Nowy zasięg Kościoła

Pandemia przynajmniej na chwilę przygasła, a Kościół katolicki wraca do funkcjonowania bez sanitarnych obostrzeń. Czy zmieni się na lepsze?

28.06.2021

Czyta się kilka minut

 / JACEK TARAN
/ JACEK TARAN

Trzy tygodnie temu procesja Bo­żego ­Ciała w parafii św. Mikołaja w Gdyni była dla proboszcza Jacka Sochy oznaką przełomu. Było na niej ponad tysiąc osób – mniej więcej połowa z tych, którzy chodzili przed pandemią. Maszerowali z bębnami i gitarami, na znak pokoju mogli się do siebie uśmiechnąć – na świeżym powietrzu nie mieli maseczek. Ksiądz Socha poczuł wtedy, że wszystko wraca do normalności.

Teraz już wie: do kościoła nie wrócą wszyscy. Półtora miesiąca temu doliczył się na mszach jednej trzeciej osób, które wcześniej praktykowały. W niedzielę 20 czerwca – pierwszą, gdy nie obowiązywała dyspensa od osobistego uczestnictwa w mszy – frekwencja była niezła, ale jest za wcześnie, aby powiedzieć, ile osób rzeczywiście wróci do kościoła.

Powrót, nie powrót

Gdyński proboszcz mówi, że to okazja do przemyśleń: – Na ile przed pandemią byliśmy wspólnotą, która oferowała takie doświadczenie wiary, za którym ludzie będą tęsknić? – zastanawia się głośno.

W trakcie lockdownu parafia mogła funkcjonować dzięki ofiarności wiernych. Ksiądz Socha liczy, że z tacy, tak jak to było przed pandemią, znów zostanie „górka”. I że umożliwi to na nowo organizację rekolekcji czy wyjazdów grup modlitewnych. A także działalność parafialnej spółdzielni socjalnej, która pomaga znaleźć pracę osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym. – Bez tego wszystkiego nie przekażemy wiary – tłumaczy proboszcz.

Co zostanie po trzech falach pandemii? W ostatnich miesiącach grupę dzieci przygotowujących się do pierwszej komunii podzielono na mniejsze – to rozwiązanie, które parafia utrzyma. Ks. Grzegorz Malinowski, odpowiedzialny za przygotowanie do bierzmowania, mówi jednak: – Dla większości młodych pandemia nic nie zmieniła. Ich i tak nie było w kościele. Być może proces, który obserwuję od lat, przyspieszył. To wszystko.

Niektórzy uczestniczyli w spotkaniach online, inni tylko się logowali. Fikcją okazała się comiesięczna spowiedź. Ksiądz Malinowski wie, że dla niektórych z jego podopiecznych był to trudny czas: w konfesjonale tłumaczył, że myśli samobójcze to nie grzech, tylko powód, żeby pójść do psychologa. Żałuje straconej okazji na nawiązanie relacji z nastolatkami, bo większość spotkań odbył w maseczkach albo wirtualnie. „Nie poznam was z twarzy na ulicy”, powiedział kiedyś do nich.

Teraz będzie wychodził na zewnątrz, wyciągał rękę, „walczył” o każdego. Mówi, że go to nie przeraża. Dlaczego? „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich” – w trakcie izolacji zrozumiał znaczenie tych słów.

Po staremu?

Z tyłu widoczny las głów, po prawej stronie niemała kolejka chętnych do spowiedzi, w prezbiterium mnisi siedzący w stallach, bez maseczek – ot, kolejna niedzielna msza w kościele pod wezwaniem świętych Apostołów Piotra i Pawła w opactwie benedyktynów w Tyńcu, na zachodnich przedmieściach Krakowa. Wrażenie normalności potęguje liczba samochodów stłoczonych na przyklasztornym parkingu – to też nowość po ostatnim roku.

Jest niedziela, 20 czerwca. Wedle opata, ojca Szymona Hiżyckiego, fre­kwencja na Eucharystii z pewnością zaczyna przypominać dawne czasy. – Dziś była mniej więcej dwukrotnie wyższa niż przed tygodniem – mówi.

