Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości" - mówi Jezus. A zatem mamy nie tylko istnieć, wegetować, ale żyć w pełni, czyli na wszelkie dostępne człowiekowi sposoby. A że nie żyjemy tylko dla siebie, ale dla innych, a w ostatecznym rozrachunku dla Boga, to i sens naszego istnienia, nasze dole i niedole, nie poddają się łatwemu wytłumaczeniu i nieraz trudno w tych naszych nieszczęściach dopatrzeć się choć odrobiny jakiegokolwiek dobra.
Gdybyśmy żyli tylko dla siebie i nasze szczęście było zależne tylko od nas, byłoby łatwiej żyć i pewnie umierać. W końcu życie bolałoby tylko mnie, tymczasem z mojej przyczyny to moje życie boli również innych. Tych, których znam, i tych, których nie znam. Lata obłożnej choroby, śmierć pod kołami motocyklisty chojraka, tępy opór szefa w pracy, zaborcza miłość matki - potrafią uczynić ludzkie życie czymś tak nieznośnym, że śmierć wydaje się najlepszym wyjściem. Gdzie więc szukać ratunku?
Odpowiedź podsuwa Biblia. Z dwu pierwszych opisów stworzenia świata, w tym starszym czytamy, że Bóg stwarza człowieka jako tego, który ma się ziemią opiekować, nawadniać ją, uprawiać. A stwarzanie świata nie jest procesem zakończonym, trwa również dzisiaj, teraz. To znaczy, że my również mamy względem świata przyjąć postawę ogrodnika, opiekuna podtrzymującego wszystko przy życiu. Nie bez powodu Maria Magdalena spotyka Zmartwychwstałego w ogrodzie i myli Go właśnie z ogrodnikiem.
Pole, jakie przypadło w udziale Jezusowi Ogrodnikowi, trudno nazwać rajskim ogrodem. Przeciwnie, przychodzi Mu uprawiać rolę kamienistą, wyjałowioną, wyschłą, stawiającą niemożebny opór. I jak tu uzyskiwać plony ponad wszelkie oczekiwania? A jednak Jezus pokazał, jak nieużytki zamieniać w zielone pastwiska. Tym, co najbardziej przeszkadza Bogu w uprawianiu ziemi, jak też tym, co zielone pastwiska usiłuje wyjałowić, jest nie co innego i nie kto inny, jak tylko ja i ty. Nie tylko jacyś tam ludzie, jacyś oni, jakieś okoliczności, ale ja. Otóż Jezus, gdy już wszedł na to iście minowe pole, "gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie".
Drugie opowiadanie, młodsze od poprzedniego, mówi, że Bóg polecił człowiekowi, aby ziemię czynił sobie poddaną, a to już znaczy coś innego. Można to polecenie zrozumieć jako przyzwolenie na podbój ziemi, na jej podporządkowanie sobie, zawładnięcie nią. Na szczęście Jezus mówi o sobie jako o pasterzu, a o nas jako o owcach, no i o pastwisku. Jak wiemy z Biblii i własnego doświadczenia, Jezus miał i ma nadal wiele powodów, by swoim owcom złorzeczyć i grozić. Tymczasem nic z tych rzeczy: przeciwnie, Jezus dba o nas bardziej niż o siebie.
Dowód? Niedziela, każda Msza, wciąż nie złoto i nie srebro, ale stół, chleb, wino i woda upewniają nas o Jego obecności.