Dla pszczół i jeży

Brytyjskie ogrody zmieniają się: więcej w nich warzyw, mile widziany jest domek dla owadów. W cenie są kwiaty zahartowane w słońcu i drzewa dające cień.

02.08.2021

Czyta się kilka minut

„Dziś trzeba dobierać rośliny, które radzą sobie w warunkach suchego gorącego lata i długiej wilgotnej zimy”.  Na zdjęciu: jeden z ogrodów prezentowanych w Hampton Court, lipiec 2021 r. / WICEK SOSNA
„Dziś trzeba dobierać rośliny, które radzą sobie w warunkach suchego gorącego lata i długiej wilgotnej zimy”. Na zdjęciu: jeden z ogrodów prezentowanych w Hampton Court, lipiec 2021 r. / WICEK SOSNA

Po długich miesiącach zamknięcia Brytyjczycy cieszą się latem. Nawet nadal wysoka liczba infekcji spowodowanych mutacją Delta wydaje się im nie przeszkadzać. Otwarte są puby i kawiarnie, kina i teatry. Do kalendarza miłośników ogrodnictwa wróciły wspaniałe pokazy, z których słynie Wielka Brytania. W zeszłym roku odwołano je wszystkie. W tym, podczas niepewnej jeszcze wiosny, postanowiono, że najbardziej prestiżowy – RHS Chelsea Flower Show – zostanie przeniesiony z maja na wrzesień. Natomiast na początku lipca, zgodnie z planem, na obrzeżach Londynu odbył się największy z pokazów: RHS Hampton Court Palace Garden Festival.

Odbył się, przyznać to trzeba, przy zachowaniu środków ostrożności. Wszyscy odwiedzający musieli okazać zaświadczenie o szczepieniu lub negatywny wynik testu. Wszyscy wystawcy byli codziennie testowani. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Wielki park znów wypełniły awangardowe projekty ogrodów i stoiska sprzedawców. Znów można było swobodnie rozmawiać o roślinach. Dość powodów, aby popaść w lekką euforię.

Ławica wśród traw

Pokaz w Hampton Court, podobnie jak inne, organizuje Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze (Royal Horticultural Society, RHS). Ogrody, planowane przez długie miesiące, a na miejscu budowane przez dwa-trzy tygodnie, projektują zarówno celebryci z branży, jak też debiutanci. Wszystkie oceniane są przez surowe grono sędziów, ale bez względu na wynik sam udział w tym pokazie jest zaszczytem, a często też początkiem kariery.

Na ogrodowych festiwalach, jak Hampton Court czy Chelsea, bywają sławy ze świata filmu, sztuki i arystokracji. Ale jednocześnie jest to święto tysięcy zwykłych ogrodników i miłośników ogrodnictwa. Okazja, by poznać najnowsze trendy i może jakiś pomysł przenieść do własnego ogródka. Szansa, by porozmawiać z ekspertami. No i przy okazji zrobić zakupy.

Wśród stoisk z gadżetami – rękawicami, sekatorami, kapeluszami – uwagę przykuwają turkusowe szklane rybki: osadzone na metalowych prętach wbitych w kępę traw wyglądają jak ławica unosząca się nad taflą trawiastego morza (są też w innych kolorach – zielone, pomarańczowe). Artystka Karen Ongley-Snook, która je stworzyła i sprzedaje, uśmiecha się: – Czyż nie jest tu wspaniale? Po tej długiej przerwie?

Była tu w 2019 r., przed pandemią: – Nie zmarnowałam tego czasu, właściwie to był dla mnie twórczy okres, pracowałam nad kilkoma produktami. Ale obok działo się tyle strasznych rzeczy… Dobrze było być zajętym, nie myśleć o tym wszystkim. Mnie poza pracą pomagały spacery z psem – mieszkam na wybrzeżu w Sussex, więc miałam gdzie chodzić.

