Okno na Iran

Satrapi nie boi się pokazywać sprzeczności, które tkwią głęboko w irańskiej rzeczywistości, nie wyrzeka się części przeklętej (przemocy, obłudy władzy, społecznej schizofrenii, frustracji kobiet, szowinizmu mężczyzn), ale też stara się jej nie demonizować.

26.05.2010

Czyta się kilka minut

Wszystko zaczęło się we Francji, a mówiąc precyzyjnie w Strasburgu, do którego Marjane Satrapi przyjechała w 1994 roku, by podjąć studia na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. Nie licząc krótkich wyjazdów wakacyjnych, była to jej druga podróż do Europy. Dziesięć lat wcześniej rodzice posłali ją do francuskiego liceum w Wiedniu, dochodząc do wniosku, że ogarnięty wojną Iran jest zbyt niebezpieczny dla czternastolatki. Już podczas pobytu w Austrii Marji zorientowała się, że rozmowa z europejskimi znajomymi na temat rodzinnego kraju oznacza same kłopoty. Nie wystarczy bowiem powiedzieć: "Jestem z Iranu". Trzeba cierpliwie tłumaczyć, że nie każdy Irańczyk to fundamentalista, fanatyk religijny czy terrorysta, że oprócz Irańczyków są także Iranki, które wbrew panującym na Zachodzie przekonaniom buntują się przeciw tradycyjnemu szowinizmowi i zaciekle walczą o swe prawa.

W jednym z wywiadów Satrapi powiedziała, iż przez ponad dwadzieścia lat przekonywała ludzi Zachodu, że Iran nie jest miejscem przeklętym, snuła dla nich opowieści, które szły na przekór utrwalonemu przez media wizerunkowi jej kraju. Miała przy tym poczucie, że te przygodne rozmowy nie załatwiają sprawy. Doskonale wiedziała, że z dominującą reprezentacją należy walczyć przy użyciu innej reprezentacji. Nie potrafiła jednak znaleźć środków wyrazu, które odpowiadałyby rytmowi jej opowieści. Nosiła w sobie archiwum historii - tragicznych i komicznych, intymnych i politycznych, aktualnych i historycznych - ale dostęp do niego mieli jedynie jej znajomi, z którymi prowadziła niekończące się dyskusje.

Po ukończeniu akademii w Strasburgu Satrapi podjęła współpracę z kolektywem artystycznym, w którym prócz niej znalazło się jeszcze dziewięć osób. Dzięki nim poznała dzieła europejskich i amerykańskich mistrzów powieści graficznej, m.in. Arta Spiegelmana. Wcześniej w ogóle nie interesowała się komiksem (jedyną historią obrazkową, jaką przeczytała w młodości, był edukacyjny produkcyjniak "Materializm dialektyczny"). Po lekturze "Mausa" doszła do wniosku, że kombinacje słów i obrazów stanowią najodpowiedniejsze medium dla jej opowieści.

Kiedy pytano ją później, dlaczego nie sięgnęła po tradycyjne gatunki (powieść, reportaż, autobiografię), odpowiadała, że sam język wydawał jej się narzędziem zbyt abstrakcyjnym i zarazem nazbyt hermetycznym. Obraz przeciwnie - stanowił komunikacyjną trampolinę. Wystarczyło kilka czarno-białych kadrów, by pokazać skomplikowane relacje między bohaterami, dając czytelnikowi/widzowi szybki i pełny ogląd sytuacji. Z drugiej strony nie chciała rezygnować z komentarza, za pomocą którego można pewne rzeczy dopowiedzieć. Ciągle miała w pamięci manipulacje irańskiej telewizji, która - co oczywiste - wykorzystywała zdjęcia i filmy w celach propagandowych. Czasem ten sam obraz kilkakrotnie pojawiał się w wiadomościach, przy czym za każdym razem towarzyszył mu inny komunikat.

