Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta usługiwała (...), Maria zaś wzięła funt szlachetnego, drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi stopy, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku” (J 12, 1-3).
„Betania” znaczy tyle, co „Dom Ubogich”. Jaka piękna nazwa Kościoła! Dokładnie tak, jak w marzeniu papieża Franciszka: „Chcę Kościoła ubogiego dla ubogich”. Ubogi Jezus zatrzymuje się u trójki swoich ubogich przyjaciół.
Ale skoro przychodzi przyjaciel, oni najpierw wystawiają wielką ucztę, a następnie Maria bierze olejek wart 300 denarów i namaszcza nim Jezusowe stopy. Aż trudno nie zapytać, skąd w domu ubogich przyjaciół Jezusa wziął się taki olejek. 300 denarów to niemal roczna pensja niewykwalifikowanego robotnika. Olejek nardowy wytwarzany był z korzeni drzew rosnących w północnych Indiach, z całą pewnością nie był przeznaczony do pielęgnacji stóp. Ewangelia mówi, że Maria „przechowała” ów olejek. Odkąd go dostała, strzegła go – tak jak ktoś prawdziwie ubogi pilnuje zawierzonego skarbu – po to, by użyć go w najbardziej odpowiednim momencie. Nie dla siebie, lecz dla kogoś – wyjątkowego i ukochanego.
Są momenty, kiedy ubodzy kompletnie przestają liczyć. Odnajdują w sobie hojność nie na miarę swego stanu posiadania, lecz na miarę miłości. Hojność odpowiednią do godności przyjaciela.
Kiedy byłem rektorem krakowskiego seminarium, zdarzało mi się (raczej w wyjątkowych momentach) sprawować Eucharystię w kielichu, który pierwotnie należał do św. Jana Marii Vianneya. Seminarium otrzymało go od kard. Franciszka Macharskiego, on zaś dostał ów kielich od Jana Pawła II (papież miał go otrzymać we Francji, podczas jednej ze swoich podróży apostolskich). Kielich wydawał się całkowicie nie pasować do świętego Proboszcza z Ars. Stanowił prawdziwe „cacko” złotnictwa: o szlachetnych proporcjach, wykonany z najcenniejszych kruszców (posrebrzany, częściowo złocony), misternie rzeźbiony. Jego właściciel, jak wiadomo, żywił się na ogół przez cały tydzień ziemniakami raz ugotowanymi (w poniedziałek). Zwykle też pod sutanną nie miał spodni – skoro właśnie je podarował jakiemuś wędrownemu żebrakowi... Ale najwyraźniej, gdy chodziło o Eucharystię, św. Jan zapominał o codziennym ubóstwie, a odnajdywał w sobie hojność na miarę Rodzeństwa z Betanii.
Są ludzie, którzy tego nie rozumieją. Są ludzie, którzy z takiej postawy potrafią Kościołowi – deklarującemu swe ubóstwo – uczynić zarzut: „Można to było sprzedać, a pieniądze rozdać ubogim!”. Są tacy ludzie. Na imię mają... Judasz.©