– Zwiększony udział wiernych w niedzielnej mszy obserwujemy już od początku czerwca – dodaje brat Grzegorz Hawryłeczko, rzecznik prasowy opactwa w Tyńcu. – Po porównaniu trzech pierwszych tygodni czerwca z okresem przed pandemią widać, że liczba uczestniczących w liturgii nie odbiega od tego, co zwykliśmy widzieć w przeszłości. A przychody z tacy są nawet wyższe.

Także Dom Gości w Tyńcu wraca do normalności. – W ostatnich miesiącach liczba i sposób przyjmowania gości zależały od aktualnie obowiązujących obostrzeń – tłumaczy rzecznik. – Bywały także okresy, gdy nasz dom był zupełnie zamknięty. Traktujemy jego prowadzenie jako część charyzmatu benedyktyńskiego, angażowaliśmy się więc z całych sił w przyjmowanie gości, w taki sposób, jaki w danym okresie był możliwy.

Setki mszy

Na początku czerwca rząd, przychylając się do apeli biskupów, zdecydował o poluzowaniu obostrzeń dotyczących liczby uczestników nabożeństw w kościołach. Od niedzieli 27 czerwca limit wynosi 75 proc. miejsc w danym kościele, ale nie wlicza się do niego osób zaszczepionych. W praktyce oznacza to, że kościoły już legalnie mogą być pełne. Zniesienie przez episkopat dyspensy od uczestnictwa w niedzielnej mszy, która obowiązywała od prawie roku, to moment symboliczny – próba powrotu do zwykłego, przedpandemicznego funkcjonowania Kościoła.

Z wielu badań socjologicznych wynika, że uczestnictwo w nabożeństwach w świątyniach jest zwykle dla wierzących Polaków ważniejszym wyrazem wiary niż indywidualna modlitwa albo inne formy aktywności religijnej (czytanie Biblii, zaangażowanie w ruch religijny itp.). Pandemia radykalnie ograniczyła tę możliwość.

Już na początku lockdownu, w maju 2020 r., ok. 40 proc. parafii prowadziło transmisję mszy w internecie. To całkiem sporo, choćby biorąc pod uwagę często zaniedbywane wcześniej parafialne strony internetowe.

Jak ta liczba wyglądała później, dokładnie nie wiemy – danych jeszcze nie ma – ale przez ostatni rok właściwie co niedzielę można było łatwo trafić (np. dzięki szybko powstałej wyszukiwarce nabożeństw online) na kilkaset mszy z co najmniej kilkudziesięciu kościołów. Zarówno z największych ­sanktuariów, jak Jasna Góra czy Łagiewniki, przez kościoły prężnych duszpastersko zakonów – jezuitów, dominikanów czy benedyktynów z Tyńca – po najmniejsze parafie.

Rozmowy nad tacą

Internetowe duszpasterstwo nie ograniczało się do mszy – zwłaszcza tam, gdzie i przed pandemią byli aktywni księża czy zaangażowani świeccy.

Przykład? Wrocławscy dominikanie zorganizowali internetowe spotkania biblijne, formacyjne, teologiczne, kursy przedmałżeńskie oraz przygotowania do bierzmowania. Uczestniczyli w nich katolicy z całej Polski. Przez pewien czas zakonnicy prowadzili także indywidualne rozmowy online, by towarzyszyć duchowo ludziom w trudnej sytuacji – okazało się jednak, że ci woleli bezpośrednie spotkania w reżimie sanitarnym.

Jak mówi o. Andrzej Kuśmierski, ludzie są stęsknieni bezpośredniego kontaktu: – Z drugiej strony wielu wiernych spoza Wrocławia chce nadal uczestniczyć w naszych spotkaniach. Na razie będziemy przyglądać się sytuacji – czas wakacji jest trochę inny – trwałe decyzje podejmiemy jesienią. Na pewno będą jakieś spotkania w formie hybrydowej, zostawimy też transmisję mszy, choć jednej dziennie, bo prosi nas o to wielu ludzi – zapowiada dominikanin.

Czy nie przeszkodzi to wiernym przychodzić do kościoła?

