Wpadniemy w Jego ręce

O. Maciej Biskup OP: Najstarsze teksty Nowego Testamentu nie używają sformułowania, że Chrystus zmartwychwstał, tylko że został wskrzeszony przez Ojca mocą Ducha. Jezus wchodził w śmierć z niepewnością, jak każdy człowiek.

06.04.2020

Czyta się kilka minut

 / MICHAŁ NIEDZIELSKI DLA „TP”
/ MICHAŁ NIEDZIELSKI DLA „TP”

MACIEJ MÜLLER: Na sześć dni przed paschą Jezus przyszedł do Betanii i w domu jego przyjaciół doszło do dziwnego zdarzenia: Maria namaściła mu stopy drogocennym olejkiem. Po co to zrobiła?

MACIEJ BISKUP OP: Według ewangelisty Jana Maria z Betanii symbolicznie namaściła Jezusa na dzień pogrzebu – który przypadł w szabat, kiedy nie wolno było wykonywać żadnych rytualnych czynności. Ojcowie Kościoła pisali, że Maria tym gestem przyśpieszyła paschę. Bóg jest zawsze gotowy do hojności – ale potrzebuje do tego przyzwolenia człowieka. W Pierwszym Liście do Koryntian (3, 9) św. Paweł wskazuje na potrzebę synergizmu w dziele zbawienia: „Wszyscy jesteśmy współpracownikami” (gr. synergoi). Nie bombarduje miłością, tylko czeka na znak od nas. Ojcowie widzieli w geście Marii taką właśnie ukrytą prośbę.

To może przejaw niedostępnej mężczyznom empatii, połączonej z kontemplacyjną uważnością. Podczas jednej z wizyt Jezusa Maria słuchała z uwagą Jego słów, podczas gdy Marta się krzątała: i teraz widać, jakie to słuchanie przyniosło owoce. Pamiętamy, że to kobiety są pierwszymi świadkami zmartwychwstania i pierwszymi posłanymi do jego ogłoszenia. Kobiety szybciej pojęły służebny charakter misji Jezusa – podczas gdy apostołowie tkwili przy wizji mesjasza zwycięskiego, który wyzwoli Izrael. Tak to widział Piotr, tak to widział Judasz – ostatecznie tak rozgoryczony, że zdecydowany na zdradę. Dla mnie nieprzypadkowe jest to, że ta scena z Betanii poprzedza opis umywania nóg w czasie ostatniej wieczerzy.


CZYTAJ WIĘCEJ: „TYGODNIK” NA WIELKANOC 2020 >>>


Czyli Maria wyczuła, że Jezusa naprawdę czeka śmierć? Bo uczniowie go strofowali, kiedy o tym mówił.

Myślę, że widziała Jego udręczenie. Dla mnie ta scena jest przykładem „mistyki z twarzą”, o której pisze papież Franciszek w dokumencie skierowanym do osób konsekrowanych. Gdy Judasz potępia marnowanie olejku nardowego, który można było sprzedać, a pieniądze rozdać ubogim, Maria pokazuje najgłębszy sens miłosierdzia.

Zarzut Judasza jest logiczny: butelka tego olejku kosztowała tyle, ile zarabiał rocznie robotnik.

Franciszkowi czy kardynałowi Krajewskiemu zarzuca się, że robią z Kościoła organizację charytatywną. Tymczasem to właśnie Franciszek reprezentuje „mistykę z twarzą” – gdy mówi, że lepiej zwolnić tempo ewangelizacji i zatrzymać się przy człowieku, by mu spojrzeć w twarz.

Maria widzi Jezusa, który odczuwa lęk – i pochyla się nad nim. To jest pełnia miłosierdzia. Kiedy na ulicy mijam bezdomnego, to nie moja efektywna pomoc jest najważniejsza, tylko to, że zatrzymam się, podam rękę, zapytam, czego potrzebuje. Judasz mówi o potrzebach biednych, a nie zauważa siedzącego obok Jezusa.