Zioła ze stron ojczystych

Można tu kupić ekstrawaganckie ogrodowe dekoracje – jak ławka w kształcie i rozmiarze leżącego konia zrobiona z drewna wyrzuconego przez morze – ale przede wszystkim kwiaty.

Do stoiska z ziołami co chwila ktoś podchodzi i przerywa właścicielowi podlewanie. Chcę zapytać o różnice między prezentowanymi rodzajami tymianku, bo jest ich aż kilkanaście. Mężczyzna patrzy na mój identyfikator prasowy i wybucha śmiechem: – Możemy mówić po polsku!

Jack Sikora przyjechał do Wielkiej Brytanii 50 lat temu jako student metalurgii, potem budował samoloty. A zioła?

– Culinary Herb Company założył mój syn Piotr, ale jest tak zajęty, że nie udało mu się tu dziś przyjechać. Musi pilnować wysyłki zamówień – wyjaśnia Jack. Jak inne firmy sprzedające rośliny i nasiona, od początku pandemii odnotowują większe zainteresowanie. – Żona lubi ogród i ja też. Jak się wyjdzie do ogrodu, można zapomnieć o wszystkim. Tak odpoczywam. A jeszcze ten zapach ziół… To jest to! – mówi Jack.

A potem opowiada już tylko o swoich roślinach. Bo każdy tymianek jest inny i nie każdy nadaje się do kuchni. Może być w smaku musztardowy albo cytrynowy. Jeden rośnie w górę, inny płoży się przy ziemi.

Ale tymianek to jeszcze nic, bo mięty, jak podkreśla Jack, mają w ofercie 40 rodzajów: – Z każdego kontynentu, nawet z Japonii. Najostrzejsza w smaku jest ta rosyjska. Co roku wprowadzamy nowe zioła, tym razem jest to kubańskie oregano. Wielka Brytania to dobry rynek, tu jest tyle różnych narodowości, a każda szuka ziół z ojczystych stron.

Podziel się cukinią

W Wielkiej Brytanii pokazy ogrodnicze nie tylko wskazują trendy. Można spojrzeć na nie jak w lustro: odbija się w nim to, co dzieje się w społeczeństwie. W bieżącym roku – po tym, jak na skutek pandemii na Wyspach niesłychanie wzrosło zapotrzebowanie na ogródki działkowe i w ogóle każdy skrawek ziemi pod uprawę warzyw [pisaliśmy o tym w nr 16/2021 – red.] – w Hampton Court nie mogło braknąć także ich. Zaproszono mianowicie stowarzyszenia działkowiczów, a te zaprezentowały małe ogródki pełne warzyw i domków dla owadów. Pokazały, jak nawadniać grządki, oszczędzając wodę, albo zamienić drewniane palety w donice. Oraz jak wspólne uprawianie ogródka zbliża ludzi i może zmienić ich życie.

Każda z tych grup ma swoją historię. Ta z londyńskiego blokowiska Spurgeon Estate w 2019 r. postanowiła przemienić pobliski ogród, zamknięty na kłódkę, w pełne kwiatów, drzew i warzyw miejsce, gdzie dorośli mogą się spotkać, a dzieci bawić. Mają tam swój Tajemniczy Ogród, a do Hampton Court przywieźli rzadkie warzywa – jak polinezyjskie taro czy włoskie agretti – bo pochodzą z różnych krajów świata. Inna grupa, Alton Local Food Initiative, uprawia warzywa i oddaje je potrzebującym w okolicy. Jej historia zaczyna się w 2010 r. od nieużytku koło stacji kolejowej.

Takie dowody społecznej wrażliwości i wsparcia nabierają dodatkowego znaczenia w czasie pandemii. Stąd jeden z prezentowanych ogródków działkowych nazwano „Schronienie przed covidem” – przygotowali go członkowie z Sandridge Road w St. Albans, jednego z największych stowarzyszeń działkowców w kraju. Dla nich ogródek był w czasie lockdownu miejscem ucieczki przed stresem, sposobem na wyjście z izolacji, źródłem zdrowej żywności, a dla dzieci szkolną klasą pod gołym niebem.