– Niekoniecznie. Już w ostatnich tygodniach frekwencja zbliżała się do tej sprzed pandemii – mówi o. Kuśmierski. – Zresztą poza internetem nauczyliśmy się też innych rzeczy. Na przykład ze względów sanitarnych zbieraliśmy na tacę nie w kościele, lecz po mszy, na zewnątrz. I okazało się, że to znakomita okazja do spotkań oraz rozmów z ludźmi. Więc taka taca już zostanie.

O chęci do spotkań bezpośrednich mówi też mieszkający w Łodzi prof. Marek Kita ze wspólnoty Chemin Neuf. Zastrzega jednak: – Dzięki połączeniom online odkryliśmy nowe możliwości, z których dobrze będzie nie rezygnować. Na przykład w niedawnym dniu formacji ekumenicznej mogliśmy się połączyć z ks. Tomášem Halíkiem, który nie musiał wybierać między przemawianiem do nas a prowadzeniem dnia skupienia w Czechach.


Ks. Grzegorz Strzelczyk, proboszcz w Tychach: Parafialna grupa na Facebooku liczy teraz więcej ludzi niż chodzących do kościoła. To znaczy, że niektórzy z zewnątrz podglądają życie wspólnoty. Jeśli korzystają z naszej pracy – cieszę się.


 

To jedna z kościelnych lekcji z pandemii – przy pomocy internetowych komunikatorów można prowadzić wiele wspólnotowych form życia religijnego: rekolekcje ignacjańskie (z indywidualnym towarzyszeniem duchowym), dni skupienia, spotkania medytacyjne. Robili tak m.in. jezuici, wspólnota Chemin Neuf czy Ruch Odnowy Kontemplacyjnej. Co więcej, miały one często wielokrotnie większą liczbę uczestników niż rekolekcje stacjonarne. Zamiast kilkudziesięciu – dwustu, trzystu.

– Spotkałem wiele osób, które przez lata nie mogły przyjechać na rekolekcje – mówi prowadzący wirtualne dni skupienia jezuita Dariusz Piórkowski. – Nie dlatego, że nie chciały, ale z powodu choroby, sytuacji rodzinnej albo tego, że np. wyemigrowały do Norwegii. Na pewno będę kontynuował takie internetowe dni skupienia.

Relacje i zasięgi

Katarzyna Pszczółka z krakowskiej wspólnoty Głos na Pustyni podkreśla, że spotkania online umożliwiły dotarcie do ludzi, którzy nigdy by nie przyszli na spotkanie modlitewne, spory zaś wysiłek, jakiego wymagało przygotowanie działań w sieci, scementował ludzi, którzy już wcześniej znali się ze wspólnoty.

– Gdy możliwości spotkań były tak ograniczone, pandemia pozwoliła nam głębiej odkryć wartość relacji, poczucia przynależności i konkretnych gestów, gdy np. komuś na kwarantannie robiliśmy zakupy albo wysyłaliśmy paczkę osobie w izolacji. Dostawaliśmy też wiele maili od ludzi, którzy tego nie mają, i wyraźniej uświadomili sobie, jak im tego brakuje – mówi Pszczółka.

Z kolei w archidiecezji katowickiej Centrum Duchowości Ruchu „Światło-Życie”, oprócz spotkań formacyjnych, od kilku lat organizowało comiesięczne Tyskie Wieczory Uwielbienia. Przed lockdownem na spotkania przyjeżdżało średnio ok. 2 tys. osób, głównie z aglomeracji śląskiej. Podczas pandemii uruchomiono streaming i uczestnictwo wzrosło do 30 tys. osób.

– Oczywiście – mówi jeden z liderów ruchu Aleksander Bańka – nie wiemy, ilu z tych ludzi głęboko się modliło, a ilu oglądało spotkanie sprzątając mieszkanie. Ale mamy sygnały z całej Polski, a nawet z zagranicy, że nasza transmisja umożliwiała głębokie przeżycie duchowe. Wiemy też, że duży zasięg, jaki osiągnęliśmy, sprawił, że wiele podobnych grup chce po powrocie do spotkań u siebie, na miejscu, przejąć wiele elementów naszego sposobu modlitwy. Po pandemii transmisje zostaną.

