad innymi”.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Pałac Elizejski obwieścił, że postąpi według zaleceń Story. Macron nie będzie przepraszał, bił się w piersi ani nie będzie posypywał głowy popiołem. Zamiast tego, w przyszłym roku, w rocznicę zakończenia algierskiej wojny i ogłoszenia niepodległości Algierii, wyprawi trzydniowe uroczystości, upamiętniające zarówno Algierczyków, którzy walczyli o wolność ich kraju, jak i tych, którzy jego przyszłość widzieli w unii z Francją. Przede wszystkim zaś prezydent powoła Komisję Pamięci i Prawdy, która zbada i opisze kolonialną historię Francji i Algierii. Na czele komisji stanie Stora, a jego zastępcą będzie algierski historyk Abdelmajid Chikhi, a ich wspólnym celem ma być „pojednanie pamięci Francji i Algierii, dwóch krajów rozdzielonych nie tylko Morzem Śródziemnym, ale wrogością, biorącą się z lat panowania kolonialnego i wojny o niepodległość, które pochłonęły setki tysięcy ludzkich istnień”.

Francja zamorska

Ze wszystkich swoich zamorskich kolonii Francuzi do żadnej chyba nie byli przywiązani tak bardzo jak do algierskiej. Podbili i zajęli te ziemie w połowie XIX stulecia, a z biegiem czasu zaczęli uważać je za terytorium rdzenne, część Francji, naturalne przedłużenie jej przestrzeni na południowych wybrzeżach Morza Śródziemnego.

Polityka osiedleńcza kolonialnych władz sprawiła, że na algierskie wybrzeża ściągnęły setki tysięcy Francuzów (ale także Włochów czy Hiszpanów), którzy zaprowadzili tam porządki identyczne jak w metropolii. Kolonia została podzielona na rządzone przez prefektów trzy departamenty, utworzone wokół dużych miast na wybrzeżu: Algieru, Oranu i Konstantyny (dopiero potem metropolia zaczęła zakładać administrację w algierskim interiorze i na Saharze). Francuzi i inni przybysze z Europy mieszkali niemal wyłącznie w miastach – w Oranie stanowili połowę ludności, co czyniło go najbardziej europejskim miastem północnej Afryki. W szkołach uczono po francusku francuskiej gramatyki, literatury, historii i geografii. Ale z miliona europejskich osadników w algierskiej kolonii jedynie o garstce można było powiedzieć, że dorobili się bogactwa na kolonialnym wyzysku. Ogromna większość białych osadników żyła skromnie i zarabiała mniej niż ich rodacy w metropolii, którzy o algierskich Francuzach mówili z pogardą: pied noirs – czarnostopcy.

Zarówno osadnicy, jak i mieszkańcy metropolii zgodnie popierali politykę kolonialną Paryża, uważając, że zapewnia ona Francji bogactwo i status światowego mocarstwa, a jej koloniom postęp gospodarczy i cywilizacyjny. Algierscy Arabowie i Berberzy, stanowiący 90 proc. mieszkańców kolonii, nie podzielali zachwytu Francuzów i poza niewątpliwymi korzyściami, jakie przyniósł ich krajowi, uważali kolonializm za ustrój wyzysku, porządki dyskryminujące i zbudowane na rasistowskich uprzedzeniach i fobiach.

Wojna algierska

Algierscy Arabowie zaczęli domagać się zrazu większych praw, a z czasem niepodległości już przed wybuchem II wojny światowej, ale podczas jej trwania i zaraz po jej zakończeniu na całym Bliskim Wschodzie doszło do rozbudzenia arabskiego nacjonalizmu, który dał początek ruchom niepodległościowym. Najsilniejszym impulsem była rewolucja Wolnych Oficerów Gamala Nasera z Egiptu z 1952 roku. W Algierii wyznawcy jego „socjalizmu panarabskiego” założyli Front Wyzwolenia Narodowego i coraz śmielej żądali od Francuzów, by przyznali swojej kolonii niepodległość, a sami wynieśli się, skąd przybyli – do Paryża, Marsylii i Lyonu.