Według Marjane oszczędny komentarz i precyzyjny dialog uzupełniają grafikę, która dzięki swej ascetycznej formie ułatwia czytelnikowi/widzowi percepcję pełnej niuansów opowieści. Nie jest tak, że właściwości irańskiej kultury roztapiają się w uniwersalnym medium komiksowym. Cała sztuka polega na tym, by zachować wyjątkowy charakter opowiadanych historii, a jednocześnie umożliwić odbiorcy ich zrozumienie. Gigantyczny sukces powieści graficznej "Persepolis" (została opublikowana w czterech częściach we Francji w latach 2000--2003, a w 2007 roku powstał na jej podstawie film animowany, który Marjane wyreżyserowała wraz z Vincentem Paronnaudem) świadczy o tym, że Satrapi opanowała tę sztukę do perfekcji.

Widok cudzego cierpienia

W 2003 roku Susan Sontag napisała niewielką książkę o fotografiach przedstawiających wojnę, noszącą tytuł "Widok cudzego cierpienia". Swe rozważania o istocie wojennych wizerunków zaczyna od krótkiego komentarza do słynnego eseju Virginii Woolf "Trzy gwinee". Słynnego, choć bardzo źle przyjętego przez czytelników. Woolf zastanawia się w nim nad przyczynami wojen i możliwościami im zapobiegania. Analizuje także stosunek ludzi do obrazów wojennej pożogi.

Cały jej wywód został ujęty w formę odpowiedzi na list pewnego znanego londyńskiego adwokata, który zadał jej pytanie: "Jak pani zdaniem mamy zapobiec wojnie?". Na samym początku Woolf formułuje zastrzeżenie, że dialog pomiędzy nimi jest niemożliwy ze względu na różnicę płci. Należą co prawda do tej samej klasy społecznej, ale tak się składa, że tylko on może prowadzić wojny, tylko on mógłby - gdyby sprawował odpowiednie stanowiska - podjąć stosowne decyzje w ich sprawie. Ona takich możliwości nie posiada.

Według Sontag właśnie ta genderowa uwaga Woolf sprawiła, że czytelnicy źle przyjęli tekst. Podkreślenie różnicy perspektyw, która jest jednocześnie różnicą praw, jakimi dysponują mężczyźni i kobiety, naruszyło panującą w międzywojennej Anglii zmowę milczenia na temat ról społecznych. Woolf rozpoznała, nazwała i wykorzystała w swej argumentacji zjawisko, które było wcześniej przemilczane. Może zatem dziwić, że pod koniec eseju pisarka mimo wszystko znajduje płaszczyznę, na której ona i adwokat mogą się spotkać. Chodzi o podobny stosunek do wojennych fotografii. Oglądając je, obydwoje odczuwają oburzenie i wstręt.

Sontag zwraca uwagę, że autorka "Trzech gwinei", mimo krytycznej postawy, ostatecznie osuwa się w liczbę mnogą, która jest figurą uniwersalnego przymierza zawartego ponad podziałami płciowymi, kulturowymi i politycznymi. W obliczu obrazu cierpienia te różnice rzekomo znikają, a w ich miejsce pojawia się wspólnota odczuć. Sontag powiada, że takie przymierze jest niemożliwe. Więcej nawet: powinniśmy się go wystrzegać. "Gdy chodzi o oglądanie cudzego cierpienia - pisze Sontag - żadnego »my« nie wolno uznawać za oczywiste".

Poświęcam tak wiele uwagi esejom Woolf i Sontag, ponieważ stanowią znakomity kontekst dla sposobu, w jaki Marjane Satrapi przedstawia wojnę w swoich powieściach graficznych. Napisałem wcześniej, że zależało jej na stworzeniu takiej kombinacji słowa i obrazu, która ułatwiłaby odbiorcy zrozumienie historii. Nie znaczy to jednak, że na horyzoncie jej opowieści pojawia się jakieś "my", które znamionuje wspólnotę odczuć, percepcji i światopoglądów. Satrapi w żadnym momencie nie zapomina o dyrektywie Sontag. Obrazy cierpienia z jej komiksów zawsze posiadają płeć, zawsze pojawiają się w ściśle zdefiniowanym kontekście społecznym i politycznym. Czytelnik, owszem, może się z nimi zidentyfikować, ale za cenę zakwestionowania swej pozycji i swych przekonań. Czytając/oglądając powieści graficzne Satrapi, uświadamiamy sobie z całą mocą, że ani obraz, ani spojrzenie nie są niewinne.