Św. Jan Chryzostom pisał, że sakrament ołtarza musi być połączony z sakramentem brata. Benedykt XVI, komentując ten patrystyczny tekst, wskazał, że miłość bliźniego, troska o sprawiedliwość i o biednych to nie tyle tematy moralności społecznej, ile raczej wyraz sakramentalnego pojmowania moralności chrześcijańskiej. Podczas Eucharystii padają słowa „na moją pamiątkę”. To zachęta, aby upodobnić się do tego, co celebrujemy. Ostatnia wieczerza, podczas której Jezus umył nogi uczniom i mówił „bierzcie i jedzcie”, „bierzcie i pijcie”, pokazuje jedność między sakramentem Eucharystii i sakramentem brata. Chodzi o naszą odpowiedzialność za życie innych. Wymiar szczególnie istotny dzisiaj, kiedy nie mamy możliwości pójścia na mszę i przyjęcia komunii. I teraz, i kiedy kwarantanna się skończy, nie wystarczy przyjąć Jezusa w komunii, jeżeli nie przyjmuje się go w sakramencie brata.

Do sceny obmycia uczniom nóg podczas ostatniej wieczerzy Jan wprowadza komentarzem, że Chrystus „chciał pokazać tym, których pokochał w tym świecie, że ich kocha bez reszty”. Dlaczego w taki sposób?

Bo to gest służącego wobec pana. Trudno o większe uniżenie Boga wobec człowieka. Jezus przez całą Ewangelię tłumaczy uczniom, że przyszedł, żeby służyć; mówi „kochajcie jedni drugich tak, jak ja was ukochałem” – i pokazuje tę miłość. Ona polega na tym, że będziemy sobie nawzajem służyć. Jest też w niej intymność: Jezus dotyka ludzkiej stopy, brudnej od pyłu z drogi; ona symbolizuje to, co w nas kruche, poranione, słabe, wstydliwe. Jezus wie, że Piotr się go zaprze, że Judasz go zdradzi – i obmywa im stopy. To antycypacja bezwarunkowego Bożego miłosierdzia.

Izajasz pisze: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja [Bóg] nie zapomnę o tobie”. Rahamin to starotestamentalne pojęcie miłosierdzia Boga, które pochodzi od słowa określającego „łono matczyne” i wyraża wierną miłość matki wobec dziecka, nasyconą kobiecą troską i czułością. Jezus w geście obmycia nóg pokazuje miłość, od której – jak z matczynego łona – nic nas nie jest w stanie wyrwać.

To dlaczego przestrzega Piotra, że jeśli nie pozwoli sobie umyć nóg, to „nie będzie miał z Nim udziału”?

Bo człowiek zaproszony jest do tego, żeby przed Bogiem się odsłonić. Piotr zatrzymuje się na poziomie swojego honoru, który każe mu uciszać Jezusa, kiedy ten zapowiada swoją śmierć, i zapewniać, że go obroni, nie opuści. Myśli o swojej sile, ambicji. A Jezus nie tego oczekuje. On chce, żebyśmy pozwolili dotknąć w nas tego, co najsłabsze. Franciszek kiedyś powiedział, że łatwiej jest kochać Boga, niż pozwolić się Bogu kochać. Na tym polegał dramat Judasza, który zrozumiał swoją winę, ale zamknął się w rozpaczy. Nie pozwolił się objąć tej miłości, która została mu ofiarowana w geście obmycia stóp.

I to go zamknęło na Boże miłosierdzie?

Nie wiem. Mam nadzieję, że jednak nie. Znamy zakończenie historii Piotra: Jezus, trzy razy pytając go o miłość, trzykrotnie sam mu ją wyznaje. W ten sposób uzdrawia. Myślę, że Piotr tęsknił za takim miłosierdziem przez wszystkie dni od chwili nieszczęsnej zdrady: pamiętał przecież, że kiedy pytał Chrystusa, ile razy wybaczyć, usłyszał, że aż siedemdziesiąt siedem razy. Liczył więc, że tego przebaczenia dostąpi. Judasz natomiast zamknął się w swojej rozpaczy. Benedykt XVI w „Jezusie z Nazaretu” pisze, że „światło, które wychodziło od Jezusa i przeniknęło do duszy Judasza, nie zgasło całkowicie. Widoczny jest u niego pierwszy krok prowadzący do nawrócenia: »Zgrzeszyłem«, mówi swym zleceniodawcom. Próbuje ocalić Jezusa i zwraca pieniądze. Jego druga tragedia – po dokonaniu zdrady – polega na niemożności uwierzenia w przebaczenie. Jego skrucha zamienia się w rozpacz”. Największym nieposłuszeństwem Judasza nie było błędne rozumienie mesjanizmu Jezusa, tylko niedopuszczenie do siebie miłosierdzia.