Podczas II wojny światowej kolonializm wychodził z mody, a przede wszystkim został uznany za nieopłacalny. Ze swoimi koloniami w Azji żegnała się nie tylko Francja, ale także Wielka Brytania i Holandia, za chwilę miała nadejść kolej Afryki. Rozstanie Francji z kolonialną epoką było bolesne, a najboleśniejszym doświadczeniem stała się upokarzająca, wojenna klęska, jaką w 1954 roku armii „trójkolorowych” zadali wietnamscy partyzanci w bitwie pod Dien Bien Phu. Pobici Francuzi zgodzili się wycofać z Wietnamu, ale gdy w tym samym roku niepodległości zaczęli domagać się Algierczycy, zraniona duma sprawiła, że Paryż odmówił i odpowiedział represjami.

W 1947 roku pojawiła się próba łagodnego rozstania albo polubownego mariażu. Miała być nią konstytucja, jaką po pierwszym, zbrojnym i krwawo stłumionym buncie Francja nadała Algierii, przyznając francuskie obywatelstwo wszystkim jej mieszkańcom oraz zrównując w prawach algierskich Arabów i Berberów z Francuzami, a urzędowy język francuski z arabskim. Konstytucja nigdy jednak w całości nie weszła w życie, a w zaostrzającym się konflikcie coraz bardziej górę brali radykałowie. Liberałowie, jak urodzony w Algierii Albert Camus, opowiadający się za równouprawnieniem tubylców, ale pozostaniem kolonii przy Francji, byli uważani za zdrajców zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników niepodległości.

Pod koniec 1954 roku w Algierii wybuchła partyzancka wojna, na którą francuskie władze odpowiedziały brutalnymi pacyfikacjami i prześladowaniami. Na terror kolonialnych władz powstańcy odpowiedzieli z kolei terrorystycznymi atakami. W wybuchach podkładanych bomb ginęli wojskowi oraz żandarmi, ale także przypadkowi francuscy cywile. Partyzanci mordowali też Arabów. Wystarczyło, by nie podzielali powstańczego radykalizmu, a ogłaszani byli kolaborantami i zdrajcami, wydawano na nich wyroki śmierci. Na początku lat 60. francuskie wojska, posłane do tłumienia zbrojnego powstania, liczyły już milion żołnierzy.

Szacuje się, że w ciągu ośmiu lat krwawej, bezlitosnej wojny zginęło w Algierii prawie pół miliona arabskich cywilów, z których jedną dziesiątą stanowili Algierczycy zamordowani jako kolaboranci. Zginęło także ponad 30 tysięcy francuskich żołnierzy i ponad 6 tysięcy cywilów. Wiosną 1962 roku prezydent Francji Charles de Gaulle, który jeszcze cztery lata wcześniej przysięgał, że Algieria na zawsze pozostanie francuską, podpisał z powstańcami pokój i ugodę, która przyznawała kolonii niepodległość. Niewiele brakowało, by przypłacił to utratą władzy i życiem. Grupa generałów, niemogących pogodzić się z niezależnością Algierii, zawiązała spisek, którego celem miało być usunięcie de Gaulle’a z urzędu. Pucz nie powiódł się, ale radykałowie z Organizacji Tajnej Armii urządzali – również nieudane – zamachy na de Gaulle’a.

5 lipca 1962 roku Algieria ogłosiła niepodległość, a milion białych osadników, z których wielu przyszło na świat już w Algierii, wyjechało do Francji. Drugi milion uchodźców stanowili Arabowie, którzy opowiadali się za pozostaniem Algierii w unii z Francją albo nie podzielali poglądów powstańczych przywódców.

Bolesne wspomnienia

Drogi niepodległej Algierii i Francji natychmiast się rozeszły. Podzieliła je nie tylko pamięć o wojnie i krzywdach. W epoce zimnej wojny”powstańczy przywódcy, którzy objęli władzę w niepodległym państwie, związali się z komunistycznym Wschodem i w nim szukali politycznych inspiracji. Dla Francuzów wycofanie się z Algierii okazało się tak wielką traumą, że przez wiele lat nie wracali pamięcią do wydarzeń z przełomu lat 50. i 60. i zbrodni, do jakich doszło podczas wojny wyzwoleńczej. Do 1999 roku dla określenia tamtych wydarzeń nie używano nawet słowa „wojna”.