Domek dla jeża

W tym roku również dzieci znalazły w Hampton Court swoje miejsce. Szkoły biorące udział w konkursie Wild World miały zbudować domki dla owadów i małych zwierzątek, używając materiałów z recyklingu. Niektóre konstrukcje były ekstrawaganckie, jak piętrowy domek w małej czerwonej budce telefonicznej. Jednak ważniejsze, że dzieci dowiedziały się, iż w ogrodach powinno być miejsce również dla dzikiej fauny. A może nawet, że taka jest dziś funkcja naszych ogrodów – wesprzeć owady i zwierzęta, bo na skutek działań człowieka mają one dla siebie coraz mniej przestrzeni.

Przykładem ogrodu w pełnej zgodzie z naturą są chyba ogrody no dig, czyli bez przekopywania gleby, niszczenia jej struktury i żyjących w niej stworzeń. W Hampton Court właśnie taki zaprojektowali Charles Dowding (pionier tej metody) i Stephanie Hafferty (ogrodniczka i autorka poradników).

Na jeden z najważniejszych pokazów ogrodniczych w kraju trafiły więc w tym roku wielkie kapusty, cukinie, jarmuż, kalarepy, seler. Obok tych wiejskich zagonów ustawiono skrzynie na kompost zrobione z drewnianych palet – z zewnątrz obrośnięte kwiatami, bo przecież i one mają swoje zadanie w ogrodzie. Stephanie i jej współpracownicy codziennie udzielali porad i prowadzili wykłady, które gromadziły tłumy. Wszystko w tym ogrodzie miało swoje miejsce, nawet pokrzywy przy grządce z ziołami.

– Bo to źródło pożywienia dla motyli – tłumaczyła Stephanie. Także szkodniki okazywały się pożyteczne: – Larwy biedronki jedzą mszyce, więc jeśli nie mamy mszyc, to nie będzie też biedronek. A z kolei biedronki są ważne – zapylają rośliny, ale też same są pożywieniem dla innych owadów, żab i ptaków.

Wszak podstawą takiego ogrodu powinna być bioróżnorodność i równowaga.

Na ratunek kwiatom i warzywom

A może ogród powinien być łąką?

– Nie jest łatwo przekonać do tego ludzi, ale najlepszy sposób to pokazać im, jaka to różnica dla pszczół i innych zapylających owadów – mówi Marc Duveen Conway z fundacji Plant­life propagującej ochronę i rozpowszechnianie dzikich roślin. I tutaj widać zmianę podczas pandemii.

– W ciągu ostatnich 18 miesięcy przybyło nam ponad tysiąc nowych członków – mówi Marc. – A im więcej mamy członków, tym więcej pracy możemy wykonać. Opiekujemy się łąkami w całej Wielkiej Brytanii!

Mimo to Marc jest daleki od optymizmu. – Musimy działać, i to szybko – podkreśla, bo od lat 30. XX w. Wielka Brytania straciła 97 proc. swoich łąk i polnych kwiatów. A jeśli nie ma ukwieconych łąk, to nie ma zapylających owadów.

Choć nadal mnóstwo jest miejsc, gdzie mieszkańców trudno przekonać do wyższości łąki nad krótko przystrzyżonym (i jałowym) trawnikiem, to coś się i w tej sprawie zmienia. Np. w tym roku w niektórych hrabstwach, jak Berkshire, pobocza dróg i ronda nie są koszone; zamieniono je w pasy pol­nych kwiatów.

Potrzebę szybkiego działania odczuwa też Paolo Arrigo z włoskiej firmy Franchi sprzedającej na Wyspach nasiona. Tyle że jemu chodzi o warzywa, te zagrożone.