Część przeklęta

W "Persepolis" Satrapi prezentuje dwadzieścia lat historii Iranu: od 1979 do 1994 roku (od upadku szachinszacha Rezy Pahlaviego w wyniku rewolucji islamskiej do pełnego rozkwitu władzy ajatollahów). Tę historyczną panoramę oglądamy oczami głównej bohaterki, porte-parole Marjane - najpierw małej dziewczynki, której rodzice próbują zaszczepić feblik do wolności, następnie nastolatki, która nie potrafi się odnaleźć ani w irańskiej, ani w europejskiej rzeczywistości, a wreszcie młodej kobiety, która krytycznie spogląda na otaczający ją świat, starając się zrozumieć działające w nim mechanizmy.

Niemal na każdej stronie tego komiksu znajdujemy obrazy zdarzeń, które zmuszają bohaterkę (a także nas) do gwałtownych zmian perspektywy. Nic tutaj nie jest raz na zawsze ustalone - nawet reguły, które w danym momencie uświęca urzędująca władza lub zachowująca wobec niej krytyczny stosunek rodzina. W jednym z rozdziałów do rodziców Marji przyjeżdżają znajomi, którzy po rewolucji islamskiej trafili do więzienia i byli torturowani przez katów reżimu. Są bohaterami i właśnie tak myślą o nich zgromadzone na przyjęciu dzieci. Ale kiedy zaczynają opowiadać o swych traumatycznych przeżyciach, okazuje się, że przemoc stała się obiektem ich fascynacji. Marji, której rodzice tłumaczyli, że należy wybaczać wrogom, jest przerażona, szczególnie wtedy, gdy matka zaczyna skandować: "Trzeba ich wykończyć, tych wszystkich katów!!!".

W innym rozdziale widzimy bohaterkę na egzaminie ideologicznym, który jest przepustką na Uniwersytet Islamski. Egzaminator wie o jej długim pobycie w Wiedniu. Pyta, czy będąc tam, nosiła chustę. Marji odpowiada, że nie. "Zawsze uważałam, że gdyby kobiece włosy stanowiły tak wielki problem, to Bóg stworzyłby nas łyse". Spodziewamy się, że bohaterka zostanie skreślona z listy kandydatów. Ale akurat tym razem jej szczerość zostaje doceniona.

Satrapi nie boi się pokazywać sprzeczności, które tkwią głęboko w irańskiej rzeczywistości, nie wyrzeka się części przeklętej (codziennej przemocy, obłudy władzy, społecznej schizofrenii, frustracji kobiet, szowinizmu mężczyzn), ale też stara się jej nie demonizować, uzupełniając swą opowieść o wiele komicznych elementów. Mimo to przez cały czas towarzyszy nam napięcie. Wiadomo, że za chwilę wszystko ulegnie metamorfozie, figury zmienią swój układ na szachownicy, a znaczenia zostaną wywrócone na nice.

Jedna z najbardziej poruszających scen pojawia się w drugiej części komiksu. Marji poznaje w Teheranie chłopaka, z którym zaczyna się potajemnie spotykać (wiedzą o tym jedynie jej rodzice i kilka koleżanek). Pewnego dnia przychodzi na schadzkę umalowana. Wie, że nie wolno pokazywać się w miejscach publicznych z makijażem, ale mimo wszystko podejmuje ryzyko. Po drodze spotyka patrol strażników rewolucji. Żeby odwrócić uwagę żołnierzy, oskarża przypadkowego mężczyznę o rzucanie pod jej adresem obelżywych wyzwisk. Mężczyzna zostaje natychmiast aresztowany. W jednym z wywiadów padło pytanie, dlaczego Satrapi opisała zdarzenie, które stawia ją w tak negatywnym świetle. Odpowiedziała, że nie mogła pominąć tej sceny, nie mogła odrzucić swej części przeklętej, bo tak jak zło i dobro są nierozłącznymi elementami irańskiego świata, tak owa część dopełnia obraz jej osobowości. Owszem, jest pacyfistką, pragnie wolności dla siebie i innych ludzi... ale jednak popełniła ten irracjonalny czyn.