Nie znamy ostatnich chwil Judasza, wiemy natomiast, że Jezus zstąpił do piekieł – jak to ujął św. Piotr, „do duchów kiedyś nieposłusznych” – do największej ciemności, gdzie nie ma Boga. Mam w sobie nadzieję, że do tej otchłani zstąpił też po to, aby odnaleźć Judasza.

Nie bez powodu Kościół ogłasza kanonizowanych, ale nigdy nie orzeka, kto został potępiony. Wielcy święci, jak Teresa z Lisieux czy Katarzyna ze Sieny, modlili się za potępionych.

Na dziedzińcu arcykapłana Jezus popatrzył na Piotra, a ten wtedy się rozpłakał.

Może płakał nad sobą, bo przypomniał sobie, jak obiecywał, że nie odstąpi Jezusa, a właśnie się go wyparł? A może nad Jezusem, którego czeka sąd i męka? Może dlatego, że rozsypały się jego marzenia o mesjaszu-wyzwolicielu? Tak czy inaczej, ten płacz był początkiem skruchy Piotra. Mówi się, że skrucha to dalszy ciąg oczyszczającego chrztu. I tak jak podczas chrztu, najważniejsze nie jest obmycie wodą, tylko wyznanie miłości. Dlatego Piotr będzie mógł po zmartwychwstaniu Chrystusa ponownie się otworzyć na wyznanie miłości.

A co było w spojrzeniu Jezusa? Potępienie?

Raczej smutek. W opowieści Jana o ostatniej wieczerzy czytamy, że zanim Jezus wyznał, iż jeden z uczniów go zdradzi, „doznał głębokiego wzruszenia”. Większość tłumaczeń polskich spłyca sens tych słów. Natomiast np. mesjanistyczny Żyd Dawid Stern w żydowskim komentarzu do Nowego Testamentu tłumaczy bardzo dosłownie, że Jezus był „udręczony w duchu”. Myślę, że Jezus nie tyle wzrusza się naszymi dramatami, co cierpi z ich powodu. Największa jego udręka nie ma charakteru fizycznego, związanego z bólem, jest to udręka duchowa, doświadczenie opuszczenia, ale i wzięcia na siebie osobistych dramatów poszczególnych ludzi – także Piotra i Judasza. Kiedy Jezus mówi o Judaszu: „byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”, nie żałuje powołania go do życia, bo to byłoby przeciwne naturze Boga, który nigdy nie porzuca człowieka. Lepiej, żeby się nie narodził, bo zostałyby mu oszczędzone dramat zdrady i rozpacz.

Abp Grzegorz Ryś powiedział kiedyś, że Piotr dlatego został pierwszym wśród apostołów i głową Kościoła, ponieważ miał doświadczenie przeczołgania przez grzech.

Zgadzam się: miał osobiste doświadczenie tego, że zdradził, że potrzebował przebaczenia i że dostąpił miłosierdzia. Możemy wyobrazić sobie inny scenariusz, w którym Jezus mówi: „wiesz, Piotrze, pomyliłem się, to Jan wytrwał pod krzyżem, on jest bardziej stabilny i na nim oprę swój Kościół”. Tylko że nie o to chodzi w Kościele: Chrystus wybrał terapię Piotra przez miłość. Piotr był potem w stanie oddać w Rzymie życie za Kościół, bo doświadczył tego, co opisał św. Paweł – że „moc w słabości się doskonali”.

Żeby unieść krzyż, trzeba wewnętrznie pozostać dzieckiem – w sensie ufności. Jeśli człowiek jest zbyt dorosły, za bardzo pewny tego, że da sobie radę, że wszystko ogarnie – to może nie unieść cierpienia. Nie wszystko od nas zależy, nie musimy „zbawiać świata”. Jezus powiedział do Piotra: „Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”. Młodszy – czyli infantylny, pewny siebie. Poprzez doświadczenie porażki, a nawet traumy, a potem przebaczenia, Piotr dojrzewa do przewodzenia Kościołowi. Doświadczył ogromnej miłości i będzie wiedział, jak mówić o miłosierdziu. Dlatego do przywódców Izraela potrafił zwracać się bez złości, mimo iż zarzuca im: „zabiliście Jezusa”.