Słowa Bańki ilustrują kolejną zmianę: jednym z najważniejszych efektów przeniesienia duszpasterstwa do internetu będzie zwiększone oddziaływanie „silnych” ośrodków na to, co będzie działo się w parafiach w mniejszych miejscowościach. Chodzi tu np. o wpływ na indywidualną duchowość ludzi, którzy dotąd nie mieli możliwości wyjechać na zamknięte rekolekcje – a teraz przeżyli je u siebie w domu. Ale również o sposób funkcjonowania grup modlitewnych, które będą przejmować metody podpatrzone w sieci.

Pozostaje pytanie: czy pandemia wpłynie na jakość kaznodziejstwa? Są powody do ostrożnego optymizmu. Transmisje mszy celebrowanych przez znanych z dobrych homilii dominikanów z klasztoru w Łodzi miały nawet 30 tys. wyświetleń. Wielkanocna liturgia Triduum Paschalnego – powyżej 50 tys. Być może ludzie „osłuchani” z dobrym kaznodziejstwem będą teraz stawiać większe wymagania swoim duszpasterzom, a dostępność lepszych wzorców (duża część homilii pozostanie w sieci) pozwoli księżom ulepszyć kaznodziejski warsztat.

Na wielkim osiedlu…

W pierwszą niedzielę po zniesieniu dyspensy ks. Kazimierz Wyrwa, proboszcz liczącej 12 tys. stałych mieszkańców parafii Zesłania Ducha Świętego na osiedlu Ruczaj w Krakowie, szacuje, że na dwóch porannych mszach frekwencja niemal wróciła do stanu sprzed pandemii. – Ale na tych późniejszych ludzi było coraz mniej – mówi.

Dobrze to widać z balkonu kościoła podczas odprawianej w południe Eucharystii – jedynie co trzecie miejsce było zajęte. I to nawet gdyby doliczyć sporo osób, które w nabożeństwie uczestniczyły na zewnątrz, gdzie gdy zrobiło się cieplej, wyniesiono ławki. W sumie zajęta była co najwyżej połowa miejsc siedzących. Przed pandemią na tej mszy część ludzi musiała stać.

Również taca nie wróciła do stanu z początku 2020 r. Proboszcz szacuje, że zbiera się teraz ok. 70-80 proc. ówczesnej kwoty. Ale bywały miesiące chudsze – ze spadkiem do 25 proc.

Podczas pandemii spowiedź odbywa się w kaplicy. Wierni wchodzą pojedynczo, klękają na klęczniku w dość dużej odległości od siedzącego bokiem spowiednika. – Na razie to rozwiązanie zachowamy – zapowiada ks. Wyrwa, choć jednocześnie przyznaje, że zdarzały się osoby, które nie chciały się spowiadać w kaplicy i prosiły o spowiedź w konfesjonale. Pozostanie też – przynamniej przez pewien czas – transmisja mszy w internecie. Pytany o przemyślenia związane z pandemią, proboszcz bez zastanowienia mówi: – Pierwsze komunie trzeba robić w mniejszych grupach – dla każdej klasy osobno, a nie tak jak wcześniej, dla całej szkoły. Taka bardziej kameralna pierwsza komunia przeżywana jest bardziej pobożnie i bez tego całego rejwachu. W obsługę liturgiczną angażują się rodzice, nie dzieci.

Zdaniem ks. Wyrwy, nie warto zmieniać formy kolędy, czyli wizyt duszpasterzy w domach parafian. Wadą organizowanych podczas pandemii mszy dla poszczególnych bloków była anonimowość uczestników. Z tego samego powodu proboszcz z krakowskiego osiedla nie sądzi, by bezpośrednie spotkania zostały zastąpione zajęciami online albo formą hybrydową.

…i w małej wsi

Jest też inna rzeczywistość. W parafii Koszarawa na Żywiecczyźnie (woj. śląskie) po zniesieniu ograniczeń zmieni się niewiele. Co zostanie? – Na razie transmisje mszy w internecie – mówi proboszcz ks. Krzysztof Kozieł. – Z myślą o chorych – dopowiada po chwili.

Tę niewielką, liczącą ok. 2100 wiernych beskidzką parafię covid dotknął podobnie jak sąsiednie – w minionym roku zmarło tu 40 osób, o jedną czwartą więcej niż w latach poprzednich.