– Wiesz, że w ostatnim stuleciu straciliśmy aż 94 proc. odmian? – pyta i tłumaczy, że sprawa jest poważna. Firma Franchi powstała w 1783 r., prowadzi ją od siedmiu pokoleń ta sama rodzina, a Paolo ma wiedzę i opowiada z pasją. Przykładowo o rodzajach cukinii w różnych regionach Włoch, czym się różnią i dlaczego.

– Pochodzenie! – podkreśla z uczuciem. – Warzywo musi mieć pochodzenie! Jak można jeść coś, co nie wiadomo, gdzie i jak wyhodowano? Taki szpinak z supermarketu to nie prawdziwy szpinak, w dodatku zbierany mechanicznie. Co innego szpinak Viroflay! Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1635 r.!

Niestety, szpinak Viroflay rośnie dziś już tylko u dwóch producentów. Jest zagrożonym warzywem i został wpisany na Arkę Smaku kompletowaną przez Fundację Slow Food dla Bioróżnorodności.

– Banki nasion są ważne, ale najlepszy sposób, żeby te warzywa ocalić, to po prostu je uprawiać. Siać, uprawiać, zbierać, jeść – mówi Paolo.

Gdy wybuchła pandemia, ludzie zaczęli bardziej interesować się warzywami: – W ciągu ośmiu godzin wpłynęło do naszej firmy tyle zamówień, ile zwykle wpływa w 45 dni!

Czy ten trend na Wyspach przetrwa? Okaże się za jakiś czas.

– Ale Polacy chyba znają się na warzywach? W każdym razie pomidory w Polsce są świetne! – woła Paolo na pożegnanie .

Wielkie wymieranie

W tym roku jedną z myśli przewodnich odzwierciedlających się w prezentowanych ogrodach była równowaga psychiczna, tak bardzo naruszona przez pandemię, w tym potrzeba kontaktu z innymi, relaksu, wytchnienia. Te ogrody miały być miejscem odpoczynku, czasem wręcz terapeutycznym. Dobrym miejscem dla człowieka.

Felicity O’Rourke postawiła sobie inny cel i dosłownie potraktowała kategorię konkursu, w której startowała: „Global Impact”. Chciała pokazać wpływ dominacji ludzi na środowisko i nimi wstrząsnąć – i to się udało: jej ogród, nazwany dość jednoznacznie „Wymieranie”, to rozerwany kadłub samolotu pasażerskiego wbity w pole pszenicy. Na samolocie napis: „Homo Sapiens”.

Jak tłumaczyła O’Rourke w wywiadach, samolot jest symbolem technologicznego postępu i sukcesu człowieka – sukcesu, który i na niego, i na planetę sprowadza katastrofę, m.in. przez emisję dwutlenku węgla. Pszenica też nie jest przypadkowa, bo przemysłowe rolnictwo ma odpowiadać za niszczenie środowiska i bioróżnorodności. Na polu pszenicy leży więc część samolotu, jeszcze się z niej dymi, wokół walizki, dziecięcy plecak. Całość ogrodzona żółtą taśmą z napisem „Crime scene”.

Ale z jednej strony samolotu, tam gdzie były drzwi, jest jednak zielono: to rośliny, które były na Ziemi, zanim pojawił się człowiek. Te, które przetrwały pięć poprzednich wymierań, a które O’Rourke nazywa „pradawnymi ocalałymi”: miłorząb dwuklapowy, diksonia antarktyczna czy pióropusznik strusi. Mają nam przypominać, że może i dominujemy teraz na planecie, ale my też możemy wyginąć, a one będą trwać.

Ogród przyszłości

Zmiana klimatu jest odczuwana także na Wyspach, np. za sprawą wyższych temperatur latem. Dekada 2010-19 była cieplejsza niż kilkadziesiąt poprzednich lat o 0,9 stopnia Celsjusza, a rok 2019 okazał się jednym z najcieplejszych (np. 25 lipca 2019 r. w Cambridge notowano prawie 39 stopni). Jednocześnie zima była bardziej deszczowa.