Podobnych doświadczeń nie da się przedstawić za pomocą stabilnych obrazów, wokół których można by zawiązać opisywaną przez Woolf wspólnotę odczuć. Czytanie komiksów Satrapi przypomina spoglądanie przez lornetkę na obiekty, które pozostają w ciągłym ruchu: co chwilę zmieniamy perspektywę, okular obejmuje zaledwie wycinek rzeczywistości, tracimy ostrość i pole widzenia.

Wietrzenie duszy

Wspomniałem o tym, że po wyjeździe do Francji Mar­jane Satrapi prowadziła długie rozmowy ze znajomymi, w których opowiadała im o Iranie. W pierwszej kolejności chodziło o zmianę obowiązującego wizerunku rodzinnego kraju. Ale istotny był sam akt rozmowy, która w jej kulturze odgrywa kluczową rolę: jest wehikułem opowieści.

Bohaterowie "Persepolis" nie przestają ze sobą rozmawiać. Córka zagaduje rodziców, rodzice wiodą dysputy z przyjaciółmi, niektórzy ryzykują nawet rozmowę z nieznajomymi (piszę o ryzyku, ponieważ każda ze spotkanych osób może być donosicielem). W tej konwersacyjnej sieci bardzo ważne miejsce zajmuje babka. Marji często wypytuje ją o przeszłość (np. kiedy dowiaduje się od rodziców, że dziadek był jednym z synów szacha Nassera al-Dina, który sprawował władzę w latach 1848?1896, od razu próbuje naciągnąć babcię na opowieść o nim). Z całą pewnością konwersacja, która staje się ich udziałem, nie polega jedynie na wymianie informacji (choć i to się zdarza), ale przede wszystkim na przekazywaniu sobie historii. Krótkotrwałe relacje między ludźmi są zawiązywane dzięki opowieściom, które mają do przekazania. Rozmówców łączy narracyjny węzeł, który można błyskawicznie zapleść i równie szybko rozplątać, gdy bohaterowie rozchodzą się w swoje strony albo całkowicie znikają z powieściowej sceny.

Postać babki powraca w innym komiksie Satrapi, "Wyszywanki". Po wystawnym obiedzie, na który babcia zaprasza kilka par, kobiety gromadzą się w salonie, żeby rozmawiać przy herbacie. Mówią o swym życiu erotycznym, dzielą się wspomnieniami, obgadują byłych mężów i kochanków, snują plany na przyszłość. Ich dyskusja wykracza daleko poza oficjalne granice przyzwoitości. Tytułowe "wyszywanki" to potoczna nazwa zabiegu, dzięki któremu można odzyskać dziewictwo.

Satrapi znów tworzy skomplikowany obraz postaw i poglądów. Obyczajowy luz okazuje się często pozorny - kobiety, które zazwyczaj swobodnie wypowiadają się na temat seksu, nagle wybuchają świętym oburzeniem, gdy pojawia się kontrowersyjny w ich przekonaniu wątek. Przesądy i zabobony przeplatają się z krytycznymi uwagami na temat zniewolenia, jakiemu poddawane są kobiety w Iranie.

Ale najważniejsza jest funkcja, jaką pełnią te wszystkie opowieści. Babcia Marjane mówi w pewnym momencie, że "dzięki obgadywaniu możemy sobie przewietrzyć serca...". Snucie historii pozwala zrzucić brzemię ciężkiego losu. W opowieściach zakwestionowane zostają istniejące hierarchie społeczne, kobiety i mężczyźni zamieniają się rolami, okazuje się, że istnieje niewidzialny świat, w którym oficjalne reguły nie obowiązują.

Na ostatnich kadrach "Persepolis" widzimy Marjane Satrapi, która na lotnisku Mehrabad żegna się z rodziną przed odlotem do Francji. Matka zwraca się do niej słowami: "Tym razem wyjeżdżasz na zawsze. Jesteś wolną kobietą. Dzisiejszy Iran nie jest dla ciebie. Zabraniam ci wracać!". Po publikacji "Persepolis" granice Iranu zostały dla Marjane całkowicie zamknięte. Nie podróżuje do rodzinnego kraju, ale nie potrafi się od niego uwolnić. Wraca do irańskiego świata w inny sposób - za pomocą komiksowych opowieści.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad 01 (22/2010)