A co to znaczy: „mieć udział” z Jezusem?

Wejść do Królestwa Bożego. Piotr tego nie dostąpi, jeżeli nie otworzy się na dar służby. Bo Królestwo Boże – i Kościół – polega na służbie. Nie zrozumiesz Kościoła i nie będziesz jego częścią, jeżeli nie pozwolisz czynić wobec siebie posługi, a potem samemu służyć innym. Lubię myśl z pamiętników Anny Kamieńskiej, że człowiek zbyt silny zachowuje się jak zamek warowny, który nie chce się poddać. Taki człowiek nie może pokochać, będzie uczniem Jezusa na dystans, nie wejdzie z Nim w relację.

Jezus zapowiada: „nastąpiła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”. Uwielbiony? Zamordowany po sfingowanym procesie?

W Ewangelii Jana godzina jest pojęciem teologicznym. Kiedy w Kanie Galilejskiej Maryja prosi Jezusa, żeby dokonał cudu, On odpowiada, że jeszcze nie nadeszła jego godzina – czyli czas działania Bożego. W innym miejscu mówi: „widzę Ojca czyniącego i ja też czynię”. Czyli Ojciec już zbawia świat i Chrystus odzwierciedla w sobie to działanie Ojca.

Miłość Boga objawia się w Jezusie, począwszy od wszystkich uzdrowień, odpuszczania grzechów, a finałem jest „wywyższenie Syna Człowieczego”: ukrzyżowanie, czyli moment najwyższego uwielbienia. Odkrywamy wtedy, że Bóg daje nam siebie.

Życie w Trójcy Świętej polega na istnieniu Osób w wiecznym obdarowywaniu się nawzajem. Istnienie i dawanie są w Bogu tożsame. Ukrzyżowanie Jezusa to objawienie tego życia, a my, ludzie, zostajemy włączeni do wymiany darów w Trójcy Świętej. Jezus oddaje życie za nas, i w tym geście jest całkowicie posłuszny Ojcu: w ten sposób okazuje mu uwielbienie.

Gorzkie to uwielbienie, skoro według św. Pawła Bóg „uczynił dla nas grzechem tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w nim sprawiedliwością Bożą”. Syn Boży staje się grzechem.

Z perspektywy życia Trójcy wcielenie i pascha Chrystusa są objawieniem i uwielbieniem Ojca. Natomiast jako człowiek Jezus zostaje przeklęty i odrzucony. Tak nazywa Księga Powtórzonego Prawa każdego, kto zawiśnie na drzewie, i do tego nawiązuje Paweł. Jezus zostaje odrzucony jako człowiek, ale nie jako Bóg – bo Ojciec nie może odrzucić Syna. Dla naszego zbawienia on stał się grzechem, a my świętością. On przeklęty, my błogosławieni. On odrzucony, my przygarnięci. Ceną tej wymiany było zdruzgotanie na krzyżu człowieczeństwa Jezusa. Żydzi, patrząc na ukrzyżowanego, sądzili, że Bóg go opuścił.

On sam to czuł, skoro modlił się: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”.

Na poziomie zawierzenia był jednak z Ojcem, o czym świadczy Jego pełna zmagania modlitwa: „jeśli możesz, oddal ode mnie ten kielich” czy też „w Twoje ręce powierzam ducha mego”. Nie nastąpiła więc utrata łączności z Ojcem, niemniej na poziomie psychiki Jezus odczuwał opuszczenie. To było doświadczenie „nocy ciemnej”, znane choćby Matce Teresie z Kalkuty, która pisała w pamiętnikach: „Panie, mój Boże, kim jestem, że mnie opuszczasz (...) Wołam, lgnę, pragnę – nie ma Nikogo”.

Zbawia nas ukrzyżowanie czy zmartwychwstanie?

Jedno i drugie. Bóg wszedł w nasz los, przyjął naszą historię, ale ta miłość byłaby niepełna, gdyby wszystko się skończyło ukrzyżowaniem. Nasz los przełamuje dopiero zmartwychwstanie.