Takie zmiany to wyzwanie dla rolników uprawiających warzywa i owoce, a także dla właścicieli zwykłych ogrodów kwiatowych. Brytyjski ogród zmienia się i będzie się musiał zmienić jeszcze bardziej. Jak? Projektant Jamie Butterworth uważa, że ze zmianą nie należy walczyć za pomocą nawadniania czy foliowych tuneli. Raczej trzeba wybrać takie rośliny, które poradzą sobie w warunkach suchego gorącego lata i długiej wilgotnej zimy, a także umiejętnie zarządzać wodą i łapać deszczówkę, gdy można.

W jego „Ogrodzie dla zielonej przyszłości” są więc kwiaty zahartowane w słońcu i drzewa dające cień. Jest strumień, którego poziom zwiększa się lub zmniejsza w zależności od opadów: zimą wypełniałaby go woda, latem odsłonięte byłoby suche dno wyścielone kamieniami. Nad jego brzegiem rosną wierzby – tak, jak w naturalnym dzikim zakątku. Granica między tym ogrodem a naturą się zatarła, przecież to ogród angielski.

Ogród, jakiego jeszcze nie było

Gdy po tygodniu festiwal się kończy, prezentowane ogrody znikają. Czasem w całości przenoszone są w inne miejsca, czasem rośliny można kupić. Warzywa z ogrodu no dig rozdano.

W tym roku kwiaty z ogrodu autorstwa znanego projektanta Toma Stuarta-Smitha trafią do olbrzymiego, prawie stuhektarowego ogrodu w Wisley prowadzonego przez RHS. W 2007 r. Stuart-Smith zaprojektował tam część ogrodu otaczającą szklarnie (otwierała go Elżbieta II). Teraz uznał, że kwiaty, które wtedy wybrał, powinny być już zastąpione przez odmiany lepiej radzące sobie w suchych warunkach. Właśnie takie rośliny – jak dziewanna, krwawnik, szałwia czy mikołajki – wypełniały jego prezentację w Hampton Court (podobnie jak Butterworth, chciał pokazać nieuniknioną zmianę ogrodu wywołaną przez klimat). Teraz trafią do Wisley – w ten sposób będzie można zobaczyć, jak wiele zmieniło się w angielskiej pogodzie od 2007 r., i jakie działania wymusza to na ogrodnikach.

Ogród w Wisley przekazano RHS w 1903 r. po śmierci jego właściciela George’a Fergussona Wilsona – wynalazcy, przedsiębiorcy i zapalonego ogrodnika. Wilson hodował w nim „trudne rośliny”, eksperymentując, na jakim podłożu rosną najlepiej. Jak pisał, chciał stworzyć „ogród, jakiego jeszcze nie było”. To mu się udało: był np. jednym z pierwszych, którzy sadzili lilie poza szklarnią. Uciekał od formalnych linii alei i równych grządek. Jego ogród był niesforny, rośliny wyrastały tam, gdzie padły ich nasiona. Rzeczywiście, takiego wtedy jeszcze nie było.

Coś dla planety

Dziś Wisley jest zbyt duży, by obejść go w jeden dzień. Jest część leśna, są sady, łąki pełne chabrów, warzywne grządki i szklarnie o powierzchni równej dziesięciu kortom tenisowym (wydzielono w nich trzy strefy klimatyczne). Są ogrody, których kamienne mury kryją bananowce i inne egzotyczne rośliny. Są stawy pokryte wodnymi grzybieniami białymi, zwanymi potocznie nenufarami.

Kontynuując eksperymentalną pasję Wilsona, na szczycie wzgórza otworzono w tym roku ogrodnicze centrum naukowe Hilltop. Mieści ono m.in. laboratoria, bibliotekę i herbarium, a w nim 86 tys. okazów. Ma, jak słyszymy, „chronić przyszłość roślin, ludzi i planety”. Jeden ogród nie ocali Ziemi. Ale miliony ogrodników mogą jednak coś zmienić.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2021