Na początku wytyczne w sprawie zasad przychodziły z kurii, ale proboszcz mówi, że weryfikowała je praktyka: – W pierwszych tygodniach ludzie przyjęli ograniczenia z pokorą. Potem pytali: „Skoro możemy chodzić do sklepu, to czemu nie do kościoła?”. I myśmy kościoła nie zamknęli.

Ks. Kozieł umieścił przed wejściem informację, że w środku może być tylko 30 osób. Mówi, że tłumaczył parafianom sens ograniczeń: – Dyspensa dotyczyła uczestnictwa w mszy świętej w kościele. Nie było dyspensy od piątego przykazania: „nie zabijaj”. Dlatego, powtarzałem, musimy słuchać lekarzy, naukowców. Ale przecież ludzi z kościoła wyrzucać nie będę.

W podobnej jak parafia w Koszarawie sytuacji – formalnego przestrzegania ograniczeń, lecz w praktyce funkcjonowania z niewielkimi tylko zmianami – były inne lokalne wspólnoty. Realnie, być może, większość mniejszych parafii w kraju. To sprawiło, że niedziela 20 czerwca nie różniła się w nich od poprzednich.

– Ludzie wracali do kościoła już od wiosny – mówi ks. Kozieł. – Nie mogli się doczekać. Nawet w czasie największych ograniczeń, gdy na mszy mogła przebywać tylko rodzina, która zamówiła intencję, mieliśmy tu taką, która co tydzień podjeżdżała na parking, słuchała nabożeństwa przez internet, a gdy kościół robił się pusty, wchodziła przyjąć komunię.

Zdaniem proboszcza, finansowo parafia nie odczuła minionego roku. – Ofiarność ludzi jest wystarczająca, nie mam obaw o przyszłość. Prace remontowe prowadziliśmy zgodnie z planem. Co się zmieni tego lata? Myślę, że ludzie zaczęli bardziej się otwierać na innych. Zwłaszcza teraz, gdy wiedzą, że już wolno – od­powiada.

Co dalej

Jest więc, jak widać, różnie. Z podróży po parafiach i wspólnotach w całej Polsce trudno wyprowadzić jednoznaczne wnioski. Są miejsca, w których pandemia – wbrew pierwszym intuicjom – zaznaczyła się w niewielkim stopniu. Dla innych była okresem kolosalnej zmiany, która zostanie na długo.

Jednak niemal we wszystkich głosach ludzi z tych kościelnych środowisk, które na poważnie wzięły sanitarne ograniczenia, ale także intensywnie rozwinęły działalność w internecie, da się wyczuć napięcie. Oto bowiem, z jednej strony, obecność w przestrzeni wirtualnej stworzyła okazję do nawiązania kontaktu z ludźmi, z którymi fizyczne spotkanie było dotąd trudne lub wręcz niemożliwe. A że był to kontakt na egzystencjalnie głębokim poziomie, pojawiły się nierzadko realne i bliskie – choć wirtualne i zdalne – więzi. Prawdziwa wspólnota niezależna od przestrzennego dystansu.

Z drugiej zaś strony sanitarny dystans społeczny wyostrzył świadomość, jak bardzo jesteśmy – my, ludzie – cieleśni. Jak bardzo potrzebujemy fizycznego, bezpośredniego spotkania oraz jak wybrakowane bywają nowoczesne środki zdalnej komunikacji.

Na koniec pojawia się więc fundamentalne pytanie o naturę międzyludzkiej wspólnoty. W kontekście religijnym dochodzą inne podstawowe dla chrześcijaństwa kwestie: jakie są warunki uczestnictwa w sakramentach? Czy potrzebna jest do tego fizyczna obecność? Jaka jest właściwa struktura kościelnej wspólnoty? Czy musi być lokalna? Czy możliwe byłyby parafie wirtualne?

Są też pytania konkretne: jak nie zerwać więzi zawiązanych i utrzymywanych przez internet, a jednocześnie zaspokoić tęsknotę za spotkaniem na bliżej niż kilka metrów, z możliwością dotyku, dzielenia wspólnej przestrzeni?

Od żadnego z tych pytań polski Kościół już nie ucieknie. ©℗

Współpraca: Marcin Choduń (Tyniec), Jan Rybicki (Gdynia), Artur Sporniak (Kraków), Marcin Żyła (Koszarawa)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2021