Najstarsze teksty Nowego Testamentu nie używają sformułowania, że Chrystus zmartwychwstał, tylko że został On wskrzeszony przez Ojca mocą Ducha. Bo jeżeli człowiek umiera, to już niczego nie może dla siebie zrobić. Jezus wchodził w śmierć z niepewnością, jak każdy człowiek. O „samodzielnym” zmartwychwstaniu Chrystusa (pamiętając, że w zmartwychwstaniu bierze udział cała Trójca Święta) mówią późniejsze warstwy Nowego Testamentu, zapewne w reakcji na poglądy podważające Jego bóstwo. Pierwszym takim tekstem jest List do Rzymian (1, 3–4), gdzie Paweł używa słów he anastasis.

To w końcu komu wierzyć?

W myśleniu żydowskim, charakterystycznym dla ewangelistów, to Bóg może wskrzeszać do życia. Nic dziwnego, że używali sformułowań starotestamentalnych, trudno od nich oczekiwać warsztatu teologicznego greckich Ojców Kościoła. Niemniej nie można powiedzieć, żeby nie wierzyli w prawdziwy powrót Jezusa do życia. Św. Paweł pisze, że jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara. Życie Kościoła byłoby zredukowane do pustych gestów i magii. Objawienie chrześcijańskie opiera się na zmartwychwstaniu, ewangelie są napisane w kluczu paschalnym. Punktem wyjścia do opisu wszystkich wydarzeń w Ewangelii jest prawda o tym, że Jezus zmartwychwstał i żyje. Na przykład opis przemienienia na górze Tabor świadomie sugeruje zapowiedź zmartwychwstania i wniebowstąpienia.

Czyli przemienienia tak naprawdę nie było?

Było, ale ewangeliści opisali je w kluczu teologicznym żydowskiego święta Namiotów, z perspektywy zmartwychwstania: już wiedzieli, że Jezus żyje i wstąpił do Ojca. I połączyli z proroctwami Starego Testamentu. Stąd postacie Mojżesza i Eliasza, z którymi rozmawia Chrystus.

Jeszcze przed swoją męką Chrystus zapowiada, że właśnie odbywa się sąd nad światem. Na czym on polega?

Ten sąd trwa przez całą misję Jezusa. Każde spotkanie człowieka z Ewangelią to sąd. Rozmowa Samarytanki z Jezusem osądziła jej życie – ale to nie jest sąd ludzki, tylko Boży, ocalający. Już w Starym Testamencie instytucja sędziów powstała jako ratunek przed tym, żeby nikogo nie osądził tłum. A jeszcze lepiej, jeśli – jak mówił św. Paweł – wpadniemy w ręce Boga, a nie ludzi. Sąd Boży wydobywa z człowieka to, co w nim najcenniejsze, co jest prawdą, miłością i życiem, a odrzuca zło. Według Apokalipsy „oskarżyciel naszych braci, ten, który dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem, został strącony”. Dostaliśmy natomiast Pocieszyciela – Ducha Świętego.

Ci, którzy czczą Boga w duchu i w prawdzie, otwierają się na Ducha, który ich osądza. Ale ten Duch to Parakletos – Obrońca. Który objawia, że „jeśli nawet ktoś zgrzeszył, mamy rzecznika wobec Ojca, Jezusa Chrystusa”. „A jeśli nasze serce nas oskarża, to Bóg jest większy od naszego serca”.

Czyli nikt nie będzie sprawdzać, czy mamy więcej dobrych, czy złych uczynków?

Wyobrażenie o ważeniu uczynków jest czysto ludzkie. Szkoda, że naszą świadomość religijną tak mocno ukształtowało sformułowanie z XIX-wiecznego katechizmu dla dzieci, że „Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze”, nota bene nieobecne w oficjalnym nauczaniu Kościoła. Dobre czyny są odpowiedzią na miłość Boga, a nie kartą przetargową wobec Niego. W domyśle: przekupnego.

Myśląc o sądzie, przywołajmy raczej prośbę Dobrego Łotra: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego Królestwa”. Jest zbrodniarzem, człowiekiem złym, nie ma już czasu na poprawienie swojego życia, na zadośćuczynienie. Ale wzywa Boga na pomoc. A Bóg go ocala. ©℗

MACIEJ BISKUP (ur. 1972) jest dominikaninem, byłym przeorem klasztoru w Szczecinie, dziś mieszka w Łodzi. Doktor teologii, wykładowca Studium Chrześcijańskiego Wschodu w Warszawie, zaangażowany w dialog ekumeniczny i dialog z judaizmem oraz w pomoc uchodźcom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2020