Dopiero Macron, podczas kampanii wyborczej w 2017 roku, w wywiadzie dla telewizji algierskiej stwierdził, że kolonialne panowanie Francji w Algierii było zbrodnią przeciwko ludzkości, a rok później, w pierwszym roku prezydentury jako pierwszy przywódca Francji, przyznał, że podczas wojny algierskiej francuskie wojska poddawały torturom wziętych do niewoli powstańców. Ale ani on, ani żaden z jego poprzedników nie złożyli oficjalnych przeprosin za zbrodnie popełnione przez Francuzów w Algierii.

W wywiadzie dla pisma „The Africa Report” Benjamin Stora zauważa, że Macron jest pierwszym prezydentem Francji, który urodził się w czasach, gdy Algieria nie była już francuska, ale istniała jako niezależne państwo. Według niego stare pokolenie francuskich przywódców i polityków, od de Gaulle’a i Francois Mitterranda (był ministrem policji, gdy w Algierii wybuchło zbrojne powstanie) po Jacques’a Chiraca cierpiało na poalgierską traumę i nie było w stanie podjąć wysiłku rozrachunku z kolonialną przeszłością. Nawet dwaj poprzednicy Macrona – Nicolas Sarkozy i Francois Hollande, okazali się zakładnikami przeszłości i dopiero Macron, przedstawiciel pokolenia z epoki już postkolonialnej, jest w stanie stawić czoła historii.

Stora podkreśla też, że rozrachunek z przeszłością umożliwiają pokoleniowe zmiany, jakie zaszły w społeczeństwie francuskim. Współcześni Francuzi, zwłaszcza młodzi, nieobciążeni bolesnymi wspomnieniami, nie chcą rozpamiętywania, ale chcą po prostu znać swoją historię. Dodatkowo, dziesiątą część 67-milionej ludności Francji stanowią osoby algierskiego pochodzenia lub posiadające algierskie obywatelstwo. Dla nich wiedza o kolonialnej przeszłości jest kwestią nie tylko ich historii, lecz tożsamości.

Wspólna historia

W obszernym, liczącym prawie 150 stronic raporcie Stora zaleca prezydentowi Macronowi (który nie ogłosił, czy w przyszłym roku będzie ubiegał się o reelekcję) jeszcze szersze niż dotąd otwarcie państwowych archiwów, zarówno tych w Paryżu, jak w Algierze, i odtajnienie dokumentów dotyczących wojny algierskiej i kolonialnego panowania Francji w Algierii. Podpowiada też stworzenie nowych podręczników historii najnowszej i szczególne uwzględnienie w nich okresu blisko 150-letniego panowania kolonialnego Francji w Algierii, a także istoty systemu kolonialnego, skąd się wziął i jakie były jego skutki.

Stora proponuje też, by dawne miejsca niewoli algierskich powstańców we Francji przerobić na muzea i miejsca pamięci wojny algierskiej i epoki kolonialnej. Zachęca również do innych symbolicznych gestów, jak planowany przez Macrona uroczysty pochówek w paryskim Panteonie, mauzoleum najwybitniejszych Francuzów, zmarłej w zeszłym roku działaczki praw człowieka Gisele Halimi, która popierała niepodległość Algierii i sprzeciwiała się francuskim metodom walki z powstańcami. 

„Nie da się połączyć czegoś, co jest niepołączalne – mówi Stora. – Mówimy przecież o kolonialnej historii, w której jedni są zabijani, okradani, prześladowani i upokarzani, a drudzy, przekonani, że są istotami wyższymi, lepszego gatunku, mówią, że robili to wszystko dla ich dobra i że w ostatecznym rachunku przyniosło to wszystkim korzyści. Tego się nie da pogodzić, ale warto przynajmniej postarać się uświadomić jednym i drugim, że to była ich wspólna przeszłość”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej